niedziela, 27 stycznia 2013

Mały ranking "fantazji"


Na chandrę mam kilka sposobów. Najlepsze są oczywiście ramiona męża czy energiczna gimnastyka (tzn. taka bez udziału ww. męża - aerobic, bieg czy taniec "metodą mieszaną"). Równie często sięgam też po książkę, przy czym wtedy wybieram te już znane, "bezpieczne", które pozwalają oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o troskach. Ha, do tego najlepiej nadaje się tzw. kobieca literatura (zwana przez innych romansami), w końcu przyjemnie jest przez chwilę wyobrazić sobie, że zdarzają się mężczyźni idealni...


Kogo bym wymieniła, jako swojego ulubieńca?

Trudny wybór :)

Jako nastolatka kochałam się w Andrzeju Kmicicu, serio, o Janie Smudze czy Białym Jaguarze nie wspominając ;) O, i hrabia de Monte Christo tu jeszcze pasuje :) Dziś oczywiście nadal mam dla nich ogromną sympatię... I pomyśleć, że najbardziej śmiałymi scenami były tam pobieżnie opisane buziaki.

Kiedy myślę o fascynujących mężczyznach, do głowy przychodzi mi przede wszystkim Roke Alva, postać wykreowana przez Wierę Kamszę w cyklu "Odblaski Eterny". Trudno nazwać go pozytywnym bohaterem, używałabym raczej określenia mroczny, inteligentny i bardzo... pociągający. Często zdarzało mi się o nim śnić :) Ha, Roke to wciąż mój zdecydowany faworyt.

Słabość miałam do Roberta z "Komu bije dzwon", może dlatego tak płakałam na koniec. Zdecydowanie nie lubię smutnych zakończeń. Trudno nie byłoby poczuć sympatii do Reynevana (cykl "Narrenturm" Sapkowskiego), aczkolwiek pełnym zauroczeniem bym tego nie nazwała. Zresztą w niemal każdej powieści fantasy znalazł się ktoś, do kogo się przywiązywałam. Tyle że tytuły i imiona mi już uleciały z głowy :/

Jeśli chodzi o popularne ostatnio romanse "paranormalne", to zdecydowanie bezkonkurencyjni są dla mnie mężczyźni Nalini Singh :) Raphael, Illium, Lucas czy Judd, ich koniecznie trzeba poznać. W pamięć wrył mi się również Cian z Trylogii Kręgu Nory Roberts czy Alun z "Ostatnich promieni słońca" G.G. Kaya (swoją drogą zaskakujące, że ten autor - mężczyzna! - potrafił stworzyć tak wiele atrakcyjnych dla kobiet postaci). 

Typowych romansów "współczesnych" nie czytam, nawet nie próbuję. Jeśli już mam ochotę na wzruszającą historię, zdecydowanie bardziej wolę te epokowe. Ostatnio doszłam do wniosku, że moim ulubieńcem jest zdecydowanie Valentine Corbett, markiz Deverill z cyklu Suzanne Enoch o rodzinie Griffinów, chociaż pewno wymienić dałoby się jeszcze kilku panów. Może Lucien ("Diaboliczny lord" Foley Gaelen), może Jason Fielding, markiz Wakefield ("Na zawsze" Judith McNaught)? Ostatnio niestety już wszyscy mnie nużą.

Z moich własnych bohaterów, z którymi chcąc nie chcąc musiałam blisko się związać, najbardziej wrył mi się w serce Edward z "MSAP" i szeryf z "Bandyty" ;)



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...