poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wracając do pisania...


Chyba teraz już niczego nie zapeszę, jeśli przyznam, że wróciła mi wena na "Alpine" ;) Oczywiście nie brałam pod uwagę, by zostawić to opowiadanie niedokończonym, ale naprawdę długo nie mogłam się za to zabrać...

Wciąż jeszcze pozostało do zrobienia trochę rzeczy, którymi chciałam się zająć zanim wrócę do tamtego świata, lecz przy moim talencie do wymyślania sobie nowych zajęć chyba nie ma sensu się tym za bardzo przejmować. 

Sceny powstają powoli, gdyż wraz z weną przyszły nowe pomysły, ale ważne, że to ruszyło ;) Co mogę zdradzić? Obawiam się, iż na razie niewiele... Wspominałam już, że druga część będzie rozgrywać się (w dużej mierze) w Mason City w Iowa - to taka przytulna, słoneczna mieścina :) Zdecydowanie mniej mroczna. Akcja zaczyna się pół roku od ucieczki, pojawią się nowe postaci i chyba nie muszę dodawać, że ich rola nie od razu będzie jasna. W komentarzach często powtarzało się, iż pomimo blisko 800 stron tekstu nadal pozostawiłam wiele spraw niewyjaśnionych - w moim odczuciu tych pytań nie ma aż tak wiele, sprowadzają się tak naprawdę do jednej czy dwóch zasadniczych kwestii. Druga część opowiadania będzie zdecydowanie krótsza ;) (ha, może tym razem uda mi się ograniczyć). Odpowiadając na prośby - tak, lubię szczęśliwe zakończenia i tutaj też takie będzie, ale zagwarantować to mogę jedynie w odniesieniu do głównej pary bohaterów.

Dla niecierpliwych - spoiler na końcu posta.


"Nagłe ukłucie niepokoju kazało mi odwrócić głowę i zlustrować przestrzeń.


Kątem oka zdążyłam dostrzec ubraną na czarno postać znikającą za rogiem ulicy, miałam też wrażenie, że dosłyszałam dźwięk oddalającego się motoru. Ale to przecież nie musiało niczego oznaczać! Zamarłam w bezruchu i usiłowałam ustalić przyczynę tego niespodziewanego ataku lęku. Kryjące się w trawie owady brzęczały niestrudzenie swoją monotonną melodię, poza mną w polu widzenia znajdowała się jedynie grupa chłopców grających na jezdni w piłkę.


Musiało mi się coś przywidzieć, westchnęłam w duchu, to tylko stres.


Potarłam palcami skroń i otrząsnęłam się z przeczucia, które bardzo przypominało paranoję. Oczywiście zawsze istniało ryzyko, iż wpadniemy w ręce ludzi Volturi, póki co jednak zdaniem Emmetta nie mieliśmy powodów do obaw. Przez pierwsze tygodnie po ucieczce krążyliśmy z miejsca na miejsce, klucząc po całym kraju i kilkakrotnie sprawdzając, czy żadnemu z nas nie doczepiono urządzeń śledzących.


Niebezpieczeństwo było umiarkowane, powtarzałam sobie wciąż, a mimo to raz po raz wracałam do domu niemalże z duszą na ramieniu, klucząc po okolicy i czując się, jakbym była śledzona. Ten pulsujący tuż pod skórą strach pogłębiał dodatkowo fakt, iż Alice stanowczo nie zgadzała się na wychodzenie z budynku, czasem wręcz bała się podejść do okna.


- Oddychaj, Bella, bo nie dożyjesz trzydziestki – wymamrotałam.


Kiedy kątem oka dostrzegłam jadący równolegle do chodnika samochód pisnęłam wystraszona. Dopiero po paru sekundach uświadomiłam sobie, iż pojazd wyglądał znajomo, a kiedy się pochyliłam, napotkałam spojrzenie mężczyzny, którego w tym momencie miałam serdeczną ochotę udusić.

Zatrzymałam się i pochyliłam do otwartego okna.


- Śledziłeś mnie? – spytałam nie kryjąc rozdrażnienia.

Przez jego twarz przemknął wyraz zaskoczenia, sprawiał wrażenie szczerego, lecz tą lekcję dobrze już odrobiłam."



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...