sobota, 29 września 2012

Jesienne porządki.


Dzisiejszy dzień był... dobry. 

Spokojne przedpołudnie, trochę sprzątania, nie na tyle jednak, by poczuć rozdrażnienie, prasówka oraz kawa w jesiennym słońcu na balkonie (z tą kawą to nie było łatwo - gdyż wyszłam na chwilę i pół filiżanki wyżłopał mi kot). Pracowite popołudnie w ogródku - moje dłonie wyglądają paskudnie (na co komu rękawiczki?), padam ze zmęczenia, jestem za to zadowolona z efektów :)

Zrobiłam porządek - poprzesadzałam zanadto rozrośnięte rudbekie szykując im nowe miejsce przy ogrodzeniu, wykarczowałam trochę barwinka, który zaczynam traktować jak chwast, przekopałam nowy odcinek rabaty. W tym roku, oprócz sprawdzonych już cebul, próbuję nowych gatunków - eremurus, kamasje, iksje, irys holenderski i nowe odmiany czosnku ozdobnego. A do tego - lilie orientalne, te wysokie, pachnące. W ubiegłym roku sadziłam niskie, bordowe i pomimo zmasowanego ataku żarłocznych gąsienic udało im się zakwitnąć (niestety, nie udało mi się dobrze uchwycić ich koloru). Teraz chciałabym więcej tych kwiatów :)

Ależ jestem ciekawa, co z tego na wiosnę wyrośnie...




czwartek, 27 września 2012

Jak to z tym zdrowiem jest...


W naszym domu poprawa, za to rodzina cała siedzi jak na szpilkach, martwimy się o babcię... 

Nie jest dobrze.

Nie, nie, nie. Będzie dobrze, za kilka dni będzie już dobrze.

Ręka swędzi, chciałabym zadzwonić, jeszcze porozmawiać, ale nie mogę na razie. Zadzwonię za parę dni, wtedy wszystko jej opowiem. Dlaczego ostatni raz dzwoniłam aż w niedzielę? Tak dawno?

Nie mam nastroju, ciężko zebrać myśli. Weny brak, aparat drugi tydzień leży w szafie, a rozdział pisze się tak mozolnie...





niedziela, 23 września 2012

Wirusowo..


Wrzesień jeszcze się nie skończył, a Skrzata już rozłożyła gorączka. Wirus, zaraza jedna. I do tego nie można się przyzwyczaić, jak często by się to nie zdarzało, zawsze serce boli, że nie da się nic więcej zrobić - podać lek, podać wodę, zabawiać, głaskać, pieścić i pocieszać tego małego człowieczka. 









piątek, 21 września 2012

Byle do weekendu.


Po ostatnich bardzo stresujących dla mnie dniach, kończeniu trudnego raportu, miałam dziś serdecznie dosyć. I do tego szef mojego męża ostatecznie i kategorycznie odmówił udzielenia mu urlopu. Nie po raz pierwszy zresztą. Obojgu nam zostanie po kilkanaście dni urlopu, którego pewno nie będzie okazji wykorzystać, a na pewno nie w pasującym nam terminie.

Powinnam się już przyzwyczaić do rozczarowań :/




środa, 19 września 2012

Wielkie problemy małych ludzi.


Siedząc dziś na placu zabaw, po raz kolejny zastanawiałam się, dokąd zmierza świat. Najwyraźniej osiągnęłam już "ten" wiek, kiedy zaczyna się wygłaszać umoralniające kazania, idealizując przy okazji przeszłość, lecz... Mam wrażenie - a z różnych rozmów wynika, że nie tylko ja jedna - iż te dwadzieścia parę, trzydzieści lat temu było jakoś tak... inaczej.

Dziś coraz częściej mam wrażenie, że krzywdzę moje dziecko ucząc je, iż nie wolno kłamać, skarżyć, iż starszych trzeba szanować, nie niszczyć zieleni... Teraz wyżej punktowana jest bezczelność, cwaniactwo oraz roszczeniowa postawa wobec życia. 

Kiedyś, jako dziecko, upominana przez dorosłego, spuszczałam głowę, nawet, jeśli uważałam, iż nie miał racji. Dziś podchodząc do grupy przedszkolaków maltretujących młode drzewko mam niemalże stracha, czy przypadkiem na słowa upomnienia nie roześmieją mi się w twarz. Poza mną nikt z licznej grupy rodziców oraz opiekunów nawet nie zwraca uwagi, co się dzieje. Na co dzień za to spotykam maluchy kreowane na święte krowy, zawsze niewinne - mamusie oczywiście w odpowiednim momencie odwracają głowy.

Kiedyś rodzice szli do szkoły, by dowiedzieć się, jak sobie radzą ich pociechy. Dziś przychodzą z pretensjami, dlaczego nauczyciele czepiają się dzieci. Od samego początku "uczą", jak "funkcjonuje" ten świat. A zdesperowani nauczyciele składają przeciw swoim uczniom pozwy do sądu.

Praca do późna nie jest wymówką. Czasu na rozmowy nie potrzeba tak wiele, a ważny jest przecież przykład, jaki dajemy własnym zachowaniem. Dzieci są odbiciem swoich rodziców, w podejściu do świata i innych. To nie tak, że kiedyś nie było dzieci złośliwych, okrutnych czy po prostu niegrzecznych. Skala była jednak zupełnie inna. Jeśli do kogoś nie przemawia apel o odpowiedzialność wobec społeczeństwa, to może pomyśli chociaż o sobie - w przyszłości, gdy sam będzie potrzebował pomocy, to (nie)wychowanie zwróci się przeciwko niemu.

Jeśli to jest właśnie ta wolność, o którą walczyło poprzednie pokolenie, to nie wiem, czy ja jestem nią zainteresowana. Kiedyś dzieci były wychowywane, a dziś coraz częściej...

Trudno, będę dalej krzywdzić to moje dziecko i wpajać mu takie archaizmy jak zasady kindersztuby, poczucie sprawiedliwości oraz tolerancji. Będę mieć nadzieję, że trafi w życiu na ludzi, którzy będą umieli to docenić. Będę dumna, jeśli uda mi się wychować porządnego człowieka. 

Na tyle, ile mogę coś zdziałać, nie zamierzam godzić się na to, by równać poziom "w dół", zastanawiam się jednak, jak będzie wyglądać świat za jakieś 30 lat :/

Wyolbrzymiam? Może. Jestem dziś mocno rozdrażniona.





sobota, 15 września 2012

Nie aż tak bardzo włochate ;)


Nie wszyscy je muszę lubić, jasne. Mi nie przeszkadzają, o ile trzymają się z daleka od mojej twarzy. Przestrzegając starych przesądów pozwalam im żyć w spokoju, a że w tym roku chętniej niż dotychczas odwiedzały mój balkon - musiałam bliżej się im przyjrzeć :)

Ten post jest dla Kasi - one nie są aż tak włochate :)

Mam już jakieś takie szczęście do nich, iż zwykle mogę je oglądać od spodu, "od brzucha". Aby zrobić zdjęcie poniżej - musiałam usiąść na balustradzie i mocno się wychylać. Hmm... Dodatkowe ćwiczenie na mięśnie brzucha. Osobnik na sieci na powitanie machał do mnie łapkami. A może to był raczej ostrzegawczy gest?








Letni kąt



Pochwalę się ;) Jeszcze w sierpniu kupiliśmy stolik i krzesła na balkon, w połączeniu ze stojącą już tam ławą tworzą całkiem wygodny zestaw. Wszyscy już je polubili :) Można wypić kawę, przejrzeć gazetę, rysować czy budować zamki, a nawet... spać.

Szkoda, że wkrótce trzeba będzie je schować. Aż do wiosny.


Dziś samopoczucie fatalne, co zrobić, matka-natura w przypadku kobiet jakoś tak to dziwnie sobie wymyśliła. Do tego cały dzień na nogach, nie miałam okazji zwinąć się w kłębek pod kocem.

Ale z tego rozpędu zmobilizowałam się, by zrobić wstępne porządki w ogródku, wyrzucić część zaschniętych już roślin, wsadzić pierwsze cebule, a przede wszystkim - rozplanować przestrzeń pod następne. W tym roku kupiłam kilka nowych gatunków - kamasje, eremurus, iksje i inne. Ostatnio sprawdziły się lilie (co prawda liście oraz część pąków zżarły jakieś chrząszcze, nie miałam serca truć zarazy, trochę jednak kwiatów przetrwało), dlatego zamierzam próbować z kolejnymi, tym razem - pachnącymi. Na razie posadziłam takie niskie, w wielkiej donicy, która będzie stać na balkonie: już mi się marzą letnie wieczory, przy moim stoliku, zapalona latarenka i odurzający zapach tych kwiatów. Wysokie lilie zasadzę na rabacie, muszę jednak poczekać, aż przekwitną rudbekie, które czas przesadzić w inne miejsce. Za bardzo się rozrosły. Jeszcze parę pomysłów czeka na realizację...

Lubię te jesienne porządki w ogródku - pozwalają skupiać się na tym, jak pięknie będzie na wiosnę, wyobrażać sobie te kolory, nie smęcić się nadchodzącą słotą.


czwartek, 13 września 2012

"Ciekawość"


Gdybym miała się przejmować pomysłami na sceny w moich opowiadaniach, jakie czasem przychodzą mi do głowy, pewno zaczęłabym się o siebie martwić.

Ale akurat tym się nie przejmuję.

Pisanie jest dla mnie przede wszystkim ucieczką. Kreując rzeczywistość nowego opowiadania układam ją według własnych reguł, sama decyduję o losach moich bohaterów - mam miejsce, w którym mogę się chować, gdy codzienność zbyt mnie przytłacza. Mam na coś wpływ.

Miniaturki natomiast... Nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, dlaczego je tworzę. Czasem jakaś scena siedzi mi w głowie, fragment zasłyszanej rozmowy, ulotny nastrój, coś, co mnie poruszy lub zaciekawi na tyle, bym chciała dowiedzieć się więcej - i już przed oczyma widzę postaci, rozmowy, zmieniające się obrazy. Coś, co muszę ubrać w słowa, gdyż inaczej nie da mi spokoju.

Dlaczego akurat "Ciekawość"? Nie wiem, skąd dokładnie wziął się ten pomysł :) Może byłam ciekawa?

Sam impuls, żeby to napisać, pojawił się nagle, właściwie od razu z całą (prostą) fabułą. Któregoś dnia jadąc rano do pracy poczułam, że muszę się z tym zmierzyć. I już. Właściwie wątek taki miał pojawić się w "Alpine", odrzuciłam go jednak stwierdzając, że byłoby to już zbyt przeładowane, jeden wielki emocjonalny misz-masz.


Dość często mam do czynienia z osobami o orientacji homoseksualnej, czy to na płaszczyźnie zawodowej czy towarzyskiej. Nie budzi to we mnie emocji, to nie ich orientacja jest wyznacznikiem naszych relacji. "Ciekawość" nie porusza kwestii tolerancji czy odkrywania własnej tożsamości, a już na pewno nie stosowanych technik.

Czytałam kilka opowiadań o gejach, trafiłam za to na tylko jedną historię o lesbijkach, choć przecież ten temat powinien być kobietom bliższy. Hmm... Być może lubimy czytać przede wszystkim o mężczyznach, nawet tych nie do zdobycia?

Bohaterki "Ciekawości" z pewnością nie są homo.

Czy kierowała mną wyłącznie pokusa zmierzenia się z rzadziej spotykanym tematem? Nie wiem. Nie pamiętam, bym sama miała podobne fantazje, biorę jednak pod uwagę, iż moja świadomość może się tego wypierać. Kiedy przygotowywałam się do pisania tego króciutkiego tekstu, przeszukałam internet (nie był to jednak taki zbyt naukowy research) w poszukiwaniu relacji innych kobiet. Sporo jest stron poświęconych lesbijkom, niewiele tematowi, o którym chciałam napisać. Jednakże te wyznania, na jakie trafiłam, łączyło jedno - przygody nie przeradzały się w dłuższy romans, a we wspomnieniach dominowała czułość, słodycz, poczucie bezpieczeństwa.

Zawsze ciekawiło (ach, znów to słowo) mnie, dlaczego bliski (niekoniecznie erotyczny) dotyk między kobietami jest społecznie akceptowalny, natomiast podobne zachowanie między mężczyznami budzi jednoznaczne skojarzenia. Trafiłam kiedyś na dość przekonującą teorię (wspominałam o niej tutaj), ten temat nie przestał mnie jednak interesować. Czy istnieje taki wąski (?) margines innego rodzaju doświadczeń, który nie wymaga żadnych deklaracji ani etykietek?

Gdzie jest granica między przyjacielskim uściskiem, wyrazem sympatii czy wsparcia, a bliskością, która zaspokaja subtelną potrzebę?

Pisząc zawsze staram się wejść w skórę moich bohaterów, poznać ich, a następnie poczuć to samo co oni. Tym razem jednak... Czułam duży opór :) Ilekroć próbowałam sama odnaleźć się w opisywanej akurat scenie, pojawiała się paląca potrzeba, by wstać i zrobić sobie herbatę, podlać kwiatki lub przynajmniej odkurzyć mieszkanie. Ciężko było się skupić :)

I w ten sposób ukończenie tego tekstu stało się wyzwaniem - przecież nie mogłam się wycofać! Nie jestem zadowolona z efektu końcowego, to taka prosta, przewidywalna historia, która nie kończy się ani morałem ani czymś zaskakującym. Być może powinna jeszcze poleżeć, zaczekać, aż dojrzeje, lecz leży ona już zbyt długo i zaczęła mnie uwierać.

Inne historie domagają się mojej uwagi, a czasu, by je spisać, wciąż brakuje...

Póki co... "Ciekawość" powinna pojawić się za parę dni na moim chomiku.


środa, 12 września 2012

Pechowy dzień.


Nie dość, że się ochłodziło. Nie dość, że pada. Nie dość, że mnie PMS skręca... To jeszcze przez cały dzień prześladuje mnie pech. Rozbity cień, awarie tramwajów, zgubione pieniądze, kurier-idiota, etc.

"Pech" z języka niemieckiego oznacza "smołę". Dawniej jedną z metod polowania na ptaki było wysmarowanie deski czy gałęzi smołą właśnie. Kiedy ptak na niej usiadł - cóż, miał pecha.

To wszystko są głupoty, do tego dochodzi niewyspanie i wredna fizjologia, ale mam ochotę krzyczeć ze złości i jednocześnie płakać.


wtorek, 11 września 2012

Pszczółki nr 2



Tym razem uparłam się i wybrałam bezwietrzny dzień, usiadłam w ogródku i cierpliwie czekałam, aż same przylecą. Były... bardzo pracowite, a złapanie ostrości wydawało się niemożliwe. Nie zdawałam sobie sprawy, że zbieranie miodu to taka brudna robota! Na zdjęciach tego może za dobrze nie widać, ale pszczoły były całe wysmarowane pyłkiem :)






- Myszko, masz tu cztery wisienki. Zabierzemy jedną, ile zostało?
- Za mało.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...