Chyba teraz już niczego nie zapeszę, jeśli przyznam, że wróciła mi wena na "Alpine" ;) Oczywiście nie brałam pod uwagę, by zostawić to opowiadanie niedokończonym, ale naprawdę długo nie mogłam się za to zabrać...
Wciąż jeszcze pozostało do zrobienia trochę rzeczy, którymi chciałam się zająć zanim wrócę do tamtego świata, lecz przy moim talencie do wymyślania sobie nowych zajęć chyba nie ma sensu się tym za bardzo przejmować.
Sceny powstają powoli, gdyż wraz z weną przyszły nowe pomysły, ale ważne, że to ruszyło ;) Co mogę zdradzić? Obawiam się, iż na razie niewiele... Wspominałam już, że druga część będzie rozgrywać się (w dużej mierze) w Mason City w Iowa - to taka przytulna, słoneczna mieścina :) Zdecydowanie mniej mroczna. Akcja zaczyna się pół roku od ucieczki, pojawią się nowe postaci i chyba nie muszę dodawać, że ich rola nie od razu będzie jasna. W komentarzach często powtarzało się, iż pomimo blisko 800 stron tekstu nadal pozostawiłam wiele spraw niewyjaśnionych - w moim odczuciu tych pytań nie ma aż tak wiele, sprowadzają się tak naprawdę do jednej czy dwóch zasadniczych kwestii. Druga część opowiadania będzie zdecydowanie krótsza ;) (ha, może tym razem uda mi się ograniczyć). Odpowiadając na prośby - tak, lubię szczęśliwe zakończenia i tutaj też takie będzie, ale zagwarantować to mogę jedynie w odniesieniu do głównej pary bohaterów.
Dla niecierpliwych - spoiler na końcu posta.
"Nagłe ukłucie
niepokoju kazało mi odwrócić głowę i zlustrować przestrzeń.
Kątem oka
zdążyłam dostrzec ubraną na czarno postać znikającą za rogiem ulicy, miałam też
wrażenie, że dosłyszałam dźwięk oddalającego się motoru. Ale to przecież nie
musiało niczego oznaczać! Zamarłam w bezruchu i usiłowałam ustalić
przyczynę tego niespodziewanego ataku lęku. Kryjące się w trawie owady
brzęczały niestrudzenie swoją monotonną melodię, poza mną w polu widzenia
znajdowała się jedynie grupa chłopców grających na jezdni w piłkę.
Musiało mi się
coś przywidzieć, westchnęłam w duchu, to tylko stres.
Potarłam palcami
skroń i otrząsnęłam się z przeczucia, które bardzo przypominało paranoję.
Oczywiście zawsze istniało ryzyko, iż wpadniemy w ręce ludzi Volturi, póki co
jednak zdaniem Emmetta nie mieliśmy powodów do obaw. Przez pierwsze tygodnie po
ucieczce krążyliśmy z miejsca na miejsce, klucząc po całym kraju i kilkakrotnie
sprawdzając, czy żadnemu z nas nie doczepiono urządzeń śledzących.
Niebezpieczeństwo
było umiarkowane, powtarzałam sobie wciąż, a mimo to raz po raz wracałam do
domu niemalże z duszą na ramieniu, klucząc po okolicy i czując się, jakbym
była śledzona. Ten pulsujący tuż pod skórą strach pogłębiał dodatkowo fakt, iż
Alice stanowczo nie zgadzała się na wychodzenie z budynku, czasem wręcz bała
się podejść do okna.
- Oddychaj,
Bella, bo nie dożyjesz trzydziestki – wymamrotałam.
Kiedy kątem oka
dostrzegłam jadący równolegle do chodnika samochód pisnęłam wystraszona. Dopiero
po paru sekundach uświadomiłam sobie, iż pojazd wyglądał znajomo, a kiedy się
pochyliłam, napotkałam spojrzenie mężczyzny, którego w tym momencie miałam
serdeczną ochotę udusić.
Zatrzymałam się i pochyliłam do otwartego okna.
- Śledziłeś mnie? – spytałam nie kryjąc rozdrażnienia.
Przez jego twarz przemknął wyraz zaskoczenia, sprawiał wrażenie szczerego, lecz tą lekcję dobrze już odrobiłam."
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz