poniedziałek, 28 maja 2012

Czas na rower


Dziś było zdecydowanie za ciepło, by tylko siedzieć na placyku, w związku z czym przez blisko trzy godziny ganiałam za szalonym rowerzystą. Za szybki, by nadążyć, a wciąż jeszcze zbyt niedoświadczonym, by puścić go zupełnie samopas.

Rany, skąd te dzieciaki czerpią energię? Od dawna już próbuję to ustalić, chętnie sama bym się podłączyła. Może powinnam się położyć spać równo ze Skrzatem, tyle że wtedy nic już bym nie zdążyła zrobić...

Nóg nie czuję, a moja służba nie kończy się powrotem do domu, zawsze jest coś do zrobienia, a mąż wraca coraz później i później :/

Tak, grunt to skupiać się na pozytywach. Nie marudzić.

O, nad kondycją się przy okazji pracuje. Jakiś plus jest.



Kawałek na dziś, coś na odprężenia, polecam się wsłuchać: Piotr Bukartyk "Sznurek".



Ta śliczna panienka pozowała mi jak rasowa modelka. Powiedziałabym, że się niemal uśmiechała do obiektywu, a wstała dopiero gdy już skończyłam.


niedziela, 27 maja 2012

Lato tuż tuż...


Wiosna subtelnie przechodzi w lato, zieleń nabrała już siły, wypełnia szczelnie przestrzeń. Od ponad tygodnia kwitną już robinie, choć zawsze kojarzyłam je z czerwcem. Czarny bez, dziki bez upaja słodkim zapachem, przywołując odległe wspomnienia piaszczystych ścieżek między polami, świergotu skowronków i wiatru we włosach. Szaleńczej jazdy na rowerze, swobody, jaka nigdy już nie wróci, ciszy i czasu, którego dziś już nie ma. Skoszona trawa pachnie wakacjami, wywołuje na krótki moment uśmiech. 

Życie zatacza krąg.







Wczorajsza data, dość szczególna, nie przyniosła niespodzianki, nie tej, na którą mimo wszystko gdzieś tam po cichu liczyłam. Bo tak zupełnie jeszcze złudzeń nie udało mi się wyłączyć. To boli, ciężko z tym walczyć, choć i tak... Powtarzam sobie co dzień, że nic z tego - teraz to niemożliwe. Za dużo się uzbierało, zdrowie to poważna sprawa, a niektóre problemy... trwają i trwają, bez pozytywnych rokowań. I nieważne, jak ciężko byłoby na sercu, te inne sprawy muszą poczekać.

Cholera, to boli, ale nie mogę nic zrobić :/




Tamaryszki przekwitły już dawno temu, nie zdążyłam jednak wcześniej ze zdjęciami, będą więc teraz.

Dawno nie było żadnej piosenki, nie miałam do tego nastroju. Dziś może kawałek, który już zawsze (obok paru innych) kojarzyć mi się będzie z MSAP. Może to mnie zmotywuje w końcu do korekty tego opowiadania i przerobienia go na wersję nie-twilightową?




sobota, 26 maja 2012

Mężczyźni są inni?



Mówi się, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa, o różnicach w mózgach obu płci również zapisano całkiem sporo stron. Nie sposób się z tym nie zgodzić... Na co dzień pracuję w mieszanym towarzystwie specjalistów, osób o wysokich kwalifikacjach, bez wątpienia posiadających szeroką wiedzą, inteligentnych i doświadczonych. Wiele rozwiązań i stanowisk, stanowiących nieodłączną część moich zadań, wypracowywanych jest w trakcie dyskusji, gdy ścierają się różne opinie.

I jest ogromna różnica, czy dyskutuję z inną kobietą czy z też mężczyzną: w tym pierwszym bowiem przypadku znacznie łatwiej przedstawić własny pogląd, rozpatrzyć różnice, ustalić coś konstruktywnego. Kiedy natomiast próbuję przekonać do czegoś mężczyznę, chwilami (poza b. nielicznymi wyjątkami, które zresztą mają innego rodzaju wady) mam wrażenie, jakbym mówiła do ściany. I nie ma tu znaczenia, kto ma rację - chodzi jedynie o zrozumienie, co ma na myśli druga strona.

Jedynym (najszybszym?) sposobem jest nie tyle przedstawienie własnego stanowiska, co zadawanie pytań naprowadzających, odpowiednio dobranymi przykładami sugerowanie, w czym rzecz. Nie zapominając o tym, iż nie wolno zapędzać rozmówcy do zbyt ciasnego narożnika, gdyż zdesperowany samiec zaczyna zwykle na oślep uderzać nie do końca sensownymi argumentami.

Trzeba prowadzić rozmowę tak, żeby ów mężczyzna (np. po pół godziny tłumaczenia) niespodziewanie odkrył, jak to właściwie być powinno. Sam musi do tego dojść, nie przyjmie obcego poglądu.

Dla mnie to straszna strata czasu, ale pewnych murów się nie przebije.

Ech, nie zamierzam podważać intelektu męskiej części populacji, lecz zbyt często mam wrażenie, że kobieta po prostu musi być sprytniejsza, jeśli chce cokolwiek załatwić. Nie wspominając już o  nieosiągalnej dla większości mężczyzn umiejętności zajmowania się kilkoma sprawami jednocześnie.

W tym miejscu przypomina mi się zasłyszana gdzieś myśl, że tak naprawdę to kobiety rządzą światem, ale pozwalają mężczyznom wierzyć, iż jest inaczej.









czwartek, 24 maja 2012

Kreta, cz. 9 (ostatnia)




























Kreta, cz. 8


Poza tą - została mi jeszcze jedna porcja zdjęć z Grecji i będę mogła wrócić z blogiem do rzeczywistości. Albo może lepiej... do mojego ogródka.

Zaskoczyło nas, jak powszechnym punktem w krajobrazie Krety były niedokończone budynki. Część z nich miała zamieszkany parter, strasząc jedynie piętrem (z tego, co się orientowaliśmy, miało to jakiś związek z podatkiem od nieruchomości - płaconym od "gotowych" domów), czasem jednak były to takie szkielety na zapuszczonych działkach.



Kolejnym stałym elementem były koty. Myślałam, że to na moim osiedlu jest sporo, lecz tam występowały w ogromnych ilościach... Mój mąż, stwierdziwszy, iż nie reagują na nasze "kici kici" nazywał je kicikosami. Zwierzaki były dość ufne, za to znakomita ich większość była w opłakanym stanie: wychodzone, podrapane. Ta ruda kotka na poniższym zdjęciu miała na wpół poderżnięte gardło... Te, które rezydowały przy restauracjach, były postawniejsze, ale też miały zdecydowanie bardziej wystrzępione uszy. 

Przeżyją najsilniejsi...






Pomimo upałów trwających z przerwami już od marca wyższe szczyty wciąż bieliły się od śniegu. Wpatrywałam się w nie zdecydowanie tęsknym wzrokiem, już tak bardzo bym chciała się w góry wybrać...



Na Krecie wspinaczka jednak nie bardzo wchodziła w grę. Zbocza tylko z daleka wyglądały kusząco, z bliska pokrywała je nieprzyjazna człowiekowi, szorstka i kolczasta roślinność, tzw. makia. Nawet, gdy gałązki pokryte są kwiatami, lepiej nie wkładać w nie ręki.




Ta jaszczurka spadła mi na głowę, musiała zsunąć się ze skały ;) Leżała przez dłuższą chwilę oszołomiona, mi na szczęście zaskoczenie szybciej minęło.


Zapuszczaliśmy się nieco dalej od hoteli, oglądając Kretę nie biało-błękitną, ale brudną i zaniedbaną, ze zdezelowanymi samochodami na poboczach, podwórzami pełnymi śmieci... Tak, całkiem podobnie jak u nas.



Mam słabość do zdjęć kwiatów, tam jednak wiele roślin przyciągało uwagę. Zdjęcia poniżej nie miały być ładne, pełnią funkcje dokumentacyjne ;)

Ogromne, urzekające kwiaty hibiscusów.

Winorośl często porastała płoty czy wypełniała przydrożne rowy...

Yukka? Dracena?

Na zdjęciu nie widać tego wyraźnie - z urwiska zwieszały się kilkumetrowej długości pasma kwitnących roślin...

Ta roślina, wykorzystywana do żywopłotów, miała niesamowicie upajający zapach. Jak na razie nie udało mi się jej zidentyfikować, a czuję, że powinnam znać tę nazwę, że to coś prostego...

Świeże pomarańcze na wyciągnięcie ręki? Wystarczy wychylić się przez okno.

Czarne oliwki. Tu już nieco podsuszone.

Figa :)

To jest zdaje się tzw. drzewo chlebowe.

Karczochy.






A to kwitnący granat...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...