Młody zielonooki bandyta pozbawiony jakichkolwiek zasad, szeryf o manierach dżentelmena z Południa oraz nieco szalona dziewczyna, do tego palące kalifornijskie słońce, stare zagadki i całkiem nowe napady, czyli witamy w Mojave A.D. 1853 :)
O pisaniu "Bandyty".
Podsumowanie.
Wizyta w Sacramento.
Prolog
Siedząc wygodnie wśród wysokich
skał, niewidoczny na ich tle, młody mężczyzna z nudów obserwował trzy sylwetki
poruszające się w późno popołudniowej ciszy na dnie rozciągającej się pod nim
dolinki. Nie potrzeba było dużego doświadczenia by przewidzieć, jak mogło się to
skończyć.
- Ciekawe, dlaczego go po
prostu nie zastrzelą? Potrzebują żywego? – mruknął sam do siebie, odchylając
się nieco, dla lepszego widoku.
W dole samotny wędrowiec
rozkładał właśnie obóz na noc, budując całkiem zgrabne ognisko. Skupiony na
zabezpieczeniu konia i przygotowaniu posłania, nie zauważył, iż kryjąc się za
głazami i krzakami skradały się do niego dwie uzbrojone postaci.
W pewnym momencie kary koń
wędrowca zarżał cicho, przestępując niespokojnie z nogi na nogę. Zaalarmowało
to jego właściciela, który podniósł się powoli, niewprawnym ruchem wyciągając
rewolwer zza pasa. Skulił się przy tym nieznacznie i nerwowo przeczesywał
wzrokiem okolicę.
- Trochę za późno na strach.
Zachciało ci się włóczyć samotnie i aż się o to prosiłeś – skomentował cicho
siedzący na skałach mężczyzna, wzruszając sam do siebie ramionami.
Ani na moment nie przerwał
zabawy małym, ozdobnym nożykiem, którym z dużą precyzją wycinał wzorki w
kawałku drewna. Jego wzrok leniwie wędrował między trzymanymi w dłoniach przedmiotami
a rozgrywającym się w dole dramatem.
Oceniając niepewne ruchy
wędrowca nie dawał mu żadnych szans. Musiałby być naprawdę zwinny i szybki, by
poradzić sobie z dwoma napastnikami, którzy w przeciwieństwie do niego zdawali
się wiedzieć, co robili.
Tymczasem jeden ze skradających
się mężczyzn dotarł już do zarośli, przy których zatrzymał się wędrowiec,
podczas gdy jego kompan zachodził od drugiej strony. W pewnym momencie jeden z
nich rzucił kamieniem, na chwilę skutecznie odwracając uwagę ofiary.
Walka była krótka, tak jak
przewidział samotny obserwator.
Czający się w zaroślach
napastnik bezszelestnie podbiegł, wykręcając ręce wędrowca, po czym wytrącił mu
z dłoni rewolwer. Napadnięty szarpał się, był jednak wyraźnie słabszy i poddał
się, czując broń przyciśniętą do policzka. W tym momencie drugi z napastników
wysunął się ze swojej kryjówki, ze strzelbą w dłoni. Obaj mężczyźni zaśmiali
się głośno, zadowoleni ze swojego sukcesu, a trzymający ofiarę napastnik
ściągnął z głowy wędrowca kapelusz, uwalniając kaskadę długich brązowych loków.
Obserwujący tą sytuację ze
swojej pozycji wśród skał mężczyzna zaklął, dopiero w tym momencie
zorientowawszy się, że napadnięty był kobietą. Niespokojnie przeczesał
potarganą czuprynę, lśniącą w przedwieczornym słońcu rudawo, zastanawiając się
jeszcze przez chwilę, czy powinien się mieszać.
To zdecydowanie nie była jego
sprawa.
Nigdy nie miał też problemów z
obserwowaniem nierównej walki, a stawanie w obronie słabszych było dla niego
pustym frazesem, w końcu każdy powinien pilnować własnych interesów. Dziś
jednak jakaś niepojęta siła zmuszała go do działania i w jego piersi zrodził
się dziwny niepokój, zmuszający jego serce do szybszego biegu. Nawet instynkt,
który ratował mu tak często życie, nie był w stanie go powstrzymać.
- Będziesz miał z tego tylko
kłopoty – mruknął sam do siebie, cicho niczym kot zsuwając się w dół zbocza.
Miał tą przewagę, że upojeni
łatwą wygraną mężczyźni niczego się nie spodziewali, bo to było też dość
nietypowe spotkanie w tej bezludnej na co dzień okolicy. Do najbliższych
zabudowań było ładnych parę godzin jazdy i jedynie czysty przypadek
sprawił, iż akurat dziś przejeżdżało tędy tyle osób.
Szybko podkradł się do ogniska,
ani na moment nie spuszczając wzroku ze stojących przy nim sylwetek. Jeden z
mężczyzn skrępował dłonie kobiety i szarpnięciem za włosy przewrócił ją na
ziemię.
- Zaraz się przekonamy, ile
jesteś warta – zaśmiał się chropawym, nieprzyjemnym głosem, nachylając się nad
skuloną na ziemi postacią.
Poprawił tłuste włosy, związane
na karku w niechlujną kitkę, i otarł dłonie o skórzane spodnie, a na jego
ustach pojawił się lubieżny uśmiech. Kobieta bezradnie podkuliła nogi, wiedząc
doskonale, że nie miała w tym momencie żadnych szans. Zacisnęła mocno usta,
starając się zamaskować swój strach i nie dać swoim prześladowcom
satysfakcji z obserwowania jej słabości.
- Pamiętaj tylko, aby jej nie
uszkodzić, James – zawtórował mu basem jego kompan. – Będziemy jej jeszcze
potrzebować.
Samotny mężczyzna podszedł w
międzyczasie całkiem blisko i teraz śmiało, nie kryjąc się już dłużej, ruszył w
stronę ogniska. Bez wahania wycelował w nachylającego się nad kobietą opryszka.
Nie odczuwał nigdy wyrzutów sumienia w związku ze strzelaniem w plecy, lecz
nikt, kto go znał, nie śmiałby zarzucić mu w związku z tym tchórzostwa. Po
prostu oszczędzał sobie czas i fatygę, nie lubił niepotrzebnie ryzykować.
Ciało mężczyzny nazwanego przez
towarzysza Jamesem nie zdążyło jeszcze opaść na ziemię, kiedy oddał kolejny,
równie celny strzał. Drugi mężczyzna osunął się na kolana z szeroko rozwartymi
w szoku oczyma, po czym runął twarzą na ziemię.
Strzelający schował broń, a
mijając ciało splunął na nie z pogardą. Przykucnął obok kobiety i przez chwilę
przyglądał się jej zaintrygowany, przechylając nieznacznie głowę. Zaskoczyło
go, że była tak młoda, nie więcej niż dwa, trzy lata młodsza od niego. Miała
delikatną, jasną cerę i ładnie wykrojone usta, duże brązowe oczy wpatrywały się
w niego ze skupieniem. Nie wyglądała na tak przestraszoną, jak się tego spodziewał.
Ta
dziewczyna musi mieć jaja, aby sama podróżować po stepie, mruknął w duchu, zauważając
przy okazji, że było to też bardzo głupie z jej strony.
Równie dobrze on sam mógł być
tym, który ją napadł.
Przyjrzał się jej uważniej
stwierdzając, że teraz już świetnie rozumiał powód, dla którego koniecznie
chcieli mieć ją żywą. Jeśli ciało miała choć w połowie tak piękne jak twarz…
Westchnął ciężko.
Bez słowa sięgnął po nóż i
rozciął jej więzy, po czym wstał, odwracając się plecami, pozornie jedynie lekceważąc
dziewczynę. W rzeczywistości uważnie nasłuchiwał jej ruchów, życie nauczyło go,
by nigdy nie tracić czujności.
- Dziękuję. – Dobiegł go jej
niepewny szept.
Drwiące prychnięcie posłużyło
za jego jedyny komentarz.
Skrzywił się z niechęcią i
przeciągnął ciała zabitych mężczyzn tak, aby leżały obok siebie. Zabrał ich
broń, a następnie zdjął z nich paski, wiążąc nogi swoich ofiar. Kiedy podniósł
się i skierował do konia dziewczyny, ta spytała z lekkim niepokojem w głosie.
- Co robisz?
W
końcu się boisz,
pomyślał z pewną satysfakcją.
Mógł oczywiście użyć do tego
celu swojego konia, nie chciał jednak wyprowadzać go z bezpiecznej kryjówki.
- Chyba nie chcesz nocować w
towarzystwie trupów – zakpił.
Dziewczyna wyraźnie wzdrygnęła
się, jakby już zapomniała o tym, co się przed chwilą wydarzyło.
- Zaraz wracam – rzucił sam nie
wiedząc, po co ją uspokajał.
Przy pomocy konia odciągnął oba
ciała na odległość, z której, jak mu się wydawało, nie będzie w nocy słychać
padlinożerców. Nie zamierzał bawić się w grzebanie zabitych. Gdyby był sam, bez
wahania zostawiłby ich tam, gdzie upadli, i pojechał dalej. Skoro już
jednak uratował dziewczynie życie, postanowił zapewnić jej tą odrobinę
komfortu.
Przez chwilę wpatrywał się w
milczeniu w zabarwiony ognistą zorzą horyzont, pozwalając sobie na moment
całkowitego wyciszenia. Kolory rozlewające się na zachodnim nieboskłonie
budziły w nim niejasne wspomnienia, tak stare, że szczerze wątpił, iż w ogóle
były prawdziwe. W jego sercu na chwilę zapłonęła iskra, maleńki ślad po czymś,
co rozmyło się w bezkresie tych wszystkich twardych lat, wypełnionych walką i
ucieczką, brutalną sztuką przeżycia. Rozluźnił mięśnie, wciągając do płuc
suche, pustynne powietrze. Lekki wiatr bawił się jego koszulą, przynosząc
namiastkę ochłody po skwarnym dniu.
Wrócił do ogniska okrężną
drogą, zabierając z miejsca, w którym sam się zatrzymał, swoje rzeczy. Upewnił
się też, że jego własny wierzchowiec był dobrze zabezpieczony.
W dolince dziewczyna zabrała
się za przygotowanie posiłku. Jej ruchy były pozornie spokojne, wychwycił
jednak spłoszone spojrzenie, tak jakby w rzeczywistości miała poważne
wątpliwości, czy zamierzał wrócić z jej koniem.
I
słusznie.
Prychnął sam do siebie.
Przywiązał karego wierzchowca
na powrót do gałęzi i przyszykował sobie pod jednym z drzew posłanie. Nie pytał
się jej o cel podróży, ani nawet o imię. Bawiła go nierealność tej sytuacji.
Pierwszy raz spotkał kobietę, która podróżowałaby zupełnie samotnie, nie zdając
się na ochronę jaką zapewniał chociażby dyliżans. Być może świadczyło to o
lekkomyślności, lecz z drugiej strony zaimponowała mu jej odwaga.
W milczeniu jedli chleb i ser,
który dziewczyna wyciągnęła z bagaży. Mężczyzna przyglądał się jej spod
przymrużonych powiek. Była atrakcyjna, nawet bardzo. Męski strój nie odbierał
jej uroku, a wręcz przeciwnie, w jakiś przedziwny sposób wydawał się dobrze
komponować z niezależnością, jaką prezentowała swoim zachowaniem.
W dolince zapadł już zupełnie
zmrok i ognisko było jedynym źródłem światła. Dziewczyna kręciła się w kółko,
wykonując szereg niezrozumiałych dla swojego towarzysza czynności. Ten ostatni
uśmiechnął się w duchu podejrzewając, że była skrępowana jego obecnością i
szukała wymówki, by czymś zająć ręce. Korzystał z okazji sycąc oczy widokiem
tajemniczej nieznajomej. Ogień malował ciepłe refleksy w jej długich włosach,
kusząc, by zanurzyć w nich dłoń. W jej zachowaniu stanowczość mieszała się z
delikatnością. Nie wyglądała na osobę, która spędziłaby życie w siodle, raczej
gubiła się przygotowując się do spędzenia nocy na stepie. Jej dłonie, jej jasna
cera były zbyt subtelne jak dla kogoś, kto mieszkał w tych okolicach. Wydawała
się być zjawą z innego świata.
Piękną zjawą.
Każdy płynny ruch dziewczyny,
każde odrzucenie włosów do tyłu budziły w nim dzikie pragnienie, by zedrzeć z
niej ubrania i dokończyć to, w czym przeszkodził napastnikom. Blask kryjący się
w jej brązowych oczach, tajemnica siła, bijąca od całej jej postaci, nie
pozwalały mu myśleć się o czymkolwiek innym.
Jednakże z niezrozumiałej dla
niego przyczyny nie potrafił tego zrobić. Wzdrygał się na samą myśl o tym, że
miałby użyć wobec niej przemocy. Może dlatego, że widział ją związaną?
Do tej pory wyrzuty sumienia
były dla niego czymś abstrakcyjnym.
Mężczyzna zacisnął zęby,
tłumiąc w sobie wściekłe warczenie, i skupił się na swoim zajęciu. Niespiesznie
znaczył na dobrze znajomym uchwycie swojego rewolweru kolejne dwa nacięcia.
Kiedy skończył, z satysfakcją przejechał palcem po szeregu żłobień
i przymknął oczy. Jego niezawodny, nieodłączny przyjaciel. Jedyny, któremu
mógł zawierzyć. Oparł się wygodnie o pień drzewa, pod którym siedział,
rozkoszując się ciszą.
Dziewczyna również obserwowała
swojego wybawcę. Robiła to ukradkiem, zasłaniając się rozpuszczonymi włosami.
Zdawała sobie sprawę, że myśli, które uparcie krążyły po jej głowie, należało
uznać za co najmniej dziwne, biorąc pod uwagę los, jakiego dopiero co uniknęła.
Nie miała pewności, co zamierzali z nią zrobić napastnicy, jednakże gwałt
wydawał się być ewidentną częścią ich planu.
Kiedy pierwsze emocje wywołane
przez napad opadły i trzeźwo oceniła swoją sytuację, w pełni się zrelaksowała.
Mężczyzna, który jej pomógł, nie mógłby przecież chcieć jej zaraz skrzywdzić?
Nie tęskniła aż tak bardzo za
intymną bliskością z mężczyzną, lecz nie mogła nic poradzić na to, że ilekroć
jej wzrok lądował na przystojnym nieznajomym, myślała jedynie o tym, by dotknąć
dłonią jego twarzy i posmakować jego ust. Trudne do opanowania pożądanie, jakie
w niej wzbudził, zaskoczyło ją samą. Nie widziała jednak powodu, by się przed
tym bronić.
Uznała, że później sobie to
przemyśli.
Spuściła głowę niżej, bojąc
się, by przedwcześnie nie wyczytał z jej oczu wypełniającego ją pragnienia.
Zauważyła już, jak intensywnie wpatrywał się w nią swoimi hipnotyzująco zielonymi
tęczówkami, i domyślała się, że będzie zainteresowany jej propozycją. Żywiła
tylko nadzieję, iż rano rozjadą się każde w swoją stronę, nigdy więcej się nie
spotykając. Nie potrzebowała dodatkowego bagażu. Nie interesowało jej też imię
rewolwerowca.
Tylko jedna noc.
W końcu zebrała się na odwagę.
To, co postanowiła, nie miało
nic wspólnego z wyrażaniem wdzięczności za jego pomoc. Miała niespodziewanie
silną potrzebę posmakowania tego pięknego mężczyzny, a wiedziała, że gdy wróci
do domu, nie będzie miała zbyt wielu okazji, by w ten sposób zaspokoić zmysły.
Starała się nie myśleć o tym,
że godzinę temu zginęli tu ludzie ani tym bardziej o tym, że sama mogła być
ofiarą.
Ukradkiem zdjęła buty i śmiało
nawiązując kontakt wzrokowy ze swoim towarzyszem powoli wstała, rozpinając pas
i pozwalając spodniom opaść na ziemię wraz z bielizną… Przesłaniała ją w tej
chwili jedynie sięgająca do połowy ud męska koszula. Wysunęła stopy krępującego
je materiału i odgarnęła dłońmi włosy na plecy.
Zaskoczony mężczyzna sapnął
cicho na ten widok, z trudem powstrzymując się od przetarcia z niedowierzeniem
oczu. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, a ich oddechy stopniowo stawały
się coraz cięższe. Otaczająca ich cisza niemal przytłaczała swoją
intensywnością.
W końcu dziewczyna niespiesznie
ruszyła w jego stronę, kołysząc uwodzicielsko biodrami. Jej oczy iskrzyły w
zacieśniającym się mroku dusznego wieczoru. Bosa i półnaga, szła powoli, lecz w
jej ruchach nie było wahania. Przypominała dzikiego kota ruszającego na nocne łowy.
Mężczyzna przełknął ślinę,
wiedząc, że dzisiaj to on był zwierzyną.
Po raz pierwszy zdarzyło się,
by jakaś kobieta w ten sposób go zaskoczyła, a nie można było powiedzieć, by
stronił od ich towarzystwa. Nie można też było powiedzieć, by był niechętny
temu, co najwyraźniej planowała wyratowana przez niego brunetka.
Bijący od ogniska blask
podkreślał aksamitną gładkość skóry dziewczyny, barwiąc ją na ciemnozłoty
kolor. Potrzeba dotknięcia jej ciała stała się niemożliwa do zniesienia i
mężczyzna napiął mięśnie w palącym oczekiwaniu, czując, jak narastało w nim
podniecenie. Ani na moment jednak nie stracił rozeznania w sytuacji ani
panowania nad sobą, które tyle razy ratowało mu życie.
W swoim młodym życiu nigdy
nikomu nie zaufał.
Brunetka płynnie usiadła mu na
kolanach, skupiona na jego pociemniałych oczach, nie zauważając zupełnie, że
jedna z rąk mężczyzny powędrowała pod pled, na którym siedział, i zacisnęła się
na rękojeści noża. Dziewczyna smukłą dłonią pogładziła jego policzek, tak, jak
to sobie wyobrażała siedząc po drugiej stronie ogniska. Czuła lekki zarost, a
do jej nosa dotarł seksowny zapach nieznajomego. Pot, koń i tytoń. Zapach
godzin spędzonych na słońcu, w objęciach pustynnego wiatru, dzikość i zdrowa
siła. Zapach nie mający nic wspólnego ze świeżym, lecz sztucznym i zupełnie
niemęskim aromatem kawalerów, którzy otaczali ją jeszcze niedawno. Odetchnęła
głęboko, wciągając oszałamiającą ją woń i czując, jak jej zmysły przejmowały
kontrolę nad ciałem. W uszach szumiało jej od tętniącej w szaleńczym tempie
krwi. Przesunęła dłoń dalej, ku włosom mężczyzny. Były bardziej miękkie, niż to
się wydawało z daleka.
Z cichym westchnieniem
nachyliła się do jego ust.
Wahał się tylko krótki moment,
po czym warknął dziko i złapał ją za nagie biodra, aby przycisnąć do siebie,
rezygnując z jakiejkolwiek ostrożności.
Najwyżej... Mruknął w duchu.
Oboje zadrżeli, kiedy jego
dłonie dotknęły jedwabistej skóry. Przesunął je wyżej, wsuwając pod luźną
koszulę brunetki i ściskając jej pośladki. Odpowiedział na jej pocałunek
agresywniej niż wypadało, dziewczyna nie wydawała się jednak niezadowolona ani
też nie pozostawała w tyle. Pojękując z narastającego w niej pożądania
pociągnęła go za włosy, przysuwając się bliżej i otwierając szeroko usta,
wpuściła go do środka. Pragnęła poczuć go intensywnie i na różne sposoby, bez
wahania sięgnęła więc drugą dłonią do torsu mężczyzny, niecierpliwie szarpiąc
się z guzikami jego koszuli. Interesowało ją jego ciało i nie zamierzała
tracić ani chwili, by się do niego dostać. Kiedy już odsunęła drażniący ją
materiał, przeniosła obie dłonie ciało nieznajomego, z przyjemnością czując,
jak pod jego skórą drgały stalowo twarde, napięte mięśnie.
Mężczyzna nie miał wątpliwości,
czego od niego chciała. Wplótł palce we włosy na jej karku i lekkim
szarpnięciem w tył zapewnił sobie dostęp do delikatnej szyi dziewczyny, po czym
oderwał się od jej ust, znacząc wargami mokry ślad coraz niżej i niżej. W
odpowiedzi dziewczyna jęknęła, wbijając paznokcie w jego ciało, podczas gdy jej
własne zawrzało żądając spełnienia.
Gwałtowność własnych reakcji
zaskoczyła ją, nie zamierzała się jednak nad tym teraz zastanawiać. Zapowiadał
się bardzo przyjemny wieczór i tylko to ją interesowało.
Nie mogąc dłużej znieść
narastającego w niej napięcia stanowczo odepchnęła mężczyznę od siebie i
sprawnym ruchem zdjęła przez głowę swoją koszulę. Siedziała teraz na nim
zupełnie naga i rozpalona, a w jej źrenicach lśniło pragnienie.
Ja
chyba śnię, jęknął
w duchu wpatrując się szeroko otwartymi oczami w idealne kształty dziewczyny.
To przerastało wszystkie jego
fantazje.
Jego dłonie zachłannie
przyciągnęły drobne ciało bliżej, bojąc się, by to piękne zjawisko nie
rozpłynęło się w mroku nocy. Całował i lizał nietkniętą słońcem skórę,
odnajdując niewysłowioną przyjemność w wędrówce wzdłuż kształtnych piersi i
zgrabnej talii dziewczyny. Ona nie pozostawała mu dłużna, sięgając dłońmi
i ustami do jego ramion, szyi. Dyszeli ciężko, wymieniając pocałunki
i pieszczoty, zatracając się coraz bardziej w tym tańcu.
Kiedy dłonie dziewczyny dotarły
do zapięcia jego spodni, oboje unieśli się lekko, umożliwiając zsunięcie
ostatniej przeszkody. Na krótki moment znieruchomieli, patrząc sobie z
napięciem w oczy; zarówno zieleń, jak i brąz, zamglone były szalonym
pożądaniem.
Dziewczyna powolnym, lecz
pewnym ruchem osunęła się na biodra mężczyzny, przyjmując go do swego wnętrza.
Warknął, kiedy odrzuciła głowę w tył, pozwalając im obojgu się dostosować. Po
chwili zaczęła się kołysać, odnajdując rozpaczliwie potrzebne im tarcie, a
zaciśnięte na jej ciele dłonie kochanka nadawały jej ruchom odpowiedni rytm.
Sapnęła, czując jego usta na swoich piesiach, kręciło się jej w głowie, kiedy
całował i delikatnie przygryzał wrażliwą skórę, a kolejne fale gorąca
zalewały każdą komórkę jej ciała. Chwyciła się dłońmi barków mężczyzny,
próbując powstrzymać ogarniające jej ciało drżenie, zwiastujące bliską już
rozkosz. Więcej, szybciej, intensywniej. Oboje wpatrywali się teraz sobie w
oczy, dzieląc się tą chwilą, kiedy mieli razem spaść w przepaść spełnienia.
W końcu dziki krzyk dziewczyny
przeszył mrok nocy. Jej głowa opadła na ramię nieznajomego, a długie włosy
rozsypały się po jego ramieniu. Chwilę później i on jęknął przeciągle. Spletli
ciasno swoje spocone ciała, drżąc i łapiąc krótkie oddechy.
Najlżejszy wiatr nie poruszał
liśćmi okolicznych krzewów, a czas zdawał się stanąć w miejscu. Bijący od
ogniska migotliwy blask malował nagą skórę na kolor ochry. Kiedy po
nieskończenie długich minutach dziewczyna bez słowa uniosła się, odrywając się
od jego skóry, wiedział, że nie mógł jej jeszcze wypuścić z objęć. Stanowczo
przytrzymał ją, obracając tak, by leżała teraz pod nim. Uśmiech, który wypłynął
na jej lekko rozchylone usta, dodatkowo go zachęcił. Zaczekał, by zaplotła
dookoła niego nogi i gwałtownym ruchem pchnął oboje w kolejną szaloną
podróż.
Nie mieli pojęcia, ile czasu
upłynęło, gdy w końcu bez sił opadli na posłanie. Mężczyzna resztką świadomości
naciągnął na nich pled, chroniąc rozpalone jeszcze ciała przez nadciągającym
chłodem nocy.
Wschód słońca powitał ich wciąż
splątanych ze sobą. Głowa dziewczyny spoczywała na nagim torsie mężczyzny,
ufnie wtulona w silne ciało. On jedną dłoń miał wsuniętą w jej długie włosy,
drugą nawet przez sen bezwiednie gładził szczupłe ciało kochanki.
Obudził się pierwszy i
całkowicie świadomy wydarzeń minionego wieczora zastanawiał się, co powinien
teraz zrobić. Kiedy decydował się interweniować w obronie nieznajomej, nie
spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Nie żałował tej nocy, daleki był od
tego… lecz stanowczo nie podobało mu się to, do jakich wniosków dochodził.
Był jeszcze wczesny ranek, lecz
słońce z każdą minutą grzało mocniej, suche powietrze omiatało nagą skórę w
palącej pieszczocie. Mężczyzna zsunął z siebie ostrożnie ciało dziewczyny,
pozwalając jej jeszcze chwilę pospać. Na jego ustach pojawił się delikatny
uśmiech, kiedy usłyszał jej pełen niezadowolenia pomruk. Skuliła się ciaśniej,
zagarniając pod siebie ramionami pled.
Ubrał się i usiadł obok
posłania, przyglądając się jasnej, aksamitnej skórze swojej przypadkowej
kochanki. Pogładził dłonią jej plecy, a jego ciało przeszył na nowo dreszcz
pożądania.
Jeszcze nigdy nie spotkał
kobiety, na którą reagowałby tak intensywnie. Jeszcze nigdy nie przeżył czegoś
tak wyjątkowego, a przecież często i chętnie korzystał z kobiecych wdzięków.
Kiedy w końcu się obudziła, jej
wzrok trafił od razu na ciemnozielone oczy mężczyzny. Powitała go bladym
uśmiechem, maskując pod nim swoją niepewność. Zupełnie nie wiedziała, czego się
po nim teraz spodziewać, miała nadzieję, że pożegnają się bez niepotrzebnych
obietnic i każde rozjedzie się w swoją stronę. Nie chciała zobowiązań czy
zapewnień o ponownym spotkaniu, gdyż dla niej była to tylko przygoda, która nie
miała się nigdy więcej powtórzyć.
Bardzo przyjemna, niezapomniana
przygoda.
Skrzywiła się lekko, czując miły
ból w naciągniętych mięśniach, po czym powoli podniosła się i rozejrzała za
ubraniem. Świadoma bycia obserwowaną pakowała swoje rzeczy, by ruszyć w drogę,
zanim słońce wzejdzie zbyt wysoko.
Nie powiedzieli do siebie ani
słowa, obojgu odpowiadało to, że nic o sobie nie wiedzieli. Zanim dziewczyna
wsiadła na konia mężczyzna podszedł do niej i raz jeszcze mocno chwycił za
włosy na karku, przyciągając do siebie w brutalnym pocałunku. Zawarł w nim
swoją żądzę, pożegnanie i przeprosiny…
Po dłuższej chwili puścił ją, a
ona bez ociągania się ruszyła przed siebie.
Samotny obserwował oddalającą
się szybko kobietę. Poruszała się na koniu lekko, z wielką wprawą, jakby robiła
to od dziecka. Ani razu nie obejrzała się w jego stronę, a mężczyzna nie był
pewien, czy mu to odpowiadało czy też go drażniło.
- To i tak nie ma znaczenia – mruknął
wyciągając broń.
Uniósł rewolwer do góry, śmiało
celując w głowę dziewczyny. Nie chciał przysparzać jej cierpienia, ale nie mógł
też puścić jej żywej po tym jak nieświadomie dla samej siebie pokazała, że
miała zbyt wielką władzę nad nim. Wieczorem zaskoczyła go, całkowicie sobie
podporządkowała i bez wątpienia mogłaby to znów powtórzyć, gdyby tylko dał jej
ku temu okazję.
Doświadczenie nauczyło go, że
najbezpieczniejszym rozwiązaniem była całkowita niezależność. Tylko dzięki temu
wciąż jeszcze żył.
Silniejszy podmuch wiatru
zrzucił kapelusz z głowy jeźdźca i długie, lśniące pukle włosów dziewczyny
rozsypały się po jej plecach. Mężczyzna jęknął przypominając sobie ich dotyk na
swojej skórze.
Zrezygnowany opuścił broń
czując, iż nie potrafił jej zastrzelić. Wrażenie, jakie wywarła na nim
nieznajoma, wciąż trwało.
- Mam nadzieję, że już nigdy
więcej cię nie spotkam, ślicznotko. – Uśmiechnął się sam do siebie. – Tak
będzie lepiej dla każdego z nas.
Mimo to miał niejasne
przeczucie, że już niedługo w jego życiu wiele się zmieni.
Bardzo niedługo.
W porannym słońcu włosy mężczyzny
lśniły w kolorze miedzi, raz jeszcze je nerwowo przeczesał i włożył kapelusz,
odwracając się, by iść po swojego konia. Musiał się tylko mocno pilnować, by
nie ruszyć w ślad za nieznajomą.
***
Ciąg dalszy opowiadania, 33 rozdziały + epilog, można znaleźć na moim chomiku.
Wystarczy zapytać o hasło :)
Wystarczy zapytać o hasło :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz