"Siła trucizny" to pierwsza część trylogii fantasy autorstwa Marii V. Snyder "Twierdza Magów". Historia opowiedziana z perspektywy Yeleny, młodej kobiety wciągniętej w okrutny, podstępny świat władzy. Zaczęłam czytać od niechcenia mając wolną godzinę i później bardzo trudno było mi się oderwać :) Jak tylko mogłam - dokończyłam jednym tchem.
"Król Iksji ginie w krwawym przewrocie. Uprzywilejowana dotąd kasta magów jest skazana na zagładę, a za stosowanie magii grozi śmierć. Nieliczni, którzy przeżyli, muszą ukrywać swoją moc. Teraz krainą rządzi wojskowa dyktatura, na czele której stoi bezwzględny komendant… Mrok zimnego lochu przeraża Yelenę, która czeka na egzekucję. Nieważne, że zabiła w samoobronie. Prawo Iksji jest surowe – śmierć za śmierć… Niespodziewanie wyrok śmierci zostaje odroczony, tylko los zdecyduje, kiedy się wypełni. Yelena będzie w pałacu testować posiłki samego komendanta, by uchronić go przed otruciem. Szybko jednak odkrywa, że znalazła się w więzieniu bez krat… Zawieszona między życiem a śmiercią, desperacko walczy o przetrwanie w brutalnym świecie pełnym intryg i kłamstw. W dodatku ku swojemu przerażeniu dowiaduje się, że jest obdarzona potężną magiczną mocą. Jeśli nie nauczy się jej kontrolować i ukrywać, zginie. Tymczasem w Iksji znów wrze i szykuje się kolejna walka o władzę. Wynik tego starcia może odebrać Yelenie resztki nadziei…"
Akcja toczy się w fikcyjnej krainie, w trudnym do określenia czasie. Raz miałam wrażenie, że autorka przeniosła nas w przeszłość, to znów - że wszystko dzieje się niemal współcześnie (choć może to tyko potknięcia językowe - zbyt nowoczesne słownictwo). Kraj, po obaleniu monarchii, podzielony jest na dystrykty wojskowe (co może nie jest nowym motywem, ale tutaj nie drażni) i rządzony twardą ręką komendanta. Wszyscy muszą nosić mundury określające ich przyporządkowanie, odstępstwa od Regulaminu Postępowania są surowo karane. To, co z początku brzmi dziwnie i bezdusznie, stopniowo nabiera pewnego sensu, zaczyna układać się w intrygującą, starannie dopracowaną całość: swoją rolę odgrywa przeszłość, a panujący porządek dla jednych stanowi misję, dla innych okazję do zysku. Ten kontrast - z nierównościami panującymi za panowania króla oraz z obecną sytuacją w Sycji - stanowi ciekawe tło do refleksji o sprawiedliwości społecznej, ustroju czy stylu sprawowania władzy.
W lochu Yelenę widzimy tylko na pierwszych stronach. Zaskakuje to, jak bardzo jest pogodzona z losem, jak spokojnie przyjmuje wszystko, co ją spotyka. Nie broni się, przyznaje wprost, że zabiła syna jednego z generałów. Dopiero w miarę rozwoju fabuły poznajemy jej przeszłość i możemy się przekonać, że to nie rok spędzony w lochu tak ją złamał. Maria V. Snyder powoli opowiada o tajemnicach naszej bohaterki, pozwala, by z tej pozbawionej nadziei istoty wyłoniła się silna, mądra kobieta. Czytając zapominałam, jak młoda była Yelena - to zupełnie nie rzucało się w oczy. Może trochę brakowało jej ognia, temperamentu, trudno jednak tego oczekiwać od kogoś, kto musi skupiać się na przetrwaniu.
A Valek? Szef służby bezpieczeństwa, szef szpiegów, mistrz najróżniejszych niebezpiecznych mikstur. Już na wstępie częstuje Yelenę trucizną traktując to jako szkolenie, a zarazem - zabezpieczenie przed ucieczką.
"– Właśnie odbyłaś pierwszą lekcję testowania żywności – oznajmił, nie przerywając pisania. – Twój drink był zaprawiony trucizną o nazwie Motyli Pył. Mój był czysty. Jedynym sposobem wykrycia Motylego Pyłu jest przepłukanie gardła. Aromat zgniłej pomarańczy, który właśnie poczułaś, pochodził od trucizny.
Wstałam i natychmiast zakręciło mi się w głowie.
– Czy to śmiertelna trucizna?
– Dostatecznie duża dawka zabija w dwa dni. Objawy pojawiają się dopiero drugiego dnia, ale wtedy jest już za późno na ratunek.
– Czy… czy wypiłam śmiertelną dawkę?
– Oczywiście. Przy mniejszej porcji nie wyczułabyś trucizny."
Nigdy nie wiadomo, z której dziury Valek się wyłoni, na pewno jednak poradzi sobie z każdym przeciwnikiem. A nawet z kilkoma na raz. Jest bezwzględny, chwilami wredny, ale za to wyjątkowo skuteczny :) Heh, po prostu niezawodny facet. Powoli, bardzo powoli poznajemy inną stronę jego osobowości, przyczyny absolutnej lojalności wobec komendanta czy jego osobisty stosunek do różnych istotnych spraw. Obserwując go oczami głównej bohaterki czułam się szczerze zaintrygowana i podobnie jak ona nie miałam pewności, czy zależało mu na dobrze wyszkolonym testerze żywności, sprytnym podwładnym czy... na samej Yelenie.
"Ze zdumieniem patrzyłam, jak Valek z gracją odsuwa się od unieszkodliwionych przeciwników. Wyprostował się, a wtedy usłyszałam, że liczy półgłosem. Gdy dotarł do dziesięciu, pochylił się nad strażnikami i wyciągnął im strzałki z szyi.
– Owszem, nie walczyłem fair, ale jestem spóźniony na lunch – mruknął."
Słowem - zabójca, truciciel, superszpieg, a przy okazji całkiem sympatyczny facet.
Co mi się podobało, to brak podkreślania przy każdej okazji urody bohaterów (musiałam cofnąć się do pierwszych stron, by sprawdzić, jak właściwie Valek wygląda), brak sentymentalizmów, wzdychania po kątach. Wątek romantyczny jest ograniczony do minimum - to zdecydowanie budowało napięcie, pozwalało snuć jedynie domysły... Szkoda tylko, że w końcówce autorka jakby straciła cierpliwość i zbyt gwałtownie posypały się słodkie wyznania, "tęsknota ciał", "unoszenie się ku niebu". Do minusów zaliczyć mogę to, że w kilku miejscach brakuje konsekwencji, bohaterowie zachowują się inaczej, niż nas do tego przyzwyczaili. Np. Valek, choć z początku zachowuje się niemal paranoicznie ostrożnie, później zdaje się niemal ignorować niebezpieczeństwo. Albo czarne charaktery w krytycznym momencie tracą pewność siebie i popełniają błędy (na szczęście, chciałoby się powiedzieć, ale takie uproszczenie też nieco rozczarowuje).
Co mi się podobało, to brak podkreślania przy każdej okazji urody bohaterów (musiałam cofnąć się do pierwszych stron, by sprawdzić, jak właściwie Valek wygląda), brak sentymentalizmów, wzdychania po kątach. Wątek romantyczny jest ograniczony do minimum - to zdecydowanie budowało napięcie, pozwalało snuć jedynie domysły... Szkoda tylko, że w końcówce autorka jakby straciła cierpliwość i zbyt gwałtownie posypały się słodkie wyznania, "tęsknota ciał", "unoszenie się ku niebu". Do minusów zaliczyć mogę to, że w kilku miejscach brakuje konsekwencji, bohaterowie zachowują się inaczej, niż nas do tego przyzwyczaili. Np. Valek, choć z początku zachowuje się niemal paranoicznie ostrożnie, później zdaje się niemal ignorować niebezpieczeństwo. Albo czarne charaktery w krytycznym momencie tracą pewność siebie i popełniają błędy (na szczęście, chciałoby się powiedzieć, ale takie uproszczenie też nieco rozczarowuje).
Ale to drobiazgi. Czytając czułam się oczarowana i gdy niespodziewanie dotarłam do ostatniej strony, miałam wrażenie, jakbym wynurzyła się po długim, długim nurkowaniu :)
Moja ocena: 8/10
Zanim sięgnęłam po drugi tom, "Dotyk magii", zrobiłam sobie przerwę kierując się zasadą, że przyjemności należy sobie dawkować. Coraz trudniej trafić jest na interesującą książkę, więc kiedy już ją znajduję, lepiej pocieszyć się nią dłużej. I może sprawiła to ta przerwa, może moje oczekiwania, ale druga część cyklu trochę mnie rozczarowała.
Akcja opowiadania przenosi się do Sycji, tak barwnej i magicznej, jak Iksja jest szara i podporządkowana surowej dyscyplinie. Autorka skorzystała z okazji, by opisać cały ten fantastyczny świat, a jednocześnie wprowadzić nowych bohaterów. I oni mogliby być ogromnym atutem tego tomu, gdyby nie fakt, że wydawali się jakby... niedopracowani - ten potencjał nie został wykorzystany. Pojawiają się w odpowiednich momentach, szybciutko odgrywają przygotowane dla nich role i znów znikają, a ich zachowanie wydaje się dziwne, nienaturalne. Przynajmniej dla mnie. O tym, że autorka potrafi zręcznie kreować postaci, przekonują bohaterowie, których poznaliśmy w pierwszym tomie i którzy pojawiają się ponownie - Ari i Janco, komendant, o Valku nie wspominając. Do nich nie można się przyczepić :)
Miałam wrażenie, jakby Maria V. Snyder straciła cierpliwość do budowania akcji albo znacząco zmieniła styl pisania - przeskakując na znacznie lżejszy, skupiony na barwnej fabule, wartko toczącej się akcji, a nie jej bohaterach. Wbrew opisowi Yelena zdumiewająco szybko przeskoczyła od poczucia wyobcowania (w stosunku do rodziny, do swoich towarzyszy w Twierdzy Magów) do całkiem serdecznych relacji.
Zabrakło mi też tej lekkości w kreowaniu świata, która tak spodobała mi się w pierwszym tomie. Być może zbyt wiele się tu działo, akcja toczyła się w kilku miejscach, być może to nowe wątki nie pasowały do atmosfery (Yelena poszukuje seryjnego mordercy i gwałciciela, a po drodze - beztrosko rozmawia sobie telepatycznie z koniami). Chwilami to wydawało się zbyt niepoważne. Nie lubię, gdy główni bohaterowie stają się zbyt potężni i w nadnaturalny sposób pokonują swoich przeciwników. Moim zdaniem nawet w świecie fantasy autorzy powinni zachowywać jakieś pozory "realności", pozwalać swoim bohaterom mozolnie piąć się krętą ścieżką. Yelena tymczasem nie dość, że doskonale opanowała sztuki walki, to okazuje się być potężnym magiem i wyjątkowo szybko uczy się nowych rzeczy. Jednocześnie wciąż bez zastanowienia rzuca się na niebezpieczeństwa, choć w pierwszej części wykazywała znacznie więcej rozwagi. Podsumowując mogę powiedzieć, że mniej tu było o człowieku, jego wnętrzu, a więcej o przygodach.
Owszem, czytałam z zapartym tchem, akcja toczyła się szybko, lecz pozostało poczucie rozczarowania :/
Moja ocena tej części: 6/10 (tylko z sympatii dla cudownego i niepokonanego Valka).
Tom trzeci, "Prawda ognia", niestety, nie odbiegał poziomem od poprzedniego.
Atmosfera w tej części była co prawda mroczniejsza, nastrój narastającego zewsząd zagrożenia, zdrady przypominał to, co tak mi się spodobało w pierwszym tomie, lecz to jedyne atuty. Efekt moim zdaniem zepsuło przede wszystkim przesadne nagromadzenie "efektów specjalnych": coraz więcej magicznych sztuczek, umiejętności, coraz więcej wyciąganych niczym z rękawa historii - zniechęcona przestałam zastanawiać się, jakie może być rozwiązanie zagadki, po prostu kartkowałam strona po stronie. Książka nie była wyzwaniem, lecz kolorowym teledyskiem, czytałam, gdyż chciałam poznać zakończenie. Zachowanie postaci wydawało mi się niespójne, niektóre zwroty akcji mocno naciągane.
Podobnie jak w przypadku drugiego tomu żałowałam, że autorka mniej skupiała się na swoich bohaterach, a więcej na ubarwieniu fabuły. W efekcie chwilami trudno było zrozumieć rozterki Yeleny, jak choćby obawę przed jej prawdziwą mocą.
Szkoda, gdyż świat przedstawiony w "Sile trucizny" zapowiadał się lepiej i stwarzał autorce szerokie pole do popisu. Miałam wrażenie, że w drugim i trzecim tomie zmieniła koncepcję decydując się na coś prostszego...
Moja ocena: 6/10.
Zanim sięgnęłam po drugi tom, "Dotyk magii", zrobiłam sobie przerwę kierując się zasadą, że przyjemności należy sobie dawkować. Coraz trudniej trafić jest na interesującą książkę, więc kiedy już ją znajduję, lepiej pocieszyć się nią dłużej. I może sprawiła to ta przerwa, może moje oczekiwania, ale druga część cyklu trochę mnie rozczarowała.
"Wszyscy magowie Iksji zostali straceni podczas wojskowego przewrotu. Tymczasem w sąsiedniej Sycji nadal są uprzywilejowaną kastą, co więcej czterech z nich zasiada w Radzie rządzącej państwem. Na Yelenie ciąży wyrok śmierci za stosowanie magii. Jedynym ratunkiem jest ucieczka do Sycji, jej ojczystej krainy, z której została porwana jako dziecko. Tutaj, w Twierdzy Magów, ma tylko rok na doskonalenie swego niezwykle rzadkiego magicznego daru. Jeżeli nie nauczy się go kontrolować, zginie. W Sycji nic nie układa się tak, jak się spodziewała. Czuje się samotna i obca. Tutejsze zwyczaje ją drażnią lub śmieszą, nie pamięta rodziców, a brat okazuje jej jawną wrogość. Niespodziewanie Yelena zostaje wciągnięta w rozgrywkę z siłami zła, tak pierwotnymi i silnymi, że mogą zagrozić istnieniu Sycji. Wszystko zaczyna się od porwań i brutalnych morderstw młodych adeptek magii. Ofiarom skradziono dusze, które mogą być dodatkowym źródłem ogromnej mocy. Podczas walki na śmierć i życie Yelena przekonuje się, że jej potężne magiczne zdolności są w takim samym stopniu darem, co przekleństwem…"
Akcja opowiadania przenosi się do Sycji, tak barwnej i magicznej, jak Iksja jest szara i podporządkowana surowej dyscyplinie. Autorka skorzystała z okazji, by opisać cały ten fantastyczny świat, a jednocześnie wprowadzić nowych bohaterów. I oni mogliby być ogromnym atutem tego tomu, gdyby nie fakt, że wydawali się jakby... niedopracowani - ten potencjał nie został wykorzystany. Pojawiają się w odpowiednich momentach, szybciutko odgrywają przygotowane dla nich role i znów znikają, a ich zachowanie wydaje się dziwne, nienaturalne. Przynajmniej dla mnie. O tym, że autorka potrafi zręcznie kreować postaci, przekonują bohaterowie, których poznaliśmy w pierwszym tomie i którzy pojawiają się ponownie - Ari i Janco, komendant, o Valku nie wspominając. Do nich nie można się przyczepić :)
Miałam wrażenie, jakby Maria V. Snyder straciła cierpliwość do budowania akcji albo znacząco zmieniła styl pisania - przeskakując na znacznie lżejszy, skupiony na barwnej fabule, wartko toczącej się akcji, a nie jej bohaterach. Wbrew opisowi Yelena zdumiewająco szybko przeskoczyła od poczucia wyobcowania (w stosunku do rodziny, do swoich towarzyszy w Twierdzy Magów) do całkiem serdecznych relacji.
Zabrakło mi też tej lekkości w kreowaniu świata, która tak spodobała mi się w pierwszym tomie. Być może zbyt wiele się tu działo, akcja toczyła się w kilku miejscach, być może to nowe wątki nie pasowały do atmosfery (Yelena poszukuje seryjnego mordercy i gwałciciela, a po drodze - beztrosko rozmawia sobie telepatycznie z koniami). Chwilami to wydawało się zbyt niepoważne. Nie lubię, gdy główni bohaterowie stają się zbyt potężni i w nadnaturalny sposób pokonują swoich przeciwników. Moim zdaniem nawet w świecie fantasy autorzy powinni zachowywać jakieś pozory "realności", pozwalać swoim bohaterom mozolnie piąć się krętą ścieżką. Yelena tymczasem nie dość, że doskonale opanowała sztuki walki, to okazuje się być potężnym magiem i wyjątkowo szybko uczy się nowych rzeczy. Jednocześnie wciąż bez zastanowienia rzuca się na niebezpieczeństwa, choć w pierwszej części wykazywała znacznie więcej rozwagi. Podsumowując mogę powiedzieć, że mniej tu było o człowieku, jego wnętrzu, a więcej o przygodach.
Owszem, czytałam z zapartym tchem, akcja toczyła się szybko, lecz pozostało poczucie rozczarowania :/
Moja ocena tej części: 6/10 (tylko z sympatii dla cudownego i niepokonanego Valka).
Tom trzeci, "Prawda ognia", niestety, nie odbiegał poziomem od poprzedniego.
"Groźna i potężna kasta magów pragnie zawładnąć ziemią i zaświatami. Iksja i Sycja, dwa wrogie państwa, teraz muszą połączyć siły przeciw wspólnemu wrogowi… Yelena nauczyła się w pełni kontrolować magiczne moce. Jako Poszukiwaczka Dusz może decydować o losie zmarłych. Odważna i szlachetna, zyskała wielu oddanych przyjaciół oraz… śmiertelnych wrogów. Teraz, w ogarniętym wojną świecie, jest ostatnią nadzieją bezbronnych. W jej rękach spoczywa los tysięcy istnień. Wraz z grupką najwierniejszych przyjaciół podejmuje heroiczną walkę z wrogiem. Siły zła znają jednak jej słaby punkt i zyskują coraz większą przewagę. Yelena ma tylko jedną szansę, by wygrać. Musi wykorzystać wszystkie magiczne moce i przezwyciężyć największą słabość. Wyrusza w niebezpieczną podróż do krainy umarłych…"
Atmosfera w tej części była co prawda mroczniejsza, nastrój narastającego zewsząd zagrożenia, zdrady przypominał to, co tak mi się spodobało w pierwszym tomie, lecz to jedyne atuty. Efekt moim zdaniem zepsuło przede wszystkim przesadne nagromadzenie "efektów specjalnych": coraz więcej magicznych sztuczek, umiejętności, coraz więcej wyciąganych niczym z rękawa historii - zniechęcona przestałam zastanawiać się, jakie może być rozwiązanie zagadki, po prostu kartkowałam strona po stronie. Książka nie była wyzwaniem, lecz kolorowym teledyskiem, czytałam, gdyż chciałam poznać zakończenie. Zachowanie postaci wydawało mi się niespójne, niektóre zwroty akcji mocno naciągane.
Podobnie jak w przypadku drugiego tomu żałowałam, że autorka mniej skupiała się na swoich bohaterach, a więcej na ubarwieniu fabuły. W efekcie chwilami trudno było zrozumieć rozterki Yeleny, jak choćby obawę przed jej prawdziwą mocą.
Szkoda, gdyż świat przedstawiony w "Sile trucizny" zapowiadał się lepiej i stwarzał autorce szerokie pole do popisu. Miałam wrażenie, że w drugim i trzecim tomie zmieniła koncepcję decydując się na coś prostszego...
Moja ocena: 6/10.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz