czwartek, 24 maja 2012

Kreta, cz. 8


Poza tą - została mi jeszcze jedna porcja zdjęć z Grecji i będę mogła wrócić z blogiem do rzeczywistości. Albo może lepiej... do mojego ogródka.

Zaskoczyło nas, jak powszechnym punktem w krajobrazie Krety były niedokończone budynki. Część z nich miała zamieszkany parter, strasząc jedynie piętrem (z tego, co się orientowaliśmy, miało to jakiś związek z podatkiem od nieruchomości - płaconym od "gotowych" domów), czasem jednak były to takie szkielety na zapuszczonych działkach.



Kolejnym stałym elementem były koty. Myślałam, że to na moim osiedlu jest sporo, lecz tam występowały w ogromnych ilościach... Mój mąż, stwierdziwszy, iż nie reagują na nasze "kici kici" nazywał je kicikosami. Zwierzaki były dość ufne, za to znakomita ich większość była w opłakanym stanie: wychodzone, podrapane. Ta ruda kotka na poniższym zdjęciu miała na wpół poderżnięte gardło... Te, które rezydowały przy restauracjach, były postawniejsze, ale też miały zdecydowanie bardziej wystrzępione uszy. 

Przeżyją najsilniejsi...






Pomimo upałów trwających z przerwami już od marca wyższe szczyty wciąż bieliły się od śniegu. Wpatrywałam się w nie zdecydowanie tęsknym wzrokiem, już tak bardzo bym chciała się w góry wybrać...



Na Krecie wspinaczka jednak nie bardzo wchodziła w grę. Zbocza tylko z daleka wyglądały kusząco, z bliska pokrywała je nieprzyjazna człowiekowi, szorstka i kolczasta roślinność, tzw. makia. Nawet, gdy gałązki pokryte są kwiatami, lepiej nie wkładać w nie ręki.




Ta jaszczurka spadła mi na głowę, musiała zsunąć się ze skały ;) Leżała przez dłuższą chwilę oszołomiona, mi na szczęście zaskoczenie szybciej minęło.


Zapuszczaliśmy się nieco dalej od hoteli, oglądając Kretę nie biało-błękitną, ale brudną i zaniedbaną, ze zdezelowanymi samochodami na poboczach, podwórzami pełnymi śmieci... Tak, całkiem podobnie jak u nas.



Mam słabość do zdjęć kwiatów, tam jednak wiele roślin przyciągało uwagę. Zdjęcia poniżej nie miały być ładne, pełnią funkcje dokumentacyjne ;)

Ogromne, urzekające kwiaty hibiscusów.

Winorośl często porastała płoty czy wypełniała przydrożne rowy...

Yukka? Dracena?

Na zdjęciu nie widać tego wyraźnie - z urwiska zwieszały się kilkumetrowej długości pasma kwitnących roślin...

Ta roślina, wykorzystywana do żywopłotów, miała niesamowicie upajający zapach. Jak na razie nie udało mi się jej zidentyfikować, a czuję, że powinnam znać tę nazwę, że to coś prostego...

Świeże pomarańcze na wyciągnięcie ręki? Wystarczy wychylić się przez okno.

Czarne oliwki. Tu już nieco podsuszone.

Figa :)

To jest zdaje się tzw. drzewo chlebowe.

Karczochy.






A to kwitnący granat...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...