czwartek, 31 stycznia 2013

Uff...


W tym tygodniu w pracy wyrobiłam już coś ze 300 % normy. Co najmniej. Powinnam być z siebie dumna, ale czuję się raczej zmęczona. I zdecydowanie wolałabym, żeby to szaleństwo nie stało się nowym wyznacznikiem normy.

Nie miałam dziś czasu posłuchać wiadomości w radiu, więc zrobiłam szybki przegląd przez dzienniki internetowe i... Właściwie nie powinnam być już zaskoczona, co w tym kraju uważa się za wiadomość dnia ( a właściwie - "dobrze sprzedający się news"). Mimo to zostaje posmak rozczarowania, powraca też stare pytanie o jajko i kurę: czy to media kształtują społeczną świadomość oraz postawy, czy też raczej są one jedynie odpowiedzią na potrzeby "konsumentów".

Kot zeżarł mi gumkę do włosów. Potem jednak oddał.

Postanowiłam kupić sobie bransoletkę z ćwiekami. Taką bardzo klasyczną, czarną, skórzaną pieszczochę, w sam raz do białej koronkowej bluzki ;) Mąż patrzy na mnie lekko przerażony.

Ech, jeszcze tylko piątek i będzie odrobina wolnego :)

PS. Nalini Singh zdradziła tytuły dwóch swoich nowych książek - "Heart of Obsidian" i "Archangel's Legion". Napisać, że nie mogę się doczekać, to niedopowiedzenie :)




poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wracając do pisania...


Chyba teraz już niczego nie zapeszę, jeśli przyznam, że wróciła mi wena na "Alpine" ;) Oczywiście nie brałam pod uwagę, by zostawić to opowiadanie niedokończonym, ale naprawdę długo nie mogłam się za to zabrać...

Wciąż jeszcze pozostało do zrobienia trochę rzeczy, którymi chciałam się zająć zanim wrócę do tamtego świata, lecz przy moim talencie do wymyślania sobie nowych zajęć chyba nie ma sensu się tym za bardzo przejmować. 

Sceny powstają powoli, gdyż wraz z weną przyszły nowe pomysły, ale ważne, że to ruszyło ;) Co mogę zdradzić? Obawiam się, iż na razie niewiele... Wspominałam już, że druga część będzie rozgrywać się (w dużej mierze) w Mason City w Iowa - to taka przytulna, słoneczna mieścina :) Zdecydowanie mniej mroczna. Akcja zaczyna się pół roku od ucieczki, pojawią się nowe postaci i chyba nie muszę dodawać, że ich rola nie od razu będzie jasna. W komentarzach często powtarzało się, iż pomimo blisko 800 stron tekstu nadal pozostawiłam wiele spraw niewyjaśnionych - w moim odczuciu tych pytań nie ma aż tak wiele, sprowadzają się tak naprawdę do jednej czy dwóch zasadniczych kwestii. Druga część opowiadania będzie zdecydowanie krótsza ;) (ha, może tym razem uda mi się ograniczyć). Odpowiadając na prośby - tak, lubię szczęśliwe zakończenia i tutaj też takie będzie, ale zagwarantować to mogę jedynie w odniesieniu do głównej pary bohaterów.

Dla niecierpliwych - spoiler na końcu posta.


"Nagłe ukłucie niepokoju kazało mi odwrócić głowę i zlustrować przestrzeń.


Kątem oka zdążyłam dostrzec ubraną na czarno postać znikającą za rogiem ulicy, miałam też wrażenie, że dosłyszałam dźwięk oddalającego się motoru. Ale to przecież nie musiało niczego oznaczać! Zamarłam w bezruchu i usiłowałam ustalić przyczynę tego niespodziewanego ataku lęku. Kryjące się w trawie owady brzęczały niestrudzenie swoją monotonną melodię, poza mną w polu widzenia znajdowała się jedynie grupa chłopców grających na jezdni w piłkę.


Musiało mi się coś przywidzieć, westchnęłam w duchu, to tylko stres.


Potarłam palcami skroń i otrząsnęłam się z przeczucia, które bardzo przypominało paranoję. Oczywiście zawsze istniało ryzyko, iż wpadniemy w ręce ludzi Volturi, póki co jednak zdaniem Emmetta nie mieliśmy powodów do obaw. Przez pierwsze tygodnie po ucieczce krążyliśmy z miejsca na miejsce, klucząc po całym kraju i kilkakrotnie sprawdzając, czy żadnemu z nas nie doczepiono urządzeń śledzących.


Niebezpieczeństwo było umiarkowane, powtarzałam sobie wciąż, a mimo to raz po raz wracałam do domu niemalże z duszą na ramieniu, klucząc po okolicy i czując się, jakbym była śledzona. Ten pulsujący tuż pod skórą strach pogłębiał dodatkowo fakt, iż Alice stanowczo nie zgadzała się na wychodzenie z budynku, czasem wręcz bała się podejść do okna.


- Oddychaj, Bella, bo nie dożyjesz trzydziestki – wymamrotałam.


Kiedy kątem oka dostrzegłam jadący równolegle do chodnika samochód pisnęłam wystraszona. Dopiero po paru sekundach uświadomiłam sobie, iż pojazd wyglądał znajomo, a kiedy się pochyliłam, napotkałam spojrzenie mężczyzny, którego w tym momencie miałam serdeczną ochotę udusić.

Zatrzymałam się i pochyliłam do otwartego okna.


- Śledziłeś mnie? – spytałam nie kryjąc rozdrażnienia.

Przez jego twarz przemknął wyraz zaskoczenia, sprawiał wrażenie szczerego, lecz tą lekcję dobrze już odrobiłam."



niedziela, 27 stycznia 2013

Mały ranking "fantazji"


Na chandrę mam kilka sposobów. Najlepsze są oczywiście ramiona męża czy energiczna gimnastyka (tzn. taka bez udziału ww. męża - aerobic, bieg czy taniec "metodą mieszaną"). Równie często sięgam też po książkę, przy czym wtedy wybieram te już znane, "bezpieczne", które pozwalają oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o troskach. Ha, do tego najlepiej nadaje się tzw. kobieca literatura (zwana przez innych romansami), w końcu przyjemnie jest przez chwilę wyobrazić sobie, że zdarzają się mężczyźni idealni...

sobota, 26 stycznia 2013

Nic ciekawego.


Ładny, nawet całkiem słoneczny (w końcu!!) dzień i fatalne samopoczucie. Antybiotyk plus sterydy, już nawet boję się wziąć coś na narastający ból głowy, żeby nie mieszać mocniej. Najchętniej zakopałabym się pod kocem.

***

"Dziadek, opowiesz mi bajkę o dawnych czasach, kiedy nie było jeszcze żadnych dziadków?"


Żal ściska pierś tak, że czasem nie mogę zaczerpnąć oddechu. Wiem, że obiektywnie nie mam powodów, że powinnam cieszyć się z tego, co mam. Cieszę się. Co dzień głośno to sobie powtarzam, a i tak mam ochotę zwinąć się w kłębek. Uciekam szukając czegoś, co pozwala choć na chwilę zapomnieć o powodach smutku, łapię się za to wszystko, co rozprasza myśli, pomaga nie czuć.

Nie snuję już marzeń. Drogę do nich zasypały potężne głazy, czuję się wobec nich bezsilna i osamotniona, nie wiem, jak się przedrzeć. To nie chodzi o naiwny młodzieńczy entuzjazm, wiarę w to, że jeśli wystarczająco mocno się chce, można wszystko zmienić. Wiara nie rozbija się o litą ścianę, lecz dzień po dniu słabnie, kruszeje od niepogody. Ledwo odsunę jedną przeszkodę, pojawiają się kolejne. A tak często zmagam się nie tylko z przeciwnościami losu, ale i z uporem tych, których kocham.

piątek, 25 stycznia 2013

Zimowi goście.


Mrozy trzymają, śnieg zasypał - ciężko przetrwać na zewnątrz. Zwierzęta przyzwyczaiły się do korzystania z bliskiego sąsiedztwa człowieka i zapomniały o tym, jak sobie radzić samodzielnie. Dobrze więc je choć trochę je wspomóc, a przy tym... Miło mieć takich barwnych, wesołych gości :)








czwartek, 24 stycznia 2013

Styczniową nocą...


Dziesięciostopniowe mrozy nie stanowią idealnych warunków do fotografowania, lecz skoro i tak czekała mnie wędrówka przez starą część miasta, uwzględniłam w planie dodatkowe pół godziny, by zrobić parę zdjęć.

Właściwie to... Wyszły słabo - wszystkie robiłam z ręki (ze statywem nie miałabym się już jak zabrać). Korzystałam z ustawień automatycznych, zmieniając jedynie w niektórych przypadkach czułość na ISO 1600 (widać ziarno, powinnam się pobawić ze zmiękczającymi filtrami, żeby trochę to uratować, ale już mi się nie chce, i tak są nieostre) i korygując ekspozycję -1.0 lub -2.0 EV.

Zaśnieżone miasto nocą :) Aczkolwiek wolałabym las albo góry...









Po ciemku tego nie widać, lecz most jest szczelnie obwieszony kłódkami, jakie na nim zapinają zakochani.



















wtorek, 22 stycznia 2013

Bardzo smutna refleksja o świecie


Od jakiegoś czasu przestałam śledzić większość z codziennych wiadomości, nie interesuje mnie wynik wyborów w USA czy dalsze losy nieszczęsnego wraku. Zbyt wiele informacji naciera na nas co dzień, trzeba je jakoś filtrować.

Staram się za to wygospodarować czas, by poczytać (posłuchać/porozmawiać/przemyśleć) o tych bardziej ogólnych kwestiach - sprawach społecznych, globalnej tendencji w gospodarce.

A im dłużej nad tym myślę, tym więcej we mnie pesymizmu.

Można oczywiście dyskutować nad kondycją naszego systemu edukacji, reformą emerytur czy inna z tych niewątpliwie ważnych spraw. W żadnej z nich nie ma jednoznacznych odpowiedzi, jeszcze mniej jest rozwiązań, które miałyby szanse się sprawdzić. Ludzie są tylko ludźmi, w swoim ogóle z natury... raczej egoistyczni niż altruistyczni. Zawsze było tak, że znakomita większość społeczeństwa skupiała się na przetrwaniu, "igrzysk i chleba", tylko elity zadawały sobie trud (z nudów? z potrzeby zrobienia czegoś więcej?), by dostrzec szerszy kontekst. Dziś wyznacznikiem przynależności do tych wspomnianych przeze mnie elit (nie wiem, czy można je jeszcze nazywać intelektualnymi) nie jest już ani wykształcenie ani status majątkowy. Masy, usatysfakcjonowane, jeśli udaje się przetrwać, zapełniają czas konsumpcją i kulturą masową. 

Papką, która oducza myślenia. 

Dziś dramatycznie brak jest autorytetów, te istniejące skompromitowały się, nie pojawił się żaden z tych charyzmatycznych przywódców, który swoją wiarą czy etyką powściągnąłby choć trochę ludzie słabości. To idealizm, przegrana sprawa.

Zamiast tego mamy ciągły głód posiadania, konsumpcję, nowy telewizor czy lepszy telefon, i praca, praca, praca, by móc mieć. Towary są coraz gorszej jakości, aby ludzie nie przestali kupować. Na całym świecie wycinane są lasy, by zaspokoić te potrzeby - jak chociażby lasy równikowe w Brazylii pod uprawę soi (ekonomicznie nieracjonalną) - nowego paliwa. Bo biznes musi się kręcić, pieniądz jest siłą. Człowiek, jako chyba jedyny gatunek zwierząt, systematycznie niszczy środowisko, w którym żyje. W zamian zostawia tylko śmieci. Postęp nauki pozwala żyć ludziom dłużej, bez chorób (choć coraz mniej ma to życie wspólnego z naturą), ludzi jest i będzie coraz więcej, tylko czy dla wszystkich wystarczy miejsca oraz jedzenia?

Na razie, przynajmniej w naszej części świata, czysta woda czy prąd są standardem, nad którym się nie zastanawiamy. Kiedyś jednak źródła się wyczerpią. Jak długo jeszcze Ziemia sobie z tym poradzi? 20 lat? 50? 200? Martwić się tym będą nasze dzieci, taką spuściznę im zostawimy. My? Nie, nie, nie, to przecież ci przed nami zaczęli! Teraz jest już za późno, odpowiedzialność się rozmywa...

Cieszę się, że nie dożyję tych czasów. Mam nadzieję, że ich nie dożyję.

Wiem, sama nie jestem święta. Staram się oszczędzać prąd i wodę, rozsądnie gospodarować zakupami. Nie jestem typem idealisty czy społecznika, nie wyjdę na barykady przekonywać ludzi, brak mi wiary, że można coś jeszcze zmienić. Ale przynajmniej staram się żyć świadomie, myśleć i dostrzegać związki czy konsekwencje. Nie zadowala mnie kolorowa, plastikowa papka.

Niewielka to pociecha :/

***

Dzisiaj udało mi się sfotografować kilka ptaków na balkonie, chciałabym jeszcze wiedzieć, które z nich to wróble, a które mazurki.


Dziś od rana chodzi za mną piosenka, śpiewana przez grupę "Pod Budą"...

Na moim podwórzu jest ściana łaciata
na ścianie tej dzieci list piszą do świata
ogromny zbiorowy list
w tym liście są żale i skargi dziecięce
pisane niedbale bazgrane naprędce
gdy z okien nie patrzy nikt 

Gdyby te listy czytał świat
to pewnie by się zmienił
a mędrcy mądrzy że aż strach
milczeli zawstydzeni
 
Na moim podwórzu jest ściana łaciata
na ścianie tej dzieci list piszą do świata
ogromny zbiorowy list
a ja wam stokrotnie powiedzieć chcę dzięki
bo wasze pisanie i moje piosenki
to w mroku zapałki błysk
Gdyby piosenek słuchał świat  
to pewnie by się zmienił
A mędrcy mądrzy że aż strach
milczeli zawstydzeni 

 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...