Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przysięga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przysięga. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 17 listopada 2011

"Przysięga"


Skończyłam wczoraj ostatnią część "Przysięgi", z ogromną ulgą, muszę przyznać. Chociaż to krótki tekst, całość nie ma nawet 100 stron, pisało mi się to wyjątkowo trudno. I to nawet nie z tego względu, że wchodziłam w rolę kolejnych postaci, lecz dlatego, że musiałam zmierzyć się z ich trudnymi emocjami.

W sumie... takie właśnie było założenie.

Ciekawość odnośnie towarzyszących zdradzie uczuć zaspokoiłam, nie wiem jednak, czy to było dobre doświadczenie. Czasem chyba lepiej nie wiedzieć... Przeczytałam w międzyczasie na różnych forach, blogach, publikowanych w prasie listach wiele wyznań osób zdradzonych i zdradzających. To bardzo szeroki temat i chyba nie można każdej takiej sytuacji wrzucać do jednego worka. Często, gdy czytałam, budziły się we mnie wręcz mordercze instynkty, złość na wulgarne i bezmyślne zachowania, ludzi pozbawionych elementarnej przyzwoitości. Ale były też takie historie, w których nie tyle powiedziałabym "to dobry wybór", bo to nigdy nie jest właściwe, jednakże potrafiłam zrozumieć...

Najtrudniejsze jest moim zdaniem, że niezależnie od tego, czy chodziło o kilkumiesięczny romans czy  jednorazowy tylko wyskok w efekcie jakiegoś zamroczenia, szkody, jakie odnosi partner zdradzany, są nieodwracalne. Czasem była to jedna okropna chwila słabości, zagubienie w trudnej sytuacji czy też złość, a konsekwencje pozostawały na zawsze... Byłam głęboko poruszona trafiając na kontynuacje niektórych z tych  historii, napisane po kilku latach. Wiele z tych blizn nie znika... 

Taki internetowy przegląd nie ma oczywiście nic wspólnego ze statystyką, lecz... Większość par, o których czytałam, rozpadła się. Uraz u kogoś, kto raz został tak zraniony, rzutuje również na późniejsze związki. Znalazłam też jednak wyznania ze "szczęśliwym" zakończeniem, pary, którym udało się pokonać taki kryzys. Szczególnie poruszył mnie jeden blog pisany przez mężczyznę na przestrzeni paru lat, historia zmagań przede wszystkim z samym sobą - z podejrzliwością, bólem, złością, ale i ogromną miłością. 

Ciężko było wejść w te wszystkie emocje, przeżyć to razem z nimi, przez co pisanie "Przysięgi" było bardzo przytłaczające. Starałam się uczciwie przedstawić punkt widzenia każdej ze stron. Ostatecznie zdecydowałam się na raczej pozytywne zakończenie (nie napiszę "szczęśliwe", bo moim zdaniem to wcale nie jest przesądzone). W komentarzach pojawiły się wątpliwości, czy taki związek ma szanse przetrwać, czy nie rzucą sobie kiedyś tej przeszłości w twarz - nie wiem, zostawiam tą kwestię otwartą. Potrzebowałam jednak dać im tą odrobinę nadziei, szansy, że błąd można naprawić...


- Nieplawda, mama!

- Prawda, myszko.

- Nieplawda! A potem ten traktolek pojechał z dżipkiem...

- Traktorek.

- ...do takiej pieczaly...

- Pieczary.

- ...a tam spotkali ciężalówkę...

- Ciężarówkę, kochanie.

- ...i razem pojechali na placyk zabaw!

- Pracyk, synku, na pracyk.



Boli mnie głowa. Przymusowy dzień wolny, dobrze się złożyło, bo Skrzacik paskudnie zaflegmiony. Za długo był już zdrowy :/ Ach, miała być chwila wolnego czasu tylko dla mnie, trudno. Skupiam się na bieżących sprawach, konkretnych sytuacjach, w których potrzebna jest moja reakcja. 

Nie myśleć, nie myśleć, nie myśleć. 

A jak niechcący zaczynam myśleć, uciekam w świat fantazji... Na szczęście sporo mam jeszcze opowiadań do przeczytania, zaopatrzyłam się też ostatnio w nowe książki. Tyle że myślenie zwykle włącza się w chwilach, gdy nie mam jak czytać, wówczas pozostaje mi jedynie planowanie własnych ff. Chwilowo jednak jestem nimi zmęczona - "Bandyta" ma się już ku końcowi, a przed "Alpine" chyba zrobię sobie małą przerwę...


wtorek, 4 października 2011

Chryzantemy złociste...


Z głośników leci znajoma melodia, "Chryzantemy złociste...". Uśmiecham się, to oczywiście nie oryginalna wersja, ale ta, w której zamiast kryształowego wazonu występują półlitrówki po czystej. Z jakiegoś powodu wolę właśnie tą wersję, może ze względu na jej cierpki humor?

Udało mi się nareszcie zabrać za napisanie kawałka, który chodził za mną już od roku. 

Tak, to odrębny temat, powstrzymywanie tych wszystkich pomysłów, które kłębią się w mojej głowie. Jest wiele historii, które chciałabym opowiedzieć, opisać, wystarczy moment, a pojawiają się obrazy, kolory i gotowe słowa. Czasu mam jednak coraz mniej, każda historia natomiast wymaga skupienia. Muszę wybierać. Wiem też, że nie z każdą bym sobie poradziła, już wystarczy, że jedno opowiadanie od dawna leży napoczęte i nijak nie potrafię pociągnąć go do końca. Uważam, iż byłoby nie fair zostawiać historię w połowie. 

Zarys "Przysięgi" miałam przygotowany od dawna, nie mogłam się jednak zdecydować na formę. Brakowało mi zapału na pełnometrażowe opowiadanie, aż tak bardzo mnie ten temat nie interesował. Myślałam o zapiskach w pamiętniku, o zapisanej w trzeciej osobie narracji niedopowiedzeń... Dopiero niedawno znalazłam coś, co mi odpowiada - trzyczęściowa miniaturka, pisana w pierwszej osobie. Wydaje mi się, że takie subiektywne podejście najbardziej pasuje.

Dlaczego akurat zdrada?

Obserwowałam swego czasu takie sytuacje niemal na co dzień, nie potrafiłam ich zrozumieć. Traktuję to jako wyzwanie - choć sama uważam zdradę za coś złego, chciałabym spróbować naszkicować historię, która... przynajmniej wzbudzi wątpliwości, nie tylko jednoznaczne potępienie.

Przeczytałam w ostatnim czasie sporo artykułów i analiz na ten temat, buszowałam po forach, czytając wyznania zdradzanych, zdradzających, nierzadko smutne listy tych trzecich. Pomijając niektóre prostackie wyznania, bezmyślne lekceważenie godności i zaufania partnera, niszczące wszystko dla chwili przyjemności - były to też całkiem często opowieści ludzi zagubionych. Ktoś popełnił błąd (i nic tego nie zmieni!), ale to wcale nie musiało być tak oczywiste. Życie nigdy nie jest proste.

Ciężko mi się to pisze, jeszcze nigdy tak się nie męczyłam z kawałkiem tekstu. Opowiadając o moich bohaterach zawsze staram się wniknąć w ich duszę, poczuć się tak jak oni. W tym przypadku - odczuwam opór :)

Pierwsza część jest już gotowa, wymaga jeszcze drobnych korekt (fragment wklejałam parę dni temu), teraz pracuję nad drugą częścią.




Mogłam sobie planować spacer... Drugi dzień z rzędu siedzimy w domu, z pracy wracam biegiem, by zmienić opiekunkę. Skrzacikowi dokucza gorączka, brak apetytu... i zobaczymy, co będzie dalej.




sobota, 1 października 2011

Przysięga


Zaczęła się już jesień, przynajmniej ta kalendarzowa. Ba, to już nawet tydzień temu! Dzisiejszy dzień był jednak wyjątkowo ciepły, powiedziałabym nawet, że cieplejszy niż wiele z czerwcowych czy lipcowych dni. Nie narzekam, słońce nie grzeje już tak mocno, raczej łagodnie rozleniwia.

Szkoda tylko, że już niedługo będzie musiało zrobić się chłodniej. Na takie ciepło znów trzeba będzie czekać do kwietnia...


Zacięłam się na 27 rozdziale "Bandyty" i nie mogę z tego wybrnąć. Postanowiłam sobie zatem zrobić małą przerwę i dokończyć wreszcie I część "Przysięgi". Drugą część mam już naszkicowaną, natomiast trzecia... Nadal nie wiem, jak ta historia się zakończy.


"Odłożyłem na blat finezyjnie zdobione menu, nie będąc w stanie skupić się w tym momencie na wyborze którejkolwiek z pozycji. Zrezygnowawszy z tych uciążliwych prób oparłem się wygodnie o fotel i obserwowałem siedzącą parę stolików dalej kobietę. 

Czekała na kogoś.

Na jej stoliku stała tylko szklanka z wodą, a ona sama zerkała co chwila na zegarek, niespokojnie zerkając w kierunku wejścia. Nie wyglądała na kogoś poirytowanego spóźnieniem towarzysza, raczej sprawiała wrażenie przygnębionej. Zupełnie jakby wiedziała, że ta osoba nie przyjdzie.

Nawet nie zauważyła, że jeden z niedbale upiętych brązowych kosmyków opadł jej na szyję łaskocząc ją przy każdym ruchu. Nieświadomie, za to z naturalną zmysłowością trącała co chwilę drażniące ją pasemko, sprawiając, iż ciężko mi było oderwać oczy od palców muskających jej szyję. Była jedną z tych kobiet, które nie musiały się w jakiś szczególny sposób ubierać, by przyciągnąć uwagę. Czar tej drobnej brunetki tkwił w sposobie, w jakim się poruszała, w tych wszystkich niewymuszonych gestach, z których najprawdopodobniej zupełnie nie zdawała sobie sprawy.

Domyślałem się, na kogo czekała, co więcej, rozmawiałem z nią nie dalej jak przed dwudziestoma minutami, nie powstrzymało mnie to jednak przed podejściem to jej stolika.

Kiedy byłem już parę kroków od niej westchnęła zrezygnowana i opadła wygodniej na fotel, by rozejrzeć się za kelnerem.

- Zastanawiasz się właśnie, jak rozwiązać któryś z palących problemów Trzeciego Świata? – Szepnąłem nachylając się do jej ucha.
Podskoczyła na krzesełku, niemal strącając szklankę."

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...