Zaczynając pisać ten post zatytułowałam go "Kobiety mają trudniej", potem jednak uznałam, iż byłoby to znaczne uproszczenie. Poza tym nie o tym chciałam...
Trafiłam niedawno na rozmowę z Ayelet Waldman, amerykańską pisarką, autorką kontrowersyjnej książki "Zła matka". Imponują mi ludzie, którzy potrafią konsekwentnie bronić swoich poglądów, śmiało mówić o tym, co być może jest niezgodne z aktualnie "modnym" nurtem, ale za to szczere, trafiające w sedno sprawy.
"Jeśli dwie osoby pracują w biurze do 21, właściwie mogą zapomnieć o
posiadaniu rodziny. Niby masz wybór, ale jest on silnie zdeterminowany
przez wygórowane żądania rynku pracy.
A jak już jesteś matką, nie możesz tak po prostu być matką. Amerykański
standard to kompulsywna perfekcyjna matka. Nie da się być w biurze do
późnego wieczoru i równocześnie codziennie być wolontariuszem w innej
pilnej sprawie w szkole, piec ciastek na posiedzenie rodziców i wozić
dziecka na 20 zajęć dodatkowych. Promuje się więc dwa standardy, którym
nie masz szans sprostać - zaharowanego pracownika i nadaktywnej matki.
Obraz wykreowany w mediach to takie grożenie palcem amerykańskim
kobietom: nie poradzicie sobie z byciem równymi mężczyznom, ledwo
radzicie sobie z byciem matką! Zaraz zagonimy was batem do domu!"
"Mówmy o zwykłej rodzinie inteligentów z przyzwoitymi dochodami, ale bez
luksusów. Nie promuje się wzorca aktywnej kobiety, która może i być
matką, i robić karierę - promuje się macierzyństwo jako substytut
kariery, czyli nadaktywną działaczkę szkolnego koła rodziców.
Paradoksalnie, kobiety same wspierają wymierzoną przeciwko nim akcję.
Przecież jak porzucasz ambicje i marzenia zawodowe, to chcesz być
przekonana, że było warto. Traktujesz opiekę nad potomstwem jak zawody.
Zauważyłaś, że dzisiejsze dzieci nie bawią się same? Są ciągle
monitorowane przez matkę. Nikt już nie biega po podwórku, wszyscy mają
miliony dodatkowych zajęć. Pięć minut bezczynności myli im się z nudą.
Matka i dziecko pracują na dwa etaty, by zaspokoić społeczne oczekiwania
wobec nich."
W publicznej dyskusji głosy odbiegające od głównego, powszechnie akceptowanego nurtu są zwykle piętnowane, te ataki są nieraz zażarte i zupełnie niemerytoryczne. Nie jestem specjalistą, z pewnością takie reakcje dają się w jakiś sposób wytłumaczyć.
Nie chciałabym pisać o tym, jak moim zdaniem powinno wyglądać macierzyństwo, bo... tego nie wiem. Każda z nas jest inna. Spędziłam trzy lata w domu, pracując wieczorami na zasadzie home-working. To był z wielu powodów wyjątkowo wyczerpujący okres, tak że teraz chodząc na parę godzin dziennie do pracy czuję, iż odpoczywam. "Zmarnowałam" te parę lat dla kariery, w moim zawodzie każda przerwa szkodzi, teraz również jestem "zablokowana" nie godząc się na powrót na pełen etat. Ale nie żałuję tego wyboru.
Nie zamierzam jednak twierdzić, że to jedyna słuszna droga.
W ostatnim numerze "Wysokich Obcasów" trafiłam na artykuł o Tove Jansson. Autorka znanej na całym świecie powieści dla dzieci o Muminkach, pisała o sobie: "Już widzę, co zostanie z mojego zawodu, jeśli pójdę do ołtarza. Bo na to nie ma rady; posiadam wszystkie kobiece instynkty do pocieszania, podziwiania, podporządkowywania się, rezygnacji z siebie. Byłabym albo złą malarką, albo złą żoną." Tove świadomie zdecydowała się, by nie zakładać rodziny (w takim tradycyjnym znaczeniu), a nie można powiedzieć, by była w życiu samotna czy niespełniona. Znalazła swoją drogę, nie ulegała naciskom.
Role, jakie narzuca nam kultura i panujące obyczaje, nijak mają się do różnorodności indywidualnych charakterów, nie nadążają też za przemianami społecznymi. Ciężko jest zmieniać te "ogólne tendencje", zawsze jednak warto mówić o jednostkach, które przełamują schematy, uczyć się nawzajem tolerancji oraz odwagi.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz