piątek, 31 maja 2013

Znajomy schemat...


Pisałam kiedyś o Mary Sue i szablonowych bohaterach, niedawno trafiłam na trafne podsumowanie innego rodzaju schematów - na blogu Dear Author:

"I’m beginning to think there was a secret ceremony attended by a bunch of NA novelists at which they all swore on a copy of first edition of Twilight to include at least six of the following plot points in their books:
1) the heroine must be, in some way, socially awkward or shy. It’s a plus if she doesn’t realize how gorgeous she is.
2) upon arriving at school, she immediately meets cute the biggest babe magnet on campus. It’s a plus if he needs academic tutoring.
3) the babe magnet is incredibly drawn to the heroine despite the fact that she’s not his “type.”
4) the young woman is incredibly drawn to the hero despite the fact that he’s not her “type.”
5) there is some obstacle keeping them from dating.
6) one and/or the other has something in their past they are hiding from the other. It’s a plus if it’s one of those “I blame myself for something awful thing” sort of thing.
7) at some point, one/and or the other will be wasted and will say things he or she would never say sober. It’s a minus if sex occurs during or right after this revelation.
8) they finally hook up and then break up.
9) the past is RESOLVED. It’s a plus if evil parents were the problem and the young woman/young man stands up to them and then exits hand in hand with the young woman/young man. 
10) they bonk like bedazzled bunnies and live happily for now."

Do książek młodzieżowych raczej już nie zaglądam, ale i w innych schematy (takie czy inne) często się powtarzają: albo motyw brzydkiego kaczątka, którego urodę ktoś musi odkryć, albo historia kobiety pięknej, lecz nieszczęśliwej, czekającej na kogoś, kto dostrzeże w niej więcej niż tylko zewnętrzne piękno. Albo - dla mnie osobiście najbardziej denerwujący - Kopciuszek: on przystojny i bogaty, ona ciężko doświadczana przez życie. Grrr...

Zresztą uroda głównych bohaterów to odrębny temat - rozumiem, że trudniej zaangażować się w przeżycia ludzi "brzydkich" czy takich przeciętnych, przynajmniej w tego rodzaju literaturze szukamy materiału, by odrobinę pofantazjować. Ale czy to musi być tak podkreślane na każdej stronie?

Schematy zazwyczaj drażnią, czasem - w przewrotny sposób uspokajają (gdyż z góry wiadomo, że wszystko dobrze się skończy). Teraz pozostaje mi zrobić rachunek sumienia i przyznać się przynajmniej sama przed sobą, jakiego rodzaju banalne wzory znajdę w moich opowiadaniach ;) Tak, zdecydowanie łatwiej jest krytykować innych, niż samemu ustrzec się błędów.







Czwartkowy spacer


Wolny dzień. Nie udało się nam wyjechać na cały długi weekend, powstało więc pytanie, jak wykorzystać ten czas. Można oczywiście zająć się czymś z długiej listy spraw czekających na swoją kolej... Tylko że wtedy trudno byłoby mówić o wypoczynku, za którym tak wyczekiwałam.

Spakowałam prowiant i wyciągnęłam chłopaków na wycieczkę.

Od samego rana pogoda dopisywała, zdążyłam wypić na balkonie kawę i chwilę powygrzewać się w słońcu z książką, później jednak się zachmurzyło. Na miejscu niebo straszyło nas ponurymi chmurami. Do tego zapomniałam, że w okolicy są podmokłe tereny. Co prawda Autan odstraszył komary, lecz na meszki najwyraźniej nie działał, pozostawało nam ograniczyć się do maszerowania ścieżkami i nigdzie nie przysiadać. 

Mam sentyment do tego miejsca, pełnego malowniczych zakątków. Zawsze też będzie mi się przypominała nasza sesja ślubna w tym parku - za parę dni mija 7 lat. Ech, wiem, że czas zaciera obrazy i nie pamięta się wszystkiego, mam jednak wrażenie, że wtedy... żyło się spokojniej, wolniej. Na pewno mieliśmy więcej czasu dla siebie :)

Dziś Skrzat śmigał alejkami na rowerze ucząc się przy okazji, że nie do każdej kałuży należy wjeżdżać, a my maszerowaliśmy ciesząc się tą wyjątkową ciszą. Na szczęście burza nadeszła dopiero popołudniu, gdy już wróciliśmy. Ochłodziło się, zawinęłam się więc w koc i usiadłam na balkonie, pozwalając sobie na jeszcze trochę relaksu, słuchałam deszczu...









Widzicie tych wystrojonych ludzi? Skupione w niewielkich grupkach damy w szerokich sukniach śmieją się z czegoś, panowie unoszą do oczu binokle, wspierają się na laseczkach i dyskutują...



Ciekawe, kim była modelka, która pozowała do tego posągu? Dawno już jej nie ma, pozostał ten kamienny portret pięknej kobiety, bezimiennej. Odłożyła na chwilę skrzydła, by zażyć kąpieli. Łagodnie zamyślona, nieobecna.

Tak na marginesie - ten artysta miał chyba wielką słabość do kobiecych piersi. A może takie było zamówienie arystokraty?



Ówczesny kanon kobiecej urody bardzo mi się podoba :)


No dobra, może tylko w odniesieniu do kobiet. Tego pana obejrzałam dokładnie, kopyt nie miał, więc za fauna goniącego nimfy uchodzić nie mógł. Fantazjować byłoby mi o nim trudno :)


















środa, 29 maja 2013

O fotografii: Video-poradniki






Nie jestem pewna, czy pisałam już o serwisie Szeroki Kadr - jeśli nie, to zdecydowanie go polecam. 

Tak jak np. tutaj - porad, jak zrobić profesjonalne ujęcia z wykorzystaniem szkła, napojów, światła. Tu za to doskonałe podpowiedzi, jak w warunkach domowych można sfotografować jedzenie. I to bez profesjonalnego sprzętu, nawet bez zewnętrznej lampy błyskowej! Na pomysł z wanną sama nie wpadłam :)

Dla osób, które chciałyby się o fotografowaniu dowiedzieć czegoś więcej, znajdą się też lekcje na najróżniejsze tematy. Można też zapisać się na newsletter, żeby nowe informacje wpadały nam do skrzynki pocztowej...



Skrzat znalazł dziś monetę. Zadowolony rozsiadł się na naszym trawniku i rzucał.

- Jak będzie orzeł, to obejrzę Madagaskar, a jak resztka to Pingwiny...

Zamarłam pochylona z aparatem nad jednym z kwiatków i nasłuchiwałam werdyktu.

- Eeee tam - westchnął. - I tak obejrzę sobie Madagaskar.


niedziela, 26 maja 2013

Pokonać słabość.


Jakiś czas temu zdarzyło mi się prawie zasłabnąć. Zbieg niekorzystnych okoliczności sprawił, że wysiadając z tramwaju zatoczyłam się ledwo docierając do najbliższej ławki, zanim kolana się pode mną ugięły. Walczyłam, by nie zwymiotować i nie stracić przytomności, rozdrażniona słabością, której nie mogłam przemóc, ale i nieco wystraszona. Przynajmniej byłam w miejscu publicznym, nie sama w domu, gdzie nikt nie mógłby mi pomóc.

Siedziałam tam może kwadrans. Przez ten czas dwie osoby, starsze, zatrzymały się pytając, czy wszystko w porządku, czy nie potrzebuję pomocy. I to było... Takie bardzo pozytywne. I staram się skupiać na tym właśnie, nie na tych dwudziestu czy trzydziestu osobach, które w pośpiechu minęły mnie obojętnie.

Biegam. 

Może nie tak regularnie, jakbym sobie tego życzyła (czy pierwotnie planowała), nie zawsze mogę wygospodarować ten czas za dnia, a wolę nie ryzykować po zmierzchu. Nie czuję się w formie, wciąż mam braki kondycyjne, ale staram się stopniowo wydłużać trasę. Sapię, ocieram pot, zaciskam zęby i skręcam, by zrobić jeszcze jedno kółko przez las. To takie moje małe zwycięstwa nad samą sobą.

I mam wrażenie, że te małe sukcesy "fizyczne", pomagają wzmocnić się również na innych polach, przede wszystkim - w tej codziennej wędrówce. Bo co innego zmobilizować siły do realizacji jakiegoś planu, a co innego mieć w sobie wytrwałość do tych wszystkich drobnych spraw, uśmiech, cierpliwość... Przebiegnę swój odcinek i poradzę sobie z kolejnym dniem.

PS. Najlepsze wrażenia są wtedy, gdy już ledwo, ledwo powłóczę nogami i poderwę się, by na ostatnim odcinku ruszyć sprintem. O ile nie potknę się i nie zaryję nosem w ziemię - czuję się, jakbym latała ;) Podziękowania dla pani, która mnie tego nauczyła :D






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...