sobota, 30 czerwca 2012

W Bory?


Znalezienie dobrego miejsca na urlop to niełatwa sprawa. Przede wszystkim - szukaliśmy domków letniskowych, nowych, w pełni wyposażonych, ale nie za dużych (łatwiej jest znaleźć domek 6-8 osobowy niż taki dla małej rodziny). Najlepiej - położonych na terenie ośrodka, gdzie Skrzat miałby odpowiednie towarzystwo.

Zdecydowanie odpadały miejscowości nadmorskie, ani ja ani mąż nie mamy na to ochoty. Pojechalibyśmy w góry, bardzo nam już tęskno, ale Skrzat nie dałby rady z dłuższymi trasami, a jest już za ciężki, żeby go nosić. Pozostaje jezioro. Może jesienią uda się nam taki krótszy wyjazd gdzieś w góry...

Szukałam i na Roztoczu, i na Pojezierzu Lubuskim, i na Mazurach... Te najciekawsze ośrodki oczywiście od dawna miały już wszystko pozajmowane :/ 

Dziś wybraliśmy - kierunek Bory Tucholskie, lasy, woda, spokój i bieliki :)











Jak to jest, że zazdrość silniejsza jest od radości? Dlaczego niespełnione pragnienie i głuchy żal wciąż burzą spokój, a szarpiący ból przesłania słońce niczym ciężkie chmury? Rozsądek zawodzi.

Tak łatwo ocenić kogoś po pozorach...




czwartek, 28 czerwca 2012

Kap...


Kap...

Samotna kropla letniego deszczu kreśli łagodny ślad na szkle, świetlistą drogę ku ziemi. Zanim zniknie, szepnie parę słów, by pamiętać, by dostrzec... Srebrzystym zakolem zakreśla policzek, zostawiając po sobie pustkę.




poniedziałek, 25 czerwca 2012

Zmęczenie


Może to wina ostatnich, dokuczliwych, chorób, może zbyt nerwowej atmosfery w pracy czy stukniętych pomysłów pewnego pana (ugh... żeby go poskręcało!). Pogoda też niezbyt sprzyjająca, co to za lato?

Czuję się zniechęcona, rozbita i zbyt skołowana, żeby zrobić coś do końca. Jeśli miałam jeszcze jakąś energię do działania, wyparowała bez śladu :/  Oczy wciąż łzawią, gardło boli, nic mi się nie chce.

Jeden z tych dni (tygodni?), kiedy chciałabym się schować przed całym światem.








Moim ulubionym z tej serii jest zdjęcie zrobione komórką, tak na szybko.


czwartek, 14 czerwca 2012

Czerwiec tak szybko ucieka...


Ciągły brak czasu, by się ze wszystkim wyrobić :/

Za szybko te dni mijają...



Zbierając materiały trafiłam na artykuł o "homoerotycznych" doświadczeniach kobiet, o czymś, co nie musi oznaczać odkrycia w sobie innej orientacji. Abstrahując od głównego tematu tej publikacji, znalazł się tam fragment, który w ciekawy sposób wyjaśnia sprawę, nad którą od dawna się już zastanawiałam: dlaczego bliskość dwóch kobiet (np. serdecznych przyjaciółek - trzymanie się za ręce, pocałunek) nie budzi emocji, natomiast w przypadku dwóch mężczyzn - zazwyczaj wywołuje złośliwe uśmiechy bądź komentarze?

"W patriarchalnym porządku bliskość erotyczna kobiety z kobietą, wykorzystywana głównie dla męskiej uciechy, jest mniej zagrażająca dla mężczyzn. Nie burzy niczego, to trochę zabawa. A seks męsko-męski – o, to już co innego. Mężczyźni, patrząc na to z boku, widzą zapewne, że w tych męskich parach jest dużo kobiecej energii, delikatność, bliskość i ciepło. A takie ujawnienie kobiecego aspektu mężczyzny bez żadnej osłony to odrzucenie patriarchalnego wzorca, zburzenie pomnika macho, król jest nagi – otwarcie przyznaje się do uległości, potrzebuje jej i jest gotowy się poddać. I to drugiemu mężczyźnie. To chyba budzi najgłębszy sprzeciw. Jakby mężczyzna, który ma takie potrzeby, dopuścił się zdrady własnej płci. A karą za zdradę jest wykluczenie i ośmieszenie.
W wypadku kobiet jest inaczej, jakbyśmy miały większe przyzwolenie na to, że możemy pragnąć kobiecej bliskości i spełnienia w ramionach innej kobiety.
"

Interesująca teoria, brzmi całkiem przekonująco.

Polecam cały artykuł w "Zwierciadle".


I jeszcze kawałek na dziś: ABBA "The Winner Takes It All"

To jedna z tych piosenek, które zawsze bardzo mi się podobały, dotychczas jednak nie wsłuchiwałam się za bardzo w słowa. Teraz... przyszło mi do głowy, że są dość inspirujące i z pewnością będą mi towarzyszyć, gdy w końcu zabiorę się za jeden pomysłów na miniaturkę, który od dawna chodzi mi po głowie.

Rany, tylko ten czas... Mieć spokojny czas, by się skupić, zebrać myśli, ubrać obrazy w słowa...

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Nad jeziorem...


Długi weekend zdecydowanie się nam udał. Może pogoda była mało czerwcowa, ale po swetry nie musieliśmy sięgać, a gdyby było ciut cieplej, skwar byłby już nieprzyjemny, zjadłoby nas też robactwo. Znaleźliśmy urocze miejsce, ciche i czyste, mogliśmy do woli delektować się spacerami, posiłkami na świeżym powietrzu i... swoim towarzystwem. 

Nauczka na przyszłość - brać ze sobą tylko jedną kartę do aparatu :/ To nieprzyzwoite narobić tyle zdjęć, a na wszystkich to samo: woda, zieleń, trochę nieba. Teraz nie wiem, jak się zabrać za ich uporządkowanie.

 Ech, był relaks, był czas na rozmowy i snucie marzeń, był czas na tulenie smutków - tych małych i tych, których całkiem przepędzić się nie da. Było dużo śmiechu, sporo zabawy, trochę przyjemnych niespodzianek i dużo bliskości. 

I... oby więcej takich weekendów. Oby nie trzeba było czekać tylko na te "długie".





A wczoraj tak po cichu, bez wielkiego świętowania, mieliśmy szóstą rocznicę ślubu, niedługo minie już dziesięć lat związku, jesienią - jedenaście znajomości.

Ależ ten czas leci.

Kiedyś mi się zdawało, że rok czasu to tak długo...



środa, 6 czerwca 2012

Korzyści z postępu


Postęp techniczny pozwala na automatyzację wielu czynności, które dotychczas wykonywane były przez ludzi. Coraz doskonalsze maszyny, coraz sprawniejsze urządzenia pozwalają zwiększyć wydajność, a tym samym zastąpić kilku pracowników jednym. 

Kiedyś piekarz prowadził z pomocnikami zakład, który zaspokajał potrzeby najbliższych kilku ulic. Dziś ogromna piekarnia, zatrudniająca garstkę (biorąc pod uwagę skalę produkcji) ludzi, rozwozi pieczywo po znacznie większej okolicy. Tworzone są bezosobowe stanowiska, jak kasy w sklepie czy choćby punkty poboru opłat na autostradzie.

To tylko parę przykładów spośród wielu...

A bezrobocie rośnie.

Podobnie jak presja na coraz lepsze wyniki, wyższe zyski. Skoro jeden pracownik może wykonać pracę, jaką wykonywało dotychczas dwóch, to po co płacić podwójnie? Wykładowcy i lekarze przyjmujący po kilka etatów, dzieci stłoczone w zbyt licznych klasach, żeby zaoszczędzić na wynagrodzeniach dla nauczycieli.

Wywalczenie 8-godzinnego dnia pracy było wielkim sukcesem klasy pracującej (ach, jak brzmią te pojęcia!!), dziś przymiotnik "socjalistyczny" większości kojarzy się raczej negatywnie, mało kto zastanawia się, co naprawdę on oznacza. Wielu znajomych z branży, w której pracujemy ja i mój mąż wracając wieczorem do domu cieszy się, że tego dnia było "tylko" 12 godzin w pracy. A przy odrobinie szczęścia może w weekend nie będą musieli nic robić.

Jest i druga strona tego medalu - nasz pogoń za "nowym".

Nowy telefon, bo skoro jest okazja, to trzeba wymienić. Ciuchy, książki, co tam kto woli kupować. Gdzie są rzeczy, które kiedyś służyły latami? Dziś nikt nie oburza się, że po jednym, dwóch sezonach, bluzka jest zmechacona i porozciągana, ot taka "chińska jakość", i tak trzeba się rozejrzeć za jakimś hitem sezonu. Jesteśmy atakowani coraz to nowymi kolekcjami (przecież to wstyd nie podążać za modą - słyszymy o tym z każdej strony), ulepszonymi modelami, producenci dóbr wszelakich dbają o to, żebyśmy kupowali, kupowali, kupowali.

Te starsze rzeczy po prostu się psują, ale już się do tego przyzwyczailiśmy. Po co komu rzeczy, które w przyszłym roku będą niemodne, po co 10-letni komputer, na którym nie da się już zainstalować nowszego oprogramowania. To kolejne pole do oszczędności/zwiększenia zysków dla tych, którzy na handlu zarabiają.

Do tego coraz częściej występujący problem ujemnego przyrostu naturalnego, mający wiele przyczyn, a jeden skutek. Może to i dobrze, skoro pracy jest coraz mniej, a apetyt na dobra materiale wciąż rośnie? Może należy zapomnieć o spokojnej emeryturze (ZUS? haha!), podnieść wiek emerytalny do powiedzmy 90-tki, a za kilkadziesiąt lat problem... sam się rozwiąże. Przynajmniej oddalimy widmo przeludnienia ziemi.

Konsumpcja, pośpiech, migotające w szaleńczym tempie obrazki.





Zdjęcia z niedzielnego wypadu za miasto, wciąż jeszcze czuję powiew ciepłego wiatru, tuż pod powiekami mam świeżą, soczystą zieleń wiosny. Tam słyszeliśmy tylko ptaki...

Nie obyło się bez małej sesji zdjęciowej ;) Z niecierpliwością oczekuję jutrzejszego wyjazdu - dziś wreszcie się zebrałam i uszyłam z kawałka jedwabiu (naturalnego, odzyskanego z kupionej za grosze starej spódnicy) ciuszek, który od dawna już za mną chodził. I tak sobie wyobrażam zdjęcia na pomoście...



A ta dróżka na zdjęciu poniżej już się u mnie pojawiała, tyle że w jesiennej odsłonie i nieco inaczej skadrowana - tutaj (to wielkie piękne drzewo po lewej, wiekowy buk, niestety zawaliło się przez zimę).


Udanego weekendu, oby pogoda nam wszystkim dopisała!
I do zobaczenia w niedzielę wieczorem!!

wtorek, 5 czerwca 2012

Slow


 Kolejny senny dzień, kawa tylko kołysze do snu, nie budzi. Owszem, skarżyłam się, że za sucho było, ale nie mogłoby tak padać tylko w nocy? Albo i nie... Niech pada i za dnia, ale żeby temperatura wzrosła o parę stopni. Mamy czerwiec, nie listopad!!


W ostatnim numerze "Wysokich obcasów" trafiłam na ciekawą rozmowę z Carlem Honore, propagatorem ruchu "Slow". Często narzekamy na nieustanny pośpiech, a okazuje się, że jesteśmy do niego jedynie przyzwyczajeni czy też nawet od niego uzależnieni... Utkwił mi w pamięci jeden fragment:

"Czy muszę jeść w pracy kanapkę przed monitorem, bo jestem tak zawalony robotą, że szkoda mi czasu, żeby zjeść lunch na ławce w parku? Ile oszczędzę na tym czasu - trzy minuty, pięć minut?"

Polecam lekturę.


niedziela, 3 czerwca 2012

Po co to wszystko?


Ktoś mnie ostatnio spytał, po co mi to wszystko. Po co spędzam długie godziny pisząc zamiast się wyspać? Po co mi grzebanie w ogródku czy obrabianie zdjęć? Gdybym z tego zrezygnowała, miałabym czas, aby się porządnie wyspać czy poczytać książkę.

To prawda.

Nie potrafię wyjaśnić, po co wynajduję sobie te wszystkie zajęcia. Powtarzam często, że to moja ucieczka, sposób na zajęcie myśli, być może jednak...

Chyba nie potrafiłabym już inaczej.

Gdybym nie pisała, znalazłabym sobie inne zajęcie - przeczytałabym wreszcie któryś z tych podręczników do fotografii, może zrobiła kurs krawiectwa (bo chęć szycia jest, ale umiejętności to nie bardzo), czy wróciła do robienia biżuterii. Mam w głowie aż za dużo pomysłów, które domagają się uwolnienia,a tworzenie daje radość i nieważne, czy jest to kolorowa rabata czy też nowy rozdział. To nie tyle "potrzeba wyrażenia siebie", co wewnętrzna presja, by czymś się zająć.

Szkoda mi czasu na włączanie telewizji, sprzątanie można ograniczyć do minimum. Sen.. właściwie też.



Byliśmy dziś na bardzo udanym spacerze, las, pole, piaszczysta dróżka i nawet całkiem przyjemna pogoda. Dokumentacja zdjęciowa oczekuje na obróbkę ;) 

Na razie tylko moje biedne lilie, nie mogę się doczekać, aż zakwitną. Niestety, urocze czerwone chrabąszcze (a może to ich potomstwo) dobrały się do ich liści...


Kawałek na dziś: Nightwish "Wish I Had An Angel".
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...