poniedziałek, 30 czerwca 2014

Projekt "Before&After".


Taka ciekawostka...

Od dawna wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje. Nie istnieje też jedyny słuszny kanon urody. Nawet dziś, w czasach gdy świat stopniowo zmienia się w globalną wioskę, na całe szczęście mamy ogromną różnorodność poglądów na to, co jest piękne.

Dziennikarka Esther Honig wysłała zdjęcie, portret, do 40 ludzi z 25 krajów z prośbą, aby dokonali na nim w Photoshopie korekt według własnego uznania. Oczywiście, wprowadzone przez nich zmiany świadczą nie tyle o kanonach urody obowiązujących w danym kraju, co raczej o indywidualnych gustach, lecz mimo wszystko...

Efekty tego eksperymentu można obejrzeć TUTAJ.



niedziela, 29 czerwca 2014

Recenzja: Alex Craft - Kalayna Price


Na serię o Alex Craft autorstwa Kalayna Price zerkałam już kilkakrotnie, za każdym razem jednak - oceniając powierzchownie, po opisie i okładce - odsuwałam ją na bliżej nieokreśloną przyszłość, tzn. "jak się będę bardzo nudzić". Ten moment (tj. nudy) co prawda jeszcze nie nastąpił, mimo to zdecydowałam się osobiście poznać Grobową Wiedźmę.

Letnie smaki


Nie lubię gotować. Nigdy nie lubiłam. Ale latem, kiedy na straganach pełno warzyw, a zioła na moim balkonie kuszą aromatem, to... Potrafię znaleźć w sobie i motywację i wenę na zrobienie czegoś ciekawego. Przede wszystkim kolorowych sałatek :) Gdyby to ode mnie zależało, mogłabym się tylko do nich ograniczać :)







czwartek, 26 czerwca 2014

Błędne Skały, Góry Stołowe


Kto zna, ten zna. Kto nie zna, temu zdecydowanie polecam. To miejsce jest jedyne w swoim rodzaju, niezwykle urokliwe, a zarazem stosunkowo łatwo dostępne - nie potrzeba super kondycji, by przejść przez ten skalny labirynt. W niektórych miejscach tylko... trzeba mocno wciągnąć powietrze, żeby się przecisnąć :)

Zapraszam na spacer :)

piątek, 20 czerwca 2014

Koniec tej przygody


Zdecydowałam, że pora zakończyć przygodę z pisaniem.

Rozważałam to od paru miesięcy, a ostatnie kilka tygodni biłam się z myślami. Skoro to jednak mój czas i moje życie, będę się skupiać na tym, co dla mnie ważne. Myślałam, że dociągnę przynajmniej do 10. rozdziału PTA i zobaczę, jak się z tym czuję, ale w międzyczasie kompletnie straciłam do tego serce.

Powodem jest przede wszystkim brak czasu. Pisanie zajmuje go zdecydowanie więcej niż samo czytanie, a ponieważ starałam się, by rozdziały nie były zbyt krótkie, spędzałam nad każdym długie, długie wieczory. Zbieranie materiałów, przygotowanie tekstu czy jego korekta - to wymaga niekończących się godzin, a mi wciąż ich brakuje: rodzina, praca, obowiązki domowe. Staram się spędzać mniej czasu przy komputerze, a więcej z bliskimi. Te nieliczne naprawdę wolne chwile wolę poświęcać na to, co sprawia mi satysfakcję.

I tu przechodzimy do drugiego powodu mojej decyzji - zniechęcenia pisaniem.

Lubię pisanie jako takie, to się nie zmieniło. Nigdy jednak nie ukrywałam, że istnieje ogromna zależność między weną, motywacją do pisania a ilością (i jakością) komentarzy. To one sprawiają, że palce mnie swędzą, że słowa same układają się w zdania. Nie chodzi o zachwyty, te wprawiają mnie w zakłopotanie. Cieszy za to zawsze możliwość poznania Waszych wrażeń, co myślicie o moich bohaterach czy jak się Wam podoba rozwój akcji w kolejnym rozdziale. Wasze domysły co do zagadek. To była zabawa, to wciągało i rekompensowało zarwane nad klawiaturą noce.

Ale kiedy komentarzy jest mało albo składają się one z jednego zdania czy wręcz samego "dziękuję", mój entuzjazm zdecydowanie opada.

Do tego coraz częściej dostaję listy w rodzaju: "Uwielbiam twoje opowiadania, ale nie mam cierpliwości czekać na kolejne rozdziały. Wrócę, jak skończysz pisać." W porządku, tylko że ja nie mam cierpliwości pisać tych kolejnych rozdziałów, jeśli brak dopingu na bieżąco.

"PTA" nie znalazł zbyt wielu fanów, trudno. Być może byłam zanadto rozpuszczona sukcesem "MSAP" czy "Bandyty" i oczekiwałam zbyt wiele. Przyznaję, że nad ostatnią nowelą do "Bandyty" napracowałam się sporo i... czułam się rozczarowana niewielkim odzewem. O liczbie komentarzy pod miniaturkami nie wspominając (choć ze statystyk wynika, iż są całkiem często pobierane). 

Nie zamierzam się na nikogo obrażać. Być może zgubiłam to coś, co przyciągało czytelników do moich opowiadań. Być może - z tym ostatnim opowiadaniem po prostu mi nie wyszło. Być może to kwestia powszechnego braku czasu...

Mniejsza o to, to już nieważne.

Jakąś tam rolę odgrywa również to, że w międzyczasie zaczęłam czuć wręcz niechęć do fanfiction i bardzo już nie chce mi się używać tych imion. Autorskie wersje moich opowiadań nie cieszą się za to powodzeniem.

Doceniam, bardzo doceniam i szanuję czytelników, którzy towarzyszyli mi już od kilku lat, komentując każde z opowiadań (nawet, jeśli nie zasługiwałam na te pochwały). I wobec tej (małej) grupy osób jest mi przykro, że sprawię im rozczarowanie. Dziękuję Wam za rozmowy, za Waszą uwagę i czas poświęcony na napisanie listów/komentarzy.

Wszystkim tym, którzy czytali po cichu lub "zapominali" skomentować... nic nie powiem.

Nie zarzekam się, iż kategorycznie kończę z pisaniem. Niewykluczone, że będę sobie coś tam skrobać, kiedy najdzie mnie wena. Może wrócę do starych opowiadań, by je poprawić, może dokończę PTA czy napiszę coś innego. Nie sądzę jednak, bym miała pojawić się z nimi na chomiku.

Przygoda z pisaniem się skończyła, mam za to sporo pomysłów, czym chciałabym się teraz zająć, a do tej pory brakowało mi na to czasu. Raz jeszcze dziękuję tym wszystkim, dzięki którym pisanie sprawiło mi tyle przyjemności :)

Nanik

PS. Pozdrawiam tych, którzy dobrnęli do końca :)







czwartek, 19 czerwca 2014

Z cyklu: "Trudne pytania" (cz. 6)


Przeglądam dzienniczek.

- Co to się dzisiaj działo, Kochanie, że pani była niezadowolona?

Odwraca się w moją stronę usiłując przybrać minę wyrażającą skruchę oraz zakłopotanie, lecz spod niej za bardzo przebija się podekscytowanie.

- Bo A. i M. bili się.

W tym momencie znam już odpowiedzieć, lecz chcę ją jeszcze usłyszeć.

- Tak, i...?

- No mama, ja wiem, że nie powinienem się dołączać - wyznaje żarliwie - ale oni tak fajnie się tłukli. Było super.


- Mama, a w tym przysłowiu, co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie, to kto jest smrodem?

- A jak myślisz?

Krótkie, sprytne spojrzenie w moją stronę.

- Najmłodszy?

- Owszem.

- Ha ha ha, ale ten, co najstarszy, to pierwszy wyląduje w grobie.


Siedzimy na balkonie pogrążeni każdy w swojej lekturze. Kątem oka obserwuję przesuwające się po niebie ciemne, burzowe chmury. Wyglądają pięknie. Nagle gdzieś blisko rozbrzmiewa grzmot, oboje podskakujemy zaskoczeni. Przypominam sobie, jak w dzieciństwie obserwowałam błyskawice i liczyłam sekundy, by wiedzieć jak daleko uderzyły. Postanawiam podzielić się tą wiedzą.

- Kochanie, wiesz, co to jest piorun, prawda?

- Tak, tak, mama - mruczy znudzonym tonem, nie podnosząc nawet głowy znad swojej książki. - Faraday to przecież już wyjaśnił.


Lekcja ekonomii. Skrzat kładzie mi na kolana katalog pewnych popularnych klocków, w drugiej garści swój ściska portfel. Z podekscytowaniem kartkuje do swoich ulubionych stron.

- Mama, powiedz, na który zestaw mnie stać?

Potrafi sam określić, która cena jest wyższa, ale trochę jeszcze nie łapie skali, te większe liczby wymykają się jego pojmowaniu. Do tego mając już pieniądze w portfelu, to nie pamięta, jak długo je zbierał. Próbuję innej taktyki.

- Mysza, pokaż paluszki. Każdy paluszek to jedno twoje kieszonkowe, jakie dostajesz w niedzielę. Jeśli chciałbyś kupić ten zestaw, to byłoby to tyle paluszków, tyle niedziel musiałbyś zbierać pieniądze.

Oczy Skrzata rozszerzają się, przez moment gapi się w swoje łapki.

- O żesz w mordę - oświadcza w końcu - ale drogo.


wtorek, 17 czerwca 2014

Recenzja: "Znak siedmiu" Nora Roberts


Nora Roberts jest autorką, po której książki zdarza mi się raz po raz sięgać. Najchętniej - po te z wątkami paranormalnymi i tym razem zdecydowałam się na trylogię - "Znak siedmiu" ("Bracia krwi", "Magia i krew", "Kamień pogan").

Książka zaczyna się tajemniczą sceną z przeszłości, walką stoczoną między światłem i mrokiem na pewnej polanie trzy wieki wcześniej. Chwilę później poznajemy trzech chłopców, tak bardzo różnych, lecz w wyjątkowy sposób bliskich sobie. Przyjaciół urodzonych tego samego dnia, którzy po kryjomu wymykają się z domu, by wspólnie świętować dziesiąte urodziny w lesie, na tej samej polanie... I wtedy zaczynają się dziać niepokojące rzeczy :)

Rzecz o odpowiedzialności.

Jakiś czas temu Skrzat ćwiczył z kolegą na boisku rowerowe zwroty i ósemki. Jednym z elementów tych akrobacji okazało się wykonanie uderzenia w metalową siatkę - bo wjechał w nią na wprost, całkiem energicznie, wskutek czego wylądował na ziemi, przygnieciony rowerem. Obserwowałam go z pewnego oddalenia, widziałam, jak pocierał obite siedzenie. Odszukał mnie wzrokiem. Nie wyglądało, żeby potrzebował pomocy - wydawał się raczej zakłopotany, mina pt. "Mam wszystko pod kontrolą, to było zaplanowane", zdecydowałam się więc nie dyskutować z męskim ego.

Po drugiej stronie ogrodzenia znajdowało się boisko do siatkówki plażowej, gdzie ćwiczyła grupa młodych ludzi, być może studentów. Zauważywszy "wypadek" wyraźnie się zaniepokoili, dopytywali się przez siatkę, czy nic mu się nie stało, a jeden z chłopaków podszedł sprawdzić i chwilę pogadał upewniając się, że Skrzat może wstać.

Oczywiście Skrzat zaraz zademonstrował, że potrafi powtórzyć ten trudny manewr czołowego zderzenia. Fakt, iż przypadkowi obserwatorzy zainteresowali się "wypadkiem", tego dnia odrobinę przywrócił moją wiarę w ludzi.


Kilkanaście metrów dalej jest boisko do koszykówki. Niedawno ktoś rozbił na nim kilka butelek - starannie zasypał szkłem niemal całą powierzchnię. Dzieciaki z jednej z klas przechodziły tamtędy, jak to zwykle dzieciaki - biegiem i nie patrząc pod nogi. I jak to dzieciaki, niektóre się potknęły. Dwójka mocno poraniła się odłamkami. 

Ktoś mógłby powiedzieć, że teren przy szkole powinien być od rana sprzątnięty. Być może. Szkoda jednak, że nie wszyscy mają dość wyobraźni i poczucia odpowiedzialności.



piątek, 13 czerwca 2014

Recenzja: "Shield of Winter" Nalini Singh


Piątek trzynastego, najlepsza pora, by wreszcie dokończyć pisaną od tygodnia recenzję. W końcu taką datę szkoda byłoby sobie odpuścić.

Czekałam na premierę "Shield of Winter" Nalini Singh z ogromną niecierpliwością, cały okrągły rok, lecz kiedy już dostałam książkę w swoje ręce, okazało się, że nie spieszy mi się aż tak z czytaniem. W dużej mierze miało to związek z brakiem czasu i przemęczeniem. Rozłożyłam więc lekturę na kilka dni (co rzadko mi się zdarza) i nie powiększałam deficytu snu.

I jak czuję się po przeczytaniu? Z jednej strony zadowolona (jak zawsze, kiedy mam okazję poznać kolejny fragment świata wykreowanego przez tą autorkę), niezaspokojona (zawsze chciałabym więcej z tej serii), z drugiej jednak strony rozczarowana. Po "Heart of Obsidian" poprzeczka powędrowała w górę i spodziewałam się czegoś więcej.

wtorek, 10 czerwca 2014

Stary szpital...


Zdjęcia przeleżały u mnie na dysku dobre dwa miesiące, wraz z innymi, którymi nie miałam czasu się zająć. Więc w ramach porządkowania tych zaległości...

To...


To już osiem lat?

Umknęło nie wiadomo kiedy.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Niestrawne kabanosy.


Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami wykupiło dwa konie przeznaczone na sprzedaż do rzeźni. Konie te służyły przez wiele lat w Zakopanem, woziły turystów do Morskiego Oka. Kiedy ich stan zdrowia nie pozwalał na dalszą pracę, właściciele zdecydowali się je sprzedać. Na mięso.

Podobne wiadomości raz po raz pojawiają się w mediach, wraz z prośbami o wsparcie. I taka też jest moja instynktowna reakcja - zwierzę nie jest rzeczą, a skazywanie na przedwczesną śmierć konia, który przez wiele lat służył człowiekowi, towarzyszył mu na co dzień, jest po prostu okrutne.

Ale... Zatrzymałam się przy tej myśli próbując spojrzeć na sprawę z innej strony. Z perspektywy kogoś, kto utrzymuje się z pracy tych zwierząt, kto potrzebuje środków na zakup nowych, by samemu nie być głodnym (ok, może odrobinę przesadziłam - generalnie chodzi o jego własność). Czy mogę go oceniać, jeśli dysponuje swoją własnością? Nie katuje tych zwierząt - tylko sprzedaje temu, kto mu (odpowiednio - to słowo klucz) zapłaci. To motyw, jakim kieruje się chyba większość ludzi (oprócz szlachetnych wyjątków, które podziwiam).

Nie jestem wegetarianką. Może nie przepadam za koniną, ale też nie mogę  być hipokrytką. Skądś bierze się mięso na moim talerzu (ze sklepu!! tak, ze sklepu!!). Los anonimowych i bladych kurczaków czy bezimiennych świnek mniej łapie za serce niż widok pięknych koni prowadzonych "na rzeź"... Te ostatnie były w końcu bardziej widoczne, przebywały wśród ludzi.

I tak wciąż się zastanawiam. Bezduszna chciwość czy jednak normalna, "biznesowa" decyzja? Nie wiem, ale coś mnie gniecie w żołądku, takie poczucie niesmaku...






Recenzja: Seria o Kate Daniels - Ilony Andrews


Szperając po różnych zakątkach internetu w poszukiwaniu informacji o ciekawych książkach (z interesującego mnie gatunku), raz po raz trafiałam na pełne zachwytu recenzje serii o Kate Daniels autorstwa Ilony Andrews. Kilkakrotnie obejrzałam sobie opisy, obejrzałam okładki i za każdym razem efekt był taki sam: nie wzbudzało to mojej chęci bliższego zapoznania się. Odczuwam już pewien przesyt urban fantasy i zniechęca mnie już sama wzmianka o wilkołakach czy wampirach.

Poza tym proszę... Ogromny lew? Lew kojarzy mi się wyłącznie z Simbą. Ewentualnie z Krainą Narnii. 

piątek, 6 czerwca 2014

Korfu, cz. 9 i ostatnia


Z urlopu wróciliśmy już miesiąc temu, teraz zupełnie inne sprawy na głowie. Pozostały wspomnienia, porozkładane po kątach drobiazgi, butelka likieru z kumkwatu oraz zdjęcia, które chciałabym jeszcze ułożyć w album.

A potem będzie można planować kolejny wyjazd w nieznane...

czwartek, 5 czerwca 2014

"Medicus" - recenzja filmu


Rzadko zdarza mi się oglądać filmy, dawno nie trafiłam na żaden, który przyciągnąłby moją uwagę. Jakoś tak wyszło, że w wolnym czasie wolę poczytać książkę albo... W inny sposób wykorzystać towarzystwo męża. "Medicusa" jednak chciałam zobaczyć. Książkę Noah Gordona czytałam wiele lat temu, nie pamiętałam szczegółów, a jedynie to, iż cała seria o rodzinie lekarzy bardzo mi się podobała.

środa, 4 czerwca 2014

Korfu, cz. 8


Na Korfu uprawia się wiele oliwek. Co ciekawe, pod drzewami często porozkładane są siatki - podejrzewam, iż mają one ułatwiać zbieranie dojrzałych owoców. W niektórych gajach były porozkładane, gdzie indziej - zwinięte w rulon.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Maraton z "Psy&Changelings" Nalini Singh

 

W oczekiwaniu na "Shield Of Winter" (oficjalna publikacja 03 czerwca 2014), a także w poszukiwaniu czegoś, co skutecznie rozproszy niechciane myśli pozwoliłam sobie na maraton z książkami Nalini Singh. Przekartkowałam ulubione tomy odkrywając przy okazji, że nie pamiętam co prawda kolejnych tytułów, lecz mam w głowie przyporządkowane do numerów imiona głównych postaci. Tak łatwiej je ogarnąć. Najchętniej wracam do pierwszej części, o Lucasie i Saschy, do trzeciej - z Juddem i Brenną, szóstej - z Rileyem i Mercy, dziewiątej - o Drew i Indigo. I oczywiście dwunastej, "Heart Of Obsidian" (ten tytuł wyrył się w pamięci, ładnie brzmi), historii Kaleba i Sachary.

TUTAJ - jest przegląd drugiej serii Nalini Singh, "Łowca Gildii".

Korfu, cz. 7


Na koniec został mi folder opisany jako "W drodze" - czyli fotki w większości robione z okna samochodu lub z najróżniejszych punktów widokowych. Zapraszam na przejażdżkę po Korfu, niekoniecznie tym pięknie odmalowanym...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...