wtorek, 24 września 2013

Dobre rady.


Ludzie tak bardzo lubią udzielać innym "dobrych" rad. 

Większość robi to bez zaproszenia, a fakt, że mają o temacie niewielkie pojęcie, zupełnie im nie przeszkadza. Jakoś nie przyjdzie im do głowy, iż sam zainteresowany zapewne nie tylko wie więcej, ale i może nie mieć ochoty na rozmowę o tym.

Takt i wyczucie to rzadkie cnoty...




niedziela, 22 września 2013

Taka sobie myśl...



"Od początków czasów historycznych (...) na świecie istnieją trzy warstwy ludzi: górna, średnia i dolna.(...) Cele poszczególnych warstw są absolutnie nie do pogodzenia. Celem górnej jest utrzymanie swojej pozycji, średniej – zamiana miejsc z górną. Celem dolnej, jeśli akurat go ma – gdyż na ogół jej przedstawiciele są zbyt ogłupieni ciężką pracą fizyczną, aby myśleć o czymkolwiek poza żmudną codziennością – jest znieść przywileje i stworzyć społeczeństwo, w którym wszyscy będą równi. Na przestrzeni dziejów wciąż toczą się boje, w ogólnych zarysach przebiegają identycznie. Przez długie okresy górna warstwa pewnie dzierży władzę, lecz prędzej czy później następuje moment, kiedy traci wiarę we własne siły, albo w swoje umiejętności sprawnego rządzenia; czasami dzieje się to równocześnie. Wówczas obala ją warstwa średnia, która angażuje warstwę dolną wmawiając jej, iż walczy o wolność i sprawiedliwość. Zaledwie osiąga cel, spycha warstwę dolną na dawną, podrzędna pozycję, a sama przeistacza się w górną. Po pewnym czasie z jednaj lub z obu tych warstw wykuwa się nowa warstwa średnia i bój zaczyna się od nowa. Z trzech warstw tylko dolnej nigdy nie udaje się choćby na krótko zrealizować upragnionych celów."
Opis: fragment Księgi Emmanuela Goldsteina

George Orwell, "Rok 1984"





czwartek, 19 września 2013

Życiowa mądrość


Do demotywatorów zaglądam szukając czegoś na poprawę humoru. Większość nie jest zbyt wyszukana, ale zwykle to pomaga. Czasem zdarza mi się trafić na perełkę, taką, jak ta poniżej.


Trafne, czyż nie? I bardzo uniwersalne.



Tym razem dalie z mojego ogródka. Po raz pierwszy udało mi się wyhodować (przypadkiem, bo nie miałam pewności, co tam naprawdę zasadziłam) tak ładne.  I tak długo cieszyły oczy. Musiałam tylko bronić je przed ozdobną fasolą, która wolała się wspinać po nich zamiast po ogrodzeniu.



A teraz znikam, by dalej cicho płakać w swoim kącie :/ Nastrój mam tak kulawy, że dla nikogo nie ma mnie w domu. Kuź... A jesień dopiero się zaczyna. 

Tak, samopoczucie w sam raz, by brać się za pisanie następnego rozdziału :/



środa, 18 września 2013

Zniesmaczenie...


Kiedy pierwszy raz usłyszałam o takich sytuacjach, nie chciało mi się w nie wierzyć. Poszperałam trochę i okazało się, że pomysłowość Polaków nie zna granic. Coraz więcej młodych par dostaje w prezencie puste koperty (puste tudzież z pociętą na kawałki gazetą), zdarza się - że takowie stanowią nawet połowę prezentów.

Rozumiem, że temat pieniędzy zawsze był i będzie problematyczny. Rozumiem, że nie każdego stać na prezent, że ktoś się wstydzi, a trudno mu unikąć obecności na weselu. Nie potrafię jednak zrozumieć fałszu i obłudy.

Wczoraj za to byłam świadkiem, jak mężczyzna - powszechnie szanowany, bardzo, ale to bardzo dobrze sytuowany, czarujący w obyciu - próbował z uśmiechem na ustach i gorącymi zapewnieniami przekonać do rozwiązania, które jemu przyniosłoby znaczny zysk, a całą odpowiedzialność (i ogromne ryzyko - bo naruszenie przepisów było ewidentne) zrzucałoby na osobę, która to rozwiązanie miałaby wprowadzić w życie. Doskonale wiedział, co robił. Prawie mu się to udało.









poniedziałek, 16 września 2013

Zbyt wiele słów...


Kiedy czytałam po raz pierwszy "Wojnę i pokój" czy "Annę Kareninę",  urzekły mnie dialogi. Mało słów, tak wiele znaczeń. Czas, na rozpatrzenie ich w ciszy. 

Dziś milczenie u większości ludzi budzi raczej zakłopotanie, dlatego zalewani jesteśmy powodzią słów, często pozbawionych jakiegokolwiek znaczenia. Bardzo często niechlujnych, pod każdym względem. Kiedy ktoś się "potknie", zawsze może zatuszować to lawiną kolejnych słów. Po co więc dbać o język czy zastanawiać się, co tak naprawdę chcielibyśmy powiedzieć.

Cisza krępuje, więc zapełniamy przestrzeń pustymi dźwiękami. Gwar rozmów, pospiesznych i nieuważnych, gdyż liczy się przede wszystkim to, by wypowiedzieć własną kwestię. Internet, telewizja, wszędzie słowa... Czasem to informacje, ale ile z nich jest rzeczywiście istotnych?

Jest we mnie sentyment do czasów, gdy tych słów było na tyle mało, że ludzie wsłuchiwali się uważniej. Mieli na to czas, szukali znaczenia w spojrzeniach czy gestach...

Ja też lubię słowa, czasem używam ich za wiele... Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że gdyby ludzie mówili mniej, więcej dałoby się usłyszeć.



Łagodny, zawsze dobry na wieczór: Mark Knopfler - "Kingdom Of Gold".




O fotografii: Czy warto zaglądać do książek o fotografii?


Nadmorskie deptaki pełne były straganów z wielobarwnym kiczem. Z tego całego chaosu lubiłam jedynie namioty-księgarnie, w których książki oferowane były za 1/2, 1/3 regularnej ceny. Grzech byłby nie skorzystać :)

Wśród pozycji, jakie kupiłam, znalazły się m.in. książki o fotografii. Pięknie wydane albumy z dużymi, przyciągającymi wzrok zdjęciami. Później spędziłam sporo czasu, wygrzewając się na leżaku i popijając kawę, na ich wertowaniu. Czułam oczywiście zazdrość (taką zdrową, mobilizującą do wysiłku), ale i... nie wiem, jak to określić - frustrację?

Nie chodzi nawet o profesjonalny sprzęt, ale o imponujące plenery. Oczywiście, fotografowie, którzy prezentowali swoje prace, są zawodowcami i zasłużyli na swoją pozycję. Ich zdjęcia chciałoby się powiększyć i oprawić w ramę :) Ja sama jestem amatorem, nie mam prawa krytykować (poza ewentualnym oświadczeniem o odmiennych gustach - np. uwielbiam krajobrazy, kwiaty, ale rzadko zdarza mi się zachwycać fotografią reportażową czy niektórymi, "nowoczesnymi" portretami).

Mimo to - mniej interesują mnie opisy pt. "jak zrobiłem to oszałamiające zdjęcie" (bo w tamtym miejscu każde zdjęcie będzie piękne, widok jest zbyt malowniczy, by je zepsuć), bardziej te podpowiadające, jak patrzyć, by znaleźć coś ciekawego nawet w nijakiej okolicy.  Rzecz gustu, jakie fotografie podobają się nam bardziej.

Oczywiście, opisy czytałam uważnie. Zawsze można się czegoś nauczyć :) Mogłam zazdrościć bajecznych plenerów, gwarantujących cudowne ujęcia, uśmiechać się pobłażliwie przy historiach, jak to ktoś tydzień czekał w jednym miejscu, aż będzie idealne światło... Ale ważne są też szczegóły - sama nie wpadłabym na to, by nastawić migawkę na 160 sekund i nałożyć aż trzy filtry - polaryzacyjny, szary oraz połówkowy szary (z miękkim przejściem, co ważne). Z polaryzacyjnego często korzystam, co do szarego - znam teorię, ale nosić to wszystko przy sobie? Zwykle nie chce mi się zabierać nawet statywu. Ot, amator ze mnie :)

Na pewno warto oglądać prace uznanych fotografów. Czasem podoba się nam jakieś zdjęcie, nie potrafimy jednak powiedzieć, co dokładniej nas w nim zauroczyło. Tego typu książki mogą dać odpowiedź - profesjonalni fotografowie komponują zdjęcie zanim uniosą aparat do oka - więc chętnie czytam, jeśli dzielą się tym, co nimi kierowało - opowiadają np. jak szukać linii, które prowadzą wzrok widza (czasem wystarczy zmienić drobiazg, by efekt był zupełnie inny), o kolorach i świetle, o najróżniejszych niuansach, które wpływają na efekt końcowy. Z tego można się sporo nauczyć.

Zresztą wydaje mi się, że można mieć własny styl, pomysł na to, co chce się pokazać na zdjęciach czy za ich pośrednictwem opowiedzieć, trudno jednak - rany, mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony - osiągnąć pewien poziom - nie oglądając prac tych już uznanych artystów. Oni sami przyznają, że najlepszą szkołą jest podpatrywanie sposobu, w jaki ujmowany jest temat, czasem i próby skopiowania, by przy okazji zrozumieć niektóre mechanizmy...

Odpowiadając więc na pytanie z tytułu - moim zdaniem warto. Nawet, jeśli po przeczytaniu dochodzi się do wniosku, iż to po prostu kolejny album dokumentujący najbardziej widowiskowe miejsca na ziemi ;)






niedziela, 15 września 2013

Za oknem deszcz....


Ostatnie dwa tygodnie nie mogłam narzekać na nadmiar wolnego czasu. Inny niż do niedawna rytm dnia, nowe zajęcia w połączeniu z (wciąż) pourlopowym rozleniwieniem oraz tęsknotą za powoli odchodzącym latem... Ugh... Nie potrafię się ogarnąć. Nie wyrabiam się.

I jeszcze smutek, nieustannie tkwiący w duszy. Próbuję pogodzić się, nauczyłam się już nie płakać, ale ból w sercu pozostaje. Nie potrafię zapomnieć, nie myśleć, a poczucie bezsilności jest przytłaczające :/


"Praw­dzi­we po­cie­sze­nie jest wte­dy, gdy ktoś da­je ci do zro­zumienia: możesz być ta­ki, ja­ki jesteś."
Phil Bosmans




wtorek, 10 września 2013

Pourlopowe obrazki V - HDR


HDR, czyli High Dynamic Range, to technika w fotografii pozwalająca zwiększyć rozpiętość tonalną zdjęcia. Po polsku - dzięki HDR na zdjęciu należycie naświetlone będą zarówno miejsca mocno zacienione, jak i te bardzo jasne. 

Najlepiej chyba wyobrazić to sobie na przykładzie zdjęcia zrobionego w ciąg dnia w pomieszczeniu, gdy w kadrze znajdzie się okno - na zwykłej fotografii wyraźny będzie albo obraz za oknem (pokój zniknie w ciemnościach), albo pokój (a okno zmieni się w białą plamę). Podobne sytuacje, choć nie tak jaskrawe, zdarzają się wszędzie, gdzie mamy światło i cień. Ludzkie oko potrafi sobie poradzić z całą skalą, aparat nie jest tak doskonały i nie zmierzy wszystkiego - wytłumaczenie wymagałoby wchodzenia w zbyt wiele szczegółów technicznych, sposobu pomiaru światła na matrycy, algorytmach uśredniających, etc. Sama nie wszystko rozumiem, znam jednak dobrze te ograniczenia.

Przygotowanie klasycznego HDR wymaga trochę wysiłku - należy zrobić odpowiednie zdjęcia (co najmniej 3 idealnie tego samego ujęcia, szybko, żeby się np. gałązka nie poruszyła, bez zmiany ostrości, przesłony, itd.; do tego zmienia się odpowiednio czas naświetlania tak, by na pierwszym odpowiednio naświetlone były najciemniejsze punkty, na ostatnim - te najjaśniejsze), potem przeprowadza się odpowiednie ich łączenie - to kilkustopniowy proces. 

Nowsze programy ułatwiają te zadania, m.in. umożliwiają "wyciągnięcie" pakietu zdjęć z jednego wyjściowego RAW, przyspieszają też łączenie zdjęć. 

Technika mnie zainteresowała, przećwiczyłam więc sobie takie zdjęcia - pracochłonne, ale i wciągające. Teraz okazało się, że mój aparat ma wbudowaną opcję zdjęć HDR (i to różne poziomy), jakżebym mogła nie spróbować? Po wyborze tej opcji wykonuje błyskawiczną serię trzech zdjęć i od razu je łączy, w ciągu kilku sekund uzyskując to, co mi zajmowało średnio pół godziny (na każde zdjęcie). Hmm... Efekty są odrobinę zbyt "rysunkowe", mniej naturalne, niż kiedy przeprowadzałam tą pracę ręcznie, ale... Robi się je dużo wygodniej ;) Taki zabawny efekt, trochę odmiany.

Ze zdjęć poniżej pierwsze zostało wykonane na ustawieniach automatycznych (leń ze mnie), drugie w technice HDR. Z powodu zachmurzonego nieba różnice w oświetleniu nie były duże, więc i na fotografii tak tego nie widać.







Poniżej jeszcze jedna para - pierwsze automat, drugie HDR. Różnicę widać na niebie, starym spichlerzu po prawej czy zacienionym fragmencie obok burty kutra.









Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...