Wytropiłam ostatnio kilku nowych. A może to oni pozwolili mi się znaleźć? Mniejsza o to, lubię się tam włóczyć i ich szukać, szczególnie, kiedy pogoda dopisuje.
Ten mnie zaskoczył, zajechał aż na schody kościoła p.w. św. Marii Magdaleny :)
Ughh... Nie mogę tego skończyć :/ Mam pomysł, na razie siedem stron, lecz za mało czasu, by odpowiednio się wyciszyć, skupić na historii... Bo to nie jest tak, że mam pół godziny i już mogę pisać. Owszem, to nie obowiązek, nie muszę tego kończyć, lecz część mnie - w której te obrazy się kotłują i dopominają uwagi - bardzo by chciała. Ech, to wywołuje frustrację :/ Uwielbiam pisać, zanurzać się w te krainy, to potrzeba podobna do tej, by oglądać świat przez szkła obiektywu. I tylko doba jest za krótka.
***
Nie
odrywając wzroku do zbliżającej się grupy pochylił głowę, by przesunąć wargami
po miękkich, złotawych włosach. Jego towarzyszka westchnęła cichutko.
-
O wilku mowa – szepnął.
W
milczeniu obserwowali, jak jeden z mężczyzn z dziką gracją zsunął się z wierzchowca
dokładnie w tej chwili, gdy cała kawalkada
się zatrzymała. Jego wzrok krążył czujnie dookoła, nie przegapił jednak
momentu, gdy z powozu wyskoczyła młoda kobieta, zaskakująco zwinna pomimo krępującej
jej ruchy długiej sukni. Po chwili obok nich znalazł się kolejny z jeźdźców,
spod jego kapelusza widać było kosmyki jasnych włosów.
Gubernator
obserwował jeszcze w zamyśleniu, jak blondyn delikatnie zsadził na ziemię swoją
ciemnowłosą żonę, po czym uwolnił z objęć Katharinę i ujął jej dłoń, by unieść
ją do ust.
-
Chodźmy się przywitać – zaproponował z uśmiechem.
Blondynka
przytaknęła nieco sztywno.
***
Lizzy zaśmiała się wesoło, a jej
dłoń bezwiednie powędrowała w stronę szyi, jakby coś ją tam zaswędziało. Kiedy poczuła
na odsłoniętym karku muśnięcie, nie potrzebowała się odwracać, gdyż na tej sali
tylko jeden mężczyzna ośmieliłby się ją dotknąć i tylko jeden wiedział, w jaki
sposób przesunąć palcami po skórze, by jej tętno przyspieszyło. Dziewczyna
podkuliła palce u stóp, kiedy wzdłuż kręgosłupa przebiegł przyjemny dreszcz.
- Ja… – zaczęła gubernatorowa,
lecz zaraz urwała wpatrując się szeroko otwartymi oczami to w Lizzy to w
stojącego za nią mężczyznę.
Powieki brunetki na moment
opadły, poczuła na ramieniu przelotny pocałunek, zaraz jednak nastąpił ledwo
wyczuwalny ruch powietrza. Lukas powrócił na swoją pozycję pod oknem.
Kobieta nie zauważyła nawet, że
chwilę wcześniej John Martinez pospiesznie przeszedł na drugi koniec salonu.
- Podziwiam panią – wyszeptała
nieco pobladła Katharina.
- Dlaczego?
- Pani się go nie boi?
- Kogo? Lukasa?
Cathy szybko docisnęła twarz do
pleców siostrzeńca tłumiąc chichot.
- Pani mąż ma w sobie coś…
niebezpiecznego.
Przygryzając wargę brunetka
zastanawiała się nad dyplomatyczną odpowiedzią, lecz jej oczy błyszczały.
- To jedna z rzeczy, które mi się
w nim tak podobają.
Ach... ja jednak mam wielki sentyment do Bandyty :) Właśnie uśmiecham się jak głupia, bo przeczytałam mały fragment :) Słonko, to jest czysta rozkosz :) Chyba nie muszę mówić, że z chęcią przeczytałabym dalszy ciąg tej historii?
OdpowiedzUsuń