niedziela, 31 marca 2013

Pod śniegiem...


Wielkanoc 2013 - w dobie globalnego ocieplenia kwiecień witamy w zaśnieżonym krajobrazie. Po prostu wspaniale. Abstrahując od tego, co myślę o tej przeciągającej się w nieskończoność zimie - martwię się o skutki tych wybryków pogody: o zwierzęta, które ucierpią z zimna i braku pożywienia, o owoce i warzywa, którym skraca się okres wegetatywny (a to oznacza wzrost cen). Niektóre ptaki już próbują wysiadywać jajka - to się raczej nie skończy dla nich dobrze.

***

Ciekawostka TUTAJ - satelitarne zdjęcia oryginalnych amerykańskich osiedli. Moją pierwszą reakcją był uśmiech, podobnie jak w przypadku wielu amerykańskich pomysłów, potem jednak pomyślałam, czemu by nie? Fajnie mieszkać nad taką siecią kanałów, na wieczorny spacer udać się... łodzią. Przykładowe zdjęcia z bliska tutaj i tutaj.

Innym rozwiązaniem, znanym (znowu!) głównie z amerykańskich filmów, są siedziska przy oknie (przykłady tutaj). Och, to jedno z moich marzeń dotyczących domku - wiem, że kiedyś na pewno sobie coś takiego urządzę. Kawka, kocyk, książka i mogę podziwiać nawet padający za oknem śnieg.






To magnolia. Zwykle kwitną w połowie kwietnia, mam nadzieję, że w tym roku pąki w ogóle się uchowają.


Granica między życzliwą ciekawością a wścibstwem bywa cienka. Równie trudno jest czasem wyczuć, kiedy ktoś nie życzy sobie pewnych informacji. Lecz jeśli na kimś nam zależy, jeśli kogoś znamy i nie chcemy go zranić, te kwestie nie powinny budzić wątpliwości.

piątek, 29 marca 2013

Wesołych Świąt!


Kiedy dziś wychodziłam z pracy, za oknem sypał śnieg. Całkiem gęsto, tak... nastrojowo. Składałam życzenia i w ostatniej chwili powstrzymałam się przed tym, by nie życzyć również szczęśliwego nowego roku.

A skoro już jesteśmy przy tym temacie...

Życzę Wam wszystkim Świąt zdrowych i radosnych, chwili refleksji, uścisku ramion osób bliskich, odpoczynku od tego codziennego zamieszania... Wesołych Świąt :)


Zdjęcia są wczorajsze, dziś pewno znów je przysypało...


Na początku...


Ostatnio Skrzat rozsiadł mi się na kolanach i nie wypuszczając z rąk jednej z tych swoich plastikowych, awangardowych konstrukcji o tajemniczym przeznaczeniu zagaił: "Mama, jak to było z tym panem Jezusem?"

No dobra...

Z różnych powodów nie posłaliśmy go w przedszkolu na religię, nie pozostało mi więc nic innego, jak samej odpowiedzieć na pytanie. Zresztą pilnuję, aby otrzymał wyjaśnienie na każde swoje pytanie, niezależnie, czy brzmi ono "Jak się robi dzieci?" (nie, nie "skąd się biorą") czy "Co to znaczy 'fatalny'". Przy takich okazjach uświadamiam sobie, jak wiele rzeczy przyjmujemy za znane, wiadome, zupełnie się nad nimi nie zastanawiając ani nie potrafiąc ich nawet rozłożyć na czynniki pierwsze.

Opowiadałam, tak, jak potrafiłam o tym, w co wierzymy, a po którymś z kolei pytaniu uszczegóławiającym, zadanym z tą rozbrajającą dziecięcą logiką, przypomniałam sobie o leżącej gdzieś wysoko na półce ilustrowanej Biblii dla dzieci - dlaczego nie sięgnąć do źródła? Zaczęliśmy od samego początku, od historii stworzenia, lecz w miarę czytania... pomijałam coraz więcej zdań. Oczywiście, znam Księgę Rodzaju, znam również jej współczesne interpretacje, mimo to nie chciała mi przejść przez gardło ta druga wersja - "uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc", "ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta", "on zaś będzie panował nad tobą", etc.

Przypomniałam sobie - abstrahując od rozważań antropologiczno-religioznawczych czy kulturowych - jak wielki wpływ miał ten fragment na historię kobiet w naszym kręgu kulturowym. Na długie wieki zostałyśmy zepchnięte na bok, jako nie tylko słabsze, ale i z założenia podporządkowane mężczyznom. Do dziś echa tego przekonania ujawniają się w sposobie myślenia wielu panów, w ich reakcjach czy oczekiwaniach. A my, kobiety, wciąż musimy się upominać o swoje.

Jak będzie starszy, Skrzat sam sobie doczyta i mam nadzieję, że wtedy już będzie potrafił zrozumieć.

***

"I can see a world where we all live
Safe and free from all oppression
No more rape or incest, or abuse
Women are not a possession
 

You’ve never owned me, don’t even know me I’m not invisible, 
I’m simply wonderful I feel my heart for the first time racing I feel alive, 
I feel so amazing"
(Tena Clark, Break The Chain)


czwartek, 28 marca 2013

Będą białe Święta?



W niedzielę wyrwałam się na spacer do naszego lasu. Samotnie, gdyż zaziębione chłopaki zostały w domu. Było biało, oślepiająco słonecznie i tak... dziwnie. Bo ptaszyska już za wiosną wołają - świergolą, proszą, nawołują. Dzięcioły tłukły się jak opętane, sójki niespokojnie krążyły między drzewami, jakby czegoś szukały. W pewnym momencie szmyrgnęło mi nawet coś nisko przy ziemi, jakiś gryzoń, któremu najwyraźniej skończyły się zimowe zapasy i rozbudzony wyjrzał na świat poszukać czegoś świeżego...

Podobno przylatują już bociany - martwię się o nie, jak przetrwają ten najbliższy czas.

Dziś za to spod zwałów białego paskudztwa ukazał się przebiśnieg - ten sam, którego pokazywałam trzy tygodnie temu. Temperatura doskonale go utrwaliła, tylko zieleń taka pożółkła, przemarznięta :/ Przy okazji na sąsiedniej rabatce znalazłam niedojedzone resztki kosa - głowę z tym ślicznym, pomarańczowym dziobem, trochę lśniących czarnych piórek i brutalna czerwień. Ptaszyska na balkonie zjadają każdą ilość pokarmu, jaką im wysypię, a okoliczne koty też muszą się czymś żywić.


Tak dla porównania - zdjęcia sprzed roku: posty z 18 marca i z 20 marca.

Jakby ktoś miał wątpliwości, że w tym roku trwa to wyjątkowo długo...


poniedziałek, 25 marca 2013

Spacer po...


Obiecywałam, że więcej zdjęć w bieli nie będzie, a skoro za oknem wciąż tak zimowo, muszę poszperać w archiwum. I... mogę Was zaprosić na spacer po jednym z najpiękniejszych moim zdaniem wrocławskich kościołów - kościół, a właściwie katedra św. Marii Magdaleny (należąca do diecezji kościoła polskokatolickiego). Strzeliste gotyckie łuki zawsze budziły mój podziw, w tej świątyni dodatkowo zachwyca mnie tchnący z niej spokój - może to zasługa kontrastu cegieł i tych białych ścian, które jakby pomagały myślom wznosić się ku niebu? A może to skromny wystrój dostojnego wnętrza, nie rozpraszający uwagi?

Nie wiem. Lubię tam jednak zaglądać. Te zdjęcia zrobiłam na początku marca.

Dla ciekawych - pierwszy kościół w tym miejscu powstał pod koniec XI wieku, musiał być jednak kilkakrotnie odbudowywany (m.in. najazd mongolski w 1241, pożar). Obecny zarys uzyskał w połowie XIV w. Wysokość murów nawy głównej to prawie 23 metry, długość budynku - 63 metry. Niektórym może on kojarzyć się z Mostkiem Pokutnic, łączącym na sporej wysokości obie wieże, mało kto wie natomiast, że na jednej z tych wież wisiał kiedyś największy na Dolnym Śląsku dzwon.


Kościół, jak większość wrocławskich zabytków, bardzo ucierpiał w czasie II wojny światowej i te blizny najlepiej widać na wmurowanych w ściany pozostałościach - niektóre ołtarze czy tablice pochodzą z tego kościoła, inne zostały przeniesione z miejsc, których nie dało się już uratować. Tylko tyle pozostało.





Kto dziś - poza historykami i przewodnikami - pamięta o tych ludziach? Ilu mieszkańców potrafi odcyfrować pismo gotyckie (o zrozumieniu niemieckiego nie wspominając)? Warto sobie przy okazji uświadomić, jak bogatą kulturowo tradycję ma Wrocław :)






sobota, 23 marca 2013

Z niecierpliwością czekam...


Dzisiaj w nocy ma być -18 stopni.

Nie przyjmuję tego do wiadomości.

***

Dla tych, co z niecierpliwością czekają na nowe książki Nalini Singh, mam dwie wiadomości - są już znane "zajawki" z tylnej okładki ;) Co prawda ta dotycząca PSI jest odrobinę rozczarowywująca (nawet, jeśli wszyscy się domyślają, o kogo może chodzić), za to zapowiedź szóstego tomu Łowcy Gildii budzi we mnie dreszcz emocji :) 

piątek, 22 marca 2013

Jakość w cenie :/


Coraz częściej słyszy się głosy, że zawodność sprzętu elektronicznego (i nie tylko) spowodowana jest nie tylko kiepskiej jakości materiałami - dążeniem producentów, by za wszelką cenę ograniczyć koszty - ale i całkiem świadomym działaniem. Dzisiejsza technologia teoretycznie umożliwia tworzenie wytrzymałych, odpornych na najbardziej niekorzystne warunki towarów. Ale jeśli rynek by się nimi nasycił, kto kupowałby kolejne? A przecież interes musi się jakoś kręcić.

Artykuł o nowych badaniach na ten temat przeprowadzonych w Niemczech.

To wkurzające. 

To też kolejny efekt tej powszechnej pogoni za zyskiem, nieustannej konsumpcji - więcej, więcej, więcej. Każdy chce zarobić. Sami napędzamy tą karuzelę...



Ugh... Marzec się kończy, a za oknem pełno śniegu, na weekend zapowiadają kilkunastostopniowe mrozy nocą. I to niestety wcale nie są żarty. Możliwe, że w końcu będziemy mieli białe Święta - przynajmniej jedne w roku.

Och, czuję się oszukana. Tak mało mamy ciepłych dni w roku, teraz pogoda jeszcze okrada nas z tych wiosennych... Fotki ubiegłoroczne :/






środa, 20 marca 2013

Duchy na zamkowej baszcie - Narok


Wczoraj trafiłam na artykuł opisujący popularne wśród naszych sąsiadów zza zachodniej granicy podróże sentymentalne do Polski - do miejsc, gdzie mieszkali przed wojną, oni sami bądź ich rodzice, dziadkowie. W materiale pojawiło się kilka interesujących mnie nazw, więc od razu poszukałam sobie zdjęć.

I tak trafiłam m.in. na fotografie pałacu w Naroku, jednego z wielu niszczejących w tej części kraju zabytków.

Zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.fototrip.pl
Zastanawiam się, jak musi się czuć, kto urodził się w tym miejscu, a teraz ogląda je w stanie kompletnej ruiny? Zdjęcia wnętrza pokazują parter zdarty do gołej ziemi. Jeżeli mnie boli taki widok, niszczenie perełek, jedynych w swoim rodzaju pamiątek, to dla kogoś z tamtej rodziny...

A przecież takich rozsypujących się zabytków jest u nas znacznie więcej - szczególnie na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie. Tak potoczyła się historia - wspaniałe zamki i pałace, zamieszkałe do 1945, szybko zostały starannie zdewastowane (jako pozostałości po tych złych). Mogłabym przytoczyć wiele historii - część służyła jako PGRy (np. majątek w Krzyżowej - na szczęście odrestaurowany, czy chociażby właśnie ten w Naroku), część jako szpitale czy magazyny (np. zabytek klasy zerowej - klasztor w Lubiążu), stopniowo niszczała, dopóki nie pozostały z nich ruiny :/

Szkoda, że tak niewiele udaje się uratować. Kiedy rozsypią się do reszty, stracimy je bezpowrotnie. Może nie jest to najważniejszy problem w dzisiejszej Polsce, ale przecież... czegoś będzie brak - tego bogactwa historii regionu, tych dzieł sztuki, pamiątek, etc.

Zdjęcie pochodzi ze strony: wiosna2.blog.onet.pl
W takich miejscach zawsze się zastanawiam, jak to musiało wyglądać kiedyś - czasem słyszę szelest strojnych sukni, stukot kopyt... Widzę kogoś, kto macha z okna, dzieci biegające po parku czy parę, która skryła się w podcieniach.
 
Ktoś powie, że to romantyczne bzdury, a ludziom wcale nie żyło się sielankowo, panował brud, smród i zarazy. Do tego bogactwa służyły wyłącznie wąskiej grupie uprzywilejowanych, pozostali musieli giąć karku.

Racja. Ale czy aby dziś jest wiele lepiej? Przy rekordowym bezrobociu, alarmującym w przypadku ludzi młodych, przy tak niekorzystnej sytuacji na rynku pracy, doprowadzającej do coraz poważniejszych nadużyć? Nie wiadomo, kto jest bardziej zestresowany - ci, którzy pracy nie mogą znaleźć od miesięcy, ci, którzy ją mają, lecz lada moment mogą ją stracić, przez co godzą się na warunki nieraz uwłaczające ich godności, czy może ci, którzy pracują za marne grosze, z trudem wytrzymując do końca miesiąca? 

Owszem, tej sytuacji nie widać w galeriach handlowych. Trzeba podejść nieco bliżej do ludzi.

Pocztówka pokazująca pałac przed wojną, źródło: http://eksploratorzy.com.pl/

PS. Czy ktoś może widział wiosnę? Zgubiła się w tym roku...


wtorek, 19 marca 2013

Za oknem...


Za oknem śnieżna zamieć, oczywiście, w końcu już prawie pierwszy dzień wiosny. Całe szczęście, że można się zawinąć w koc względnie w czułe ramiona męża i trochę ogrzać stare kości. Kieliszek tokaju też nie zaszkodzi, albo jakieś dobre, babskie piwo. Ostatnio odkryłam takie ananasowo-grejpfrutowe.

Siedzimy już wygodnie? Ciepło i przytulnie? 

To można popatrzeć, co się na świecie dzieje.

Przepychanki z naszego podwórka, kto kogo i gdzie (na facebooku czy w telewizji), można pominąć. Licytacja wzajemnych politycznych czy religijnych oskarżeń (żeby nie zapomnieć - jesteśmy podobno państwem świeckim), giełda sensacyjnych wiadomości z ostatniej chwili o najróżniejszych ludzkich tragediach. Przewijam szybko, nie zaglądam.

A gdzieś dalej?



Ok, może jednak poszukam czegoś pozytywnego? To muszę sięgnąć dalej.



A na koniec jeszcze zdecydowanie polecam rozmowę z Caitlin Moran w "Wysokich Obcasach" sprzed tygodnia:

"Ma pani dwie córki. Rozmawia pani z nimi o feminizmie?

Nie robię im pogadanek w stylu: ''Jestem feministką i jeśli chodzi o wasze prawa, to pamiętajcie, że to jest dobre, a tamto złe''. Wolę je prowokować do myślenia i do zadawania pytań. Kiedy oglądamy razem teledyski Rihanny, które są często dość drastyczne dla dziewczynek, bo Rihanna albo jest półnaga, albo symuluje coś w rodzaju sado-maso, to zamiast im mówić: ''To jest seksistowskie i poniżające'', wolę powiedzieć: ''Oj, biedna Rihanna, współczuję jej, naprawdę, musi występować w tym kostiumie kąpielowym. A co by było, gdyby przyszła na plan teledysku przeziębiona? Dlaczego właściwie nie mogłaby wystąpić w dżinsach i sweterku?''. I teraz, kiedy dziewczyny oglądają teledyski, które pełne są półnagich piosenkarek o idealnych kształtach, zamiast myśleć: ''Tak wyglądają kobiety, a ja nie, więc coś jest ze mną nie tak'', zaczynają się zastanawiać: ''Ona tak MUSI wyglądać, bo na tym polega ten biznes. Ale właściwie dlaczego nie może wystąpić w starym płaszczu i z obrażoną miną przechadzać się posuwistym krokiem po plaży, z podkrążonymi oczami jak chłopcy z boysbandu? Dlaczego musi być w bikini i wyglądać, jakby nie jadła przez cztery tygodnie? Czy to ma coś wspólnego z tym, że jest kobietą, a oni nie?''.

Broń, którą daję swoim córkom przeciwko seksizmowi, polega na tym, że mogą powiedzieć: ''Ja tego nie kupuję'', a powiedzenie ''Nie kupuję tego'' w kulturze, w której żyjemy, jest wyrazem siły i niezależności. "



poniedziałek, 18 marca 2013

IHM


Są takie dni, kiedy bycie kobietą jest do d...

Są takie poniedziałki, które w żaden sposób nie chcą się udać.

I nawet czekolada nie pomaga.


niedziela, 17 marca 2013

Topimy Marzannę?


Może jakieś tradycyjne gusła by pomogły i wreszcie przegnały zimę? To już przesada, marzec się kończy, a za oknem biało. Zdecydowanie za długo się ciągnie ta pora roku.

Chcę ciepła, zielonej trawy i lekkich sukienek!!








W czasie wymiany szkolnej, wiele lat temu, mieszkałam u niemieckiej rodziny, która jedyny w domu telewizor trzymała... w specjalnie przystosowanej piwnicy. Wówczas było to dla mnie zaskoczeniem, nie potrafiłam sobie wyobrazić, że takie rozwiązanie może być wystarczające. A dziś... Ostatnio zastanawiałam się z mężem, czy nie zrezygnować z kablówki. Bo zupełnie z niej nie korzystamy, telewizor jest włączany wyłącznie na bajki DVD. Kiedy Skrzat straci nimi zainteresowanie, zupełnie nie będziemy już potrzebować tego sprzętu. 

Doba jest za krótka, by zdążyć ze wszystkim, co by się chciało. Szkoda czasu na gapienie się w ekran, lepiej porozmawiać, powygłupiać się lub poczytać, zagrać w grę planszową... O wszelkiego rodzaju hobby już nie wspominając...

Ech, nawet bez tv - i tak wciąż brakuje wolnych godzin :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...