Złe wspomnienia

Akcja toczy się na campusie studenckim w Seattle. Atrakcyjna i pewna siebie dziewczyna przebiera pośród mężczyzn nie angażując się głębiej w żaden związek. Swoje prawdziwe uczucia skryła głęboko w sercu, lecz nawet jej najbliżsi przyjaciele nie wiedzą dlaczego. Sytuacja się komplikuje, kiedy poznaje godnego siebie przeciwnika, a jednocześnie dogania ją przeszłość...  

Krótkie wprowadzenie.













 Prolog


Każdy oddech okupiony był cierpieniem, zdawało się jej, jakby w klatkę piersiową raz za razem wbijały się ostrza. Z oczu dziewczyny płynęły łzy, próbowała złapać choć krótki oddech. Nie miała się już jak zasłonić. Naga, piekąca od skaleczeń skóra szorowała o podłogę, gdy próbowała odczołgać się w przeciwległy kąt pomieszczenia. Nie dość szybko. Tym razem kopnięcie dosięgło jej biodra. Ogłuszający ból szarpnął całym ciałem, lecz nie krzyknęła, jej usta zalepiała taśma klejąca. Świadoma istota zniknęła wiele godzin temu, zepchnięta na samo dno duszy przez upokorzenie oraz bezradność, teraz pozostały tylko pierwotne, zwierzęce odruchy. I strach. Dławiąc się wzbierającymi w gardle wymiocinami z trudem zaczerpnęła powietrza, spojrzała w górę. Przez łzy dostrzegała, iż twarz napastnika wykrzywiła się w furii, podsycanej szaleństwem nienawiści.

Bezbronna, półprzytomna z przerażenia oraz bólu, mogła tylko czekać, aż zdecyduje się z nią skończyć…

Kiedy zacisnął wargi, wiedziała, że za chwilę nastąpi kolejne uderzenie. Instynktownie próbowała zasłonić głowę, lecz nie zdołała zmienić swojej pozycji. Linka, której użył do związania rąk, wżynała się w nadgarstki, jej dłonie lepiły się od krwi i brudu. Tępe uderzenie w brzuch na moment pozbawiło ją oddechu, pomieszczenie dookoła pociemniało, a podłoga zafalowała.
                            
- Jesteś moja, tylko moja – wysyczał chropowaty, szyderczy głos.

Kolejne kopnięcie trafiło w żebra, coś chrupnęło nieprzyjemnie i ostry ból zaćmił wszystko pozostałe. Otumaniona ze strachu przez krótką chwilę poczuła żal, że nie zdążyła się pożegnać z bliskimi, że nie powiedziała jeszcze tych kilku ważnych słów. Żal, że nie było jej dane… Umysł dziewczyny stracił zdolność dalszego odczuwania cierpienia, a ponure pomieszczenie, w którym leżała, zaczęło się rozmywać.

Powoli ogarnęła ją ciemność.

Rozdział 1 - Jak rękawiczki


- Masz jakieś plany na wieczór, kotku? Może obejrzymy film?

Chłopak powoli przesunął rękę wzdłuż pleców stojącej przy nim dziewczyny, po czym z zaborczą satysfakcją zacisnął palce na pośladkach. Wzdrygnęła się poirytowana zarówno nachalnymi pieszczotami, jak i mało wyszukanym określeniem. Nie znosiła „kotkowania”, podobnie jak nie spodziewała się, by jej towarzyszowi to akurat oglądanie filmu chodziło teraz po głowie.

- No dalej, Brenna, nie daj się prosić – zamruczał nachylając się ku jej szyi.

W tym momencie oddech chłopaka wydawał się zbyt gorący, jego jasne, kręcone włosy łaskotały, więc cofnęła się wymykając się z ciasnych objęć. Kiedy sapnął rozczarowany, Brenna ugodowo pogłaskała dłońmi jego ramiona. To akurat lubiła. Zawsze podobali się jej dobrze zbudowani mężczyźni, a David miał przyjemną dla oka klatę, mięśnie kusząco napinały się pod jej palcami. Powiodła dłońmi po mocnym karku, po czym wspięła się na palce i zacisnęła zęby na wardze chłopaka.

Na widok pragnienia w jego oczach westchnęła w duchu. Może jednak to nie był dobry pomysł.

- Śmiało, kotku – jęknął przyciągając ją do siebie. – Przyznaj, że ty również masz na to ochotę.

Nie, zdecydowanie nie.

David Fox był silny, nieźle tańczył, ale najlepsze wrażenie robił, kiedy się nie odzywał. Po blisko dwóch tygodniach Brenna miała już serdecznie dosyć jego towarzystwa i właściwie szukała tylko okazji, jak dać mu to do zrozumienia, najlepiej jeszcze przed piątkową imprezą w studenckim klubie „Cave”. To dałoby jej wolną rękę.

Niestety, jej partner nie miał zbyt lotnego umysłu.

- Obiecałam Cassie, że wieczorem się pouczymy – mruknęła pod nosem.

Wymknęła się, kiedy wielka łapa odnalazła drogę pod jej bluzkę.

- Przecież jesteście na różnych kierunkach – wykrztusił zaskoczony. – Czego miałybyście się uczyć razem?

Brenna prychnęła z irytacją. Nie potrafił załapać delikatnej sugestii.

- Nie musimy uczyć się tego samego, by nawzajem motywować się do pracy – wyjaśniła zniecierpliwiona i stanowczo odsunęła od siebie jego ręce. – Naprawdę mi przykro, ale muszę już iść.

Blondyn wyraźnie pomarkotniał i zrobił minę zbitego psiaka, tak słodką, że Brennie prawie zrobiło się go żal. Prawie. Gdyby nie wiedziała o co najmniej paru jego grzeszkach, może i trochę by się nad nim zlitowała. Nagle przypomniało się jej, dlaczego zdecydowała się na koniec postąpić wobec niego wrednie.

- To może wstąpisz jutro do mnie przed wyjściem do „Cave”? – spytał z pełnym nadziei uśmiechem. – Poszlibyśmy razem.

- Zajrzę do ciebie na chwilę – powiedziała spokojnie.

Spojrzawszy jej w oczy David przełknął ślinę, w jego spojrzeniu odbiła się niepewność. I bardzo dobrze, pomyślała Brenna, zasłużył sobie. Zadowolona z takiego obrotu sprawy pożegnała się szybko i pomknęła do siebie.

Wieczór upłynął jej całkiem przyjemnie, na pewno ciekawiej niż gdyby została z Davidem, choć oczywiście nauce nie poświęciła zbyt wiele czasu. Jessica cały czas paplała o swoim najnowszym obiekcie westchnień. Brenna słuchała tego tylko jednym uchem, jako że jej przyjaciółka regularnie zadurzała się w coraz to nowym chłopaku. Razem z Cassie, drugą współlokatorką, przygotowały kolację i właśnie miały do niej zasiąść w trójkę, kiedy w wejściu do apartamentu pojawił się wysoki, ciemnowłosy chłopak. Musiał schylać głowę, by zmieścić się w drzwiach, a jego potężna sylwetka blokowała przejście.

- Connor! – pisnęła Jessica.

- Witam panie! Czuję jakiś smakowity zapach – oznajmił radośnie.

Brenna przewróciła oczyma.

- To chyba twój szósty zmysł, Connie, zawsze niezawodnie wyczujesz porę kolacji – wymamrotała pod nosem. – Jedzenie zwietrzysz z odległości kilku kilometrów…

Nadstawiła chłopakowi policzek, by wycisnął na nim serdecznego buziaka.

- Tylko dobre jedzenie, a przecież nikt nie gotuje tak dobrze jak ty – zapewnił ją z szerokim uśmiechem.

- Biedactwo… Na pewno od godziny nic nie jadłeś – odkrzyknęła Cassie bez krztyny współczucia. – Musisz umierać z głodu. O widzę, że już ledwo trzymasz się na nogach…

Drobniutka dziewczyna zachichotała uskakując zwinnie przez Connorem, który wzrostem i posturą przypominał raczej boksera wagi ciężkiej niż studenta.

- Myślę, że mimo tego osłabienia zdołam jeszcze jakoś cię złapać – rzucił cichym, poważnym tonem. – Podobno chochliki są niezłe jako przystawka.

Zadumana Brenna obserwowała, jak przez chwilę ganiali się dookoła stołu. Jej przyjaciółka śmiała się i piszczała zręcznie unikając długich ramion chłopaka. W odpowiedzi na jego pogróżki pokazała mu język.

Kiedyś byłam do niej bardzo podobna, pomyślała Brenna.

Pospiesznie zatrzasnęła drzwiczki do tego korytarza swojej pamięci i odwróciła się, by wyjąć z szafki jeszcze jedno nakrycie. Lepiej cieszyć się z wieczoru w towarzystwie przyjaciół niż wpaść w pętlę przykrych wspomnień.

Connor, zrezygnowawszy w końcu z pościgu i obiecawszy uroczyście rewanż, połaskotał Jessicę i pociągnął Brennę za kosmyk włosów. Odpłaciła mu kuksańcem w bok. Niczego więcej nie potrzebowali, by się porozumieć. Co prawda obie swoje współlokatorki poznała dopiero po przyjeździe na studia w Seattle, szybko się jednak dogadały. Brenna włączyła do ich towarzystwa Connora, z którym znała się od dziecka, i razem stworzyli bardzo zgraną, choć może nieco zamkniętą paczkę. Zajmowany przez dziewczyny apartament, na studenckim kampusie, składał się z ich trzech pokoi, a także wspólnej kuchni połączonej z maleńkim salonem. Często spędzali w nim wspólnie wieczory – czasem ucząc się, czasem żartując czy dyskutując. Brenna pomyślała, iż to dzięki odmiennym charakterom oraz sporej dawce tolerancji, tak dobrze czuli się razem. Nikomu nie przeszkadzała rubaszna bezpośredniość Connora, piski Jess, nieustanne chichoty Cassie czy jej własne milczenie. Gdy Cassie plotkowała z Jessicą, Brenna chowała nos w książce. Kiedy rozmowa schodziła na poważniejsze tematy, Jessica zwykle ziewała ukradkiem i gdzieś się zbierała, lecz nikomu nie przyszłoby do głowy, aby sobie z tego kpić. Była częścią paczki.

***

- Cześć Taylor! – krzyknęła Brenna w kierunku chłopaka pochylonego nad kuchennym stołem.

Wysoki szatyn łypnął na nią ponuro, po czym odmruknął jakieś powitanie. Dziewczyna przypomniała sobie, iż parę miesięcy temu spędzili razem trochę czasu i najwyraźniej on nadal to przeżywał. Spotykali się może półtora tygodnia? Rzadko zostawała z kimś dłużej, zwykle kończyła związek, zanim druga strona mogłaby się zaangażować. Owszem, męska duma jej partnerów często cierpiała na tym, reputacja Brenny również, ale dzięki temu nie musiała wysłuchiwać jęków o złamanych sercach. A przynajmniej takiej wersji chciała się trzymać.

Może i była suką, jak o niej mówili, starała się jednak przestrzegać pewnych zasad. Reguła numer jeden: krótka przygoda, bez zaangażowania.

Żałowała, iż nie wszyscy mężczyźni, z którymi się spotykała, to akceptowali. A przecież ani przez moment nie dawała im nadziei na coś więcej. Dla niej stanowiło to wyłącznie zabawę, sposób na przyjemne spędzenie czasu i wydawać się mogło, że oni powinni podchodzić do tego podobnie. Taylor okazał się być jednym z tych, co nie mogli przeboleć zerwania. Z tego, co Brenna się orientowała, spotykał się teraz z kimś, lecz wyprowadzało go z równowagi, iż to jego współlokator znalazł się aktualnie w jej łaskach.

Dzisiaj będą się mogli nawzajem pocieszać, pomyślała z chłodną satysfakcją.

David przywitał się ze nią entuzjastycznie i od razu pociągnął do swojego pokoju. Zamknąwszy drzwi całym sobą przylgnął do pleców dziewczyny, silne dłonie zacisnęły się na jej talii, a wargi, wilgotne i gorące, błądziły po jej szyi. Brenna zamruczała cicho. Niechęć, jaką ostatnio czuła do Foxa, nie przeszkadzała jej cieszyć się doznaniami fizycznymi. Żadnych emocji, tylko zabawa. Chłopak skubnął zębami skórę w zagłębieniu za jej uchem, o czym powoli odwrócił twarzą do siebie. Poczuła ciepło, kiełkujące gdzieś w głębi brzucha i promieniujące na całe ciało. David całował bez pospiechu, lecz coraz żarliwiej. Jego dłonie błądziły teraz niecierpliwie po plecach dziewczyny, ramionach, talii. Gdy zaczął kciukami trącać jej piersi, zadrżała w rozkosznym oczekiwaniu. Już tak dawno… Nie, na to nie zamierzała pozwolić, niezależnie od tego, czego żądało jej własne ciało.

Zasada numer dwa: żadnego seksu, w jakiejkolwiek formie.

Przywołała na twarz słodki uśmiech i stanowczo odsunęła od Dawida. Znieruchomiał wyraźnie rozczarowany.

- Właściwie… Chciałam z tobą porozmawiać.

Usiadła na łóżku i wskazała mu ręką miejsce obok. Od razu skorzystał z zaproszenia przysuwając się blisko, a jego dłonie szybko znalazły sobie zajęcie.

- Tak, kotku? – zamruczał nie przerywając dotykać Brenny.

Miała ochotę przewrócić oczyma.

- Musisz sobie poszukać innego towarzystwa na dzisiaj do „Cave” – powiedziała przyglądając mu się uważnie.

- Coś ci wypadło? Jak ty nie idziesz, to ja też nie – zadeklarował pełen zapału.

Doprawdy wzruszające, prychnęła w duchu. David Fox był stałym bywalcem klubu. W każdy piątek i sobotę w „Cave” odbywały się imprezy, na które przychodziło liczne grono gości. W Seattle była masa klubów, knajp i dyskotek, dla wielu studentów jednak to „Cave” było ulubionym miejscem spotkań.

- Nie, David. Ja idę, ale nie z tobą – oświadczyła cały czas się uśmiechając.

Zwykle nie była tak okrutna, w jego przypadku jednak zdecydowała się na szczególne traktowanie. Inna sprawa, że bawiły ją reakcje tych twardzieli. Najpierw niedowierzanie.

- Nie rozumiem, Brenna. Dla… Dlaczego nie możemy pójść razem? – David z trudem wypowiadał słowa.

- Ponieważ nie chcę iść z tobą. Bardzo miło spędziłam ostatnie dwa tygodnie, ale mi już tego wystarczy. Czas na zmianę.

Teraz, zgodnie z jej przewidywaniami nastąpił szok. Oczy chłopaka otwarły się szeroko, usta również. Ręce, które trzymał na jej kolanach podniósł do góry, ale nie wiedział, co dalej z nimi zrobić.

Jasne, jak to możliwe, żeby jego, takiego seksownego macho, rzucała dziewczyna?

A przecież znał jej reputację. Właściwie każdy w społeczności miejscowych studentów, kto ją poznawał, szybko był przestrzegany przez „życzliwych”. Brenna Whitely to suka, która lubiła się zabawić mężczyznami szybko ich porzucając. Tak, jakby oni nie robili tego samego… Zresztą mało którego z nich te ostrzeżenia zniechęcały. Wiedziała, że podobała się mężczyznom, więc w pełni z tego korzystała. Większość chłopaków, których podrywała lub którym pozwalała się poderwać, chciała po prostu spróbować nadarzającej się okazji. Niektórzy z nich akceptowali zasady od początku do końca i zdarzyło się nawet kilka razy bezpośrednie pytanie, na ile czasu mogli liczyć. Zawsze odpowiadała uczciwie. Od Jess wiedziała o zakładach na swój temat, a także o tym, że dla części stanowiła swoiste wyzwanie, część natomiast wierzyła, iż to im właśnie uda się zatrzymać ją na dłużej, zbudować prawdziwy związek.

Taki moment nigdy nie nastąpi, pomyślała gorzko.

- Ja… jak… – David zaciął się z otwartymi bezradnie ustami i nie potrafił nic więcej wydukać.

Brenna przechyliła głowę. Wyglądał zabawnie. Potem przez jego oczy przemknęło zrozumienie. Ach, nie był aż tak głupi, na jakiego wyglądał. W końcu zamknął usta. Zazwyczaj było jej trochę żal chłopaków, starała się więc przygotować grunt do rozstania, dać im zawczasu sygnał, iż traciła zainteresowanie. Tym razem jednak chciała, żeby Davida zabolało, dlatego zdecydowała się zerwać tuż przed imprezą, na którą mieli iść razem. Nie lubiła okrucieństwa, ale nie lubiła też być oszukiwana.

- Kim jest ten koleś, z którym się umówiłaś? Zresztą nie musisz mówić, i tak się pewnie szybko dowiem – wykrztusił już niemal opanowanym głosem. – Może czeka już na ciebie w twoim pokoju?

Cicho jęknęła przewracając oczyma. David nigdy nie odwiedził jej apartamentu i najwyraźniej stanowiło to dla niego drażliwy temat. Najwyraźniej nie zorientował się, iż nikogo nie zapraszała.

Zasada numer trzy: nigdy nie przyprowadzać chłopaków do apartamentu.

- Nie, David. Ja nie gram na dwa fronty – zaakcentowała wyraźnie „ja”. – I właściwie chyba wyrządzam ci przysługę.

Obserwowała go coraz bardziej rozbawiona. Kilka dni temu przejrzała ukradkiem jego komórkę, nie do końca przypadkowo, trafiając na kilka nieodebranych połączeń od jakiejś „Pchełki”. Nawet jej to nie zaskoczyło… Przyzwoitość od dawna już nie była mocną stroną Brenny, sprawdziła więc od razu wiadomości. Okazało się, że „Pchełka” bardzo tęskniła za swoim „Misiem” i nie mogła się już doczekać, kiedy przyjedzie go odwiedzić. Odpowiedzi „Misia” były równie ckliwe. Brenna była ciekawa, jak David zamierzał wybrnąć z tej sytuacji, nie na tyle jednak, by kontynuować tą znajomość.

- Zawsze kończę związek, zanim rozpocznę kolejny. Nie spotykam się z dwoma osobami jednocześnie – wyjaśniła uprzejmym tonem. – W przeciwieństwie do ciebie nie zostawiam sobie odwodu na wypadek, gdybym potrzebowała pocieszenia.

Szczęka chłopaka opadła tak nisko, że wyglądało to wręcz nienaturalnie. Kilka razy poruszył ustami, zanim w końcu wydobył się z nich jakiś dźwięk.

- To.. ttto nie tak… Skąd wiesz?

Udała ziewnięcie i machnęła lekko dłonią.

- My kobiety wiemy takie rzeczy. Czuć było od ciebie kogoś – prychnęła z niesmakiem.

Właściwie nie kłamała. Od początku zdawało się jej, że spotykał się z kimś jeszcze. Zdarzało mu się nagle zmieniać temat czy choćby nerwowo zerkać na telefon. Skoro nie miała wobec niego sięgających dalej planów, nie przeszkadzało jej to zbytnio, ale teraz nie zamierzała tak łatwo mu odpuścić. Choćby ze względu na kobiecą lojalność wobec tajemniczej „Pchełki”.

- Wybacz, ale muszę się zbierać. Chciałabym się przygotować przed imprezą.

Wzruszyła ramionami, po czym skierowała się do wyjścia z pokoju. W drzwiach zawahała się i cicho rzuciła jeszcze w jego kierunku.

- Mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi – zamruczała słodko zwyczajową w takich sytuacjach formułkę. – To nie tak, że całkiem przestałam cię lubić.

Tym razem zdecydowanie już mijała się z prawdą, ale nie potrafiła się powstrzymać. David nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, więc wyszła.

***

Siedząca na kuchennym blacie Cassie podejrzliwie obserwowała współlokatorkę, która wpadła do apartamentu dziwnie zadowolona. Zwykle Brenna przekraczając próg ich mieszkania zrzucała maskę seksownej uwodzicielki i zmieniała się w cichą, zrównoważoną dziewczynę, zupełne przeciwieństwo swojej przyjaciółki.

Cassie zamieszała herbatę, jak zawsze mocno przesłodzoną, i pociągnęła łyk siorbiąc przy tym niemiłosiernie. Chociaż siedziała, jej nogi same tańczyły w rytm jakiejś niesłyszalnej dla nikogo poza nią melodii. Przechyliwszy głowę próbowała odgadnąć, co się wydarzyło.

Obecna mina sugerowała, że Brenna komuś dokuczyła. Miała odrobinę inne poczucie humoru niż Cassie, można powiedzieć, iż dość bezwzględne, ale robiła to z takim wdziękiem, że przyjaciółka nie potrafiła jej za to potępiać.

Na kampusie oraz uczelni miała opinię osoby zimnej i wyrachowanej, była częstym tematem nieprzychylnych plotek. Cassie nieraz przekonała się, iż emocje, jakie można było odczytać z twarzy Brenny, kiedy ta przebywała poza ich apartamentem, niewiele miały wspólnego z tym, jak naprawdę dziewczyna się czuła. Wolała trzymać obcych na dystans, w szczególności – mężczyzn. Cassie pomyślała, że tak naprawdę niewiele wiedziała o swojej przyjaciółce, o jej przeszłości. Sama uwielbiała rozprawiać o wszystkim, dzieliła się z Brenną niemal każdą myślą, którą ta ostatnia miała cierpliwość wysłuchać. Ba, zdarzało się jej mówić nawet wtedy, gdy nikt jej nie słuchał.

Brunetka natomiast nie lubiła opowiadać o sobie. Cassie wolała nie rozstrzygać, czy wynikało to z braku zaufania, czy też dziewczyna starała się o czymś zapomnieć, po prostu nauczyła się to akceptować. Connor wspominał co prawda, że Brenna bardzo się zmieniła, sam zresztą nieraz obserwował ją z troską w oczach, ale i on odmawiał wyjawienia szczegółów. Cassie, z natury żywiołowa i ciekawska, nie raz łapała się na przygryzaniu paznokci, gdy zaintrygowana tymi tajemnicami zbyt długo rozmyślała. Nie chciała zranić przyjaciółki, dlatego nie zadawała pytań, co nie znaczyło, że się nad nimi nie zastanawiała.

Aktualne wydarzenia nie wydawały się jednak tematem tabu, Cassie w końcu więc nie wytrzymała. Zwykle starała się być na bieżąco, z kim i od jak dawna umawiały się jej współlokatorki. Zsunęła się z blatu i razem z kubkiem przeniosła bliżej stołu.

- Biedny David – zachichotała przechylając głowę.

Oczy jej towarzyszki błysnęły złośliwą satysfakcją i Cassie, zadowolona, że trafnie odgadła, podskoczyła na krześle, na którym dopiero co usiadła. Nigdy nie przepadała za tym chłopakiem.

- Och, biedny – wymamrotała Brenna przeciągając ramiona. – Ale ktoś bardzo się niecierpliwi, by go pocieszyć. Właściwie… Może powinnam do niej zadzwonić, żeby przyjechała już dziś? Ostatnio miał dla niej tak mało czasu.

Cassie parsknęła na widok miny przyjaciółki.

- Miał drugą na boku? Od kogo się dowiedziałaś? I kiedy? – wystrzeliła na jednym oddechu. – Jak mogłaś z nim wytrzymać? I w ogóle jak zareagował na to, że o tym wiesz? Rany, podziwiam twoje opanowanie... Ja od razu bym się z czymś takim wypaplała!

Brenna nigdy nie traciła zimnej krwi i nawet nieżyczliwi pilnowali się, by nie rzucać prowokujących komentarzy w jej obecności. Teraz tylko wzruszyła ramionami.

- Wiedziałam prawie od początku – mruknęła niewzruszonym tonem. – Dopiero dziś jednak uświadomiłam go co do tego drobnego faktu. Było zabawnie. Szykujemy się?

Kiedy jej przyjaciółka wskoczyła pod prysznic, Cassie pobiegła do swojego pokoju. Przygotowania do wyjścia na imprezę nigdy nie zajmowały jej zbyt wiele czasu, gdyż nie lubiła makijażu, a wyszukanie pasujących ciuchów trwało tylko chwilkę. Wiedziała, że to i tak Brenna, nawet ubrana w zwykłe dżinsy oraz najprostszą koszulkę, skupi na sobie uwagę większości obecnych. Cassie już od dawna nie była o to zazdrosna.

Do „Cave” dotarły jakieś dwie godziny później, w klubie było już tłoczno. Listopadowy chłód nie zniechęcił studentów do wyjścia z domów. Zostawiły kurtki w szatni i nie próbując nawet szukać wolnego stolika skierowały się na parkiet, skąd miały najlepszy widok. Domyślając się, iż przyjaciółka planowała na dziś łowy, Cassie szybko wypatrzyła Jessicę siedzącą z grupą znajomych, by się upewnić, gdzie się kierować, gdyby Brenna potrzebowała zostać sama. Rozumiały się bez słów, a odmienne podejście do mężczyzn nie przeszkadzało im się przyjaźnić. Cassie zauważyła również, iż David Fox siedział w kącie ze swoim współlokatorem, obaj z wyjątkowo ponurymi minami. Kilku mężczyzn uważnie obserwowało tańczącą Brennę, w końcu dwóch odważyło się podejść i tańczyli teraz w pobliżu obu przyjaciółek próbując się do nich przyłączyć. David Fox położył głowę na stole.

***

Opierając się łokciem o bar Ryan Paulson obserwował tańczących na parkiecie. Tak właściwie jego wzrok skupiał się na dwóch dziewczynach. Wypatrzył je od razu, jak tylko weszły do klubu, w końcu tylko z ich powodu tu przychodził. Jego znajomi woleli bawić się w innych miejscach niż „Cave”, a i on nie czuł się tu swobodnie. Nie odpowiadał mu klimat tego lokalu, stał sam popijając piwo i nie próbując nawiązać z nikim rozmowy. Mimo to wciąż się tu wracał.

Przyszły razem, jak często miało to miejsce. Niższa z dziewczyn miała króciutkie włosy, a drobną sylwetką oraz dźwięcznym śmiechem przypominała skrzata albo elfa. Kiedy tańczyła, często wirowała szaleńczo niczym nakręcona zabawka. Jej towarzyszka poruszała się zupełnie inaczej: z naturalną pewnością siebie, a zarazem miękko i uwodzicielsko niczym kotka. Nie uciekała wzrokiem, nie wydawała się też nikogo celowo prowokować, ale po prostu miała w sobie coś, co przyciągało uwagę. Ta dziewczyna znała swoją wartość, a obserwującym ją mężczyznom trudno było nie myśleć o innego rodzaju tańcu.

Ryan nie należał do wyjątków. Słyszał plotki o niej i choć w życiu starał się nie przejmować tego rodzaju pobieżnymi opiniami innych, sam zdążył już co nieco zaobserwować. Przymykając lekko powieki obserwował, jak obiekt jego zainteresowania z wdziękiem wymyka się tańczącym obok mężczyznom lekkim krokiem podchodzi do baru. Stanęła całkiem blisko, tak, że Ryan mógł obserwować drobne, zwijające się w loczki kosmyki na jej karku. Powiedziała do barmana coś, co zaginęło w panującym dookoła zgiełku, nieobecnym ruchem poprawiła pasmo włosów, które wysunęło się z wysoko upiętego kucyka. Zapłaciła za sok i odwróciła się, by bez pośpiechu przeczesać wzrokiem salę, potem spojrzała prosto na Ryana. W końcu! Uśmiechnęła się z leniwą zmysłowością, a chłopak z wrażenia wstrzymał oddech. Z daleka jej uśmiech nie wyglądał aż tak oszałamiająco.

- Jestem Brenna – powiedziała zwracając się w jego stronę.

Żeby odpowiedzieć, musiał pochylić się ku niej. Z wdychanym powietrzem wciągnął pobudzający zmysły zapach rozgrzanej kobiecej skóry połączony z kwiatowymi perfumami.

- Ryan Paulson – odpowiedział tuż przy jej uchu.

Uścisnął delikatnie podaną mu dłoń. Przytrzymał ją przez chwilę, a po krótkim wahaniu, podniósł do ust i pocałował. Dziewczyna nie zaprotestowała, tylko w jej oczach błysnęło coś, czego Ryan nie zdołał zidentyfikować. Wydawała się rozbawiona i z jakiegoś powodu zadowolona. Serce chłopaka zabiło żywiej, poruszył się niespokojnie, kiedy znów się przysunęła. Nie spodziewał się, że czyjś zapach może mieć na niego tak intensywny wpływ.

- Duszno tu. Nie miałbyś ochoty przejść się na spacer?

Bez zastanowienia skinął głową. Dopiero idąc za Brenną do szatni pomyślał z rozczarowaniem, iż na zewnątrz będzie oddzielać go od dziewczyny warstwa grubych ubrań. Z drugiej strony… Poza klubem ryzyko, że ktoś im przeszkodzi, było zdecydowanie mniejsze. Pomógł swojej nowej znajomej się ubrać, a kiedy wyszli na chłodne, nocne powietrze, zaproponował jej swoje ramię. Brenna zaśmiała się głośno, ale wsunęła dłoń pod łokieć chłopaka.

- Nie sądziłam, że istnieją jeszcze prawdziwi dżentelmeni – oświadczyła ze szczerym jak się wydawało podziwem.

Ryan odchrząknął zakłopotany.

- Uprzejme zachowanie nie powinno być niczym szczególnym – wymamrotał pod nosem.

- Mi się podoba – zapewniła poklepując go lekko po ręce.

Nie słyszał w jej głosie kpiny, lecz nie miał też pewności, co naprawdę sobie o nim pomyślała. Tak naprawdę niczego nie wiedział o towarzyszącej mu atrakcyjnej kobiecie. W milczeniu poprowadził ją ścieżką w spokojniejszą część kampusu, gdzie o tej porze nie było innych spacerujących. Kiedy zerknął na Brennę, niespokojny, że pożałowała wyjścia z klubu, dziewczyna miała zamknięte oczy, jej rysy twarzy rozluźniły się. Uniosła twarz, jakby wystawiała ją do wiatru, i pozwalała prowadzić się w noc. W półmroku jej uroda wydawała się egzotyczna, tajemnicza…

- Być może się mylę – szepnęła nieoczekiwanie przerywając jego rozmyślania – ale „Cave” nie jest chyba miejscem, w którym lubisz przebywać?

Spojrzała na niego nieoczekiwanie i przyłapany na gapieniu się Ryan uciekł wzrokiem. Jak domyśliła się tego o nim? Obserwowała go?

- To nie moje klimaty – przyznał szczerze, po czym zawahał się szukając taktownych słów. – Muzyka jest trochę zbyt… hałaśliwa?

Brenna znów się zaśmiała.

- Muszę się zgodzić, sama bym takiej nie wybrała. Przy niektórych kawałkach zastanawiam się, czy to jeszcze można nazwać muzyką.

- A jednak tam przychodzisz? – spytał zanim zdążył się powstrzymać.

Wzruszyła ramionami.

- Lubię tańczyć – wyjaśniła swobodnie, nieurażona jego zdumieniem. – A w tańcu chodzi przecież o to, by poruszać się do rytmu. To mi wystarcza. Jeśli jest to pełen energii, szybki rytm, mogę… – zawahała się na moment. – Wiesz, to przypomina trans. Skupiam się na tańcu i mogę oderwać się od rzeczywistości, przez chwilę poczuć się tak absolutnie wolna.

- Nigdy nie myślałem o tańcu w ten sposób – westchnął rozproszony delikatnym uśmiechem, który tańczył na ustach dziewczyny.

Brenna zerknęła na niego z ukosa.

- Całe życie się czegoś uczymy – stwierdziła z rozbawieniem. – Poza tym gdyby wszyscy dowiedzieli się, ile radości daje taniec, na parkiecie zabrakłoby miejsca.

Tym razem to Ryan się roześmiał i nie było to udawane. Zorientował się, że jego towarzyszka przystanęła, więc sam również się zatrzymał.

- Szkoda, że nie widać gwiazd – szepnęła unosząc głowę do góry.

Zamrugał zaskoczony zmianą tematu.

- Zbyt wiele świateł – odparł odruchowo. – Dziś trudno cokolwiek dostrzec.

- Są jeszcze takie miejsca, gdzie nocą niebo skrzy się od gwiazd – wymamrotała nieobecnym głosem, a po chwili pociągnęła go dalej, spacerowym krokiem. – Skoro o muzyce była mowa, to czego lubisz słuchać?

- To raczej mało znani wykonawcy… – zaczął z wahaniem.

Kiedy spojrzał na Brennę, w jej oczach błysnęła żywa inteligencja oraz ciche ostrzeżenie, że nie zaakceptuje trywialnych czy wymijających odpowiedzi. Nie tego się spodziewał. Choć właściwie nie potrafił określić, czego oczekiwał po dziewczynie, którą tak często obserwował w klubie, tańczącą lub stojącą w objęciach różnych mężczyzn. Rozwój wydarzeń tego wieczoru zupełnie go zaskoczył i nagle to on znalazł się w jej towarzystwie, sam na sam na pogrążonej w półmroku ścieżce.

Teraz, przynajmniej przez chwilę, miał ją tylko dla siebie.

- Noc jeszcze młoda – mruknęła tonem, w którym pobrzmiewało wyzwanie. – Sprawdź mnie.

Kąciki jej ust lekko uniosły się i Ryan bezwiednie odpowiedział uśmiechem.



***

Ciąg dalszy opowiadania można znaleźć na moim chomiku

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...