Akcja
toczy się na campusie studenckim w Seattle. Atrakcyjna i pewna siebie
dziewczyna przebiera pośród mężczyzn nie angażując się głębiej w żaden
związek. Swoje prawdziwe uczucia skryła głęboko w sercu, lecz nawet jej
najbliżsi przyjaciele nie wiedzą dlaczego. Sytuacja się komplikuje,
kiedy poznaje godnego siebie przeciwnika, a jednocześnie dogania ją
przeszłość...
Krótkie wprowadzenie.
Prolog
Każdy oddech
okupiony był cierpieniem, zdawało się jej, jakby w klatkę piersiową raz za
razem wbijały się ostrza. Z oczu dziewczyny płynęły łzy, próbowała złapać choć
krótki oddech. Nie miała się już jak zasłonić. Naga, piekąca od skaleczeń skóra
szorowała o podłogę, gdy próbowała odczołgać się w przeciwległy kąt
pomieszczenia. Nie dość szybko. Tym razem kopnięcie dosięgło jej biodra. Ogłuszający
ból szarpnął całym ciałem, lecz nie krzyknęła, jej usta zalepiała taśma
klejąca. Świadoma istota zniknęła wiele godzin temu, zepchnięta na samo dno
duszy przez upokorzenie oraz bezradność, teraz pozostały tylko pierwotne,
zwierzęce odruchy. I strach. Dławiąc się wzbierającymi w gardle
wymiocinami z trudem zaczerpnęła powietrza, spojrzała w górę. Przez łzy
dostrzegała, iż twarz napastnika wykrzywiła się w furii, podsycanej szaleństwem
nienawiści.
Bezbronna,
półprzytomna z przerażenia oraz bólu, mogła tylko czekać, aż zdecyduje się z
nią skończyć…
Kiedy zacisnął wargi,
wiedziała, że za chwilę nastąpi kolejne uderzenie. Instynktownie próbowała
zasłonić głowę, lecz nie zdołała zmienić swojej pozycji. Linka, której użył do
związania rąk, wżynała się w nadgarstki, jej dłonie lepiły się od krwi i brudu.
Tępe uderzenie w brzuch na moment pozbawiło ją oddechu, pomieszczenie dookoła
pociemniało, a podłoga zafalowała.
- Jesteś moja, tylko
moja – wysyczał chropowaty, szyderczy głos.
Kolejne kopnięcie
trafiło w żebra, coś chrupnęło nieprzyjemnie i ostry ból zaćmił wszystko
pozostałe. Otumaniona ze strachu przez krótką chwilę poczuła żal, że nie
zdążyła się pożegnać z bliskimi, że nie powiedziała jeszcze tych kilku ważnych
słów. Żal, że nie było jej dane… Umysł dziewczyny stracił zdolność dalszego
odczuwania cierpienia, a ponure pomieszczenie, w którym leżała, zaczęło się
rozmywać.
Powoli ogarnęła ją
ciemność.
Rozdział 1 - Jak rękawiczki
- Masz jakieś plany
na wieczór, kotku? Może obejrzymy film?
Chłopak powoli
przesunął rękę wzdłuż pleców stojącej przy nim dziewczyny, po czym z zaborczą
satysfakcją zacisnął palce na pośladkach. Wzdrygnęła się poirytowana zarówno
nachalnymi pieszczotami, jak i mało wyszukanym określeniem. Nie znosiła
„kotkowania”, podobnie jak nie spodziewała się, by jej towarzyszowi to akurat
oglądanie filmu chodziło teraz po głowie.
- No dalej, Brenna,
nie daj się prosić – zamruczał nachylając się ku jej szyi.
W tym momencie
oddech chłopaka wydawał się zbyt gorący, jego jasne, kręcone włosy łaskotały, więc
cofnęła się wymykając się z ciasnych objęć. Kiedy sapnął rozczarowany, Brenna ugodowo
pogłaskała dłońmi jego ramiona. To akurat lubiła. Zawsze podobali się jej
dobrze zbudowani mężczyźni, a David miał przyjemną dla oka klatę, mięśnie kusząco
napinały się pod jej palcami. Powiodła dłońmi po mocnym karku, po czym wspięła
się na palce i zacisnęła zęby na wardze chłopaka.
Na widok pragnienia
w jego oczach westchnęła w duchu. Może
jednak to nie był dobry pomysł.
- Śmiało, kotku –
jęknął przyciągając ją do siebie. – Przyznaj, że ty również masz na to ochotę.
Nie, zdecydowanie nie.
David Fox był silny,
nieźle tańczył, ale najlepsze wrażenie robił, kiedy się nie odzywał. Po blisko
dwóch tygodniach Brenna miała już serdecznie dosyć jego towarzystwa i właściwie
szukała tylko okazji, jak dać mu to do zrozumienia, najlepiej jeszcze przed
piątkową imprezą w studenckim klubie „Cave”. To dałoby jej wolną rękę.
Niestety, jej
partner nie miał zbyt lotnego umysłu.
- Obiecałam Cassie,
że wieczorem się pouczymy – mruknęła pod nosem.
Wymknęła się, kiedy
wielka łapa odnalazła drogę pod jej bluzkę.
- Przecież jesteście
na różnych kierunkach – wykrztusił zaskoczony. – Czego miałybyście się uczyć
razem?
Brenna prychnęła z
irytacją. Nie potrafił załapać delikatnej sugestii.
- Nie musimy uczyć
się tego samego, by nawzajem motywować się do pracy – wyjaśniła
zniecierpliwiona i stanowczo odsunęła od siebie jego ręce. – Naprawdę mi
przykro, ale muszę już iść.
Blondyn wyraźnie pomarkotniał
i zrobił minę zbitego psiaka, tak słodką, że Brennie prawie zrobiło się go żal.
Prawie. Gdyby nie wiedziała o co najmniej paru jego grzeszkach, może
i trochę by się nad nim zlitowała. Nagle przypomniało się jej, dlaczego
zdecydowała się na koniec postąpić wobec niego wrednie.
- To może wstąpisz jutro
do mnie przed wyjściem do „Cave”? – spytał z pełnym nadziei uśmiechem. –
Poszlibyśmy razem.
- Zajrzę do ciebie
na chwilę – powiedziała spokojnie.
Spojrzawszy jej w
oczy David przełknął ślinę, w jego spojrzeniu odbiła się niepewność. I bardzo dobrze, pomyślała Brenna, zasłużył sobie. Zadowolona z takiego
obrotu sprawy pożegnała się szybko i pomknęła do siebie.
Wieczór upłynął jej całkiem
przyjemnie, na pewno ciekawiej niż gdyby została z Davidem, choć oczywiście
nauce nie poświęciła zbyt wiele czasu. Jessica cały czas paplała o swoim
najnowszym obiekcie westchnień. Brenna słuchała tego tylko jednym uchem, jako
że jej przyjaciółka regularnie zadurzała się w coraz to nowym chłopaku. Razem z
Cassie, drugą współlokatorką, przygotowały kolację i właśnie miały do niej
zasiąść w trójkę, kiedy w wejściu do apartamentu pojawił się wysoki,
ciemnowłosy chłopak. Musiał schylać głowę, by zmieścić się w drzwiach, a jego
potężna sylwetka blokowała przejście.
- Connor! – pisnęła
Jessica.
- Witam panie! Czuję
jakiś smakowity zapach – oznajmił radośnie.
Brenna przewróciła
oczyma.
- To chyba twój
szósty zmysł, Connie, zawsze niezawodnie wyczujesz porę kolacji – wymamrotała
pod nosem. – Jedzenie zwietrzysz z odległości kilku kilometrów…
Nadstawiła
chłopakowi policzek, by wycisnął na nim serdecznego buziaka.
- Tylko dobre
jedzenie, a przecież nikt nie gotuje tak dobrze jak ty – zapewnił ją z szerokim
uśmiechem.
- Biedactwo… Na
pewno od godziny nic nie jadłeś – odkrzyknęła Cassie bez krztyny współczucia. –
Musisz umierać z głodu. O widzę, że już ledwo trzymasz się na nogach…
Drobniutka
dziewczyna zachichotała uskakując zwinnie przez Connorem, który wzrostem
i posturą przypominał raczej boksera wagi ciężkiej niż studenta.
- Myślę, że mimo
tego osłabienia zdołam jeszcze jakoś cię złapać – rzucił cichym, poważnym
tonem. – Podobno chochliki są niezłe jako przystawka.
Zadumana Brenna
obserwowała, jak przez chwilę ganiali się dookoła stołu. Jej przyjaciółka
śmiała się i piszczała zręcznie unikając długich ramion chłopaka. W
odpowiedzi na jego pogróżki pokazała mu język.
Kiedyś byłam do niej bardzo podobna, pomyślała Brenna.
Pospiesznie
zatrzasnęła drzwiczki do tego korytarza swojej pamięci i odwróciła się, by
wyjąć z szafki jeszcze jedno nakrycie. Lepiej cieszyć się z wieczoru w
towarzystwie przyjaciół niż wpaść w pętlę przykrych wspomnień.
Connor,
zrezygnowawszy w końcu z pościgu i obiecawszy uroczyście rewanż, połaskotał
Jessicę i pociągnął Brennę za kosmyk włosów. Odpłaciła mu kuksańcem w bok. Niczego
więcej nie potrzebowali, by się porozumieć. Co prawda obie swoje współlokatorki
poznała dopiero po przyjeździe na studia w Seattle, szybko się jednak dogadały.
Brenna włączyła do ich towarzystwa Connora, z którym znała się od dziecka, i
razem stworzyli bardzo zgraną, choć może nieco zamkniętą paczkę. Zajmowany
przez dziewczyny apartament, na studenckim kampusie, składał się z ich trzech
pokoi, a także wspólnej kuchni połączonej z maleńkim salonem. Często spędzali w
nim wspólnie wieczory – czasem ucząc się, czasem żartując czy dyskutując. Brenna
pomyślała, iż to dzięki odmiennym charakterom oraz sporej dawce tolerancji, tak
dobrze czuli się razem. Nikomu nie przeszkadzała rubaszna bezpośredniość Connora,
piski Jess, nieustanne chichoty Cassie czy jej własne milczenie. Gdy Cassie
plotkowała z Jessicą, Brenna chowała nos w książce. Kiedy rozmowa schodziła na
poważniejsze tematy, Jessica zwykle ziewała ukradkiem i gdzieś się zbierała,
lecz nikomu nie przyszłoby do głowy, aby sobie z tego kpić. Była częścią
paczki.
***
- Cześć Taylor! – krzyknęła
Brenna w kierunku chłopaka pochylonego nad kuchennym stołem.
Wysoki szatyn łypnął
na nią ponuro, po czym odmruknął jakieś powitanie. Dziewczyna przypomniała
sobie, iż parę miesięcy temu spędzili razem trochę czasu i najwyraźniej on
nadal to przeżywał. Spotykali się może półtora tygodnia? Rzadko zostawała z
kimś dłużej, zwykle kończyła związek, zanim druga strona mogłaby się
zaangażować. Owszem, męska duma jej partnerów często cierpiała na tym, reputacja
Brenny również, ale dzięki temu nie musiała wysłuchiwać jęków o złamanych
sercach. A przynajmniej takiej wersji chciała się trzymać.
Może i była suką, jak o niej mówili, starała się jednak przestrzegać
pewnych zasad. Reguła numer jeden: krótka przygoda, bez zaangażowania.
Żałowała, iż nie
wszyscy mężczyźni, z którymi się spotykała, to akceptowali. A przecież ani
przez moment nie dawała im nadziei na coś więcej. Dla niej stanowiło to wyłącznie
zabawę, sposób na przyjemne spędzenie czasu i wydawać się mogło, że oni
powinni podchodzić do tego podobnie. Taylor okazał się być jednym z tych, co
nie mogli przeboleć zerwania. Z tego, co Brenna się orientowała, spotykał się teraz
z kimś, lecz wyprowadzało go z równowagi, iż to jego współlokator znalazł się
aktualnie w jej łaskach.
Dzisiaj będą się mogli nawzajem pocieszać, pomyślała z chłodną
satysfakcją.
David przywitał się
ze nią entuzjastycznie i od razu pociągnął do swojego pokoju. Zamknąwszy drzwi całym
sobą przylgnął do pleców dziewczyny, silne dłonie zacisnęły się na jej talii, a
wargi, wilgotne i gorące, błądziły po jej szyi. Brenna zamruczała cicho. Niechęć,
jaką ostatnio czuła do Foxa, nie przeszkadzała jej cieszyć się doznaniami
fizycznymi. Żadnych emocji, tylko zabawa. Chłopak skubnął zębami skórę w
zagłębieniu za jej uchem, o czym powoli odwrócił twarzą do siebie. Poczuła
ciepło, kiełkujące gdzieś w głębi brzucha i promieniujące na całe ciało. David
całował bez pospiechu, lecz coraz żarliwiej. Jego dłonie błądziły teraz
niecierpliwie po plecach dziewczyny, ramionach, talii. Gdy zaczął kciukami
trącać jej piersi, zadrżała w rozkosznym oczekiwaniu. Już tak dawno… Nie, na to nie zamierzała pozwolić, niezależnie od
tego, czego żądało jej własne ciało.
Zasada numer dwa: żadnego seksu, w jakiejkolwiek formie.
Przywołała na twarz
słodki uśmiech i stanowczo odsunęła od Dawida. Znieruchomiał wyraźnie rozczarowany.
- Właściwie… Chciałam
z tobą porozmawiać.
Usiadła na łóżku i
wskazała mu ręką miejsce obok. Od razu skorzystał z zaproszenia przysuwając się
blisko, a jego dłonie szybko znalazły sobie zajęcie.
- Tak, kotku? – zamruczał
nie przerywając dotykać Brenny.
Miała ochotę
przewrócić oczyma.
- Musisz sobie
poszukać innego towarzystwa na dzisiaj do „Cave” – powiedziała przyglądając mu
się uważnie.
- Coś ci wypadło? Jak
ty nie idziesz, to ja też nie – zadeklarował pełen zapału.
Doprawdy wzruszające, prychnęła w duchu. David Fox był stałym
bywalcem klubu. W każdy piątek i sobotę w „Cave” odbywały się imprezy, na które
przychodziło liczne grono gości. W Seattle była masa klubów, knajp i dyskotek,
dla wielu studentów jednak to „Cave” było ulubionym miejscem spotkań.
- Nie, David. Ja idę,
ale nie z tobą – oświadczyła cały czas się uśmiechając.
Zwykle nie była tak
okrutna, w jego przypadku jednak zdecydowała się na szczególne traktowanie.
Inna sprawa, że bawiły ją reakcje tych twardzieli. Najpierw niedowierzanie.
- Nie rozumiem, Brenna.
Dla… Dlaczego nie możemy pójść razem? – David z trudem wypowiadał słowa.
- Ponieważ nie chcę
iść z tobą. Bardzo miło spędziłam ostatnie dwa tygodnie, ale mi już tego wystarczy.
Czas na zmianę.
Teraz, zgodnie z jej
przewidywaniami nastąpił szok. Oczy chłopaka otwarły się szeroko, usta również.
Ręce, które trzymał na jej kolanach podniósł do góry, ale nie wiedział, co dalej
z nimi zrobić.
Jasne, jak to możliwe, żeby jego, takiego seksownego macho, rzucała
dziewczyna?
A przecież znał jej
reputację. Właściwie każdy w społeczności miejscowych studentów, kto ją
poznawał, szybko był przestrzegany przez „życzliwych”. Brenna Whitely to suka,
która lubiła się zabawić mężczyznami szybko ich porzucając. Tak, jakby oni nie robili tego samego…
Zresztą mało którego z nich te ostrzeżenia zniechęcały. Wiedziała, że podobała się
mężczyznom, więc w pełni z tego korzystała. Większość chłopaków, których
podrywała lub którym pozwalała się poderwać, chciała po prostu spróbować nadarzającej
się okazji. Niektórzy z nich akceptowali zasady od początku do końca i zdarzyło
się nawet kilka razy bezpośrednie pytanie, na ile czasu mogli liczyć. Zawsze
odpowiadała uczciwie. Od Jess wiedziała o zakładach na swój temat, a także o
tym, że dla części stanowiła swoiste wyzwanie, część natomiast wierzyła, iż to im
właśnie uda się zatrzymać ją na dłużej, zbudować prawdziwy związek.
Taki moment nigdy nie nastąpi, pomyślała gorzko.
- Ja… jak… – David
zaciął się z otwartymi bezradnie ustami i nie potrafił nic więcej wydukać.
Brenna przechyliła
głowę. Wyglądał zabawnie. Potem przez jego oczy przemknęło zrozumienie. Ach, nie był aż tak głupi, na jakiego
wyglądał. W końcu zamknął usta. Zazwyczaj było jej trochę żal chłopaków,
starała się więc przygotować grunt do rozstania, dać im zawczasu sygnał, iż
traciła zainteresowanie. Tym razem jednak chciała, żeby Davida zabolało, dlatego
zdecydowała się zerwać tuż przed imprezą, na którą mieli iść razem. Nie lubiła
okrucieństwa, ale nie lubiła też być oszukiwana.
- Kim jest ten
koleś, z którym się umówiłaś? Zresztą nie musisz mówić, i tak się pewnie szybko
dowiem – wykrztusił już niemal opanowanym głosem. – Może czeka już na ciebie w
twoim pokoju?
Cicho jęknęła
przewracając oczyma. David nigdy nie odwiedził jej apartamentu i najwyraźniej
stanowiło to dla niego drażliwy temat. Najwyraźniej nie zorientował się, iż
nikogo nie zapraszała.
Zasada numer trzy: nigdy nie przyprowadzać chłopaków do apartamentu.
- Nie, David. Ja nie
gram na dwa fronty – zaakcentowała wyraźnie „ja”. – I właściwie chyba wyrządzam
ci przysługę.
Obserwowała go coraz
bardziej rozbawiona. Kilka dni temu przejrzała ukradkiem jego komórkę, nie do
końca przypadkowo, trafiając na kilka nieodebranych połączeń od jakiejś „Pchełki”.
Nawet jej to nie zaskoczyło… Przyzwoitość od dawna już nie była mocną stroną
Brenny, sprawdziła więc od razu wiadomości. Okazało się, że „Pchełka” bardzo
tęskniła za swoim „Misiem” i nie mogła się już doczekać, kiedy przyjedzie go
odwiedzić. Odpowiedzi „Misia” były równie ckliwe. Brenna była ciekawa, jak David
zamierzał wybrnąć z tej sytuacji, nie na tyle jednak, by kontynuować tą
znajomość.
- Zawsze kończę
związek, zanim rozpocznę kolejny. Nie spotykam się z dwoma osobami jednocześnie
– wyjaśniła uprzejmym tonem. – W przeciwieństwie do ciebie nie zostawiam sobie
odwodu na wypadek, gdybym potrzebowała pocieszenia.
Szczęka chłopaka
opadła tak nisko, że wyglądało to wręcz nienaturalnie. Kilka razy poruszył
ustami, zanim w końcu wydobył się z nich jakiś dźwięk.
- To.. ttto nie tak…
Skąd wiesz?
Udała ziewnięcie i machnęła
lekko dłonią.
- My kobiety wiemy
takie rzeczy. Czuć było od ciebie kogoś – prychnęła z niesmakiem.
Właściwie nie
kłamała. Od początku zdawało się jej, że spotykał się z kimś jeszcze. Zdarzało
mu się nagle zmieniać temat czy choćby nerwowo zerkać na telefon. Skoro nie
miała wobec niego sięgających dalej planów, nie przeszkadzało jej to zbytnio, ale
teraz nie zamierzała tak łatwo mu odpuścić. Choćby ze względu na kobiecą
lojalność wobec tajemniczej „Pchełki”.
- Wybacz, ale muszę
się zbierać. Chciałabym się przygotować przed imprezą.
Wzruszyła ramionami,
po czym skierowała się do wyjścia z pokoju. W drzwiach zawahała się i cicho rzuciła
jeszcze w jego kierunku.
- Mam nadzieję, że
pozostaniemy przyjaciółmi – zamruczała słodko zwyczajową w takich sytuacjach
formułkę. – To nie tak, że całkiem przestałam cię lubić.
Tym razem zdecydowanie
już mijała się z prawdą, ale nie potrafiła się powstrzymać. David nie wydobył z
siebie żadnego dźwięku, więc wyszła.
***
Siedząca na
kuchennym blacie Cassie podejrzliwie obserwowała współlokatorkę, która wpadła
do apartamentu dziwnie zadowolona. Zwykle Brenna przekraczając próg ich
mieszkania zrzucała maskę seksownej uwodzicielki i zmieniała się w cichą,
zrównoważoną dziewczynę, zupełne przeciwieństwo swojej przyjaciółki.
Cassie zamieszała
herbatę, jak zawsze mocno przesłodzoną, i pociągnęła łyk siorbiąc przy tym
niemiłosiernie. Chociaż siedziała, jej nogi same tańczyły w rytm jakiejś
niesłyszalnej dla nikogo poza nią melodii. Przechyliwszy głowę próbowała
odgadnąć, co się wydarzyło.
Obecna mina
sugerowała, że Brenna komuś dokuczyła. Miała odrobinę inne poczucie humoru niż Cassie,
można powiedzieć, iż dość bezwzględne, ale robiła to z takim wdziękiem, że przyjaciółka
nie potrafiła jej za to potępiać.
Na kampusie oraz
uczelni miała opinię osoby zimnej i wyrachowanej, była częstym tematem
nieprzychylnych plotek. Cassie nieraz przekonała się, iż emocje, jakie można
było odczytać z twarzy Brenny, kiedy ta przebywała poza ich apartamentem,
niewiele miały wspólnego z tym, jak naprawdę dziewczyna się czuła. Wolała
trzymać obcych na dystans, w szczególności – mężczyzn. Cassie pomyślała, że tak
naprawdę niewiele wiedziała o swojej przyjaciółce, o jej przeszłości. Sama
uwielbiała rozprawiać o wszystkim, dzieliła się z Brenną niemal każdą myślą,
którą ta ostatnia miała cierpliwość wysłuchać. Ba, zdarzało się jej mówić nawet
wtedy, gdy nikt jej nie słuchał.
Brunetka natomiast nie
lubiła opowiadać o sobie. Cassie wolała nie rozstrzygać, czy wynikało to z
braku zaufania, czy też dziewczyna starała się o czymś zapomnieć, po prostu
nauczyła się to akceptować. Connor wspominał co prawda, że Brenna bardzo się
zmieniła, sam zresztą nieraz obserwował ją z troską w oczach, ale i on odmawiał
wyjawienia szczegółów. Cassie, z natury żywiołowa i ciekawska, nie raz łapała
się na przygryzaniu paznokci, gdy zaintrygowana tymi tajemnicami zbyt długo
rozmyślała. Nie chciała zranić przyjaciółki, dlatego nie zadawała pytań, co nie
znaczyło, że się nad nimi nie zastanawiała.
Aktualne wydarzenia
nie wydawały się jednak tematem tabu, Cassie w końcu więc nie wytrzymała. Zwykle
starała się być na bieżąco, z kim i od jak dawna umawiały się jej
współlokatorki. Zsunęła się z blatu i razem z kubkiem przeniosła bliżej stołu.
- Biedny David – zachichotała
przechylając głowę.
Oczy jej towarzyszki
błysnęły złośliwą satysfakcją i Cassie, zadowolona, że trafnie odgadła,
podskoczyła na krześle, na którym dopiero co usiadła. Nigdy nie przepadała za
tym chłopakiem.
- Och, biedny – wymamrotała
Brenna przeciągając ramiona. – Ale ktoś bardzo się niecierpliwi, by go
pocieszyć. Właściwie… Może powinnam do niej zadzwonić, żeby przyjechała już
dziś? Ostatnio miał dla niej tak mało czasu.
Cassie parsknęła na
widok miny przyjaciółki.
- Miał drugą na
boku? Od kogo się dowiedziałaś? I kiedy? – wystrzeliła na jednym oddechu. – Jak
mogłaś z nim wytrzymać? I w ogóle jak zareagował na to, że o tym wiesz? Rany,
podziwiam twoje opanowanie... Ja od razu bym się z czymś takim wypaplała!
Brenna nigdy nie
traciła zimnej krwi i nawet nieżyczliwi pilnowali się, by nie rzucać
prowokujących komentarzy w jej obecności. Teraz tylko wzruszyła ramionami.
- Wiedziałam prawie
od początku – mruknęła niewzruszonym tonem. – Dopiero dziś jednak uświadomiłam
go co do tego drobnego faktu. Było zabawnie. Szykujemy się?
Kiedy jej przyjaciółka
wskoczyła pod prysznic, Cassie pobiegła do swojego pokoju. Przygotowania do
wyjścia na imprezę nigdy nie zajmowały jej zbyt wiele czasu, gdyż nie lubiła
makijażu, a wyszukanie pasujących ciuchów trwało tylko chwilkę. Wiedziała, że
to i tak Brenna, nawet ubrana w zwykłe dżinsy oraz najprostszą koszulkę,
skupi na sobie uwagę większości obecnych. Cassie już od dawna nie była o to
zazdrosna.
Do „Cave” dotarły
jakieś dwie godziny później, w klubie było już tłoczno. Listopadowy chłód nie
zniechęcił studentów do wyjścia z domów. Zostawiły kurtki w szatni i nie
próbując nawet szukać wolnego stolika skierowały się na parkiet, skąd miały
najlepszy widok. Domyślając się, iż przyjaciółka planowała na dziś łowy, Cassie
szybko wypatrzyła Jessicę siedzącą z grupą znajomych, by się upewnić, gdzie się
kierować, gdyby Brenna potrzebowała zostać sama. Rozumiały się bez słów, a
odmienne podejście do mężczyzn nie przeszkadzało im się przyjaźnić. Cassie
zauważyła również, iż David Fox siedział w kącie ze swoim współlokatorem, obaj
z wyjątkowo ponurymi minami. Kilku mężczyzn uważnie obserwowało tańczącą
Brennę, w końcu dwóch odważyło się podejść i tańczyli teraz w pobliżu obu
przyjaciółek próbując się do nich przyłączyć. David Fox położył głowę na stole.
***
Opierając się
łokciem o bar Ryan Paulson obserwował tańczących na parkiecie. Tak właściwie
jego wzrok skupiał się na dwóch dziewczynach. Wypatrzył je od razu, jak tylko
weszły do klubu, w końcu tylko z ich powodu tu przychodził. Jego znajomi woleli
bawić się w innych miejscach niż „Cave”, a i on nie czuł się tu swobodnie. Nie
odpowiadał mu klimat tego lokalu, stał sam popijając piwo i nie próbując
nawiązać z nikim rozmowy. Mimo to wciąż się tu wracał.
Przyszły razem, jak
często miało to miejsce. Niższa z dziewczyn miała króciutkie włosy, a drobną
sylwetką oraz dźwięcznym śmiechem przypominała skrzata albo elfa. Kiedy
tańczyła, często wirowała szaleńczo niczym nakręcona zabawka. Jej towarzyszka
poruszała się zupełnie inaczej: z naturalną pewnością siebie, a zarazem miękko
i uwodzicielsko niczym kotka. Nie uciekała wzrokiem, nie wydawała się też nikogo
celowo prowokować, ale po prostu miała w sobie coś, co przyciągało uwagę. Ta
dziewczyna znała swoją wartość, a obserwującym ją mężczyznom trudno było nie
myśleć o innego rodzaju tańcu.
Ryan nie należał do
wyjątków. Słyszał plotki o niej i choć w życiu starał się nie przejmować tego
rodzaju pobieżnymi opiniami innych, sam zdążył już co nieco zaobserwować.
Przymykając lekko powieki obserwował, jak obiekt jego zainteresowania z
wdziękiem wymyka się tańczącym obok mężczyznom lekkim krokiem podchodzi do
baru. Stanęła całkiem blisko, tak, że Ryan mógł obserwować drobne, zwijające
się w loczki kosmyki na jej karku. Powiedziała do barmana coś, co zaginęło w
panującym dookoła zgiełku, nieobecnym ruchem poprawiła pasmo włosów, które
wysunęło się z wysoko upiętego kucyka. Zapłaciła za sok i odwróciła się,
by bez pośpiechu przeczesać wzrokiem salę, potem spojrzała prosto na Ryana. W
końcu! Uśmiechnęła się z leniwą zmysłowością, a chłopak z wrażenia wstrzymał
oddech. Z daleka jej uśmiech nie wyglądał aż tak oszałamiająco.
- Jestem Brenna –
powiedziała zwracając się w jego stronę.
Żeby odpowiedzieć,
musiał pochylić się ku niej. Z wdychanym powietrzem wciągnął pobudzający zmysły
zapach rozgrzanej kobiecej skóry połączony z kwiatowymi perfumami.
- Ryan Paulson –
odpowiedział tuż przy jej uchu.
Uścisnął delikatnie
podaną mu dłoń. Przytrzymał ją przez chwilę, a po krótkim wahaniu, podniósł do
ust i pocałował. Dziewczyna nie zaprotestowała, tylko w jej oczach błysnęło
coś, czego Ryan nie zdołał zidentyfikować. Wydawała się rozbawiona i z jakiegoś
powodu zadowolona. Serce chłopaka zabiło żywiej, poruszył się niespokojnie,
kiedy znów się przysunęła. Nie spodziewał się, że czyjś zapach może mieć na
niego tak intensywny wpływ.
- Duszno tu. Nie
miałbyś ochoty przejść się na spacer?
Bez zastanowienia
skinął głową. Dopiero idąc za Brenną do szatni pomyślał z rozczarowaniem, iż na
zewnątrz będzie oddzielać go od dziewczyny warstwa grubych ubrań. Z drugiej
strony… Poza klubem ryzyko, że ktoś im przeszkodzi, było zdecydowanie mniejsze.
Pomógł swojej nowej znajomej się ubrać, a kiedy wyszli na chłodne, nocne
powietrze, zaproponował jej swoje ramię. Brenna zaśmiała się głośno, ale
wsunęła dłoń pod łokieć chłopaka.
- Nie sądziłam, że
istnieją jeszcze prawdziwi dżentelmeni – oświadczyła ze szczerym jak się
wydawało podziwem.
Ryan odchrząknął
zakłopotany.
- Uprzejme
zachowanie nie powinno być niczym szczególnym – wymamrotał pod nosem.
- Mi się podoba –
zapewniła poklepując go lekko po ręce.
Nie słyszał w jej
głosie kpiny, lecz nie miał też pewności, co naprawdę sobie o nim pomyślała.
Tak naprawdę niczego nie wiedział o towarzyszącej mu atrakcyjnej kobiecie. W
milczeniu poprowadził ją ścieżką w spokojniejszą część kampusu, gdzie o tej
porze nie było innych spacerujących. Kiedy zerknął na Brennę, niespokojny, że
pożałowała wyjścia z klubu, dziewczyna miała zamknięte oczy, jej rysy twarzy
rozluźniły się. Uniosła twarz, jakby wystawiała ją do wiatru, i pozwalała
prowadzić się w noc. W półmroku jej uroda wydawała się egzotyczna, tajemnicza…
- Być może się mylę
– szepnęła nieoczekiwanie przerywając jego rozmyślania – ale „Cave” nie jest
chyba miejscem, w którym lubisz przebywać?
Spojrzała na niego
nieoczekiwanie i przyłapany na gapieniu się Ryan uciekł wzrokiem. Jak domyśliła
się tego o nim? Obserwowała go?
- To nie moje
klimaty – przyznał szczerze, po czym zawahał się szukając taktownych słów. –
Muzyka jest trochę zbyt… hałaśliwa?
Brenna znów się
zaśmiała.
- Muszę się zgodzić,
sama bym takiej nie wybrała. Przy niektórych kawałkach zastanawiam się, czy to
jeszcze można nazwać muzyką.
- A jednak tam
przychodzisz? – spytał zanim zdążył się powstrzymać.
Wzruszyła ramionami.
- Lubię tańczyć –
wyjaśniła swobodnie, nieurażona jego zdumieniem. – A w tańcu chodzi przecież o
to, by poruszać się do rytmu. To mi wystarcza. Jeśli jest to pełen energii,
szybki rytm, mogę… – zawahała się na moment. – Wiesz, to przypomina trans.
Skupiam się na tańcu i mogę oderwać się od rzeczywistości, przez chwilę poczuć
się tak absolutnie wolna.
- Nigdy nie myślałem
o tańcu w ten sposób – westchnął rozproszony delikatnym uśmiechem, który
tańczył na ustach dziewczyny.
Brenna zerknęła na
niego z ukosa.
- Całe życie się
czegoś uczymy – stwierdziła z rozbawieniem. – Poza tym gdyby wszyscy
dowiedzieli się, ile radości daje taniec, na parkiecie zabrakłoby miejsca.
Tym razem to Ryan
się roześmiał i nie było to udawane. Zorientował się, że jego towarzyszka przystanęła,
więc sam również się zatrzymał.
- Szkoda, że nie
widać gwiazd – szepnęła unosząc głowę do góry.
Zamrugał zaskoczony
zmianą tematu.
- Zbyt wiele świateł
– odparł odruchowo. – Dziś trudno cokolwiek dostrzec.
- Są jeszcze takie
miejsca, gdzie nocą niebo skrzy się od gwiazd – wymamrotała nieobecnym głosem,
a po chwili pociągnęła go dalej, spacerowym krokiem. – Skoro o muzyce była
mowa, to czego lubisz słuchać?
- To raczej mało
znani wykonawcy… – zaczął z wahaniem.
Kiedy spojrzał na
Brennę, w jej oczach błysnęła żywa inteligencja oraz ciche ostrzeżenie, że nie
zaakceptuje trywialnych czy wymijających odpowiedzi. Nie tego się spodziewał.
Choć właściwie nie potrafił określić, czego oczekiwał po dziewczynie, którą tak
często obserwował w klubie, tańczącą lub stojącą w objęciach różnych mężczyzn.
Rozwój wydarzeń tego wieczoru zupełnie go zaskoczył i nagle to on znalazł się w
jej towarzystwie, sam na sam na pogrążonej w półmroku ścieżce.
Teraz, przynajmniej
przez chwilę, miał ją tylko dla siebie.
- Noc jeszcze młoda
– mruknęła tonem, w którym pobrzmiewało wyzwanie. – Sprawdź mnie.
***
Ciąg dalszy opowiadania można znaleźć na moim chomiku.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz