środa, 30 lipca 2014

Krótki spacer w deszczowy dzień...


Rzadko mam okazję się tam powłóczyć, ale kiedy już się wybieram - to zawsze z aparatem. Tym razem dzień był deszczowy, ulice dość puste, więc aż prosiło się, by przystanąć i zamyślić się, jak to kiedyś mogło wyglądać. Kto chodził tymi uliczkami?

Zapraszam na krótki spacer po moim ukochanym mieście :)

wtorek, 29 lipca 2014

Czasu brak, ale na książki musi się znaleźć.


Niedawno wspominałam ze znajomą tzw. stare dobre czasy - gdy doba wydawała się dłuższa, a w głowie tkwiła zupełnie inna wizja świata. Kiedyś nie widziałam nic dziwnego w tym, że książkę czytałam siedząc na drzewie.

Dziś czasu brak, to niestety powszechne zjawisko. W ostatnich miesiącach staram się rewidować swój plan zajęć, wytypować te, które można/trzeba ograniczyć. Przyglądam się im krytycznie, na nowo ustalam priorytety. Tak, by odzyskać choć trochę z tego, co ucieka między palcami... Każdy ma własną koncepcję na spędzanie tych wolnych chwil: moja nie obejmuje oglądania telewizji, od jakiegoś czasu zawiera coraz mniej siedzenia przed komputerem, ale oprócz czasu dla bliskich, musi się w niej znaleźć miejsce na hobby, m.in. na książki.

Czytać za to można... prawie wszędzie.

W tramwaju (oraz na chodniku, kiedy trzeba już wysiąść i pokonać ostatni odcinek pieszo, a oderwać się trudno). Przy prasowaniu. W kolejce do kasy. Przy smażeniu naleśników. W podróży (zawsze uważałam fotel pasażera za wygodniejszy niż ten kierowcy). W poczekalni u lekarza. Przy myciu zębów. Wieczorem na kanapie pod kocem (to rozwiązanie doskonałe i nie zawsze dostępne)...

Czasem jestem zbyt zmęczona, ale jeśli tylko jest ochota, to  zawsze uda się znaleźć choć dziesięć minut, choć kwadrans :)



poniedziałek, 28 lipca 2014

Recenzja: Maria V. Snyder i "Twierdza Magów"


"Siła trucizny" to pierwsza część trylogii fantasy autorstwa Marii V. Snyder "Twierdza Magów". Historia opowiedziana z perspektywy Yeleny, młodej kobiety wciągniętej w okrutny, podstępny świat władzy. Zaczęłam czytać od niechcenia mając wolną godzinę i później bardzo trudno było mi się oderwać :) Jak tylko mogłam - dokończyłam jednym tchem.

Opis z okładki, jak zwykle, zupełnie nie oddaje tego, o czym jest książka:

sobota, 26 lipca 2014

Recenzja: Tad Williams "Pamięć, smutek i cierń", tom 1 "Smoczy tron"


To zdecydowanie nie jest książka do przeczytania w jeden wieczór. Nie jest to też książka, którą czyta się "w biegu" (aczkolwiek - z braku czasu próbowałam i tak :) ). Zarówno jej objętość (675 stron drobnym maczkiem), jak i styl autora powodują, iż zajmuje ona dłuższy czas. Najlepiej usiąść z nią w jakimś zacisznym kącie, przez kilka kolejnych wieczorów i pozwolić przenieść się do odległej krainy...

piątek, 25 lipca 2014

Na pokaz.


Kilka dni temu do tramwaju, którym jechałam, wsiadła kobieta ubrana w luzacki, letni strój: jasna szeroka bokserka, odsłaniająca sporą część koronkowego (zdecydowanie bieliźnianego), intensywnie różowego stanika, króciutkie szorty. Kobieta wyglądała na jakieś czterdzieści lat, mniej więcej, atrakcyjna i szczupła - całkiem nieźle się prezentowała. Oczywiście, bardzo zainteresowane spojrzenia wszystkich mężczyzn w wagonie momentalnie powędrowały w jej stronę. Gapili się na nią również chłopcy, którzy mogliby być jej synami.

Nic nadzwyczajnego, prawda?

A mimo to w jednej chwili poczułam się wyjątkowo niekomfortowo. Nie uważam, by strój tej pani był wyzywający czy niestosowny do wieku/sytuacji, wiem też, że mężczyźni mając ku temu okazję po prostu będą się gapić. Cała ta scena jednak wydawała mi się nieprzyjemna - kobiece ciało wystawione na pokaz, niemalże jak towar. Gapić się, dotknąć, sięgnąć po to... 

Jest gdzieś granica między podziwianiem pięknego ciała a sprowadzaniem go do roli towaru, czegoś, co można zdobyć. Nie wiem, kto przekracza tę granicę - kobiety odsłaniające zbyt wiele czy mężczyźni wykorzystujący nadarzające się okazje. Łatwo byłoby powiedzieć, że gdyby kobiety się tak nie wystawiały na widok publiczny, mężczyźni nie mieliby się na co gapić, ale coś we mnie buntuje się przeciwko obciążaniu całą odpowiedzialnością kobiet. Takie myślenie przyniosło już w przeszłości wystarczająco wiele złego. Mimo to źle się czuję, kiedy widzę takie sytuacje, źle się czuję, gdy sama spotykam się z zaczepkami pod moim adresem. Wkurzają mnie reklamy, w których nagie damskie pośladki reklamują warsztat rowerowy czy producenta zamków.

Tylko co można z tym zrobić? Szczególnie w tych czasach, gdy - jak się wydaje - wszystko jest na sprzedaż, a tzw. kultura popularna gloryfikuje postawę życiową pt. "ja i moje potrzeby są najważniejsze"?



środa, 23 lipca 2014

Mikrusy


Udało mi się wytropić kilka nowych. Więcej ich zdjęć można obejrzeć wybierając etykietę (na pasku po prawej) "krasnoludki".







Te wszystkie głupie rzeczy, za które się łapię, by zająć myśli. Codzienne, proste. Zwykle prawie się udaje. Ucisk w piersi, gdy ucieczka się nie powodzi. Pytam i w odpowiedzi dostaję bezradną minę. Dlaczego? Fałszywie smutny uśmiech, łapczywie wyciągnięta dłoń. I nic. Rozczarowanie. Frustracja. Ciskam w kąt te drobiazgi, które jeszcze przed chwilą wciągały. Gorycz wzbiera w ustach. Biegnę, próbuję rozładować bezsilną złość. 

Każdy ma własny ciężar na sercu, każdy własne problemy.

Łzy pod powiekami. Z całej siły uderzam pięścią w ścianę.


sobota, 19 lipca 2014

Steampunkowa Anglia i "Żelazny książę" Meljean Brook


Chociaż po lekturze Kim Knox nie interesowały mnie kolejne spotkania z literaturą gatunku steampunk, na tyle często trafiałam na nazwisko Meljean Brook, że zdecydowałam się spróbować.

piątek, 18 lipca 2014

Z cyklu: "Trudne pytania" (cz. 7)



Wykładamy zakupy z koszyka na taśmę przy kasie. Wzrok Skrzata (a zaraz potem palec wskazujący) ląduje na opakowaniu podpasek.

- Co to jest, mama?

- To coś dla mnie.

Zwykle jestem zwolennikiem udzielania odpowiedzi od razu i wprost, ale tym razem potrafię sobie wyobrazić dziesiątki pytań dodatkowych, jakie mogą przy tej okazji paść, wolę więc odsunąć je na inną okazję, w bardziej dogodnym miejscu i czasie.

- Ale co to jest? - ponawia uparcie pytanie.

- To coś, co mama potrzebuje - tłumaczę niezręcznie.

Skrzat marszczy się w namyśle.

- To pieluszki?

Pan przed nami ogląda się z zainteresowaniem. Unoszę pytająco brew, na użytek obydwu. Pan szybko odwraca wzrok, ale Skrzat nie odpuszcza tak łatwo.

- No wiesz, mama, takie wkładane do majtek.

- Sądzisz, że mama potrzebuje pieluszek?

- No nie...

Nadzieja, że zostawił temat, okazuje się przedwczesna.

- Mama, czy to jest preparat magnezowy?

Liczę w myślach do trzech próbując odzyskać głos i odkryć przy okazji, jak powiązał coś, czego mama potrzebuje z preparatem magnezowym.

- A skąd ty wiesz o takich preparatach?

- Słyszałem w reklamie.

No i wszystko jasne. Poddaję się. Już nasza kolej, a nie chcę rozpraszać kasjerki.

- Wytłumaczę ci w domu, co to jest.

Na szczęście tym razem się zgadza. Korzystam z okazji, by poszukać słów, które zaspokoją ciekawość, a nie sprowokują dalszych dociekań. Kiedy docieramy do domu, wyjaśniam, że to coś nazywa się podpaski i kobiety potrzebują ich od czasu do czasu. Skrzat kwituje te wyjaśnienia prostym "acha", po czym znika w swoim pokoju. 

***

Oglądamy "Byli sobie wynalazcy", jeden z ulubionych odcinków Skrzata - o Einsteinie. W jednej ze scen genialny fizyk puka do drzwi gospodyni, bo jak zwykle zapomniał kluczy. Ja zawsze się przy tym chichoczę.

- Nie śmiej się, mama - komentuje Skrzat. - On po prostu jest tak samo roztrzepany jak ja.

***

Spacer w lesie. Znów ktoś wyrzucił śmieci, na co Skrzat reaguje pytaniem, dlaczego ludzie tak robią. Dumna z niego przez chwilę tłumaczę o ludzkich słabościach, kosztach oraz ekologii, po czym wzdycham z frustracją.

- Jakbym kogoś takiego dorwała, pogoniłabym go kijem.

- A ja wysadziłbym go dynamitem - stwierdza i uzupełnia ze wzruszeniem ramion: - No co? Jestem kreatywny.

***

- Mama, nie lubię grać z Karolem.

- Dlaczego?

- On nie potrafi przegrywać!

- Taaaak?

- No! Ciągle wygrywa!

wtorek, 15 lipca 2014

Kapryfolium


Kapryfolium, inaczej wiciokrzew. Częściej chyba czyta się o nim w książkach niż zauważa w ogrodach. Nie jest tak widowiskowy jak róże, clematisy czy choćby glicynie. 

Ale pachnie pięknie, słodko i upojnie, szczególnie wieczorami. 



poniedziałek, 14 lipca 2014

Bez ogródek


W ostatnich "Wysokich Obcasach" pojawił się na artykuł/reportaż o serwisie randkowym dla osób pozostających w związkach. Niby nic nowego - zdrada jest chyba tak stara jak sama ludzkość. Nie znam szczegółowych badań w tym zakresie, lecz podejrzewam, że popularność "skoków w bok" w poszczególnych epokach wahała się, ale nie szczególnie drastycznie.

Dziś jednak, w dobie łatwego dostępu do informacji i odchodzenia od tradycyjnych wartości - słyszy się, czyta się o tym więcej. Ludzie korzystający z anonimowości Internetu - chętniej o tym opowiadają.

"Mam rodzinę, dwóch synów i żonę, która może nie jest demonem seksu, ale jest wspaniałą matką i wierną żoną, więc nie chciałbym tego zmieniać. (...) Pytasz o wyrzuty sumienia? No co ty."

"Na milczeniu, pomijaniu niektórych spraw, zbudowany jest niejeden związek. Czy to dotyczy finansów, czy łóżka - jaka to różnica? (...) Że ranię żonę? Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal."

"- Niektórzy są tu dla namiętności, wspólnych wyjazdów, a niektórzy dla półgodzinnego bzyku raz na dwa tygodnie. Jak idziesz na miasto, to czeka cię zgadywanie: czy tylko ty chcesz iść do łóżka, czy kobieta też. A tu nie ma tego problemu. Wszystko jest jasne i czytelne. (...)
Mówi, że przez całe dzieciństwo był wychowywany na grzecznego, to teraz chce być niegrzeczny. Ma rodzinkę (żona, córka) i dobrze się w niej czuje."


Po lekturze wspomnianego artykułu czułam się... zszokowana? Nie, raczej nie. Aż tak naiwna nie jestem. Raczej zniesmaczona. Porządnie zdegustowana. Ktoś może się zastanawiać, nad nowym, otwartym modelem związku, dla mnie to jednak pytanie o szacunek dla drugiego człowieka.


niedziela, 13 lipca 2014

Recenzja: "Klątwa nad Chalionem"




„Klątwa nad Chalionem” Lois McMaster-Bujold przyciągnęła moją uwagę po recenzji, jaka pojawiła się na DearAuthor.  Ponieważ na tym blogu rzadko pojawiają się książki nie będące romansami, zdecydowałam się do niej zajrzeć. Swego czasu czytałam wszystko fantasy, co tylko wpadło mi w ręce, lecz ostatnio trochę „zdradziłam” ten gatunek.

Szczepić!!!


Od kilku lat w środowiskach rodziców trwają dyskusje dotyczące szczepionek dla dzieci. 

Jestem w stanie zrozumieć wątpliwości dotyczące nowych szczepionek, jak przeciwko pneumokokom czy meningokokom. Z jednej strony pojawiają się poruszające kampanie społeczne, z obrazami chorych dzieci, z drugiej - są komentarze, iż to jedynie nachalne akcje firm farmaceutycznych, a same szczepionki są zbyt nowe, nie została wystarczająco przebadana ich skuteczność.

Nie potrafię jednak pojąć, jak można rezygnować ze szczepień obowiązkowych??!!! Dzięki prowadzonemu od lat programowi szczepień, udało się niemal całkowicie wyeliminować wiele groźnych chorób. A teraz... W zeszłym roku gwałtownie wzrosła liczba zachorowań na krztusiec i różyczkę, obecnie lekarze ostrzegają, że grozi nam epidemia odry, której nie obserwowano od 20 lat.

Kilka dni temu jeden z księży w czasie mszy ogłosił, że szczepionki robi się z płodów po aborcji. Podobne informacje takie można znaleźć również na kilku stronach internetowych.

Jeśli tak dalej pójdzie i środowiska antyszczepionkowe będą zdobywać coraz więcej zwolenników, czeka nas powrót do sytuacji sprzed wprowadzenia obowiązkowych szczepień. Zbyt duży odsetek niezaszczepionych dzieci stanowi zagrożenie dla zdrowia całej populacji.

A wydawało się, że rozwój nauki powinien przynieść jakiś postęp :/

sobota, 12 lipca 2014

Inwigilacja? Tak, poproszę! :/


Niedawno wpadła mi w oko reklama aplikacji na telefon, opisywanej jako "wspierająca użytkownika w gospodarowaniu czasem i wyróżniająca się rozbudowaną usługą lokalizacji". Aplikacja może m.in. przesyłać powiadomienia, kiedyś ktoś ze znajomych znajdzie się w pobliżu. 

To oznacza, że sama na bieżąco śledzi miejsce pobytu użytkownika.

Nie jestem paranoikiem, a przynajmniej tak o sobie myślę. Nie prowadzę też żadnych tajnych spraw ani nie mam dostępu do dokumentów wagi państwowej. Mimo to budzą we mnie niepokój tego rodzaju pomysły. Może same w sobie nie stanowią jeszcze niebezpieczeństwa - koncepcja zakłada dobrowolny udział zainteresowanych i najprawdopodobniej aplikację można w każdym momencie wyłączyć - ale po cichu wprowadzają sam pomysł, że możemy być śledzeni, oswajają ludzi z taką sytuacją jako czymś normalnym. Wszelkie usługi lokalizacyjne, urządzenia GPS czy pomysły takie, jak okulary Google - to brzmi atrakcyjnie, "ułatwia życie" i przyciąga zainteresowanych nowinkami. A mnie niepokoi.

Jak i przez kogo zostanie to wykorzystane w przyszłości? 
Czy tylko mi przypominają się wizje takie, jak Orwella z "Roku 1984"?

Dobrze byłoby się nad tym przynajmniej zastanowić. I to przed wybraniem opcji "instaluj".


czwartek, 10 lipca 2014

Smak i zapach wakacji

 

Leniwy poranek. Słońce zuchwale przeciska się między zasłonami zapowiadając upalny dzień. Jakiś ptak nachalnie wyśpiewuje radość życia. Cisza, zupełnie inna niż w gwarnym mieście. Letni luz, gdy boso człapię do kuchni. 

Miękka trawa zaraz za drzwiami, biegamy po niej boso ganiając za piłką, lotką czy sobą nawzajem. Kojący cień drzew w sadzie. Zielony groszek zerwany prosto z krzaka. Palce lepiące się od soku z malin. Schłodzona herbata ze świeżo zerwanej mięty. Jedyny w swoim rodzaju smak lodów, które kupujemy w małej budce na skraju czyjegoś ogrodu. 

Ciepły wiatr szarpiący włosami, gdy ze śmiechem mkniemy na rowerach piaszczystą ścieżką. Otaczający nas ciężki zapach polnych roślin. Łan pszenicy przetykany makami i chabrami.

Pamiętam. Niektóre rzeczy się nie zmieniają.


PS. Muszę przyznać, że podczas tego tygodnia na podmiejskiej wsi odpoczęłam bardziej niż w śródziemnomorskim kurorcie. Bez pośpiechu, bez planów, w wygodnej ciszy. I co najważniejsze - ta atmosfera wyjątkowo przypominała mi wakacje, jakie spędzałam jako dziecko. Może to właśnie o to chodziło?










środa, 9 lipca 2014

Recenzja: Kim Knox i Agamemnon Frost


"Agamemnon Frost and the House of Death" aut. Kim Knox był moim pierwszym spotkaniem z literaturą steampunk i... nie zachwycił mnie. To nie tak, że zupełnie zraziłam się do gatunku, ale po prostu ten świat nie zainteresował mnie na tyle, bym sprawdzała innych autorów. Tym bardziej że Kim Knox zbiera wśród fanów gatunku wysokie recenzje.

O fotografii: retusz?


Polecam krótki post o zdjęciach bez retuszu oraz filmik, który świetnie pokazuje, ile prawdy jest we wszystkich tych ślicznych zdjęciach: TUTAJ.

Kiedy oglądam te wszystkie kolorowe fotografie, doskonałe portrety pięknych kobiet, jestem gotowa stanąć w szeregu z tymi, którzy krzyczą, że retusz powinien być zakazany, że kształtuje wyidealizowany i nienaturalny wizerunek kobiecego ciała, przez co z jednej strony uprzedmiotawia je, z drugiej - przyczynia się do wywołania zaburzeń u dziewczyn marzących o takim ideale. 

Kiedy jednak otwieram własne zdjęcia, dochodzę do wniosku, że do pewnego stopnia byłaby to hipokryzja. Próżność nie pozwala mi pozostawić większości fotografii nieobrobionymi ;)




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...