niedziela, 29 czerwca 2014

Recenzja: Alex Craft - Kalayna Price


Na serię o Alex Craft autorstwa Kalayna Price zerkałam już kilkakrotnie, za każdym razem jednak - oceniając powierzchownie, po opisie i okładce - odsuwałam ją na bliżej nieokreśloną przyszłość, tzn. "jak się będę bardzo nudzić". Ten moment (tj. nudy) co prawda jeszcze nie nastąpił, mimo to zdecydowałam się osobiście poznać Grobową Wiedźmę.


Przeczucie mnie nie myliło, książki nie odbiegają poziomem od średniej tego gatunku, urban fantasy. Nawet sam świat, w którym toczy się akcja, nie wygląda zbyt oryginalnie - bazuje na tym nam znanym, w przeszłości nastąpił przełom (magiczne Przebudzenie), po którym nic już nie było tak jak wcześniej. Mamy tu normalnych ludzi i tych magicznie uzdolnionych, mamy sporo innych stworzeń - przede wszystkim fae (co znaczy tyle co wróżki czy elfy, lecz moim zdaniem lepiej brzmi, podobnie jak Fearia brzmi lepiej niż wróżkolandia) czy choćby duchy. Nie wiem, czy autorki tworzące w obrębie gatunku przeprowadziły dokładne studia podań ludowych czy też bazują na jakimś tajnym podręczniku dot. magicznych stworzeń, lecz wiele reguł się powtarza - jak ta, by nigdy nie zaciągać długów u fae (nieludzi/wróżek) czy o dziwnych zmianach czasu przy przechodzeniu między światami.

Z jednej strony to wygodne, bo przy nowej książce już od razu jestem zorientowana w zasadach gry, z drugiej jednak strony - mimo wszystko wolałabym coś oryginalnego. Ale i tak w stosunku do czarownic mam chwilowo większą tolerancję niż wobec chociażby wampirów.

Świeżo po przeczytaniu pozostało wrażenie lekkiej, przyjemnej lektury, ale szczegóły... Już zaczynają zacierać się w pamięci.

Alex Craft jest grobową wiedźmą, co znaczy, że może poruszać się na krawędzi świata umarłych i przywoływać ich cienie, jeśli zaistnieje np. konieczność zadania im kilku pytań. Podobnie jak inne bohaterki w książkach tego gatunku, jest twardą babką, upartą i regularnie pakującą się w kłopoty. Jej sytuacja finansowa zwykle jest mizerna (lodówka pusta, więc dzieli się ostatnim ogórkiem ze swoim psem, chińskim grzywaczem o imieniu PC - słodka istota, tak na marginesie), a stosunki z rodziną - chłodne, delikatnie mówiąc, lecz jej historia kryje (oczywiście!!!) niespodzianki. To też bardzo pasuje do schematu.

Książka pełna jest najróżniejszych "uroczych" detali, np. obok domu, w którym mieszka, krąży niewidzialny gargulec o imieniu Fred, przychodzący napić się ze spodeczka śmietanki i czasem rzucający niejasne zapowiedzi. Właściciel domu, Caleb, wydaje się być chodzącym ideałem. Choć sam jest fae, opiekuje się przyjaciółmi i ma w sobie niemal nieskończone pokłady cierpliwości. Niestety, i tą sympatyczną relację autorka zaczęła później psuć.

Żeby naszej bohaterce nie żyło się zbyt lekko, oprócz trudnych zagadek do rozwiązania, tych zawodowych i zwykle wiążących się z zagrożeniem dla życia, autorka dokłada jej dylemat w postaci dwóch atrakcyjnych mężczyzn. Choć właściwie źle napisałam: żaden z nich nie jest tak naprawdę mężczyzną i, co gorsza, nie zapowiada się, by Alex miała szanse na szczęśliwy związek z którymś z nich. Póki co doczytałam do trzeciego tomu i na tym etapie sytuacja coraz bardziej się komplikuje - obydwaj wyznają jej miłość, obydwaj w jakiś sposób przekraczają dozwolone granice, a żaden z nich nie może być dla niej kimś więcej. Być może autorka ma jakiś pomysł na dalszy rozwój tego wątku - na razie to zaczyna być denerwujące.


Nie potrafię nawet powiedzieć, który z tych dwóch jest moim faworytem. Po pierwszym tomie powiedziałabym, że Falin - bo pojawiał się częściej i wydawało się, że miał lepsze rokowania. Jednak to, jak autorka dalej poprowadziła jego postać, niezbyt mi się już podobało (wiedziałam, wiedziałam, że nie powinnam była sięgać po drugi tom...). Falin jest fae i to takim niebezpiecznym, a przez to dość intrygującym: to lodowato niebieskie spojrzenie, doskonałe opanowanie, siła oraz trochę magii - czegóż więcej potrzeba do stworzenia bohatera romansu paranormalnego? Alex poznaje go jako policjanta, detektywa o specjalnych uprawnieniach, dość szybko jednak przekonuje się, iż jest kimś więcej. Z początku obydwoje nie pałają do siebie sympatią (ach, cóż za zaskoczenie), Falin wciąż ściera się z Alex, przy okazji tylko raz po raz ratuje jej życie. To byłoby w porządku, najprawdopodobniej znalazłabym w sobie cierpliwość na taką relację trwającą przez kolejne tomy, lecz autorka zdecydowała się namieszać w sposób, który mi nie odpowiada. Nie przepadam za bohaterami czarno-białymi i nie chodzi mi o to, by jak najszybciej doprowadzić do słodkiego happy endu. Nie lubię jednak, gdy pomiędzy głównymi bohaterami w miejsce zaufania wchodzą wątpliwości, podejrzliwość, szczególnie gdy mam wrażenie, iż zabieg ten służy jedynie przedłużeniu serii. Falin... mimo wszystko wydaje się być bardzo schematyczny, to tylko okoliczności, działania osób trzecich sprawiają, że sytuacja jest "skomplikowana".

Nie podoba mi się - nie muszę dalej czytać, prawda? Ha, pewnie i tak sięgnę po kolejny tom...

Leżałam w ciemności i drżałam, próbując zebrać siły, by wstać. Nie mogłam. Leżałam więc na zakurzonej podłodze. W pożyczonej sukience. Niedaleko pomieszczenia pełnego dziko wkurzonych glin.
- Co ty, do cholery, robisz na miejscu zbrodni? Myliłam się. Najbardziej wkurzony glina stał tuż obok. Gdy przestał działać mój grobowy wzrok, stałam się kompletnie ślepa, ale nie potrzebowałam oczu, by rozpoznać właściciela głosu. Falin krzyczał na mnie już tyle razy w ciągu naszej krótkiej znajomości, że ten ton wrył mi się w świadomość. Chciałam zaprezentować nonszalancję, ale wymieniłam energie ze Śmiercią, zostałam zaatakowana przez złośliwy czar, stworzyłam ducha, otrzymałam własną energię z powrotem i zaliczyłam atak drgawek. Ostatnie dziesięć minut mojego życia było raczej niełatwe. Nie miałam nastroju na kłótnię. Cholera! Ledwie oddychałam!
Więc po prostu kontynuowałam to, co robiłam wcześniej. Leżałam i drżałam.
- Wstawaj - rozkazał Falin. - Natychmiast.

("Grave Witch", część 1)


Drugi "mężczyzna" to Śmierć. W porządku, mogę to przeliterować: Ś-M-I-E-R-Ć. Nikt z żywych go nie zauważa. Jako grobowa wiedźma Alex może go widzieć, ale jako bardzo szczególna wiedźma (nie chcę zdradzać szczegółów) może wchodzić z nim w interakcje (co obejmuje również m.in. całowanie). Choć zna go niemal od zawsze i często powtarza, że to jej najbliższy przyjaciel, jedyna stała w życiu, to nigdy nie poznała jego imienia. Śmierć, zwany też zbieraczem dusz, kolekcjonerem, ma postać całkiem przystojnego faceta, na którego widok Alex zawsze przyspiesza puls. Pojawia się, kiedy nadchodzi moment, aby zabrać czyjąś duszę na drugą stronę wieczności albo... by wypić kawę w kuchni naszej bohaterki. Ewentualnie - rzucić jakieś enigmatyczne ostrzeżenie lub w inny sposób dać wyraz swoim uczuciom. Albo ponaciągać trochę reguły, uratować życie Alex (jakkolwiek dziwnie to brzmi), przez co sam naraża się na kłopoty. Śmierć, choć wykreowany naprawdę intrygująco - pojawia się rzadziej niż Falin i może dlatego w drugiej i trzeciej części to do niego czułam większą sympatię. Tyle że... Stworzyć szczęśliwy związek ze Śmiercią? Nie brzmi zbyt obiecująco. Nie spodziewam się takiego zakończenia i wydaje mi się, że to Falin - o ile autorka planuje happy end - ma większe szanse powodzenia.

Powietrze za mną wypełnił głęboki męski śmiech. Odwróciłam się powoli.
W kuchni, oparty o blat, stał Śmierć. Kciuki miał zatknięte w kieszeniach dżinsów. Ben Franklin powiedział kiedyś: „W tym świecie nic nie jest pewne, oprócz śmierci i podatków". Śmierć był zdecydowaną stałą w moim życiu. Czarny t-shirt eksponował jego umięśnioną klatę. Włosy kończyły mu nierówno z podbródkiem. Jego ciemne oczy obserwowały mnie z czymś, co wyglądało na uśmiech, choć w sumie się nie uśmiechał... Dokładnie tak samo jak wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy osiemnaście lat temu. Przychodził i odchodził, kiedy chciał, czasem na pogaduszki, czasem, by mnie wyszydzać. Swoje sekrety trzymał dla siebie i nigdy się nie wtrącał.
Aż do teraz.
Ocalił mi życie. Nie tylko nie wziął mojej duszy, ale wypchnął mnie ze strefy śmiertelnego zagrożenia. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć, jak i czy mu dziękować.

("Grave Witch", część 1)

Sama Alex - nie zadaje sobie trudu, by rozwiązać ten dylemat czy wybrać jednego z nich. Co prawda nie ma zbyt wiele czasu, gdyż akcja toczy się wartko i ciągle coś jej spada na głowę. Dziewczyna trochę też ucieka - boi się pewnych decyzji związanych ze swoim życiem, ukrywa prawdziwą tożsamość i chyba nie ma odwagi zastanowić się, co czuje do każdego z tych mężczyzn. Albo raczej - by zrobić z tym porządek. Po trzecim tomie znalazłam się na granicy tego, gdy dla mnie, jako czytelnika, sytuacja zaczyna być zniechęcająca.

I lifted on my toes, inviting more, and Falin didn’t disappoint. His lips closed over mine, firm and soft all at once as he deepened the kiss. One of his hands slid into my hair, the other around my waist as he pulled me closer, surrounding me with his heat, his scent, his touch.
Someone cleared their throat behind me. “Please tell me I get a veto in this.”
I jumped, breaking contact with Falin in midkiss.
Death leaned against the counter, his thumbs hooked in his pockets and his dark hair spilling into his face. I couldn’t do anything more than stand there staring at him as my heart thundered in my chest, though I couldn’t have said if I was more breathless from the kiss or from the fact that it was Death who had caught me at it.
“I’m not interrupting, am I?” he asked. Death may have looked casual and sounded bored, but his eyes were fixed on Falin with dark intensity.

(...)
Death shook his head, but I wasn’t sure if he was disagreeing or simply dismissing his own thoughts. Then his eyes focused on me again. “You’re trembling.”
“I’m fine.” I should have saved my breath.
“She needs sleep,” Falin said, his gaze going icy again.
“With you, I suppose?” Death asked.
Falin crossed his arms. “It’s an option.”
“I’m fine,” I repeated. Not that either of them noticed—they were too busy attempting to stare holes into each other. Perfect. Just what I need. I was cold to the core, magically drained, and far beyond the point of exhaustion.
“You know what, guys, maybe you’re right. Have fun with the pissing contest. I’m going to bed.” I dropped Death’s hand, closed my shields, and marched over to collapse fully dressed on my bed. I was asleep almost as soon as my head hit the pillow.

(...)
Looking up again, I studied his face, recognizing every line of his jaw, the curve of his eyebrows. In some ways, he was my closest friend. In others he was a complete stranger. But even with our relationship in this strange, awkward, morphing mess of, well, whatever it was, I still felt like I could talk to him. Could tell him anything, everything, even if he couldn’t do the same. After all, no one kept secrets like Death.
“You’ve always told me not to push,” I said, moving my arms to his, my hands at his elbows, my forearms on top of his. We were too close for me not to touch him without making things more awkward. “Not to push for answers you can’t give me, for secrets you can’t reveal. Well, now it’s my turn. Don’t push me for commitments I can’t make.”
He closed his eyes and then leaned forward, propping his chin on the top of my head. The movement brought me in contact with his chest, and I leaned into him as well, feeling the softness of his T-shirt against my cheek—a T-shirt that I was pretty sure didn’t exist, at least not in the terms with which I was familiar. I felt the sigh that escaped him as he wrapped his arms around me.
“Okay.” His fingers trailed over the sliver of skin exposed between my halter top and my hip-huggers. “Okay, I’ll stop pushing. But I expect you to tell him the same thing.”
“Trust me, I intend to.” Now, if Falin would listen? That would be a miracle.
As if he could hear my thoughts, Death laughed, one hard bark of air. “He’s stubborn. You know he continued to talk at me—at empty air, for all he knew—for an hour after you fell asleep.”
I hid my smile against Death’s shoulder. “Yeah, he’s stubborn.”

("Grave Dance", część 2)

Z dalszych postaci uwagę przyciąga przede wszystkim Caleb, cierpliwy i lojalny. John, choć kreowany na równie dobrego znajomego, takiej sympatii już u mnie nie wzbudził. Nie wiem... Może zbyt łatwo odsuwa się od Alex? Obie przyjaciółki, Holly i Tamara, wydają się naszkicowane zbyt schematycznie. Lepiej wypada Rianna z Desmondem. O, ten ostatni to jest ciekawy typ :)

Tarapaty, w jakie raz za razem wpada Alex, nie dotykają tylko jej samej - rykoszetem obrywają jej przyjaciele i to odbija się nie tylko na jej sumieniu, ale i na relacjach z bliskimi dla niej ludźmi. Ugh, za takimi utrudnieniami fabuły akurat nie przepadam, nawet jeśli ich celem jest urealnienie bohaterów.

Do plusów natomiast zaliczyłabym to, jak autorka pozostawia delikatne aluzje, podpowiedzi, które pozwalają snuć domysły co do ciągu dalszego - np. wątku związanego z ojcem Alex czy jej przyszłością.


Kiedy czytam naprawdę dobrą książkę, chciałabym, by autorowi nigdy nie skończyła się wena. Sięgam po kolejny tom i kolejny (choć zwykle, te dobre, kończą się szybko)... W przypadku wszystkich pozostałych książek - wolałabym, by autorzy poprzestawali na jednej części. A przynajmniej zaplanowali sobie fabułę na dwa lub trzy tomy, a nie męczyli temat w nieskończoność. Kiedy odczuwam pewien niedosyt, pragnienie pozostania z bohaterami po zakończeniu historii, mam większą ochotę sięgnąć po następną książkę tego autora, niż gdy znużona, zniechęcona powtarzającym się schematem oraz zwykle namieszanymi relacjami, daję sobie spokój z dalszym czytaniem.

Wątpię jednak, by dało się to zmienić, przynajmniej na większą skalę. Takie są prawa rynku.

W przypadku Alex Craft - zdecydowanie wolałabym, by autorka zamknęła serię w np. trzech tomach, a nie męczyła czytelników szarpaniem głównej bohaterki to w jedną, to w drugą stronę...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...