czwartek, 5 marca 2015

Maraton z "Łowcą Gildii" Nalini Singh


Biorąc pod uwagę, jak dużą popularnością cieszy się post "Maraton z Psy Changelings" postanowiłam pozbierać ulubione fragmenty z drugiej serii mojej ulubionej autorki, Nalini Singh - "Łowcy Gildii" :) Tylko dla fanów Nalini Singh :)

Na Archanioła trafiłam wcześniej niż na zmiennokształtnych i - na szczęście! - najpierw czytałam tłumaczenie nieoficjalne. To oficjalne później oczywiście kupiłam, ale... po jednej próbie nigdy więcej do niego nie zajrzałam - tłumaczenie w oficjalnym polskim wydaniu jest moim zdaniem wyjątkowo nieudane, nie oddaje lekkiego, pełnego humoru stylu autorki. Gdybym to właśnie od tego wydania zaczęła, straciłabym zainteresowanie tą serią nie poznając kolejnych części. Z tego względu polecam doskonałe tłumaczenia nieoficjalne - clamare, smok_z, Em3A  i inni, to z ich prac pochodzą poniższe fragmenty.

Cała seria "Łowca Gildii":
1. "Krew Aniołów" - "Angel's Blood" (Raphael i Elena)

2. "Pocałunek Archanioła" - "Archangel's Kiss" (Raphael i Elena)
3. "Małżonka Archanioła" - "Archangel's Consort" (Raphael i Elena)
4. "Ostrze Archanioła" - "Archangel's Blade" (Honor i Dmitri)
5. "Burza Archanioła" - "Archangel's Storm" (Jason i Mahiya) (moja opinia tutaj)
6. "Legion Archanioła" - "Archangel's Legion" (Raphael i Elena) (moja opinia tutaj)
7. "Cienie Archanioła" - "Archangel's Shadows" (Ashwini i Janvier) (moja opinia tutaj)
8. "Zagadka Archanioła" - "Archangel's Enigma" (Andromeda i Naasir) (moja opinia tutaj)
9. "Serce Archanioła" - "Archangel's Heart" (Raphael i Elena) - 11.2016 (moja opinia tutaj)
10. "Żmija Archanioła" - "Archangel's Viper" (Venom i Holly), 2017 (moja opinia tutaj
11. "Proroctwo Archanioła" - "Archangel's Prophecy" (Raphael i Elena), 2018 (moja opinia tutaj)
12. "Wojna Archanioła" - "Archangel's War" (Raphael i Elena), 2019 (moja opinia tutaj)

Uwaga! - post zbiorczy o bohaterach serii - TUTAJ oraz II część (o Kadrze) - TUTAJ.

Często zdarza mi się wracać do tych książek, to i zaczyna być to po nich widać...

Szkoda, że w wydaniu papierowym w Polsce ukazały się tylko dwa tomy. Na szczęście sprowadzenie książek zza granicy jest coraz łatwiejsze, natomiast język autorki jest na tyle prosty, że czytanie w oryginale nie powinno stanowić problemu, nawet jeśli ktoś nie czuje się biegły w angielskim :)


Krew Aniołów

To zdecydowanie moja ulubiona część :) Kiedy mam naprawdę kiepski dzień i potrzebuję książki, z którą czułabym się dobrze, czegoś, co w wystarczającym stopniu zaprzątnie moje myśli i pomoże oderwać się od rzeczywistości, najczęściej sięgam po ten właśnie tom.

Elena, łowczyni gildii, dostaje zlecenie, którego nie może odrzucić - ma wytropić szalonego archanioła, zanim ten utopi jej ukochane miasto we krwi.


Archanioł uniósł szklankę z sokiem stojącą obok jego talerza i napił się. 
- Jedz proszę.
- Nie jestem głodna.
Opuścił szklankę.
- Odmówić gościnności archanioła to śmiertelna zniewaga.
Elena nigdy wcześniej nie słyszała o tego typu etykiecie, jednakże jeżeli wymagała czyjejś śmierci to nie mogła być niczym dobrym.

*

Tysiąc maluteńkich potworków poruszyło się w jej wnętrznościach, wywołując mdłości, panikę... i niepokojące podniecenie. Było to tego typu zadanie, które z Łowcy czyniło legendę. Oczywiście, aby stać się legendą zwykle musisz być martwym.
Zadzwonił telefon i szczęśliwie przerwał tę myśl.
- Czego?
- Ja tobie również życzę miłego dnia, słońce. - Usłyszała radosny głos Sary.
Elena nie dała się nabrać. Jej przyjaciółka nie dotarła na sam szczyt Gildii będąc Panią Uprzejmą. Nerwy ze stali i wola jak u buldoga - tak to raczej wyglądało.

*

Bezpośredniość, z jaką zwrócił jej uwagę na swoją moc i brak jakiejkolwiek siły z jej strony sprawiła, że świerzbiły ją palce by sięgnąć po broń.
- Nie powinnaś patrzeć na mnie w ten sposób, Eleno.
- Dlaczego? - spytała, pchana przez jakąś nieznaną, samobójczą siłę. - Boisz się?
Nieznacznie się nachylił.
- Moi kochankowie to zawsze waleczne kobiety. Siła mnie intryguje.
Odmówiła brania udziału w tej jego grze, nawet jeżeli jej ciało chciało inaczej. A chciało. Zawzięcie.
- Czy noże też cię intrygują? Bo jeżeli mnie tkniesz, to cię potnę. Nie obchodzi mnie, że zrzucisz mnie z najbliższego balkonu.
Zastanowił się.
- Nie tak bym cię ukarał. Skończyłoby się to zbyt szybko.

*

Pożądanie - ostre, niebezpieczne, zakazane - ścisnęło jej pierś, tak mocno, że ledwo mogła oddychać. Jej rumieniec zgasł, gdy całe gorąco zmieniło swoje położenie. Na głębokie, wilgotne miejsca.
- Jestem tego pewna. - powiedziała słodko, stojąc nieporuszenie, nawet gdy jej ciało ją zdradzało. - Obsługiwanie tych wszystkich wampirzych fanów, musi być męczące.
Jego oczy zwęziły się.
- Twoje usta mogę cię wpędzić w jeszcze większe kłopoty, którym możesz nie być w stanie podołać. – tylko, że w te same usta wpatrywał się w każdy z możliwych, niecenzuralnych sposobów. Patrzył na nie, jak gdyby chciał by go objęły. A nie myślał o ustach.
- Nigdy w życiu. - wychrypiała przez szum krwi we własnej głowie.
Nie udawał, że nie zrozumiał jej niespodziewanego komentarza.
- Więc upewnię się, że jesteśmy w niebie gdy to się stanie.

*

Powiedział jej o uroku.
Z tego co wiedziała, żaden Łowca, żaden człowiek nie wiedział o tym malutkim szczególiku archanielskiej mocy. Było to pokrewne do ujrzenia twarzy własnego porywacza - cokolwiek powie po tym zdarzeniu - i tak wiesz, że już po tobie.
- Nie. Ma. Kurwa. Mowy. - zaciskając ręce na jej pięknej kołdrze z egipskiej bawełny, zmrużyła oczy i rozważyła swoje opcje.
Opcja 1: Próba wycofania się.
Prawdopodobny wynik: Śmierć, tuż po bolesnych torturach.
Opcja 2: Wykonać zadanie i mieć nadzieję.
Prawdopodobny wynik: Śmierć, lecz prawdopodobnie bez tortur (dobrze).
Opcja 3: Zmusić Raphaela aby przysiągł, że jej nie zabije.
Prawdopodobny wynik: Przysięgi nigdy nie gasną, więc przeżyje. Lecz wciąż będzie mógł ją torturować aż oszaleje.

*

Elena potarła tył swojej szyi. – To były naglące okoliczności. Próbował uczynić mnie swoim łóżkowym kumplem. Odmówiłam. A on zaczął mnie ścigać.
Ransom połkną coś co brzmiało podejrzliwie jak śmiech. – Dlaczego powiedziałaś nie?
Posłała mu gniewne spojrzenie, nim powróciła wzrokiem na Sarę. – Wiesz, że inaczej nie brałabym pod uwagę użycia broni.
Sara uniosła rękę. – Jak, dokładnie, „odmówiłaś” jego propozycji?
- Przecinając mu gardło.
Cisza w garażu była mącona tylko przez dźwięk wody kapiącej gdzieś w oddali. Sara się tylko na nią patrzyła. Jak i Ransom. A potem ten idiota zaczął się histerycznie śmiać. Śmiał się tak mocno, że spadł z motoru na pobrużdżony chodnik garażowej podłogi. Nawet to go nie powstrzymało.
Elena kopnęłaby go, tylko że prawdopodobnie wykorzystałby to by pociągnąć ją w dół wraz z nim.

*

Powietrze wydawało się zatrzymać, gdy wampir stojący obok stołu obserwował ją bez mrugnięcia. – Wiem już dlaczego intrygujesz Raphaela. Nie zdajesz sobie sprawy ze swojej śmiertelności. – jego oczy w mgnieniu oka zmieniły się z ludzkich w czystą wulkaniczną czerń. Żadnego białka, żadnych źrenic, nic poza czystą, jednolitą czernią.
Ledwo zdołała się powstrzymać przed sięgnięciem po nóż ukryty w bucie. Prawdopodobnie odciąłby jej głowę nim choćby dotknęłaby metalu. – Fajna sztuczka. Żonglować też potrafisz?
Cisza wypełniona śmiercią, po czym Dmitri się roześmiał. – Ach, Eleno. Jestem pewien, że będzie mi przykro, gdy ujrzę cię martwą.

*

Anielica uniosła brew. – Czy nikt cię nigdy nie nauczył, że nie przerywa się lepszym od siebie? – zdumienie w każdym jej słowie.
- Och, ależ tak, nauczyli. – pozwoliła by jej ton dopowiedział resztę.

*

– Raphael.
Uniósł głowę. – Dam ci wybór.
Zsunęła bluzkę z powrotem na swoje miejsce, czując się zbyt bezbronna. Jej pierś bolała w możliwe najbardziej erotyczny sposób. – Tak?
- Albo rozłożę cię na tym stole i wejdę w ciebie, albo…
- ..albo? – chciała przytulić się do niego, skosztować ścięgien na jego szyi.
- Albo, rozłożę cię na tym stole i posmakuję cię, po czym wejdę w ciebie.
- Eej. – miała problem z myśleniem przez pulsującą potrzebę między jej nogami. – Wybieram opcję c.
Ułożył ją tak, że dotykał jej swoją erekcją, otaczając jedną ręką jej plecy. – Nie ma żadnej opcji c.
Och, do cholery z tym. Pochyliła się i przejechała zębami po tej pięknej szyi. Dziewczyna musi jakoś żyć. Jego ramiona zacisnęły się gdy ssała, gdy smakowała. Następnie powiedział: - Czy opcja c zawiera ssanie przez ciebie innych części mojego ciała?
Cholera, ten archanioł to dopiero potrafi być seksowny, gdy nie jest w morderczym nastroju. Dając ostatnie, pełne żalu liźnięcie, odsunęła się.

*

Jedź do mojego domu, Eleno. Tam się spotkamy.
Otworzyła drzwi i wsiadła, ocierając deszcz z twarzy, smakując jego świeżość na języku. Lecz nie był to deszcz, a Raphael. Czekał na jej odpowiedź. – Wiesz co Archaniele? Sądzę, że już czas bym przyjęła twoją ofertę.
Którą konkretnie?
- Tą o zerżnięciu mnie, aż popadnę w zapomnienie. – musi zapomnieć tą krew, te wnętrzności zła rozrzucone na ścianach niewinnie wyglądającego domu.
Porządny człowiek nie wykorzystałby sytuacji biorąc pod uwagę twój obecny stan emocjonalny.
- Dobrze się składa, że nie jesteś człowiekiem.
O tak.
Jej uda zacisnęły się na erotyczną insynuację zawartą w tym pojedynczym słowie. 

*

Kiedy się odsunął, była wstrząśnięta widząc wzruszenie w jego oczach. Było to na tyle szokujące odkrycie, że całkiem wywietrzało z jej z głowy myślenie o skrzydłach. – Raphael?
Ten błękit błyszczał jasnością jak w gorączce, skóra naciągnięta mocno na jego szczęce. – Jestem na ciebie bardzo zły, Eleno.
- Nic nowego. – zażartowała, lecz mimo to jej ręka gładziła łuk jego skrzydła.
- Jestem nieśmiertelny, a ty próbowałaś ratować moje życie narażając własne?
- Głupie, co nie? – nachylając się bliżej, potarła swoim nosem o jego. Sekretne muśnięcia, pomyślała głupio, te małe rzeczy które robią kochankowie by zacieśnić wzajemne więzi. Drobne rzeczy, które były ich sekretnym językiem. W przypadku jej i Raphaela - ten wspólny szyfr dopiero raczkuje, ale jednocześnie rodzi nadzieję - nadzieję tak nieokiełznaną i intensywną, że serce skręciło się w jej piersi, niemalże przerażone gwałtownością emocji. – Nie mogłam pozwolić cię zranić. Należysz do mnie. – powiedzenie czegoś takiego archaniołowi było bardzo aroganckie.
Zamknął oczy, dotykając czołem o jej własne. – Eleno, przysięgam że kiedyś wpędzisz mnie do grobu.
Uśmiechnęła się. – Potrzebujesz trochę rozrywki w tym swoim nudnym, długowiecznym życiu.
Otworzył te oczy, oślepiające w swojej intensywności. – Dokładnie. Dlatego też upewniłem się, że nie umrzesz.

*

– Mamy całą wieczność by odkryć prawdę. A w tej wieczności należysz do mnie.
Wsunęła dłonie w jego włosy, czując jak gorąco rozlewało się po jej ciele. Nie mogła się jednak poddać temu uczuciu, nie dopóki nie wyjaśnią pewnej sprawy. – Zgoda – o ile nie sądzisz, że oznacza to iż masz prawo rządzić moim życiem.
Pochylał się nad nią, gdy położyła się z powrotem na plecach. – Dlaczego nie?
Mrugnęła na chłodną arogancję zawartą w tym pytaniu, i zdała sobie sprawę, że jej życie stało się właśnie znacznie ciekawsze. Zapomnij o polowaniu na archanioła – ma się właśnie nauczyć jak z takim tańczyć, jednocześnie nie zatracając siebie. Euforia zaszumiała w jej krwi. – To dopiero będzie zawrotna jazda, Archaniele.


02 Pocałunek Archanioła

Kiedy Elena obudziła się po długiej śpiączce ze skrzydłami, wydawałoby się, że jej problemy ograniczą się do ustalenia granic w jej związku z pewnym bardzo aroganckim i bardzo zaborczym archaniołem. Niestety, obydwoje dostają zaproszenie na bal u Lijuan, archanielicy Chin.

(...) tydzień po rozmowie z Sarą, myśli Eleny nie były skupione na śmierci, a na zemście. – Wiedziałam że lubisz ból, ale nie wiedziałam że jesteś sadystą. – powiedziała plecom Dmitriego, kiedy jej kości rozpływały się w przecudownym cieple odosobnionego, gorącego źródła, do którego ten cholerny wampir praktycznie rzecz biorąc ją zaniósł – tuż po tym jak zbił jej tyłek na proch w sesji treningowej przeznaczonej wzmocnieniu jej mięśni.
(…)
Odwracając się, skupił na niej pełną moc tych swoich ciemnych oczu, które potrafiły skusić do grzechu nawet świętego, a tych grzesznych prosto do samego piekła. – Kiedy – wymruczał głosem, który mówił o miejscach za zamkniętymi drzwiami i o nieporuszanym tabu. – dałem ci powód by w to wątpić?
(…)
- Zamierzasz się zabić dzisiaj? – spytała towarzyskim tonem. Wiedząc że Raphael wyrwałby serce Dmitriego gdyby ten choćby jej dotknął. Oczywiście, nie byłoby to dla archanioła łatwe – biorąc pod uwagę że do tego czasu ona już dawno by to zadanie wykonała.
(…)
– Cześć Illium.
Anioł obszedł basen na około by usiąść na przyprószonym śniegiem obrzeżu po jej prawej stronie, zanurzając nogi w wodzie, razem z dżinsami. Właściwie jak większość aniołów w Azylu, była to jedyna część garderoby jaką noszono, jego muskularna pierś naga dla promieni słonecznych. – Eleno. – patrzył to na nią to na Dmitriego tymi zdumiewającymi oczami o nieludzkim złocie. – Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć?
 - Groziłam mu śmiercią już z tysiąc razy. – podzieliła się z nim Elena, zaciskając mocno rękę na tworzącym basen kamieniu(…). – A on w zamian zbił mnie na kwaśne jabłko – dokończyła, jej głos opanowany choć jej ciało krzyczało z podniecenia.

*

Skóra, za której możliwość dotknięcia umierali mężczyźni, na policzkach Michaeli naprężyła się, gdy ta niedowierzająco spytała. - Chyba nie sądzisz, że ona mi dorównuje? 
- Nie - urwał, obserwując jak jej twarz przybiera wyraz satysfakcji i zadowolenia. - Ona, jest czymś całkowicie wyjątkowym.


*


- Uważam, że to jak najbardziej twoja sprawa, gdy decyduję się spędzić czas z Michaelą.

Usłyszała niebezpieczne tony w jego głosie, które sprawiły, że skuliła palce i włączyła instynkt myśliwego. - Czyżby?

- Podobnie jak uważam, że to moja sprawa, gdy twoje skrzydła są tak mocno przyprószone błękitem.

Oczy jej się rozszerzyły, odsunęła się od poręczy. A raczej, próbowała to zrobić.- Raphaelu, puść mnie, chcę zobaczyć.

- Nie.

Wypuściła powietrze. - Przestań. Illium nie miał nic złego na myśli.

- Anielski pył nie jest produkowany instynktownie... chyba, że anioł zmaga się z pożądaniem. - Męskie palce pociągnęły naprężone szczyty jej piersi, skandalicznie zmysłowe przypomnienie, iż archanioł Nowego Jorku stracił raz nad sobą kontrolę. – Jest to jak najbardziej, zrobione z premedytacją.

- Gdyby nie odleciał - wyrzuciła z siebie, walcząc z potrzebą coraz mocniej przepełniającą jej ciało. – To bym go trzasnęła. On celowo cię prowokuje.

Usta na jej uchu, dłonie obejmujące piersi z zabójczą intymnością. - Illium zawsze charakteryzował się dzikim lekceważeniem własnego życia.

Nie mogła nic na to poradzić. Przesunęła głowę, by dać mu lepszy dostęp do szyi. – A mimo to, nadal jest jednym z twojej Siódemki.

- Myślę, że w tym przypadku wie, że jest twoim ulubieńcem. - Pocałunki wzdłuż jej szyi, gorące i pożądliwe, pokazywały jej bez słów, że w tym momencie Raphael ma w głowie tylko jedną myśl.

Zaśmiała się ochryple, pragnąc go. Sięgnęła ręką do tyłu by przesunąć palcami po jego policzku. - Czy mam na ciebie, aż taki duży wpływ?

Draśnięcie jego zębów na jej skórze. - Jeśli Bluebell jutro nadal będzie żywy, wtedy dostaniesz swoją odpowiedź.


*

Czekał bez śladu zniecierpliwienia ― jakby miał wieczność, a ona była jedyną kobietą we wszechświecie. To jego spojrzenie, groziło ponowną utratą tchu. Jak ona, Elena Deveraux, zgodnie ze słowami ojca ― przeciętny myśliwy, dotarła do punktu w którym miała prawo zadawać pytania archaniołowi?


*


Raphael przyglądał się Elenie, gdy ta weszła do pokoju z poharataną ręką i kulejąca nogą, zastanawiając się czy przypadkiem nie będzie musiał zabić przywódcy swojej Siódemki.

- Ja go zabiję. – powiedziała, opadając na kanapę w dużym pokoju. – Planuję się przy tym dobrze bawić.

Oceniając żądny krwi wyraz na jej twarzy, postanowił, że zostawi Dmitriego w jej rękach.


*


Jego lodowaty ton głosu zszokował ją. Było to chyba widoczne, bo posłał jej chłodny uśmiech.

- Twoje zwierzątko ma kły, Eleno. To budzi twoje obrzydzenie.

To był mentalny policzek, którego potrzebowała, by pozbyć się resztek psychicznej mgły spowijającej jej umysł.

- Myślę o tobie jako o swym przyjacielu. A większość moich przyjaciół każdego dnia tygodnia potrafi stać się jeszcze bardziej niebezpiecznymi niż jakiś nadęty anioł.

Zamrugał. Raz, potem drugi. Znajomy uśmiech rozjaśnił jego twarz.

- Ransom ma bardzo długie, bardzo ładne włosy. Może powinienem poznać je z Piorunem?

Oczywiście musiał nadać swojemu mieczowi imię.

- Spróbuj. Założę się, że gdy wrócisz, będzie ci brakowało kilku piór.


*

- Raphael prosił, byś tu poczekała.

W rzeczywistości był to bardziej rozkaz niż prośba - i nie przewidywał, że ona zrobi cokolwiek innego.

- Illium, jeśli nasza przyjaźń ma mieć szansę by się rozwinąć, powinieneś się czegoś o mnie dowiedzieć. Jest mało prawdopodobne, bym słuchała każdego rozkazu Raphaela.


*


– Czy to tylko ja, czy Naasir jest tak samo oswojony jak taka przeciętna, dzika puma?

- W porównaniu do niego, pumy to kociaki.


*


– Czy ty kiedykolwiek zrozumiesz potrzebę pewnych granic? – ugryzła delikatnie jego wargę, sfrustrowana na tyle by działać według instynktu.

Uniósł głowę. Jego oczy koloru nocnego nieba, jego kciuk przesuwał się po szczycie jej piersi. – Nie.

- Przykro mi – otoczyła ramionami jego szyję. – ale nie ujdzie ci na sucho takie autokratyczne odpowiadanie. 


*


- Interesujące- Archanioł sięgnął i podniósł pudełeczko.- Ja nic nie czuję, a jednak to, nawet nie otworzone, przemawia do ciebie.

- Nie dotykaj tego- Rozkazała spomiędzy zaciśniętych zębów.- Mówiłam ci byś to wyrzucił.

- Nie możemy, Eleno. Wiesz o tym.

Nie chciała tego wiedzieć.- Gierki mocy. Co z tego? Powiemy jej dziękuję i wyślemy jej bombonierkę czy coś. Musisz mieć kilka leżących gdzieś w okolicy.


*


- Chodź, Łowczyni. Potrzebuję kroplę twojej krwi.

- Widzisz? Przerażające?- Drżąc, wzięła jeden ze swoich noży i przesunęła nim po opuszce lewego wskazującego palca.- Każdy kto daje ci prezent zapieczętowany krwią, nigdy nie podaruje ci zestawu soli do kąpieli.


*


Podniecenie było jak bębny na jej żebrach, stanęła przy granicy balkonu i spojrzała w I w dół. Lęk wysokości nigdy nie stanowił problemu, ale... - Nagle wygląda to znacznie dalej, gdy wiem że będę stąd spadać.

- Ty.. się boisz? – dotyk jego skrzydeł o jej własne, błysk złota który zauważyła kątem oka.


*


Galen spojrzał na nią raz i rzucił jej coś, co musiało ważyć dziesięć ton i było kawałkiem metalu. Przez sekundę patrzyła na claymore– bo wyglądało na tą ciężką, szkocką broń – po czym ułożyła stopy pewniej na ziemi i uniosła ją. Jej bicepsy zadrżały, lecz i tak ustawiła cholerny miecz w linii pionowej, czubek wskazujący pochmurne, niebieskie niebo.

(…)

- Rzuć go do mnie.

Zmrużyła oczy i przeszła przez przyprószoną śniegiem ziemię, by podać mu miecz. –  Co? Chcesz mi udowodnić jaka jestem słaba? Możesz to zrobić jednym uderzeniem.

- Lecz wtedy Rapahel by mnie zabił. – bezpośrednia, praktyczna odpowiedź gdy wziął od niej claymore i odwrócił się by zabrać coś z małego stolika w rogu obszaru treningowego.



*


Stanął na nogi. – To nie próżność, jeżeli jest prawdą, Ellie.

Trzęsąc głową, spojrzała na Galena. – Czego Bluebell będzie mnie uczył?

- Niczego. Illium będzie odgrywał rolę motylka.

(…)

Pot ściekał jej po twarzy do czasu gdy skończyły się jej wszystkie ostrza – jej własne i te, które podał jej Galen. Illium posłał jej całusa ze swojej grzędy na krokwi przy dachu. – Biedna Ellie. Może chcesz się zdrzemnąć?

- Zamknij się. – ocierając twarz, pokręciła głową w stronę Galena. – Jak on do cholery może się tak szybko poruszać?

- Jego matkę nazywano kolibrem.

Srebrzysto-niebieska kula zleciała z nieba, spadając w stronę ziemi jak nieposkromiona błyskawica. Lądowanie Illiuma było dzikie i pokazowe, szybka, gwałtowna jazda która pozostawiła go z szerokim uśmiechem i na jednym kolanie. Jego skrzydła rozłożone w bezczelnym pokazie. – Próżny. – powiedziała mu, zakładając że w najbliższym czasie jej serce zaprzestanie prób wyskoczenia z gardła.


*


Niebezpieczna cisza. Wiedziała, że tą wojnę będzie musiała rozegrać ponownie. Poradzi sobie z tym – tak samo jak i Raphael, pomyślała. – Wybrałeś wojownika, pamiętasz?

Pocałunek złożony na wrażliwej skórze tuż pod jej uchem. – Tak jak ty wybrałaś archanioła.


*


Puszczając ją, Raphael podszedł do stołu. 
– Illium prosił o pozwolenie by dać ci prezent.

Zaciekawiona, odwróciła się... by napotkać chromowy błękit. 
– Co tym razem zrobił by cię wkurzyć?

Powolne uniesienie kącików ust, niebezpieczny humor archanioła. 
– Noże i futerały.  – Wymruczał.

Dotknęła góry swojego prawego buta. 
– Mam swoje...

- Hmm – wyjął coś z gładkiego, drewnianego pudełka i podszedł do niej. – Ale nie masz moich. – Jego dłonie na jej karku, pocałunek tak mroczny i pełen pasji, że sprawił iż pragnęła posiąść go w odwecie.

- Nie dotrzemy na obiad jeżeli nie przestaniesz. – Utrzymywała to spojrzenie, piękno i okrucieństwo w jednym, jej ręka spoczywała na jego nagiej piersi.

Dłoń Raphaela przesunęła się w górę jej uda, palce musnęły to jakże czułe na dotyk ciało pomiędzy jej nogami. Wciągnęła powietrze. – Droczysz się ze mną, Archaniele?

Zęby drasnęły jej wargi. – Musisz wiedzieć Eleno – nigdy nie będziesz nosić ostrza należącego do innego mężczyzny.

Mrugnęła. – Chciał mi podarować nóż? A co w tym złego?

- Noże – wyszeptał. – I pochwy idą w parze. A twój futerał zawsze będzie trzymał tylko moje ostrze.

03 Małżonka Archanioła

Akcja trzeciego tomu znów toczy się w Nowym Jorku. Pogoda staje się nienaturalnie zmienna, ktoś zostawia makabryczne znaki. Czy to jedynie gierki wrogich Raphaelowi członków Kadry, czy też... budzi się Śpiący Archanioł?

Elena zmarszczyła czoło – dzień w którym pozwoli Dmitriemu wydawać jej rozkazy był dniem gdy jazda na łyżwach stanie się regularnym zajęciem w piekle. Po części z przekory wynikającej z tego, że dał jej jasno do zrozumienia że uważał ją za słabość w zbroi Raphaela, a po części był to instynkt samozachowawczy. Ponieważ w momencie gdy Dmitri uzna ją jedynie za słabość, a rzeczywiście taka była, to przestanie się z nią użerać, a uderzy z pełną siłą. Raphael zabiłby go za to, lecz jak Dmitri raz jej powiedział, ona wciąż byłaby martwa. Więc założyła ramiona, stanęła pewniej na ziemi.

*

„Praca wzbogaca” wymamrotała pod nosem i z wyszczerzonymi zębami, które jej kolega po fachu, Ransom, nazywał „uśmiechem kamikadze”, ustawiła się do lądowania. Pamiętała by rozciągać skrzydła w krótkich, szybkich sekwencjach podczas gdy stopy dotknęły ziemi – pomimo metody kamikadze i już nabytym doświadczeniu, nie lubiła upadać na kolana. Nawet ze zwiększonymi umiejętnością uzdrawiania bolało jak cholera. Końcowy rezultat polegał na tym, że biegła wzdłuż dachu nawet tuż po lądowaniu.
Myśl o spadochronie, Ellie.
Przypominając sobie radę Illiuma, chwyciła do środka skrzydła, nie jadąc już na powietrzu, lecz zbierając je. Jej ciało zwolniło. Jeszcze bardziej zwolniło… aż w końcu była w stanie zatrzasnąć skrzydła na plecach. – Cóż – powiedziała do przeźroczystej ściany centymetr od jej nosa. – Dobrze poszło.

*

Puściła jego ramię i opadła poniżej turbulencji tak szybko jak to było możliwe, odsuwając się w stronę, która zdejmie ją z drogi wszelkich działań. Nie była jednak tak daleko, że przegapiła chwilę gdy Illium podlatuje nad maszynę. Wyschło jej w gardle, bo gdyby był na tyle blisko by ją usłyszeć powiedziałaby mu by przestał. Dobry Boże, te śmigła podrą mu skrzydła na strzępy jeżeli popełni choćby najmniejszy błąd.  Lecz wtedy Illium – śmiejący się, filuterny, potężny Illium, zrobił coś i śmigła po prostu… się zatrzymały. Pozwolił by helikopter opadł swobodnie przez dwie ściskające żołądek sekundy nim złapał go od spodu i przerzucił na drugą stronę. Zdała sobie sprawę, że ten szarlatan dobrze się bawił.

*

Chodź, Eleno.
Nie mogę tam wylądować. Rozwalę sobie łeb.
Prawie się roześmiał, a nie sądził by był do tego zdolny po wydanym przez niego wyroku.
Złapię cię.
To że nie wątpiła w niego, a po prostu zmieniła trajektorię by wlecieć w jego ramiona… niemal go zniszczyło od środka. Po czym stworzyło go na nowo. — Eleno — wyszeptał w jej włosy, przyciskając ją do siebie.
Otoczyła go ramionami, jego krucha małżonka z niesamowitą siłą woli. — Opowiedz mi —wyszeptała.
A on, archanioł przyzwyczajony do trzymania tysiąca tajemnic, powiedział jej.

*

Masz czas by się ze mną zmierzyć?
Czyżbyś tęskniła za Galenem?
Mroczne słowa. Skurczybyk jest dobry. Ale ty jesteś wredniejszy gdy masz zły nastrój.
Raphael nie był pewien czy mu się to podoba. Nigdy bym cię nie skrzywdził, Eleno.
Oczywiście, że nie. Machnęła do młodego blondwłosego anioła siedzącego ze zwieszonymi nogami na jednym z wyższych balkonów Wieży gdy mijali budynek. Chłopak rozpromieniał i odmachał. Ale nie musiałbyś się również martwić o archanioła, który będzie chciał cię zamordować jeżeli zostawisz na mnie siniaka. Możemy walczyć z pełną mocą, a ja naprawdę potrzebuję sesji w której wszystkie chwyty są dozwolone.
Tylko ona mogła do niego mówić w ten sposób. Tylko ona potrafiła sprawić, że czuł się młody w sposób w jaki nie czuł się od ponad tysiąca lat. Potrenujemy w domu.

*

Ze skrzydłami ciągnącymi się za nią jak wyczerpanemu anielskiemu dziecku, weszła prosto w ramiona archanioła, który na nią czekał. Jego dłonie otoczyły ją gdy odwrócił się o kilka stopni by osłonić ją od wiatru wytworzonego z wznoszącej się maszyny.
Wciągając do płuc jego zaprawiony deszczem zapach, wypuściła powietrze, po czym powtórzyła tą czynność aż poczuła, że coś w jej wnętrzu wzdycha i odkłada broń.
-Jak minęła ci noc, archaniele? Moja… była interesująca. 
Na twojej skórze widnieją znamiona, Eleno. Żądanie wyjaśnienia.
Kiedyś pewnie by się najeżyła na ten rozkaz, tak jak wtedy gdy spotkali się po raz pierwszy. Teraz… było to całkiem miłe, wrócić do domu do kogoś, kto zauważył, że nieco ją poobijało w pracy.

*

— Oznaczam kawałek domu jako własne terytorium.
Zamilkł; — Nie pozwolę ci trzymać nas na dystans, Eleno.
Przeczuwała, że to powie i była bardziej niż gotowa na atak.
— Potrzebuję miejsca w którym mogę trzasnąć ci drzwiami przed nosem, gdy jestem wściekła. Jestem całkiem pewna, że oboje wolelibyśmy, by to miejsce znajdowało się tutaj, a nie gdzieś indziej. 
— A czy zaprosisz mnie do tej części naszego gniazdka?
— Może. — Ten docinek sprawił, że posłał jej nie do końca rozbawione spojrzenie;

*

Illium zdjął koszulę oraz buty i wyciągnął dłoń po jedno z ostrzy Venoma; Ten podał mu je z unoszącymi się wargami; — Jesteś pewien, że sobie ze mną poradzisz, śliczniusi Dzwoneczku?
— Mówiłem ci o moich butach z wężowej skóry? — anioł posłał mu dziki uśmiech i Elena wiedziała, że Venom zaraz poczuję płomień tego co trawiło niebieskoskrzydłego.
Venom obrócił ostrzem w dłoni;
— Mi z pewnością przydadzą się nowe piórka do poduszki.

*

— Dam ci twoją wolność — powiedział, walcząc z każdym swoim instynktem. — Pod jednym warunkiem.
Linie utworzyły się pomiędzy jej brwiami. — Jakim?
— Czyżbyś mi nie ufała, łowczyni?
— Ani troszeczkę, nie, gdy próbujesz postawić na swoim. — Lecz wtuliła swój policzek w jego dłoń, przesuwając palcami przez jego włosy.
Przesunął swoją dłoń na jej szczękę, złapał pewniej. — Wezwiesz mnie. Bez wahania, bez myślenia, bez czekania na ostatnią możliwą chwilę. Jeżeli będziesz w niebezpieczeństwie, zawołasz mnie.
— W granicach zdrowego rozsądku. — Targowała się. — Wampir nakręcony żądzą krwi i pragnący mnie zabić jest innym przypadkiem od oszalałego anioła.
— Nie jestem przyzwyczajony do negocjacji. — Większość ludzi dawała mu wszystko czego chciał.
Powolny, powolny uśmiech, który roztopił pozostałe, utrzymujące się kosmyki zimnej wściekłości. — Więc następne kilka setek lat będzie dla ciebie pełne nauki, czyż nie?
Nie mógł się powstrzymać. Pocałował ją, wziął to ciepło, ten śmiech w siebie, gdzie i jego mógł ogrzać.
 Droczysz się z archaniołem na własne ryzyko
Silne ramiona wokół jego szyi, palce bawiące się na łuku jego skrzydeł. 
No nie wiem, mi się podoba to ryzyko. 
Jej wargi rozchyliły się pod jego i wziął je w posiadanie z głodem, który już go nie zaskakiwał. Zupełnie jakby więź pomiędzy nimi stawała się silniejsza z każdą mijającą godziną. 
Wezwiesz mnie.
W granicach zdrowego rozsądku. 
Rozważył to i uśmiechnął się zadowolony. Dobrze. Lecz wytłumaczysz mi każdą ranę za każdym razem, gdy tego nie zrobisz. 
Przełamała intymność ich pocałunku, by spojrzeć na niego wrogo. 
— To głupie żądać tego od łowcy!

*

— Wiele kobiet ma problemy ze swoimi teściowymi. 
Spojrzenie Raphaela było bezcenne. — Tylko, że moja matka jest szalonym archaniołem;

*

Wampir obrócił się nieznacznie, gdy Elena weszła do pokoju i Raphael wiedział, że pewnie otoczył ją pasmem zapachu, próbując ją zdenerwować. Miał właśnie powiedzieć Dmitriemu, że nie jest to odpowiedni moment, gdy zobaczyła jak wargi Eleny się unoszą. 
— Tak bardzo potrzebujesz towarzystwa, kochany Dmitri? — wymruczała. — Jestem pewna, że kogoś ci znajdę.
Oczy Dmitriego zwęziły i w tej chwili nie było w nim nic z wyrafinowanego mężczyzny, który był zastępcą Raphaela. Zamiast niego przemówił wojownik wyszlifowany w ogniu. 
— Wyglądasz na słabą. — Potępił ją. — Nie jesteś w formie by ruszyć w bitwę u boku Raphaela. 
Ostrożnie, Dmitri. Łagodne upomnienie – Raphael pozwalał mu droczyć się z Eleną, ponieważ fakt był taki, że Elena musiała umieć się bronić przed wampirami i aniołami. Dmitri był idealnym polem ćwiczebnym. Lecz istniały granice, których nawet Dmitriemu nie pozwoliłby przekroczyć. Rozmawiasz z moją małżonką.
Z napiętą szczęką, Dmitri otworzył wargi, by odpowiedzieć, lecz Elena go ubiegła.
— Może i wyglądam tragicznie, ale czuję zew krwi. — Jej głos był jak brzytwa. — Z chęcią ci zademonstruję, jeżeli tylko wyjdziesz ze mną na zewnątrz na minutkę.
- Nie skrzywdzę małżonki mojego Ojca. — Arktyczna uprzejmość.
Elena oparła zaciśnięte pięści na biodrach, policzki zarumieniły się kolorem.
— Raphaelu, powiedz że nic mu nie zrobisz jeżeli mnie „uszkodzi”.
— To byłoby kłamstwo, Eleno. Rozerwałbym mu gardło.
Uśmiech Dmitriego pełen był prowokacji.
— A szkoda. Będziesz musiała poczekać na moje pieszczoty.
Elena spojrzała wrogo na nich obu. 
— Nic dziwnego, że tak dobrze się dogadujecie.

*

— Wiesz, większość archeologów uważa, że Amanat nigdy nie istniał. — powiedziała, osłupiała przez świadomość jak wiele mocy było trzeba by nie tylko wymazać, ale i przenieść całe miasto. — Że jest tylko legendą.
Słaby uśmiech na twarzy Raphael, który nie dotarł do jego oczu.
— Zawsze mnie dlaczego ludzcy archeolodzy nie rozmawiają z nami, tymi którzy żyli w czasach owej legendy. 
Elena prychnęła. — Jak gdyby którykolwiek z was odpowiedziało na ich pytania.

*

-Nie tak źle, jak mogło być.
-Celowały w oczy - powiedział Illium, wyglądał na skupionego, kiedy stał pilnując otworu w skale poniżej podestu, trzymając w ręce miecz. - Całe szczęście, że było tam ciemno albo teraz twoje oczy ściekałyby ci po twarzy.
Elena gapiła się na niego.
-Dzięki za tę wesołą myśl.
Cholerny niebieskoskrzydły idiota mrugnął do niej, zadziwiająco opuszczając rzęsy na złote oko.
-Raphaelu, możemy go zabić? – wymruczała, starając się nie myśleć o dziurach zionących w jej ciele.
Raphael naprężył się, gdy pomagał jej wstać.
-Jeszcze nie. Eleno. Możemy go potrzebować. – Powiedział to lodowatym tonem, że przez chwilę sądziła, że wziął jej pomysł na poważnie.


04 Ostrze Archanioła 

Historia Dmitriego, przywódcy Siódemki i prawej ręki Raphaela.

- Za długo ze sobą pracujemy, Niebieski Dzwoneczku – powiedział, [Dmitri] (…). 
- Też tak mówię – odpowiedział Illium – ale Raphael nie chce się ciebie pozbyć.

*

Gdy nie zrównała się z nim krokiem, puścił jej rozbawione spojrzenie przez ramię, poza dźwiękiem jego śmiechu, nie dostrzegała czujnym wzrokiem jakichś oznak minionych wieków.
- Ach, staroświecka kobieta.
- Co? – Całą swoją koncentrację skupiała na oddychaniu, jej ciało z powodu jego bliskości było przeciążone adrenaliną.
- Najwyraźniej wierzysz w podążanie trzy kroki za mężczyzną. 
Kusiło ją sięgnąć po któryś z noży. Pistolet też by się nadał.

*

- Zraniłam cię.
Podniósł rękę i przetarł palcem po swoim policzku, następnie opuścił go śliskiego i zakrwawionego.
- Coś we mnie wydaje się sprawiać, że kobiety chcą używać noży. 
O Boże. Spojrzała w dół, zdała sobie sprawę, że trzymała ostrze w ręku, a koniec był wilgotny.
- Przypuszczam, że nie będziesz chciał przyjąć przeprosin. – Uspokoiła się, jej umysł był tak wstrząśnięty, że zdrętwiał.
Wsuwając ręce do kieszeni, Dmitri powiedział: 
- Nie, ale możesz zapłacić za swoje zbrodnie później.

*

- Dobrze. Pamiętaj jednak, mały króliczku, ani słowa nikomu. - Przesunął się na tyle blisko, że jego ciemne ciepło zaczęło docierać do niej w cichym zagrożeniu, rozłożyło jej zadowolenie dla łopatki. - Nie jestem miłym człowiekiem, gdy jestem zły.
Utrzymała swoją pozycję, podejmując nieudaną próbę wymazania upokorzenia po ataku paniki. 
- Jestem prawie pewna, że w ogóle nie jesteś miłym człowiekiem.

*

- Sara – powiedział, gdy dyrektor Gildii odebrała swoją komórkę.
- Dmitri - chłodne powitanie - Czego potrzebujesz?
- Chciałbym wiedzieć, dlaczego łowczyni, którą mi posłałaś pokroiła w plasterki moją twarz. – Wprawdzie rana już się zagoiła, ale był to idealny tekst na rozpoczęcie rozmowy.
Sara zassała powietrze.
- Jeśli coś jej zrobiłeś, przysięgam na Boga, biorę kuszę i przypnę cię do ściany pieprzonej Wieży. 
Dmitri lubił Sarę.

*

- Kim byłaś, zanim cię złapali?
To uderzyło w dumę Honor, nie myślała, że on wiedział, jak bardzo była zagubiona i zdruzgotana, jak była uczyniona czymś mniej niż zwierzę, ale odnalazła swój głos w gniewie, który narastał w kruchym milczeniu od dnia, kiedy wydobyto ją z lochu.
- Sama zadaję sobie to pytanie.
Uniesione brwi.
- Dlaczego, do cholery, najgorsi z nich są nadal na wolności? – Była uwięziona w tym ciele, które nie mogło zapomnieć siniaków, złamanych kości, ale najbardziej trapiącej straty możliwości podejmowania decyzji, pozwolić, czy nie pozwolić na dotyk.
Zimno, zimne coś pojawiło się za ciemnymi oczami Dmitriego.
- Chociaż jeszcze nie wiedzą, już są martwi. – Lodowate słowa. – Chcesz popatrzeć, kiedy zmuszę ich do krzyku?
Krew zamarzła jej w żyłach. Dmitri uśmiechnął się. 
- Jak masz fantazje, mały króliczku? Wydłubać im oczy, może, pozwolić im odrosnąć, by zrobić to znów? – Okrutny, zmysłowy szept. – Miażdżyć im kości młotem, podczas gdy będą pozostawali przytomni? – Nie czekając na odpowiedź, wyszedł z windy.
(…) 
- Wiem – powiedział, tak jakby czytał jej w myślach – gdyż sam odciąłem język komuś, kto mnie więził.
Coś usypiającego w jej przebudzeniu, coś czekało, stara jej część była głodna jego odpowiedzi na pytanie, które musiała zadać.
- To wystarczyło? 
- Nie, ale poza tym był satysfakcjonujące.

*

- Wyprowadziłam się dzisiejszego ranka. - Kolejny krok na przód, kolejne "pieprzcie się" do drani, którzy ją skrzywdzili.
Uśmiech Dmitriego był powolny, niebezpieczny.
- To dobrze.
Jej mózg wykrzykiwał ostrzeżenie, nawet jeśli jej brzuch zacisnął się w zmysłowej świadomości.
- Budynek posiada ochronę.
Uniósł brew. 
Taaa, nie myślała, żeby to zdołałoby go zatrzymać.

*

Wtedy Dmitri uśmiechnął się, znowu wygiął szyję Valerii… I poderżnął jej gardło z takim uczuciem, jakiego możnaby oczekiwać od kota, który schwytał zdobycz, srebrne smukłe ciężkie ostrze mieniło się w słońcu poranka. Wampirza kobieta klasnęła dłońmi wokół swojej szyi, on zaś chwycił ją za gardło i przypiął ją do ściany z ostrzem wbitym w szyję. 
- Nie wyciągaj go – rozkazał, w momencie, gdy Valeria chciała to zrobić. - Albo odetnę ci ręce.

*

- Nie zabij jej. – To było zbyt szybko, niewystarczająco. A po tym co Valeria zrobiła jej, Honor wiedziała, że nie była pierwszą ofiarą.
Leniwy uśmiech, który spowodował, że włosy zjeżyły się jej na karku.
- Zaufaj mi. 
To było dziwne, co zrobiła. Może to zrobiło z niej samooszukującego się głupca, ale nie zmieniało faktów. Zostawiła go z przerażoną wampirzycą, która jęczała i próbowała przymilać się do mężczyzny, który, jak wiedziała Honor, nigdy nie ulegał wpływowi kobiet, wyszła i skierowała się na schody.

*

- Nie zamierzam cię łamać, Honor. – Szorstkie ostrze zastąpione przez czarny jedwab, grzeszny i dręczący jak bogaty zapach czekolady wsączający się w jej każdą kość. – Zamierzam cię uwieść.
Wybuch gorąca w jej ciele, uderzenie przyciągania, nie mające racjonalnego wytłumaczenia... i obsesja, której nie mogła pokonać.
- Czy kiedykolwiek kobieta ci odmówiła, Dmitri? 
- Raz. – Wyszedł z kłopotu z uśmiechem, który spowodował, że chciała objąć jego twarz, dotknąć te piękne usta własnymi. – Ożeniłem się z nią.

*

Wysoka, z gibkimi mięśniami na swoich ramionach, Elena miała ten rodzaj gracji, który przychodzi wraz z wiedzą, jak poruszać swoim ciałem przeciwko przeciwnikom, którzy zazwyczaj są silniejsi i szybsi.

*

- Widziałam Elenę dziś rano - powiedziała, zastanawiając się, jak mogłaby skończyć rozmowę z  archaniołem. 
- Moja małżonka zawsze ma sposoby na znalezienie kłopotów.

*

- Illium wydaje się zbyt śliczny, aby być niebezpiecznym. – Męska uroda Dmitriego, dla kontrastu, była mroczna, niepokojąca. - Nikt nie spodziewa się, że on wyciągnie ostrze i utnie mu jaja – powiedział ze śmiertelną uciechą w głosie, kiedy wiózł ich mostem Jerzego Waszyngtona. – Robi to z taką gracją.

*

- I nie umiała gotować.
Honor spojrzała w górę błyszczącymi oczami.
- Powiedziałeś jej to kiedykolwiek?
- Musisz mieć kiepskie zdanie o mojej inteligencji. - Pochylił się, aż ich czoła dotknęły się. - Ona udawała, że uwielbia gotować, a ja udawałem, że uwielbiam to, co przygotowywała, oboje żyliśmy dla festynów we wsi, wtedy mogliśmy kupić coś na straganach.

*

- Kiedyś karmiłem tak Elenę - powiedział jej, długo potem, jak jej usta zamknęły się wokół widelca wypełnionego ryżem, który podniósł do jej ust, gdy pozwoliła mu zająć się nią w sposób, w jaki nigdy nie zajmował się nią wcześniej.
Ciekawość sprawiła, że jej oczy stały się jeszcze głębiej zielone. Jej spojrzenie iskrzyło się barwą kamieni szlachetnych.
- Noże były zaangażowane?
- Nie, ale w tym czasie była związana.

*

Później, po bardzo seksownym prysznicu, Boże, jaki Dmitri był pomysłowy, Honor wtuliła się w niego, rozbawiona myślą, że przytula się do wampira, który tak śmiertelnie przerażał innych jego rodzaju.
- Mądry z ciebie mężczyzna.
Przesunął palcami jednej ręki po jej policzku.
- Wiem.
Honor roześmiała się, bo co jeszcze może zrobić kobieta, gdy mężczyzna, który był z nią w łóżku, doprowadził ją do tak wielu orgazmów, że nadal widziała gwiazdy?

*

Dmitri obserwował dwie kobiety siedzące na balkonie i sprawdzał po raz trzeci, upewniając się, czy skrzydła aniołów czekających poniżej były w pogotowiu, by złapać którąś z nich w razie potrzeby.
- Powinienem iść tam i wciągnąć je obie do środka - powiedział do Raphaela, kiedy archanioł podszedł i stanął obok niego.
- Tak - powiedział Raphael. – To powinien być całkiem zabawny widok.
Dmitri zgromił archanioła ciemnym spojrzeniem.
- Twoja małżonka ma na ciebie zły wpływ.


05 Burza Archanioła
Z całej serii ten akurat tom wydaje mi się najmniej interesujący. Może dlatego, że Jason - choć potężny i lojalny - wydaje się trochę... nudny? Historia jego dzieciństwa jest przejmująco smutna, Mahiya też nie miała wesoło. Ładna opowieść, ale brakowało mi humoru z wcześniejszych części.


Jason napotkał bezpośredni wzrok dziecka, skinęła głową, zobaczył, że trzymała srebrno-zakończone pióro, z charakterystycznym niebieskim, w delikatnie zaciśniętej piąstce. Córka Dyrektor Gildii spojrzała na jego skrzydła na chwilę, zanim szepnęła coś do uch Eleny. Jason słyszał, co powiedziała, nic z tego nie rozumiejąc, jej język był tym, którym posługiwały się bardzo małe dzieci. Oczywiście nie będąc w tym samym niekorzystnym położeniu, Elena spojrzała na niego, jej srebrno-szare oczy świeciły się ze śmiechu.

- Ten chochlik pożąda twoich piór do swojej kolekcji, Jason. Na twoim miejscu byłabym ostrożna.

*

Umożliwienie, by archanielica uwierzyła, że zdołała zastraszyć Mahiyę, było strategicznym ruchem na szachownicy, który nie kosztował ją niczego oprócz dumy... A duma była bezużytecznym narzędziem w walce o jej egzystencję.

*

- Dlaczego zostałaś wychłostana? - Zapytał o wiele bardziej złożoną, inteligentną kobietę u swojego boku.
Żadnego szarpnięcia w kroku Mahiyi.
- Za którym razem?
Jego paznokcie wbiły się w dłonie.
- Ostatnim.
- Okazałam brak szacunku dla dworzanina wysokiej rangi.
- Czy był wart szacunku?
Zdziwiona tym pytaniem od tego mężczyzny, który nie przestrzegał żadnych zasad akceptowanych zachowań i który podżegał w niej wściekłość, która sprawiła, że zapomniała o tym, że sama znajduje się w dużej mierze w niebezpieczeństwie, Mahiya powiedziała:
- Nie. - Bez sensu okłamywać go teraz.
- W takim razie było warto przyjąć chłostę.
To było dziwne uczucie, być całkowicie wyzwoloną od konieczności ukrywania swoich prawdziwych myśli. Jakby była pijana.
- Nie - powiedziała, jej wściekłość nadal zimna, ale wystarczająca by płonąć. - Bo po tym, jak zostałam pobita i byłam słaba, otrzymał to, czego chciał. - Mahiya musiała leżeć płasko u jego stóp, błagać o wybaczenie za swój niewielki występek.

*

Mahiya rzuciła mu spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
- Żartujesz?
Jason nigdy nie został o to oskarżony, nawet przez niepohamowanego Illiuma.

*

- Ashwini. - Twarz Venoma odtajała, wargi drgnęły przez ułamek sekundy. - Wiesz, co zrobiła Janvierowi, gdy spotkali się ostatnim razem?
- W użyciu był miód. - Jason obserwował sparing łowczyni i wampira od ich pierwszego spotkania, nigdy nie zdołał zrozumieć ich relacji, byli przeciwnikami w jednej chwili, zdecydowani, by ścigać się wzajemnie przez cały świat i sojusznikami w następnej. To Janviera Ashwini wzięła ze sobą, kiedy potrzebowała kogoś do pracy na niebezpiecznym terytorium Nazaracha i to wisiorek z szafirem Janviera łowczyni nosiła na szyi. Jednak, o ile wiedział, nigdy nie byli partnerami w łóżku.
- Dlaczego po prostu się ze sobą nie prześpią? - Zapytał Venoma, zastanawiając się, czy nie przegapił subtelnych niuansów w ich związku.
Chichot Venoma był cichy, oczy niesamowite w słońcu, gdy pchnął swoje okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy.
- To jest stała tajemnica. - Przechylił głowę. - Kim jest ta bardzo ładna kobieta, która idzie w tę stronę?
Jason nie musiał podążyć za wzrokiem Venoma, czuł obecność Mahiyi, jak mały ogień na swoich skrzydłach.
- Księżniczka Mahiya i ona jest moja. - Nie miał prawa do takiego stwierdzenia, ale Venom miał sposób czarowania kobiet, gdy był w nastroju, a Jason odkrył, że nie chce, by Mahiya została oczarowana.

*

- Nigdy nie byłem na dworze tak wspaniałym, jak ten, który utrzymuje Neha. – Dmitri bawił się nożem pomiędzy swoimi palcami, jednym z trzech, które przywiózł z terytorium Nehy. – Ona naprawdę wierzy w okazywania honorów gościom. – Rzucił nóż Jasonowi.
Odrzucił go z powrotem, kiedy Venom dodał. – Chociaż może dokonać schludnej egzekucji takiego gościa, kiedy dwór zaśnie.

*

- Widzę cię, Jason.
- I co widzisz? - Pogładził wolną ręką w górę jej boku, potarł kciukiem delikatnie w tę i z powrotem przez ubranie po jej sutku. Wstrzymała oddech, ale nie zerwała kontaktu wzrokowego.
- Mężczyznę, który jest burzą, która nie należy do nikogo i która nigdy nie będzie oswojona. Oczekiwać, by stało się inaczej, byłoby niczym prośba o bolesne rozczarowanie.
Otwarte oczy, pomyślał, miała szeroko otwarte oczy.
- Niektórzy mogliby powiedzieć, że próbujesz mnie uwieść, aby móc prowadzić mnie na smyczy.
Śmiech, ciepły i zaskoczony, rozprzestrzenił się po wzgórzu.
- Tylko głupiec próbowałby powstrzymać lub kierować burzą. Jestem zbyt inteligentna.


06 Legion Archanioła

Po dwóch tomach skupiających się na innych bohaterów, autorka zdecydowała się wrócić do Eleny i Raphaela. Już choćby z tego powodu uwielbiam tą część. 

Anioły spadają z nieba, a wampiry chorują. Potężny wróg, Archanielica Śmierci, szykuje inwazję na Nowy Jork.

Recenzja z cytatami - tutaj :)



07 Cienie Archanioła

Tym razem autorka opowiedziała o Ashwini i Janvierze, lecz ponieważ akcja toczy się w Nowym Jorku, na scenie często pojawiają się pozostali bohaterowie. Podobnie jak w przypadku poprzedniego tomu, sporą porcję cytatów (w oryginalnej wersji językowej) zamieściłam przy recenzji - TUTAJ.






08 Enigma Archanioła

Bohaterami są Naasir i Andromeda, którzy wyruszyli na poszukiwania śpiącego, starożytnego Archanioła. Ich zadaniem jest ocalenie go przed Lijuan. 

Pełna recenzja oraz sporo cytatów - TUTAJ.







09 Serce Archanioła

Elena i Raphael wyruszają w podróż do Maroko, do siedziby tajemniczej grupy - Luminatów. Kadra Archaniołów została wezwana, by rozstrzygnąć sprawę "porzuconego" terytorium Lijuan, natomiast Elena... natrafia na tropy ze swojej przeszłości... 

Moja opinia oraz cytaty - TUTAJ.






10 Żmija Archanioła

Historia Venoma i Holly Chang. Holly, jedyna ofiara Urama (tom 1), która przeżyła, zmaga się nie tylko z dręczącymi ją koszmarami, ale i budzącą się w niej upiorną mocą. Venom, powróciwszy do Nowego Jorku z dłuższego pobytu w Azylu, nie potrafi zostawić Holly samej sobie.

Moja opinia i cytaty - TUTAJ.




11 Proroctwo Archanioła

Raz jeszcze Elena i Raphael. Elena słabnie, na powrót staje się ludzka, a jej skrzydła zawodzą. Na całym świecie dzieją się dziwne rzeczy, a nowego Archnioła Chin, Favashi, powoli ogarnia szaleństwo.

Uwaga! Ten tom (wyjątkowo przygnębiający i niepotrzebnie rozciągnięty) kończy się ogromnym, dramatycznym cliffhangerem!

Moja opinia - TUTAJ.



12 Wojna Archanioła



  Kontynuacja poprzedniego tomu - Elena i Raphael na powrót budzą się do życia, Elena uczy się funkcjonować w nowych warunkach, a tymczasem - w Chinach dzieją się niepokojące, bardzo złe rzeczy. Kaskada osiąga swój szczyt, świat staje na krawędzi wojny, budzą się antyczni archaniołowie, a Nowy Jork ma zostać zmieciony z powierzchni ziemi.

Moja opinia - TUTAJ.



 


Lot Aniołów (zbiór 4 opowiadań)


Angel’s Dance - Taniec Aniołów

Wyjątkowo lubię to opowiadanie :) Choć jest krótkie, to pomaga zrozumieć Galena – tak ponurego i nieprzystępnego – a w dodatku pokazuje młodszego Raphaela, tuż po tym (tj. jakieś sto lat) jak został archaniołem.


- Raphael nie jest zaniepokojony tym, że on może być szpiegiem? - Archaniołowie, którzy rządzili światem, tworząc Kadrę Dziesięciu, byli bezwzględni w obserwacji tych, którzy ich zainteresowali.
- Nawet jeśli Raphael nie miałby własnych szpiegów zeznających na korzyść Galena - powiedział Illium z uśmiechem, który był tak zaraźliwy, że dokonywała najbardziej niemożliwego czynu, by utrzymać surowy wyraz twarzy, także wtedy, gdy opiekowała się nim kiedy był dzieckiem - Nie jest rodzajem osoby, która kłamie. Nie sądzę, żeby znał znaczenie słowa „subtelność”.

*
- Raphael nie utrzymuje dworu - powiedział Dmitri, biorąc mały, lśniący nóż z uchwytu ściennego i rzucając nim bez ostrzeżenia w kierunku wysokiego pułapu salki.
Illium wzniósł się w górę, jak gdyby to on został wyrzucony z procy, i złapał lecące ostrze w powietrzu jedną ręką i rzucił je z powrotem w Dmitriego z tą samą prędkością. Wampir chwycił rękojeść tuż przed tym, jak już miała uderzyć w jego twarz. Wyszczerzył zęby w dzikim uśmiechu odpowiadając na uśmiech Illiuma i powiedział:
- Nie widzę sensu w tym, że ładni ludzie latają sobie dookoła i nic nie robią.
Galen obserwował jak Illium ląduje z precyzją, której nie widział u nikogo innego, piękne młodzieńcze skrzydła nie robiły nic, by ukryć wymaganą siłę mięśni, by dokonać tego manewru, i zdał sobie sprawę, że anioł starał się sprawić wrażenie, że jest ozdobą, ładną i zabawną, celowo. Nikt wtedy nie podejrzewa go o niebezpieczne intencje. Odpowiedź Illiuma na swą szczerą ocenę była tak zgrabna i ozdobna, jak tylko zdołałby ją wypowiedzieć jeden ze sztywnych dworzan Lijuan, z których jest taka dumna, swoje skrzydła rozłożył, by ukazać je w całej okazałości.
- Chciałbyś dzisiaj sztylet w gardle na śniadanie, panie? - Ton był czysto arystokratyczny, z przystawką ze złotookiego flirtu.
- Pozwalasz mu na samotne wypady na zewnątrz? - Zapytał Dmitriego, już obliczają potencjalne korzyści z umiejętności Illiuma.
- Rzadko.

*

- Jessamy – powiedział, a jego umysł skupił się na kobiecie, która nie była śmiertelniczką, ale której smukłe ciało wydawało się za bardzo zakłócać jego spokój ducha. - Czy ona ma kochanka?
Wyrafinowana elegancja Dmitriego złamała się ujawniając zupełne zdziwienie.
- Co?
- Jessamy - powtórzył cierpliwie. - Czy ona ma kochanka?
- Ona jest Nauczycielką.
- Jest również kobietą. - A jeśli ludzie wokół niej byli zbyt głupi, by to zauważyć, sam Galen nie ma zamiaru przejść z tym, tak po prostu, do porządku dziennego.
Zdumiona pauza, Dmitri potrząsnął głową, jego włosy lśniły na niebiesko-czarno w słońcu.
- Nie. - Wampir w końcu odpowiedział: - Nie miała żadnego kochanka odkąd ją znam.
- To dobrze.
Dmitri nadal patrzył na niego.
- Zdajesz sobie sprawę, że ona ma ponad dwa tysiące pięćset lat życia, mówi co najmniej setką języków i posiada taką głębię wiedzy, że Kadra przychodzi do niej po radę i informację.
Galen nie miał wątpliwości, że wszystko to było prawdą.
- Nie zamierzam startować z nią w konkursie na inteligencję. - Nie, on chciał jej w sposób znacznie bardziej pierwotny.
Dmitri wypuścił oddech.
- To powinno być interesujące.

*

- Jessamy?
Złapana przez spokojny, intensywny tembr jego głosu, powiedziała:
- Tak?
- Mówię to, bo wierzę, w dawanie uczciwego ostrzeżenia. - Jego głos przeniknął te części niej, których nie powinien był w stanie osiągnąć, bo były tak dobrze ukryte, tak zaciekle chronione. - Jestem bardzo dobry w taktyce. Wiem, kiedy powinienem się wycofać, a kiedy uśpić mojego przeciwnika fałszywym poczuciem bezpieczeństwa... I wiem kiedy rozpocząć ostateczne, zwycięskie uderzenie.

*

Złote oczy otoczone czarnymi rzęsami zanurzyły się w kolorze niebieskim, które nagle wpatrywały się w jego, gdy Illium precyzyjnie wylądował przed Galenem.
- Lubię cię, Galen, ale kocham Jessamy. Skrzywdź ją, a cię wypatroszę.
Galen zmierzył anioła wzrokiem w górę i w dół.
- Bluebell, nie dobrałbyś się do mnie, jeśli nie byłbym z zawiązanymi oczami i nie miał obu rąk związanych za moimi plecami.
- Bluebell? - Illium zmrużył oczy. - Wystarczy, Barbarzyńco. - Rzucając dwa noże do Galena, podniósł dwa kolejne dla siebie.
A potem były one w ruchu. Miał rację. Illium był szybszy od niego. Znacznie szybszy. Niebieskoskrzydły anioł mógł robić takie rzeczy w powietrzu, które powinny być niemożliwe, za wyjątkiem tego, że Galen miał nacięcia na plecach i siniaki na klatce piersiowej, które udowadniały, że jednak były. Ale on sam robił coś więcej niż tylko trzymanie własnych noży... Czekał tylko, aż Illium wykona jeden zbyt pewny siebie ruch za dużo, aby przypiąć anioła do ziemi za pomocą ostrza wbijając je w końcówkę jego skrzydła, gdzie rana będzie się leczyć do rana. Przeklinając z niespodziewaną kreatywnością jak na kogoś tak ładnego, Illium spojrzał na Galena.

*

- Jestem tylko mężczyzną.- To był dudniący szmer, jego oczy zatrzymały się na jej ustach. - Jeśli nadal chcesz grać ze mną w ten sposób, będę zmuszony zapomnieć, że przyszedłem przeprosić za moje zachowanie, i działać w sposób, który sprawi, że będziesz na nowo na mnie zła.
Wargi wydawały jej się opuchnięte, piersi napięte, ale znalazła w sobie to poczucie humoru, by powiedzieć:
- A kiedy usłyszę te przeprosiny?
Przesunął swoje skupienie, podtrzymał jej wzrok oczami, o których wiedziała, że nigdy ich nie zapomni, nawet gdyby żyła dziesięć tysięcy lat.
- Przykro mi, że zwątpiłem w twój honor, Jessamy. - Pauza. - Nie przepraszam za to, że chciałem oddzielić głowę Keira od jego ciała.
- Galen! - Śmiech skraplał się w niej, jasny i niespodziewany, i tak bardzo realny, że aż pojawiły się łzy w jej oczach. - Och, jesteś barbarzyńcą.

*

Szacunek dla archanioła pogłębiał się w Galenie, gdy Raphael prawie posłał go w dół, skręcił, aby zablokować cios i przewidział jego atak. Archanioł był wystarczająco zimnokrwistym mężczyzną, by opracować strategię i wystarczająco wojownikiem, by czerpać przyjemność z tańca. Galen miał nagłą myśl, że gdyby to była prawda, o tym kim Raphael był pod płaszczykiem cywilizowanego wyrafinowania, wtedy nie chciał tylko pracować dla archanioła, musiał po prostu mu służyć.
(…)
Podnosząc zestaw noży do rzucania, Raphael dał je Galenowi, zanim wziął także zestaw dla siebie. Kiedy uniósł brew, Galen uśmiechnął się i spojrzał w górę.
- Zobaczymy, jak szybki naprawdę jesteś, Bluebell
- Bluebell? - Archanioł zaśmiał się, gdy Illium poprzysiągł policzyć się z nimi, a następnie pierwszy nóż poleciał z jego ręki.
Dwadzieścia noży później - dziesięć od każdego z nich - Illium uśmiechał się ze swojej wysokiej belki, gdzie się usadowił.
- Och, obaj spudłowaliście. – Sztuczne rozczarowanie ozdobione teatralnymi westchnieniami. - Biedni, biedni moi mili.
- Na wypadek, gdybyś zapomniał, jestem archaniołem - przypomniał Raphael aniołowi, który nie okazał mu szacunku, suchym tonem.
Illium uśmiechnął się, nieskruszony.
- Chcecie spróbować jeszcze raz? Będę poruszać się extra wolno - obaj jesteście tak dużo starsi, mimo wszystko. - Ostatnie słowa były konspiracyjnym szeptem.
Galen spojrzał na Raphaela.
- W jaki sposób przetrwał tak długo?
- Nikt nie może go złapać.


Angels’ Judgement – Wyrok Aniołów

Deacon wyszedł z łazienki kilka minut później, ubrany w nic, oprócz pary dżinsów. Jej hormony tańczyły. Cholera to był prawie fokstrot. Odmówiła dołączenia się do tańca.

*

- A twoim zadaniem jest niańczenie mnie.
- Niańczenie cię nie jest tym, co chcę robić. - Ciche, intensywne słowa, głaszczące ją po skórze jak żyjący aksamit. - Ale ponieważ wzięcie cię do łóżka znajduje się poza wyznaczonymi granicami, utknąłem przy niańczeniu.
Ciepło eksplodowało na jej skórze, surowy ogień ciemności.
- Co sprawia, że myślisz, że pozwolę ci przebywać w pobliżu? - Jej głos zawierał w sobie chropowatą krawędź pragnienia, ale równie dobrze mógł to być gniew.
- Co sprawia, że myślisz, że będę grzecznie pytał o zgodę?
- Spróbuj czegoś, a ja z radością wypatroszę cię twoim własnym nożem.
Deacon uśmiechnął się. I zmieniło go to z seksownego w niszczycielskiego.
- To dopiero będzie zabawa.

*

Sara w końcu opuściła broń i spojrzała na Deacona. Był zakrwawiony, jego kurtka rozdarta w kilku miejscach, ale to jego spojrzenie było tym, co wstrząsnęło nią do szpiku kości. Był wściekły.
- Niech to szlag, Sara. Nie chcę, żeby ktoś cię zranił. - A potem pocałował ją.
To było gorące, dzikie i niesamowite... Dopóki Lucy nie zaczęła wyć. A ktoś nie zakaszlał.
Sara wyrwał się z pocałunku, i uniosła pistolet, by zobaczyć wysoką kobietę o długich białych blond włosach ściągniętych w kucyk, jej oczy były szczerze zaciekawione, a jej ciało wprost oblepione nożami.
- Więc - powiedziała Ellie z wielkim uśmiechem. - Ty i Zabójca, co? Podoba mi się. - Obejrzała Deacona z gory na dół, i gwizdnęła. – Najlepsza Przyjaciółka Wyraża Aprobatę. A nawet może opakować w złotą folię.


Angel’s Wolf – Anielski Wilk

- Dlaczego mówisz mi to wszystko?
Rzuciła mu lekko łobuzerskie spojrzenie przez ramię.
- Nie potrzebuję niewolnika, Noel. - Jego imię niosło w sobie nieznaczny francuski nacisk, który przekształcił go w coś egzotycznego. - Ale potrzebuję kogoś, kogo lojalność jest kwestią bezsporną. Raphael mówi, że jesteś takim właśnie człowiekiem.
Więc nie został odrzucony po tym wszystkim. To był szok dla jego systemu, wstrząs, który przywiódł go do życia, kiedy od tak dawna był chodzącym trupem.
(…)
Poczuł się tak, jakby został właśnie wezwany na dywanik.
- Przepraszam, Lady Nimra.
- Postaraj się brzmieć o ułamek bardziej szczerze. – Chłodny rozkaz. - Bo to zwodzenie mnie nie zda egzaminu.
- Obawiam się, że nigdy nie będę mógł zejść do poziomu pudla.
Był w szoku, gdy się zaśmiała, a ten chrapliwy kobiecy dźwięk przetoczył się przez jego zmysły.
- Bardzo dobrze - powiedziała, a jej oczy mieniły się blaskiem szlachetnych kamieni w słońcu. - Możesz być wilkiem na długiej smyczy.


Angel’s Pawn – Anielski Pionek

- To dopiero niespodzianka, cher - powiedział Janvier tym swoim leniwym cedzącym słowa tonem, opierając się ręką o futrynę drzwi swojego apartamentu w Luizjanie. - O ile wiem, aktualnie nie ma na mnie żadnego listu gończego.
- Nie jestem teraz zabójcą. - Zakładając przed sobą ramiona, Ashwini oparła się o ścianę naprzeciwko stojącego w drzwiach, zaspanego i ubranego zaledwie do połowy, i w totalnym nieładzie, Janviera, był on rozkosznie sexy. Był także dwustuczterdziestopięcioletnim wampirem, zdolnym do tego, by rozerwać jej gardło przy minimalnym wysiłku. - Choć to, w twoim towarzystwie, mogłoby się przydać.
(…)
- Ranisz mnie. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, non?
- Non. - Uniosła brew. - Zamierzasz mnie wpuścić?
(…)
- To zależy - powiedział, patrząc w dół i spokojnie oceniając jej ciało. – Jesteś tu, by mi jeszcze raz dokopać?
- Oczy w gorę.
Zobaczyła śmiech w tym niegodziwym spojrzeniu, gdy napotkał jej wzrok.
- Nie jesteś zabawna, cukiereczku.
*

- Bez dotykania. - To było bardziej polecenie dla siebie niż dla niego.
Zacisnął swoje palce.
- To ty jesteś tą, która zawsze próbuje położyć na mnie swoje ręce.
- I pewnego dnia, nie będziesz tańczył wystarczająco szybko, aby uciec. - Janvier miał zwyczaj denerwować aniołów wystarczająco, by skończyć na liście gończej Gildii. Ale nie to było najgorsze - gdy Ashwini prawie go miała, gdy prawie mogła poczuć zapach kołnierzyka, on jakoś godził się z kimś, kogokolwiek aktualnie obraził. Ostatnim razem, prawie go zastrzeliła dla samej zasady.
Zaśmiał się, jego kciuk pocierał delikatnie po jej skórze w ospałej pieszczocie.
- Powinnaś mi podziękować – powiedział. - Ze względu na mnie, masz gwarancję porządnego pakietu wynagrodzeń, co najmniej dwa razy w roku.

*

– Masz taką piękną skorę, cher. Jak pustynia o zachodzie słońca.
Odsunęła się poza zasięg jego ręki.
- Idź włożyć koszulkę i wyciągnij swój umysł z łóżka.
- Niemożliwe z tobą obok.
- Udawaj, że trzymam karabin. W istocie, udawaj, że mam cię na celowniku.
Janvier westchnął, rozcierając na szczęce cień porannego zarostu.
- Uwielbiam, kiedy mówisz o takich brudnych rzeczach.

*

- Więc - Nazarach zwrócił swoją uwagę na Janviera. – Jeszcze nie jesteś martwy, Cajun?
- Pomimo najlepszych prób Ash.

*

Pani ochroniarz nie rozluźniła się, dopóki jej duży, blond szef nie zwrócił się w kierunku Janviera i nie zamknął go w przyjacielskim uścisku.
- Cholera, Cajun, to ty jeszcze nie jesteś martwy?
- Dlaczego do diabła wszyscy mnie o to pytają? - Powiedział Janvier bez ciepła, zanim na jego usta wypłynął olśniewający uśmiech przeznaczony dla kobiety.
- Nie przedstawisz mnie?
Śmiejąc się, lider pocałunku Foxa zwrócił się do wampirzycy stojącej u jego boku.
- Perida, to jest Janvier. Nie ufaj żadnemu słowu, które pochodzi z jego ust.

*

- Do następnego razu Łowczyni Gildii.
- Następnym razem będę trzymać kuszę. - To było pewne, biorąc pod uwagę zamiłowanie Janviera do wkurzania wysokiej rangi aniołów.
Powolny, tak powolny uśmiech.
- Mogłabyś być moją idealną kobietą.
- Jeśli nią jestem, to jesteś w poważnych tarapatach. - Cofnęła się aż do wagonu kolejowego, rozległ się końcowy sygnał ostrzegawczy. - Nie umawiam się z wampirami.
- Czy ktoś mówił coś na temat randek? – Posłał jej ten bezbożny uśmiech, który zachowywał specjalnie tylko dla niej. – Ja mówię o krwi, seksie i polowaniu.
Kiedy pociąg odjechał, Ashwini wiedziała, że jest w poważnych tarapatach. Ponieważ Janvier jej nie znał, on ją poznał.


I jeszcze na deser - fragmencik z jednej z krótkch scen, jakie autorka dodaje czasem do swoich  newsletterów  - Jessamy i Galen :)

“She is good for him.” Jessamy welcomed the subtle changes in Raphael. Before Elena, she had watched him become harder, colder, more remote as the centuries passed—until she could barely see the young archangel who had once told her there would always be room at his Tower for her. “She makes him happy.”
Galen snorted, saying nothing, but she’d been with her barbarian lover for over four hundred years, wasn’t so easily put off. Ducking under his arm to force him to stop the cleaning process, she said, “Just like I make you happy,” his naked upper body warm against her. “And I’m not exactly the strongest person in the Refuge.”
“There is no comparison,” was Galen’s growling response, eyebrows drawn together over eyes of a stunning pale green she found ever more beautiful as the years passed. “You are Teacher and Historian, an integral and irreplaceable part of our people. She is a mortal with wings—what does she contribute?”
Jessamy poked him in the hard ridges of his abdomen. To hear him speak, you’d think he had no heart, when she knew her Galen had the biggest heart in the world—and the most loyal. “You,” she said when he winced, “were once a babe who wobbled when he flew—”
“No,” he interrupted with a thoughtful frown, “I do not think so. According to the weaponsmaster with whom I trained, I came out of the womb with a knife in one hand and a crossbow in the other.”
Lips twitching, Jessamy ran her fingers over the silken inner surface of his right wing, the caress one she knew he’d allow no other. “You must give her a chance to grow, to become who she is meant to be. You know Raphael would not take a weak woman as his consort.”
“Simply because she was a skilled hunter does not make her ready for life at an archangel’s side.”
Galen did not lightly use the word “skilled”. Realization dawning in her veins, Jessamy leaned back against his arm so she could look into his face. “You think she has real potential. That’s why you’re being so tough on her.” When he didn’t answer, she said, “In fact, I think you might even like her a little.”
Another scowl, strong hands on her waist as he set her bodily aside to pick up the sword he hadn’t finished cleaning. “She shot Raphael.”
“I once threw an inkwell at your head.”
Sword cleaned, he slid it away in its bracket on the wall, then did the same with the other weapons on the table. “You missed.”
“So if I had hit you, you would still be carrying a grudge?” she asked, watching his body flex and move as he put the weapons in place.
“Do you believe I am not?”

7 komentarzy :

  1. Dziekuje Ci za to rzeczowe i piekne podsumowanie :) z miłom chęcią poczytałam i przypomniałam sobie sceny z tych częsci ktore czytłam-skonczyłam na Legionie Archanioła dwa lata temu i jakaż moja radośc, że piszesz o kontynuacji nieoficjalnych tłumaczeń:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, to teraz czeka Cię smakowita porcja lektury do nadrobienia :)

      Usuń
    2. A gdzie można znaleźć te tłumaczenia?

      Usuń
  2. Mam pytanko gdzie można kupić ostatnie 3 tomy łowców gildii ponieważ w internecie ciężko jest znaleźć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki angielskojęzyczne kupuję zwykle w ksiegarni bookcity.pl
      Czasem trzeba trochę zaczekać na sprowadzenie zza granicy, ale przynajmniej kontakt jest z polską firmą :)

      Zdarzało mi się też kupować na eBayu, ale to już mniej polecam (trzeba się bawić w przelewy z PayPalem).

      Usuń
  3. Gdzie mogę znaleźć te tlumaczenia?A przy okazji, dzięki za te wszystkie cytaty. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczenia są na chomiku. Z różnych powodów nie chcę podawać linków :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...