Wyśniony



Wszystkiego najlepszego, Spaz!



O, jeszcze ten mi się podoba, pomyślałam, schylając się po kolejny kwiatek, którego delikatne białe płatki wywinęły się, odsłaniając żółty środek. Dołączyłam go do bukietu i przyjrzałam się mu krytycznie – zdecydowanie nie było to dzieło sztuki. Właściwie nie był to nawet bukiet jako taki, a jedynie luźno poukładana wiązanka najróżniejszych polnych kwiatów, zbieranych pod wpływem chwilowego natchnienia. Nie pomyślałam nawet o tym, aby dobierać je kolorami czy kształtem.

Przysunęłam całość do twarzy, aby nacieszyć się jego zapachem.

Psik!

Niespodziewane kichnięcie zepsuło tą chwilę, czyżbym była uczulona na pyłki i nic o tym nie wiedziała?

Zapach kwiatów był niesamowicie słodki, ciężki, odurzający, aż zbyt intensywny, postanowiłam więc zapamiętać, aby nie stawiać go obok łóżka. Na pewno obudziłabym się z bólem głowy.

Niespiesznie wróciłam na parkową alejkę, aby skierować się do domu, lecz przez chwilę jeszcze rozważałam, czy udałoby mi się jakoś przeciągnąć ten moment. Czas spędzony tutaj pozwolił mi się zrelaksować, na chwilę oderwać od szarych myśli o pracy. Późnowiosenne słońce pieściło skórę, rozleniwiało umysł, kusiło mnie, by wystawić jeszcze twarz ku jego ożywczym promieniom, siadając na jednej z ławek. Wśród zieleni, śpiewu ptaków pozwoliłam myślom dryfować swobodnie. Powietrze pełne było subtelnego zapachu kwiatów, więc po prostu cieszyłam się pięknym dniem i wiosenną świeżością przyrody.

Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że za chwilę będę musiała wrócić do domu, a tam już na pewno dopadnie mnie rzeczywistość.

Westchnęłam ciężko.

Ech, gdyby znaleźć jakiś sposób na tą rudą zołzę!

Skrzywiłam się czując przenikający ciało chłód i nawet ciepło dzisiejszego dnia nie przepędziło tych dreszczy. Myśl o tym, że jutro znów będę musiała pojawić się w biurze, zdecydowanie nie wpływała korzystnie na moje samopoczucie.

Zagubiona w przygnębiających rozważaniach nie zauważyłam, że weszłam na ścieżkę rowerową, otrzeźwił mnie dopiero wściekły dźwięk dzwonka. Obejrzałam się akurat w porę, by dostrzec rowerzystę zbliżającego się do mnie zdecydowanie zbyt szybko, a moja podświadomość zarejestrowała jego gniewnie wykrzywioną minę, zdradzającą, że nie zamierzał mi ustępować ani skręcać. Przerażona odskoczyłam do tyłu, potykając się o coś i upadając na plecy. Jęknęłam. Bolało stłuczone ciało, a serce biło jak szalone.

Przecież ten wariat najwyraźniej chciał mnie rozjechać!

- Nic ci się nie stało? – usłyszałam przy uchu nieco zaniepokojony, lecz bardzo melodyjny głos.

Odwróciłam głowę w stronę tego dźwięku, napotykając tuż obok parę złocistobrązowych oczu, wpatrujących się we mnie ze szczerą troską. Zalała mnie fala dziwnego uczucia i na chwilę zamarłam, niezdolna do wykonania najmniejszego ruchu. W tym spojrzeniu było coś… niesamowitego. Koiło ból, nerwy, smutek i szybko poczułam, że zalała mnie fala spokoju. Ocknęłam się dopiero czując uścisk dłoni na ramieniu.

Pozwoliłam powiekom na chwilę opaść, a gdy je ponownie uniosłam, udało mi się dostrzec klęczącego przy mnie chłopaka. Wydawał się nieco ode mnie starszy i był… Tak, niewątpliwie był niezwykle przystojny. Oliwkowa cera, szlachetne rysy twarzy, jasnobrązowe oczy, których tęczówki mieniły się w słońcu różnymi odcieniami złota, do tego te włosy, w pięknym miodowym kolorze, dość długie, delikatnie pofalowane. Walczyłam z pokusą, aby sięgnąć do nich dłonią i sprawdzić, jakie były w dotyku.

Zorientowałam się, że chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku, i kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się, uśmiechnął się nieśmiało.

- Wszystko w porządku, ma’am? – powtórzył swoje pytanie.

Miał taki piękny akcent…

- Tak, tak…

Pokiwałam w roztargnieniu głową, zupełnie nie mogąc się skupić, jego bliskość uniemożliwiała mi normalne myślenie. Chłopak chyba nie do końca mi uwierzył, gdyż uniósł nieznacznie brwi. Jednakże po dłuższej chwili podał mi dłoń i pomógł się podnieść. Oh, był taki wysoki! Zanim jeszcze zdążyłam mu się przyjrzeć, a przede wszystkim podziękować, bez słowa schylił się, aby pozbierać rozsypane na ścieżce kwiaty. Nawet nie zauważyłam, że mój bukiet… Stałam nad nim, z rękoma opuszczonymi wzdłuż boków, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Czekałam, aż skończy.

Przy jednym z kwiatów zawahał się, przyjrzałam się więc uważniej. Był taki drobny, błękitny i nie zwróciłam nawet uwagi, kiedy go zerwałam. Chłopak przytrzymał go w dłoni, nad czymś się zastanawiając, po czym szybkim ruchem skrócił łodyżkę zerkając na mnie.

- Ma ten sam kolor, co twoje oczy – szepnął i wyciągając do mnie rękę włożył kwiat za moje ucho.

Znów zamarłam, zupełnie zdezorientowana, a on tylko uśmiechnął się oszałamiająco, odpowiedziałam mu więc tym samym.

Wciąż jeszcze nie przypomniałam sobie, jak należy poprawnie formułować zdania. Powinnam mu przecież jakoś podziękować, zamiast tego bezczelnie mu się przyglądałam. Nie rozumiałam, dlaczego akurat on na mnie tak działał, jak dotąd nigdy nie zdarzyło mi się aż tak stracić panowania nad sobą. Chłopak rozejrzał się dookoła i podszedł do trawnika, schylając się po coś. Dopiero kiedy odwrócił się, dostrzegłam, iż w ręku trzymał trawkę, którą okręcał dookoła mojego bukietu.

- Teraz się już nie rozsypie – wyjaśnił podchodząc.

Podał mi kwiaty, oczarowując mnie swoim niezwykłym spojrzeniem.

- Dziękuję – wymamrotałam.

Miałam nadzieję, że zrozumiał, za co.

- Coś cię boli?

- Już nie – szepnęłam.

W jego oczach pojawiły się ciepłe iskierki.

- Niedaleko jest kawiarnia. Pozwolisz się zaprosić?

Swoje pytanie poparł bardzo przekonującym argumentem w postaci szerokiego uśmiechu. Uśmiechu, który zapierał dech w piersi.

Pokiwałam tylko głową, nie będąc pewna, czy potrafiłabym się odezwać.

Chłopak ujął moją dłoń i lekko pociągnął. Ten gest zupełnie mnie zaskoczył, lecz nie zamierzałam protestować, zbyt oszołomiona tych przypadkowym spotkaniem. W miejscu, gdzie jego ręka stykała się z moją, czułam przyjemne mrowienie, jakby przepływała między nami jakaś dziwna energia, coś, co napełniało mnie cichą ekscytacją. Pozwoliłam mu prowadzić się bez pośpiechu cienistą alejką, żadne z nas nie przerywało milczenia i sytuacja wydawała się surrealistyczna. Pieszczota słońca, barokowa wręcz bujność otaczającej nas zieleni oraz ten piękny, tajemniczy mężczyzna u mojego boku. To nie mogła być prawda! Nie ogarniałam tego, co się działo, będąc pewna, że za chwilę się obudzę…

Parę minut później dotarliśmy do całkiem przytulnej kawiarni, a ja żałowałam, że wcześniej nie odkryłam, iż w tej części parku znajdowało się takie miejsce. Chłopak odsunął dla mnie krzesło, po czym sam usiadł, opierając się łokciami o stolik i lekko nachylając się w moją stronę. Dopiero teraz zauważyłam, w jaki sposób koszulka opinała jego klatkę piersiową, uwidaczniając też na ramionach bardzo kształtne mięśnie.

Miałam nadzieję, że nie zauważył, z jakim trudem przyszło mi przełknąć ślinę i oderwać od niego wzrok.

Obok mnie siedział mężczyzna idealnie zbudowany, nierealnie przystojny, o czarującym głosie, w dodatku uprzejmy i pięknie się uśmiechający.

Uśmiechający się właśnie do mnie.

- Na co masz ochotę? – spytał łagodnie.

Na ciebie, miałam już na końcu języka. Przygryzłam wargę, zastanawiając się przez chwilę, jak powinna brzmieć prawidłowa odpowiedź.

- Napiłabym się mrożonej kawy?

Moje słowa zabrzmiały bardziej jak pytanie niż stwierdzenie, jednakże chłopak nie skomentował, a złożył zamówienie, wybierając dla siebie to samo. Siedzieliśmy w ciszy, lecz w żaden sposób nie czułam się tym skrępowana, być może dlatego, że nieznajomy skutecznie mnie rozpraszał, bawiąc się moją dłonią. Leniwie gładził ją, splatał moje palce ze swoimi, kojącymi ruchami masował nadgarstek. Kiedy uniósł ją do ust, aby pocałować, mimowolnie westchnęłam.

Czy to powinno dziwić, że mnie w ten sposób dotykał?

- Jak masz na imię?

Cichy głos otulał pieszczotliwie.

- Natalie – odpowiedziałam bezwiednie.

- Natalie… – powtórzył nieco rozmarzony.

Jego usta błądziły po mojej dłoni, budząc we mnie dziwne emocje. Czułam, jak ciało ogarniała powoli cicha potrzeba, przenikał niepokój, który nie wiązał się jednak ze strachem, ale z bardzo przyjemnym oczekiwaniem.

- Dlaczego jesteś smutna, Natalie?

Przechylił głowę, wpatrując się we mnie uważnie.

Zadrżałam. Jego melodyjny głos, połączony z wyraźnie słyszalną troską, trafiał prosto do serca. Ta chwila była niemal magiczna.

- Nie jestem smutna.

Zupełnie nie kontrolowałam wypowiadanych słów.

- Obserwowałem cię, zanim ten szaleniec cię wystraszył – odparł spokojnie, a ja poczułam się uwięziona w jego brązowym spojrzeniu. – W twoich oczach było przygnębienie.

Wypełniła mnie fala gorąca. Przyglądał mi się? Zauważył coś takiego?

- Co cię gryzie, Natalie?

Naciskał, podczas gdy w moim brzuchu zatrzepotały delikatne skrzydełka motyli. Nie potrafiłam opierać się dłużej tym oczom.

- Kłopoty w pracy – mamrotałam z trudem. – Ale teraz to nieistotne.

- Istotne, jak długo mąci błękit twoich oczu – odpowiedział z całą powagą.
                 
Westchnęłam. Jego słowa były tym, czego potrzebowałam, wsparciem, za jakim nieświadomie tęskniłam. A to, co widziałam w jego oczach, oszałamiało mnie i czyniło bezwolną.

- Opowiedz, proszę.

Patrzył tak, jak gdyby od moich słów zależało coś niezmiernie ważnego, jak gdyby naprawdę chciał, abym pozbyła się tego ciężaru.

- Moja przełożona mnie nie lubi – odpowiadałam jak zahipnotyzowana.

- Dręczy cię?

Niespodziewany smutek przygasił jego spojrzenie. Pokiwałam głową, drżąc jednocześnie.

- Nie wiem, czym jej podpadłam. Ale od kilku tygodni kontroluje mnie na każdym kroku. Mam wrażenie, że wręcz czyha na moje najmniejsze potknięcie, aby mieć pretekst do udzielenia mi pokazowej nagany. Ja naprawdę się staram…

Nie chciałam odsłaniać się aż tak przed nieznajomym, lecz na myśl o tym, co mnie jutro czekało, nie udało mi się stłumić jęku. Spuściłam głowę, kryjąc twarz w dłoniach, a w mojej piersi kłębiło się więcej emocji, niż byłam w stanie w tej chwili udźwignąć. Obawa i smutek mieszały się z tęsknotą, cichą nadzieją, czułością.

- Może ci zazdrości?

Szept chłopaka przywołał mnie do rzeczywistości, która w tej chwili bardziej jednak przypominała bajkę. Ja byłam księżniczką dręczoną przez okrutnego potwora, on – moim księciem na śnieżnobiałym koniu.

- Czego? Nie mam nic, czego ona by nie miała.

Resztkami świadomości próbowałam odpowiadać na jego pytania.

- Choćby urody.

Zachwyt w jego oczach wydawał się tak prawdziwy, że nie śmiałam się z nim kłócić.

- Nie widziałeś jej.

- Widzę ciebie. To mi wystarcza.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem, lecz moje oczarowane nim ciało zareagowało po swojemu. Mięśnie napięły się w trudnym do zniesienia oczekiwaniu na coś…

- Nie znasz mnie – stwierdziłam ze słabnącym przekonaniem. – Ona może mieć dobre powody, by kwestionować…

- Mylisz się.

Uśmiechnął się. Chciałam się z nim spierać, przecież nic o mnie nie wiedział i nie mógł zakładać, że to ja byłam tą poszkodowaną stroną, jednakże jego spojrzenie niespodziewanie się zmieniło. Uśmiech znikł z jego twarzy, zastąpiony przez wahanie. Chłopak przygryzł swoją idealną wargę.

- Chodź ze mną. Znam wyjątkowe miejsce – poprosił niepewnie.

Jego oczy zaszły lekką mgiełką i w jednej chwili zrozumiałam, wiedziałam, co właśnie mi zaproponował. Choć było to szalone, czułam, że każdą komórką mojego ciała chciałam tego samego.

Bez wahania podałam mu dłoń i chłopak poprowadził mnie w tą część parku, której jeszcze nie zwiedziłam. Ponieważ poza nami nie było tu nikogo, na ułamek sekundy w mojej głowie pojawiła się myśl, że to na pewno nie było rozsądne, że przecież ja go nie znałam, on mógł chcieć mnie skrzywdzić. Zignorowałam to jednak, ulegając cichemu głosikowi, który nakazywał czerpać radość z tej magicznej chwili.

Zeszliśmy z głównej ścieżki, wchodząc między drzewa, cichy chrzęst gałązek pod naszymi stopami, miękkość młodej trawy. Nawet nie wiedziałam, że tu znajdował taki uroczy zagajnik. Gdy dotarliśmy do polany, zaparło mi dech piersiach. Zalana słońcem, iskrząca się tysiącami odcieni zieleni sprawiała wrażenie, iż znalazłam się w rajskim ogrodzie.

W trawie widać było pełno błękitnych kwiatków.

- Jak tu pięknie... – szepnęłam.

Poczułam, że stanął tuż za mną, zadrżałam, gdy objął w pasie. To było takie przyjemne i chciałam więcej, odchyliłam więc głowę, opierając się o jego pierś. Moje serce biło jak szalone, a po skórze biegały niesamowite dreszcze. Syciłam oczy pięknym widokiem, rozkoszując się każdą sekundą, którą ofiarowywał mi tulący mnie mężczyzna. Bijące od ciepło przyciągało do niego, chciałam, aby całą mnie wchłonął.

Po chwili jego usta dotknęły mojego ramienia, przesuwając się niespiesznie na szyję. Delikatna pieszczota sprawiła, że zapomniałam o wszystkim dookoła, a jedyne co mogłam zrobić, to jęknąć cicho, kładąc dłonie na jego, splecionych na moim brzuchu.

- Ufasz mi? – wymruczał zmysłowo.

- Ufam – odszepnęłam, będąc tego całkowicie pewna.

- To chodź.

Chłopak poprowadził mnie na środek polany. Usiadł na trawie, wyciągając do góry ręce, a kiedy je złapałam, pokierował mną tak, abym usiadła tuż przed nim, w ten sposób, że oplataliśmy się nawzajem naszymi nogami. Poczułam, jak całe ciało drżało, kiedy jego dłonie spoczęły na mojej talii, łagodne i stanowcze zarazem. Nasze twarze znalazły się tak blisko siebie, że mogłam zrobić tylko jedno, musiałam wręcz to zrobić, żadna siła by mnie już nie powstrzymała. Pochyliłam się jeszcze odrobinę do przodu, aby go pocałować.

To była ulga.

Przeniknęła mnie pierwsza fala rozkoszy, ciągnąc dalej, ku wirującej otchłani zapomnienia. Wargi splatały się w gwałtownej pieszczocie, coraz szybszej, coraz intensywniejszej i szybko zatonęłam w dzikim nurcie porywającej nas namiętności.

To było takie dobre.

Poczułam, jak chłopak objął mnie ciasno, przyciskając mocniej do siebie. Po chwili jego dłonie powędrowały na moje uda, sięgając do nagiej skóry i parząc ją swoim dotykiem. Powoli, nie przerywając naszego pocałunku, przesuwał je wyżej, unosząc sukienkę. Rozochocone zmysły przejmowały nade mną kontrolę, a gwałtownie narastające pożądanie pozbawiło jakichkolwiek zahamowań. Kiedy sięgnął talii, moje ciało instynktownie wygięło się w łuk. Oderwaliśmy na chwilę od siebie twarze, co on natychmiast wykorzystał, aby zdjąć ze mnie niepotrzebne już ubranie. Zadrżałam, bynajmniej nie od chłodu. Jego oczy pociemniały, kiedy przyglądał się odsłoniętej skórze, pieszcząc ją samym spojrzeniem. Pochylił się i poczułam jego wilgotne, gorące usta na mojej szyi. Te pocałunki doprowadzały mnie do szaleństwa, bez zastanowienia wplotłam palce w jego włosy, tak cudownie miękkie, jak to sobie wyobrażałam. Przyciągnęłam go bliżej, bez słów żądając, aby kontynuował ten szalony taniec. Nie byłam w stanie powstrzymać jęku, kiedy wsunął dłonie pode mnie i zacisnął je na pośladkach.

Nie myślałam o tym, że to się działo za szybko, że nawet nie spytałam, jak miał na imię, mój owładnięty pożądaniem umysł nie był w stanie się tym przejmować. Jedynym, o czym mogłam myśleć w tej chwili, było jego ciało.

Odepchnęłam go delikatnie, aby ściągnąć mu koszulkę, potrzebowałam smakować go intensywniej.

Zachłysnęłam się powietrzem na widok, jaki ukazał się moim oczom. Jego cudownie wyrzeźbiona klatka przyciągała wzrok i dłonie niczym magnes. Teraz przyszła na mnie kolej, aby przywrzeć do jego skóry. Badałam jego doskonałe ciało, całowałam go, przygryzałam delikatnie opaloną skórę, zlizywałam aromat. Pachniał tak oszałamiająco...

Wzmagające się napięcie w dole brzucha wołało o więcej.

Chłopak zamruczał w aprobacie, podczas gdy jego dłonie błądziły po moich bokach, by w końcu sięgnąć piersi. Przez chwilę masował je przez stanik, po czym zręcznie go rozpiął i odrzucił na bok. Nie panując już zupełnie nad odruchami ciała odrzuciłam głowę w tył, wypinając się ku jego dłoniom.

Nie musiałam czekać. Jego usta i dłonie zajęły się moimi piersiami w cudowny sposób, czułam, że rozpływam się, z każdym pocałunkiem bardziej pogrążałam się w tych wyjątkowych doznaniach.

Zachowałam jednak na tyle przytomności by wiedzieć, czego teraz chciałam. Gdy sięgnęłam do zapięcia jego spodni, warknął cichutko i uniósł się tak, by ułatwić mi ich zdjęcie. Drżącymi z niecierpliwości rękami pozbyliśmy się naszej bielizny i butów. Jego oczy, w których płonął teraz ciemny ogień, wpatrywały się we mnie z palącą intensywnością.

Znów przywarł do moich ust, obejmując ramionami, a po chwili poczułam, że popchnął mnie łagodnie do tyłu. Uległam z gardłowym westchnieniem.

Zawsze zastanawiałam się, jak to było z leżeniem nago na trawie, czy to nie drapało, nie gryzło… Drgnęłam zaskoczona, gdy pod plecami poczułam materiał, nie zauważyłam nawet, kiedy chłopak położył za mną swoją koszulkę. Niewiele rzeczy zresztą zauważałam, całkowicie skupiona na czymś innym – magicznym dotyku i gorących pocałunkach nieznajomego.

Zwinnie przesunął się tak, aby zawisnąć nade mną, oplotłam ręce więc dookoła jego szyi, desperacko żądając intensywniejszego kontaktu. Zwarliśmy się w jeszcze bardziej namiętnym pocałunku, w szaleństwie zmysłów traciłam rozeznanie, co działo się dookoła. Jęczałam, błagając go, aby ulżył mojemu cierpieniu. Chciałam go poczuć.

Chłopak niespodziewanie odwrócił nas w ten sposób, że teraz to ja znalazłam się na górze. Wyczuwając zamiar podniosłam się, a jego dłonie poprowadziły moje biodra, kiedy na nim usiadłam. Odrzuciłam głowę w tył czując, jak mnie wypełnił, i musiałam się przytrzymać dłońmi jego ramion, aby nie przewrócić się od nadmiaru wrażeń. To było całkowicie oszałamiające doznanie, przekraczające wszelkie oczekiwania. Drżałam z dzikiej potrzeby spełnienia, słońce pieściło nagą skórę, czułam zalewające mnie ciepło. Delikatny wiatr mierzwił włosy, chłodził rozpalone ciało, kiedy zamknęłam oczy i zaczęłam powoli kołysać się. Błogie dreszcze przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa, a świat dookoła nas zawirował w szalonym tańcu. Drzewa w swojej młodej szacie, rozświetlające polanę jaskrawe promienie, śpiew ptaków, subtelny zapach kwiatów zlewały się w jedno wszechogarniające doznanie. Gorący dotyk dłoni chłopaka na moich biodrach, bokach, piersiach, cudowne uczucie tarcia między nami popychały mnie ku krawędzi rozkoszy. Kręciło mi się w głowie i już nie byłam pewna, gdzie byłam. Jedyne, z czego jeszcze zdawałam sobie sprawę, to mężczyzna, z którym się kochałam. Czułam się wolna, jak jeszcze nigdy dotąd, napięcie narastało, a ja przyspieszałam swoje ruchy. Dłonie nieznajomego nieprzerwanie mnie pieściły, coraz gwałtowniej, coraz namiętniej. Gdy stało się to już niemożliwym do wytrzymania, poczułam, jak napięły się moje mięśnie.

Krzyknęłam głośno.

***

Obudziłam się w miękkiej, ciepłej pościeli i przeciągnęłam ramiona, ciesząc się jeszcze słodką bezwładnością poranka. Odwróciłam się na bok, wtulając głębiej w poduszkę, a w odpowiedzi usłyszałam znajome skrzypienie łóżka.

Najwyższy już czas pomyśleć o wymianie materaca.

Uśmiechnęłam się szeroko, przypominając sobie… Otwarłam jedno oko. Tak, jak myślałam. Znajdowałam się w swoim własnym pokoju, w swoim zupełnie prywatnym łóżku, czym prędzej przymknęłam więc oczy, zastanawiając się, ile czasu mi zostało, zanim zadzwoni budzik.

Raz, dwa, trzy… Drrrryń!

Nieprzyjemny dźwięk sprawił, iż zamiast wyłączyć złośliwe urządzenie, odruchowo naciągnęłam kołdrę na głowę. Tylko dzięki takim reakcjom udawało mi się nie spóźnić do pracy. Budzik dzwonił naprawdę długo i w końcu musiałam się poddać. Gdybym natomiast wyłączyła go od razu, pewno smacznie spałabym dalej…

Kusząca perspektywa.

Szkoda mi było wychodzić z ciepłej pościeli, w której utkwiły jeszcze resztki snu. Ulotna woń polnych kwiatów, odurzający zapach na skórze kochanka. Niemalże czułam na sobie ślady wypalone przez pełne pasji pocałunki, lecz obrazy, które jeszcze przed chwilą oglądałam, szybko blakły, traciły sens, znikały…

Odrzuciłam daleko kołdrę i podniosłam się, aby w końcu uciszyć budzik, a w tym czasie moje stopy same wsunęły się w kapcie. Dwa głębokie oddechy pozwoliły mi zebrać siły na wstanie i przejście do łazienki. Nie zadawałam sobie nawet trudu, żeby rozejrzeć się po pokoju w poszukiwaniu choćby najmniejszego śladu po tajemniczym chłopaku. Prychnęłam w duchu, to był tylko piękny sen.

W prawdziwym świecie nie istnieli tacy mężczyźni.

Nastawiłam kawę, przygotowując się wewnętrznie na nowy dzień w pracy. Kolejny dzień walki, nieustannej czujności, sprawdzania po tysiąc razy każdego drobiazgu.

Godzinę później przekraczałam progi miejsca kaźni, ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Na początek dnia zaplanowane było zebranie, wcisnęłam się więc w najdalszy kąt sali, ciesząc się, że na razie jeszcze nie musiałam oglądać szefowej.

- Pozwólcie, że przedstawię wam nowego dyrektora – skrzeczała dziwnie podniecona ruda. – Przyjechał z naszego biura w Dallas.

Nawet mi się nie chciało podnosić wzroku, wyłączyłam się, ignorując ją zupełnie i kierując wzrok za okno w nadziei, że uda mi się przypomnieć swój dzisiejszy sen. Wiedziałam już tylko, że było to coś bardzo przyjemnego, lecz pamiętałam jedynie pojedyncze wrażenia. Ciepło. Kolory – zieleń, brąz, niebieski… Z zadumy wyrwał mnie dopiero dźwięk odsuwanych krzeseł, gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić, i przez moją myśl przemknęła niezbyt przyjemna refleksja, że to nic dziwnego, iż ruda się na mnie wyżywała, skoro prawie nigdy nie uważałam na odprawach. Podniosłam się, aby wziąć się za pracę, zanim zostanę upomniana. W sali konferencyjnej pozostała już tylko kierowniczka, rozmawiająca z jakimś mężczyzną. Stał tyłem do mnie, więc nie widziałam jego twarzy.

Pewnie ten nowy dyrektor, mruknęłam sama do siebie. Już się zdzira do niego dobierała.

Aby wyjść, musiałam przejść koło nich. Przewróciłam oczami, widząc jak ruda się wdzięczyła, prezentując uśmiech godny aktorki niskobudżetowej produkcji. Facet ubrany był w ciemnogranatowy garnitur, z daleka wyglądający na świetnie skrojony, i co ciekawe, miał dość długie włosy jak na kogoś na jego stanowisku. Przyzwyczajona byłam, iż męska część kadry zarządzającej była króciutko obcięta, dlatego zaskoczyła mnie nie tylko ich długość, ale i piękny kolor, taki ciemny blond, miodowy… Zdecydowanie szkoda byłoby je obcinać…

Ten kolor coś mi przypominał…

Pokręciłam głową. Powinnam się skupić na dzisiejszych zadaniach, inaczej ruda mi nie przepuści.

Byłam już przy drzwiach, gdy coś kazało mi się zatrzymać. Pod wpływem jakiejś dziwnej siły odwróciłam się, odruchowo kierując wzrok w stronę stojącego trzy metry dalej mężczyzny. Moje oczy od razu napotkały jego i nawet z tej odległości widziałam, jak jego źrenice rozszerzyły się. Cudowny brąz tęczówek zaczarował mnie, uniemożliwiając mi ruszenie się z miejsca.

W odległym zakątku mojego umysłu błysnęło jakieś niejasne skojarzenie. Coś, co powinnam pamiętać. Coś, co wydawało się dobre…

Moje ciało reagowało szybciej, niż umysł. Czułam, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi, a usta otwarły się w rozpaczliwej próbie zaczerpnięcia powietrza. Brązowe spojrzenie hipnotyzowało mnie i ogłupiało.

Nierealnie przystojny mężczyzna powoli ruszył w moją stronę, ani na sekundę nie przerywając kontaktu wzrokowego. Krok za krokiem, nieznośnie powoli zbliżał się, a gdy stanął tuż przede mną, jego twarz rozświetlił oszałamiający uśmiech. Brązowe oczy wpatrywały się z uczuciem, od którego intensywności zadrżałam.

- Witaj Natalie – odezwał się łagodnie.

Wyciągnął do mnie dłoń, na której leżał błękitny kwiatek.

- Jestem Sebastian – wymruczał melodyjnie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...