Piątek trzynastego, najlepsza pora, by wreszcie dokończyć pisaną od tygodnia recenzję. W końcu taką datę szkoda byłoby sobie odpuścić.
Czekałam na premierę "Shield of Winter" Nalini Singh z ogromną niecierpliwością, cały okrągły rok, lecz kiedy już dostałam książkę w swoje ręce, okazało się, że nie spieszy mi się aż tak z czytaniem. W dużej mierze miało to związek z brakiem czasu i przemęczeniem. Rozłożyłam więc lekturę na kilka dni (co rzadko mi się zdarza) i nie powiększałam deficytu snu.
I jak czuję się po przeczytaniu? Z jednej strony zadowolona (jak zawsze, kiedy mam okazję poznać kolejny fragment świata wykreowanego przez tą autorkę), niezaspokojona (zawsze chciałabym więcej z tej serii), z drugiej jednak strony rozczarowana. Po "Heart of Obsidian" poprzeczka powędrowała w górę i spodziewałam się czegoś więcej.
Początkowo akcja rozwija się powoli, mamy okazję spędzić trochę czasu zarówno z nowymi postaciami (np. z Ivy oraz pozostałymi empatami), jak i tymi znanymi nam z poprzednich części. Możemy dobrze wczuć się w sytuację, nastroje, poznać aktualny stan infekcji niszczącej Sieć Psi. Po serii brutalnych wydarzeń i upadku Ciszy na koniec "Heart of Obsidian" wydawało się, że rasa Psi najgorsze ma już za sobą. Nalini Singh raz jeszcze mnie zaskoczyła swoimi pomysłami - przez całą (całkiem długą!!) książkę utrzymywało się napięcie, pojawiły się nowe, intrygujące wątki.
Nie wszyscy Psi są zadowoleni z upadku Ciszy, w Sieci Psi narastają protesty oraz wybuchy przemocy. Do tego Sieci grozi całkowite unicestwienie wskutek postępującej, coraz bardziej agresywnej infekcji, której nikt nie potrafi zatrzymać... W tej części możemy bliżej poznać tajemniczy Szwadron Strzał, a także budzących się powoli empatów z całym wachlarzem ich umiejętności. Pokazane są starania Kaleba i Sahary, ich poszukiwania odpowiedzi, jak uratować Sieć.
Tyle że w pewnym momencie miałam wrażenie, że autorka straciła cierpliwość do spokojnego opisywania rozwoju wydarzeń i zaczęła przeskakiwać po kilka stopni. Wiele ważnych moim zdaniem momentów zostało tylko streszczonych, wspomnianych bardzo powierzchownie w rozmowie innych bohaterów. Owszem, cieszyły mnie wizyty u Kaleba i Sahary, uwielbiam tą parę, sposób, w jaki funkcjonuje ich związek, lecz w "Shield of Winter" częste a krótkie sceny z ich udziałem wykorzystane zostały właściwie tylko po to, by pokazać aktualny stan nastrojów w Sieci. Wiele scen zamkniętych w krótkich rozdziałach, przypomina jedynie migawki, pobudzające apetyt, lecz nie dające tego poczucia prawdziwego kontaktu z bohaterami. Na moment pojawił się Ming, ze swoim planem złapania Vasica na smycz, była próba ataku, krótka rozmowa Kaleba z Hawke'm, ale ten wątek zawisł bez dalszych wyjaśnień. Pojawił się Devraj Santos, na chwilę Nikita i Anthony, lecz chyba tylko po to, by przypomnieć o ich istnieniu. Obecność Alice była miłą niespodzianką, choć... Skoro się już pojawiła, liczyłam na coś więcej. Pojawił się też pewne element związany z Dorianem i Vasiciem, którego nie pamiętałam z wcześniejszych tomów, i miałam dziwne wrażenie, że to zostało wciśnięte na siłę. W krytycznym momencie, gdy nasi bohaterowie desperacko szukali sposobu na ratowanie rozsypującej się sieci, rozwiązanie zostało wyjaśnione bardzo lakonicznie - zabrakło mi rozmów między postaciami, tego, jak odszukali empatów na całym świecie i wyjaśnili im, co należy zrobić... Po tylu niepowiedzeniach nagle - bach, udało się - i koniec tematu. Zabrakło mi więcej scen/dyskusji z udziałem Saschy, która przecież też miała swoją wielką chwilę, a jedynie przelotnie mignęła na scenie. Ogromny przełom dla całej rasy Psi czy konstrukcja, którą stworzyli empaci zostały potraktowane pobieżnie i z tego powodu czuję się rozczarowana. Dotychczasowe książki Nalini Singh dowodzą bowiem, iż potrafi ona każdy wątek opowiedzieć starannie - tym razem jakby zabrakło jej chęci czy weny. Czy stron.
Być może problem polega na tym, że w "Shield of Winter" skompensowane zostało zbyt wiele fabuły? Wątków wystarczyłoby na co najmniej dwie części, a gdyby opóźnić znalezienie ratunku dla Sieci, powstałoby więcej miejsca dla takich prostych spotkań, interakcji między postaciami. Według oficjalnych informacji to przedostatnia książka serii odnosząca się do głównego wątku, być może powstaną kolejne, dotyczące innych tematów. Przyzwyczaiłam się do pełnego emocji stylu tej autorki, do tego, jak dokładnie opisuje zmiany wewnętrzne swoich bohaterów - tutaj mi tego zabrakło.
Nie wszyscy Psi są zadowoleni z upadku Ciszy, w Sieci Psi narastają protesty oraz wybuchy przemocy. Do tego Sieci grozi całkowite unicestwienie wskutek postępującej, coraz bardziej agresywnej infekcji, której nikt nie potrafi zatrzymać... W tej części możemy bliżej poznać tajemniczy Szwadron Strzał, a także budzących się powoli empatów z całym wachlarzem ich umiejętności. Pokazane są starania Kaleba i Sahary, ich poszukiwania odpowiedzi, jak uratować Sieć.
Tyle że w pewnym momencie miałam wrażenie, że autorka straciła cierpliwość do spokojnego opisywania rozwoju wydarzeń i zaczęła przeskakiwać po kilka stopni. Wiele ważnych moim zdaniem momentów zostało tylko streszczonych, wspomnianych bardzo powierzchownie w rozmowie innych bohaterów. Owszem, cieszyły mnie wizyty u Kaleba i Sahary, uwielbiam tą parę, sposób, w jaki funkcjonuje ich związek, lecz w "Shield of Winter" częste a krótkie sceny z ich udziałem wykorzystane zostały właściwie tylko po to, by pokazać aktualny stan nastrojów w Sieci. Wiele scen zamkniętych w krótkich rozdziałach, przypomina jedynie migawki, pobudzające apetyt, lecz nie dające tego poczucia prawdziwego kontaktu z bohaterami. Na moment pojawił się Ming, ze swoim planem złapania Vasica na smycz, była próba ataku, krótka rozmowa Kaleba z Hawke'm, ale ten wątek zawisł bez dalszych wyjaśnień. Pojawił się Devraj Santos, na chwilę Nikita i Anthony, lecz chyba tylko po to, by przypomnieć o ich istnieniu. Obecność Alice była miłą niespodzianką, choć... Skoro się już pojawiła, liczyłam na coś więcej. Pojawił się też pewne element związany z Dorianem i Vasiciem, którego nie pamiętałam z wcześniejszych tomów, i miałam dziwne wrażenie, że to zostało wciśnięte na siłę. W krytycznym momencie, gdy nasi bohaterowie desperacko szukali sposobu na ratowanie rozsypującej się sieci, rozwiązanie zostało wyjaśnione bardzo lakonicznie - zabrakło mi rozmów między postaciami, tego, jak odszukali empatów na całym świecie i wyjaśnili im, co należy zrobić... Po tylu niepowiedzeniach nagle - bach, udało się - i koniec tematu. Zabrakło mi więcej scen/dyskusji z udziałem Saschy, która przecież też miała swoją wielką chwilę, a jedynie przelotnie mignęła na scenie. Ogromny przełom dla całej rasy Psi czy konstrukcja, którą stworzyli empaci zostały potraktowane pobieżnie i z tego powodu czuję się rozczarowana. Dotychczasowe książki Nalini Singh dowodzą bowiem, iż potrafi ona każdy wątek opowiedzieć starannie - tym razem jakby zabrakło jej chęci czy weny. Czy stron.
Być może problem polega na tym, że w "Shield of Winter" skompensowane zostało zbyt wiele fabuły? Wątków wystarczyłoby na co najmniej dwie części, a gdyby opóźnić znalezienie ratunku dla Sieci, powstałoby więcej miejsca dla takich prostych spotkań, interakcji między postaciami. Według oficjalnych informacji to przedostatnia książka serii odnosząca się do głównego wątku, być może powstaną kolejne, dotyczące innych tematów. Przyzwyczaiłam się do pełnego emocji stylu tej autorki, do tego, jak dokładnie opisuje zmiany wewnętrzne swoich bohaterów - tutaj mi tego zabrakło.
W porównaniu z poprzednim tomem, gdzie akcja toczyła się cały czas dookoła głównej pary bohaterów, tutaj narracja wciąż przeskakiwała do różnych postaci, w różne części świata. Po części podobało mi się to, gdyż tęskniłam za bohaterami, których polubiłam, po części było to zrozumiałe, trudno byłoby bowiem wyjaśnić tło polityczne bez pokazywania Kaleba i Sahary, jednocześnie jednak miałam wrażenie, jakbym czytała skrótową relację, podsumowanie wydarzeń. Te przeskoki były zbyt szybkie, sposób przedstawienia scen zbyt powierzchowny, zbyt wiele miejsca zajął wątek walki z infekcją w sieci, za mało - budowanie relacji między bohaterami. Zabrakło miejsca nie tyle, by lepiej poznać Vasica i Ivy, lecz by wiarygodniej pokazać to, jak się do siebie zbliżyli.
Yes, he said in reply to her query, considering what she’d do if he told her he could also initiate missile strikes through his gauntlet.
There goes that verbosity.
Filtering her comment through what he’d observed of human interaction, he confirmed his earlier suspicions that she was teasing him. No one had ever teased him. He didn’t know the correct response.
I know you haven’t had breakfast, she said while he was still working on the question of whether teasing required a response. Come eat with me.
Yes, he said in reply to her query, considering what she’d do if he told her he could also initiate missile strikes through his gauntlet.
There goes that verbosity.
Filtering her comment through what he’d observed of human interaction, he confirmed his earlier suspicions that she was teasing him. No one had ever teased him. He didn’t know the correct response.
I know you haven’t had breakfast, she said while he was still working on the question of whether teasing required a response. Come eat with me.
Choć obydwoje wzbudzali sympatię - Ivy ze swoim ogromnym sercem empaty i Vasic, skrzywdzony jako dziecko, przemocą zmieniony w bezdusznego zabójcę, w głębi duszy typ obrońcy - to nie wciągnęłam się w ich historię, nie przeżywałam tych emocji. Vasic intrygował mnie już we wcześniejszych częściach, być może więc spodziewałam się zbyt wiele... Wydaje mi się, że potencjał tej pary nie został w pełni wykorzystany. Wątek "przyciągania od pierwszego wejrzenia" nigdy nie był dla mnie zbyt przekonujący, szczególnie w przypadku mężczyzny, który praktycznie przeszedł pranie mózgu i od dawna już poruszał się w kompletnym otępieniu, na krawędzi samozagłady. Zmiana w nim - drastyczna - nastąpiła trochę za szybko. To, co podobało mi się w "Heart of Obsidian" (mroczny i niebezpieczny Kaleb pozostał sobą, nawet mając u boku Saharę) czy w "Caressed by Ice" (Judd ze swoim początkowym dystansem, z wiarygodnie pokazanym, stopniowym przełamywaniem jego tarcz), tutaj nie bardzo wyszło. Owszem, Vasic starał się zachowywać dystans, ale też bardzo szybko się poddał urokowi Ivy. Inna sprawa, że ona poczynała sobie całkiem śmiało, co było zaskakujące biorąc pod uwagę jej przeszłość.
Właściwie rozwój intymnej relacji tej pary raczej mnie rozbawił niż poruszył - poczynając od pierwszego zdumiewającego zaproszenia ze strony Ivy, przesłanego telepatycznie obrazu, po kłopoty, jakie mieli w łóżku: tam, gdzie Judd demolował swoją mocą Tk mieszkanie, a Kaleb wywoływał trzęsienia ziemi, Vasic - teleportował w różne dziwne miejsca.
“How do you control your telekinesis while intimate with your mate?”
“I broke a damn lot of furniture at the start, including two beds.” A curious glance. “What are you doing?”
“Traveling around the world.”
Judd stared, then started laughing, the gold flecks in his eyes vivid against the brown. Vasic couldn’t imagine laughing, but it looked as if Judd did it naturally, so perhaps it was a skill he could learn.
“Sorry,” the other Arrow said when he could speak again. “I just had visions of what Brenna would do to me if I teleported us somewhere public in the middle of intimate skin privileges.” He thrust his hands into the pockets of the jeans he wore below a fine black sweater and black leather-synth jacket. “Your Ivy blister your hide?”
“I’ve managed to keep the locations remote so far,” Vasic said, “but obviously, I can’t leave that to random chance.”
“I broke a damn lot of furniture at the start, including two beds.” A curious glance. “What are you doing?”
“Traveling around the world.”
Judd stared, then started laughing, the gold flecks in his eyes vivid against the brown. Vasic couldn’t imagine laughing, but it looked as if Judd did it naturally, so perhaps it was a skill he could learn.
“Sorry,” the other Arrow said when he could speak again. “I just had visions of what Brenna would do to me if I teleported us somewhere public in the middle of intimate skin privileges.” He thrust his hands into the pockets of the jeans he wore below a fine black sweater and black leather-synth jacket. “Your Ivy blister your hide?”
“I’ve managed to keep the locations remote so far,” Vasic said, “but obviously, I can’t leave that to random chance.”
Heh, a rozwiązanie z wanną kompletnie rozłożyło mnie na łopatki. Ale tutaj nie zdradzę więcej. Swoją drogą pomysł na Tk-V, dla którego teleportacja jest równie prosta co oddech, jest intrygujący. Oraz chwilami zabawny.
“How did they know your subdesignation so fast?” Her sweater slipped again and he nudged it back. “It usually takes time to be certain, even with genetic markers.”
“I teleported out of the womb.”
Ivy’s mouth dropped open. “No, really?”
“That’s what I was told when I was old enough to understand. The records I accessed as an adult bear out the story. According to the notes of the attending M-Psy, she almost dropped me.”
Książka pozostawiła spory niedosyt, ale też... To nie tak, że mi się nie podobała :) Za bardzo lubię tą autorkę, bym miała się zniechęcić. Za bardzo wciągnęłam w ten świat, w historie bohaterów i z ogromną przyjemnością czytam każdy kawałek, czy to krótkie sceny z newslettera autorki czy kolejne tomy.
Biorąc pod uwagę to, jak zachowywał się Vasic we wcześniejszych tomach, gdy nawet Aden - jego partner i najbliższy mu człowiek - nie był w stanie do niego dotrzeć, ciekawiło mnie, co pchnie go ku przemianie. Kolejne etapy zostały zaznaczone wyraźnie - początkowo jego nadludzkie opanowanie, spokój, z jakim reagował na emocjonalne zachowania Ivy, cisza w odpowiedzi na jej żarty czy próby flirtowania, czy późniejsze, bardziej żywe interakcje - kontrastujące wyraźnie z nadal sztywnym, chłodnym podejściem Adena. Wiele scen chwytało za serce: ich nieporadność, serdeczny upór i otwarta dusza Ivy oraz uczciwość, rycerskość Vasica. I to zachowanie Vasica zostało przedstawione doskonale, szkoda tylko, że przejścia między etapami wyszły mniej zręcznie. Podobnie jak bardzo przewidywalny wątek związany z niestabilnym urządzeniem wmontowanym w jego rękę. Choć ratunek przyszedł w ostatniej chwili, mi brakowało napięcia - Nalini Singh nie uśmierca swoich bohaterów.
Ale i tak uwielbiam tą parę.
However, when it was time for him to go off shift, he returned to her night-dark cabin ostensibly to leave the jacket for her. Hearing her calm, steady breathing beyond the screen that hid her bed, he hung up the jacket on a kitchen chair, then stretched out on the floor. Comfort was meaningless, his body trained to find rest where it could... but at least here, he was close to her.
His hands were too stained with blood to touch her, but he could use those same brutal hands to keep her safe, protect her from harm.
A whisper of clothing against skin followed by the sound of feet on the floor. Vasic kept his eyes shut, felt a blanket being placed over him, Ivy’s palm cupping his cheek for a single instant before she broke contact to slide a pillow under his head with a gentle touch. “I am so mad at you,” she whispered, then tugged up the blanket and pressed a kiss to his temple that smashed an ice pick through his defenses, green apples and Ivy in his every breath. “And this is ridiculous, sleeping on the floor. Stubborn man.”
Opening his eyes after she left, he stared into the darkness as he fought to ride out the dissonance for the thousandth time since he’d met her.
Scena z Anchorage, gdy Vasic pomagał opanować wywołany przez infekcję wybuch przemocy i sprawdzał budynek pełen rannych oraz ciał pomordowanych:
He’d just cleared the tall cupboard to the left when he heard wordless murmuring coming from the other side of the room. There was only one thing there: a crib.
Muscles tensed against the horror he might discover, he crossed the cream-colored carpet . . . to find himself the cynosure of big brown eyes in a round-cheeked face. The baby’s face broke out into a smile at the sight of him. Babbling incoherently, it kicked up its feet, grabbed its toes in tiny hands, then held out its arms.
Vasic had never been around anything this small and weak, but he couldn’t bring himself to simply ’port the child into a waiting ambulance. That would scare her, and the child who’d surely just lost its custodial parent—a parent who had dressed her carefully in soft pink pants and a matching sweater emblazoned with the words “Girls rule” on the front—didn’t need more pain. Her face scrunched up
when he didn’t move in fast enough, her lower lip quivering.
“Your Silence is terrible, little one,” he said gently, lifting her from her crib to cradle her against his chest.
Przyznaję, że przy tej scenie zatrzymałam się na dłużej, obrazek wyjątkowo... ujmujący. Serdecznie uśmiałam się za to, gdy Judd udzielał Vasicowi porad.
“You should still be resting.”
Ivy’s smile morphed into a scowl. “Says the man who sleeps less than anyone else in this compound.”
I wouldn’t. Judd’s mental voice touched Vasic’s mind when he would’ve pointed out that she’d experienced a major psychic strain today. She’s ready to be annoyed with you.Vasic met Judd’s eyes. How do you know?
A faint amusement in the other man’s expression. I have a mate and two nieces. I also live in a wolf pack. Trust me when I say I know annoyed women.
As the only women Vasic really knew aside from Ivy were the other Es and his fellow Arrows, he decided to take Judd’s word for it. “Did you need something?” he asked Ivy.
Scowl fading, she said, “I wanted to ask about Anchorage, actually.” Her tone was bleak. “I’m following several PsyNet news feeds, but all they’re saying is that there was a mass psychotic outbreak, no other facts.”
Vasic’s instincts rebelled against dousing her in the ugliness of the death and madness he’d witnessed today.
Tell her. Judd’s telepathic touch again.
She’s had a traumatic day.
You’ll be the one having a traumatic day soon. Strong women don’t like being wrapped in cotton wool.
Vasic held his ground. Were this your mate, would you tell her?
Of course, was the immediate answer. Mating is a partnership. It’s not about keeping secrets or about one half of the pair bearing all the weight.
“Do you two geniuses think I can’t tell you’re talking about me?” Eyes narrowed, Ivy folded her arms.
“Sorry.” Judd coughed into his hand. “I’d better be heading off anyway.”
Ivy jest słodka, serdeczna, a zarazem bardzo uparta. Wydawać by się mogło, że będzie za bardzo przypominać Saschę, lecz obie kobiety sporo się od siebie różnią. Zresztą w tym tomie pokazano całe spektrum empatów - o odmiennych umiejętnościach i odmiennych charakterach. Np. Isaiah - irytujący i interesowny, a mimo to, jak się później okazuje, ujmująco lojalny. Ciekawa kreacja.
Przyjaźń Vasica i Adena to odrębna sprawa. Już we wcześniejszych tomach pokazywani byli jako doskonale pracujący tandem, w "Shield of Winter" autorka pokazuje głębię ich wzajemnego zaufania oraz to, jak głęboko ono sięga.
“Was she discouraged by the incident?”
“No.”
The single word answer was characteristic of Vasic, yet the depth of confidence in it intrigued Aden. Vasic had stopped getting to know people in tandem with his increasing remoteness when it came to the world. Even with new members of the squad, he made no effort beyond what was necessary for him to function as part of the team. And still, he was one of the first ports of call for any Arrow in trouble. Not because he was a Tk-V, but because he inspired trust on a visceral level.
Vasic simply did not let people down.
“The other empaths?” Aden asked, remembering how he’d felt that same trust as a boy. It had never altered.
*
“Vasic, only a year older than me, was considered a problem. Those in charge of the squad at the time had no intention of releasing him—he was too valuable. So they had to find a way to break him down.”
Ivy’s nails cut into her palms. “He never broke.”
“No,” Aden said. “I think he believed for a long time that he had broken, but they never managed to destroy the core of who he is. It’s why he carries such guilt for actions he couldn’t have fought, consequences he could’ve never changed.”
“He’s built to protect, to shield, and they made him a killer.”
*
“Will you make sure she’s safe after I’m gone?” Her heart would break; his loyal, beautiful Ivy who’d mourn for him. Aden, his hair dusty from the sandstorm and his uniform the same, shot Vasic a look that was an answer in itself. The question didn’t need to be asked.
“I won’t forgive you,” his partner said into the quiet. “Don’t ask it.”
Vasic accepted that. In volunteering for the gauntlet, he’d broken the trust formed between them when they’d been two scared boys who had no one else to turn to, a trust of brotherhood that said they’d fight together to the end. “I was weak,” he said. “I’ll be strong now.”
Aden didn’t look at him. “If you were weak, you’d have killed yourself years ago. It’s your strength that doomed you —and your loyalty.” Aden clenched his jaw so tight, the bone pushed white against his skin. “Take your chance at happiness, Vasic. Be with Ivy. It’s little enough recompense for the lives you’ve saved.”
“And the lives I’ve taken?”
“You gave yourself a death sentence.”
Bohaterem kolejnego tomu ma być właśnie Aden - i już nie mogę się tego doczekać. Subtelne podpowiedzi autorki pozwalają tylko zgadywać, z czym będzie musiał się zmierzyć - jak bez Protokołu Ciszy zapewnić bezpieczeństwo Psi, których moce są zbyt potężne, by można było sobie pozwolić na utratę kontroli nad nimi. Ciekawa jestem, czy w tym przedmiocie będzie współpracować z Walkerem i Devrajem Santosem. I choć sugerowano, że Aden jest kimś więcej, dopiero teraz autorka zaczyna zdradzać, jak silna jest jego telepatia. To intrygujący wstęp, proszę o więcej!
“Thank you,” he said, taking the drink Ivy had prepared. Arrows never ate or drank anything from an unfamiliar source, but taking his cue from Vasic, Aden took a sip of the drink. Why is it hot?
Ivy doesn’t want us to feel the cold. From which, Aden deduced that Vasic hadn’t told her about the weatherproof properties of the combat uniforms. He immediately understood why. It was strange to be cared for in this fashion, and the strangeness was so unlike everything else in the life of an Arrow that he could find no motivation to clarify the situation for Ivy, either.
Wprowadzając nas w świat Strzał, w to, jak funkcjonuje Szwadron, Nalini Singh zręcznie pokazuje, skąd bierze się ich absolutna lojalność. To sporo wyjaśnia, zarówno ich posłuszeństwo wobec Minga, jak i późniejszą zmianę. Ciekawie przedstawiono również to, jak Strzały postrzegają Judda. To, jak Judd bez wahania ręczy za to, iż najgroźniejsi żołnierze/zabójcy w Sieci oraz Kaleb nie będą stanowić zagrożenia dla sfor.
Riley stretched his arm along the back of Mercy’s chair. “Why do you sound so certain?” he asked, cutting to the heart of the matter as always.
“DarkRiver considers SnowDancer family, and Sahara considers DarkRiver family.”
(...)
“Kaleb is no different from any of the men in this room,” Judd said. “Hurting the packs would hurt his mate, and he’d never consciously do anything to distress her. DarkRiver and SnowDancer are safe. I’d go so far as to say that, in all probability, he’d actively stand with us against an enemy should we ever make the request.”
Ujmujące było to, jak Strzały bez wahania broniły obozu empatów - z narażeniem życia, do upadłego można powiedzieć. To, co wydawało się nieprawdopodobne na początku serii, nie tylko nastąpiło gładko, lecz stało się wręcz oczywiste pod jej koniec.
Muszę powiedzieć, że bardzo, bardzo cieszyła mnie możliwość ponownego spotkania z tymi bohaterami, którym towarzyszyłam od samego początku. Być może kolejna pełna opowieść o samych sforach byłaby nużąca, lecz te małe wizyty przywoływały uśmiech.
Lucas locked eyes with Hawke, alpha to alpha, dominant to dominant, his voice holding the edge of a growl. Hawke folded his arms as Sascha put down her hot chocolate and patted her mate’s chest to get his attention, his dark green T-shirt soft under her palm. Left alone in this kind of an aggressive mood, two changeling alphas would stare at one another until it ended in violence. “No fighting,” she said to Lucas when he turned to scowl at her. “You know how cranky Hawke gets when his mate is out to lunch with a certain future leopard alpha.”
Lucas’s grin was very feline as he relaxed.
“Yeah,” Mercy murmured, shoulders shaking, “be kind to the poor wolfie.” She squeaked as her own wolf mate did something to her the rest of them couldn’t see.
Growling low in his throat, Hawke bared his teeth.
Bardzo sympatyczną "postacią" w książce jest Rabbit - mały piesek Ivy, który pomógł swojej pani pozbierać się po brutalnym ponownym warunkowaniu. Jego obecność pomaga rozluźnić zbyt napiętą atmosferę, wprowadza nieoczekiwany humor.
Scanning the area around Ivy’s cabin in the muted morning light, he crossed over to the rucked-up snow beside it. Her small pet spotted him first, barking out a sharp warning from where he stood on guard in the back doorway. Ivy appeared a second later, a broom in hand and her curls held back by a purple and white scarf. “I knew it was you,” she said with a slight smile. “You’ve now been downgraded from ‘deadly threat’ to ‘irritation that won’t go away’ in Rabbit’s bark vocabulary.”
He thought perhaps there was a correct way to reply to that statement, to the wary softness of her, but he didn’t have that knowledge.
Co mi się podobało, to że w tym tomie odmalowano Psi z większą sympatią. Przez całą serię to zmiennokształtni przedstawiani byli jako chodzące ideały (z jednym czy dwoma najwyżej wyjątkami), oddani obronie słabszych oraz dozgonnie wierni swoim partnerom, Psi natomiast... Poza kilkoma - wydawali się albo nijacy, pozbawieni własnej woli, albo wprost źli, bezduszni, zimni. W "Shield of Winter" równowaga została po części przywrócona - pojawia się tu wielu "prostych" Psi, jak rodzice Ivy czy wielu przypadkowych przechodniów, pokazanych w całkiem pozytywnym świetle.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nowe wątki, nowe postaci, złożoność tego świata oraz niesamowitą fabułę, budowaną przez autorkę skrupulatnie od samego początku, nawet rozczarowanie, o którym wspomniałam, nie mogło mnie zniechęcić. Książka bardzo mi się podobała, może nie zachwycałam się nią aż tak jak "Heart of Obsidian", lecz na pewno jeszcze do niej wrócę.
Moja ocena, pomimo całej sympatii dla autorki: 7/10.
A teraz znów trzeba będzie czekać cały długi rok na kolejny tom... Ha, wcześniej, jesienią, pojawi się "Archangel's Shadows" ;)
Biorąc pod uwagę to, jak zachowywał się Vasic we wcześniejszych tomach, gdy nawet Aden - jego partner i najbliższy mu człowiek - nie był w stanie do niego dotrzeć, ciekawiło mnie, co pchnie go ku przemianie. Kolejne etapy zostały zaznaczone wyraźnie - początkowo jego nadludzkie opanowanie, spokój, z jakim reagował na emocjonalne zachowania Ivy, cisza w odpowiedzi na jej żarty czy próby flirtowania, czy późniejsze, bardziej żywe interakcje - kontrastujące wyraźnie z nadal sztywnym, chłodnym podejściem Adena. Wiele scen chwytało za serce: ich nieporadność, serdeczny upór i otwarta dusza Ivy oraz uczciwość, rycerskość Vasica. I to zachowanie Vasica zostało przedstawione doskonale, szkoda tylko, że przejścia między etapami wyszły mniej zręcznie. Podobnie jak bardzo przewidywalny wątek związany z niestabilnym urządzeniem wmontowanym w jego rękę. Choć ratunek przyszedł w ostatniej chwili, mi brakowało napięcia - Nalini Singh nie uśmierca swoich bohaterów.
Ale i tak uwielbiam tą parę.
However, when it was time for him to go off shift, he returned to her night-dark cabin ostensibly to leave the jacket for her. Hearing her calm, steady breathing beyond the screen that hid her bed, he hung up the jacket on a kitchen chair, then stretched out on the floor. Comfort was meaningless, his body trained to find rest where it could... but at least here, he was close to her.
His hands were too stained with blood to touch her, but he could use those same brutal hands to keep her safe, protect her from harm.
A whisper of clothing against skin followed by the sound of feet on the floor. Vasic kept his eyes shut, felt a blanket being placed over him, Ivy’s palm cupping his cheek for a single instant before she broke contact to slide a pillow under his head with a gentle touch. “I am so mad at you,” she whispered, then tugged up the blanket and pressed a kiss to his temple that smashed an ice pick through his defenses, green apples and Ivy in his every breath. “And this is ridiculous, sleeping on the floor. Stubborn man.”
Opening his eyes after she left, he stared into the darkness as he fought to ride out the dissonance for the thousandth time since he’d met her.
Scena z Anchorage, gdy Vasic pomagał opanować wywołany przez infekcję wybuch przemocy i sprawdzał budynek pełen rannych oraz ciał pomordowanych:
He’d just cleared the tall cupboard to the left when he heard wordless murmuring coming from the other side of the room. There was only one thing there: a crib.
Muscles tensed against the horror he might discover, he crossed the cream-colored carpet . . . to find himself the cynosure of big brown eyes in a round-cheeked face. The baby’s face broke out into a smile at the sight of him. Babbling incoherently, it kicked up its feet, grabbed its toes in tiny hands, then held out its arms.
Vasic had never been around anything this small and weak, but he couldn’t bring himself to simply ’port the child into a waiting ambulance. That would scare her, and the child who’d surely just lost its custodial parent—a parent who had dressed her carefully in soft pink pants and a matching sweater emblazoned with the words “Girls rule” on the front—didn’t need more pain. Her face scrunched up
when he didn’t move in fast enough, her lower lip quivering.
“Your Silence is terrible, little one,” he said gently, lifting her from her crib to cradle her against his chest.
Przyznaję, że przy tej scenie zatrzymałam się na dłużej, obrazek wyjątkowo... ujmujący. Serdecznie uśmiałam się za to, gdy Judd udzielał Vasicowi porad.
“You should still be resting.”
Ivy’s smile morphed into a scowl. “Says the man who sleeps less than anyone else in this compound.”
I wouldn’t. Judd’s mental voice touched Vasic’s mind when he would’ve pointed out that she’d experienced a major psychic strain today. She’s ready to be annoyed with you.Vasic met Judd’s eyes. How do you know?
A faint amusement in the other man’s expression. I have a mate and two nieces. I also live in a wolf pack. Trust me when I say I know annoyed women.
As the only women Vasic really knew aside from Ivy were the other Es and his fellow Arrows, he decided to take Judd’s word for it. “Did you need something?” he asked Ivy.
Scowl fading, she said, “I wanted to ask about Anchorage, actually.” Her tone was bleak. “I’m following several PsyNet news feeds, but all they’re saying is that there was a mass psychotic outbreak, no other facts.”
Vasic’s instincts rebelled against dousing her in the ugliness of the death and madness he’d witnessed today.
Tell her. Judd’s telepathic touch again.
She’s had a traumatic day.
You’ll be the one having a traumatic day soon. Strong women don’t like being wrapped in cotton wool.
Vasic held his ground. Were this your mate, would you tell her?
Of course, was the immediate answer. Mating is a partnership. It’s not about keeping secrets or about one half of the pair bearing all the weight.
“Do you two geniuses think I can’t tell you’re talking about me?” Eyes narrowed, Ivy folded her arms.
“Sorry.” Judd coughed into his hand. “I’d better be heading off anyway.”
Ivy jest słodka, serdeczna, a zarazem bardzo uparta. Wydawać by się mogło, że będzie za bardzo przypominać Saschę, lecz obie kobiety sporo się od siebie różnią. Zresztą w tym tomie pokazano całe spektrum empatów - o odmiennych umiejętnościach i odmiennych charakterach. Np. Isaiah - irytujący i interesowny, a mimo to, jak się później okazuje, ujmująco lojalny. Ciekawa kreacja.
Przyjaźń Vasica i Adena to odrębna sprawa. Już we wcześniejszych tomach pokazywani byli jako doskonale pracujący tandem, w "Shield of Winter" autorka pokazuje głębię ich wzajemnego zaufania oraz to, jak głęboko ono sięga.
“Was she discouraged by the incident?”
“No.”
The single word answer was characteristic of Vasic, yet the depth of confidence in it intrigued Aden. Vasic had stopped getting to know people in tandem with his increasing remoteness when it came to the world. Even with new members of the squad, he made no effort beyond what was necessary for him to function as part of the team. And still, he was one of the first ports of call for any Arrow in trouble. Not because he was a Tk-V, but because he inspired trust on a visceral level.
Vasic simply did not let people down.
“The other empaths?” Aden asked, remembering how he’d felt that same trust as a boy. It had never altered.
*
“Vasic, only a year older than me, was considered a problem. Those in charge of the squad at the time had no intention of releasing him—he was too valuable. So they had to find a way to break him down.”
Ivy’s nails cut into her palms. “He never broke.”
“No,” Aden said. “I think he believed for a long time that he had broken, but they never managed to destroy the core of who he is. It’s why he carries such guilt for actions he couldn’t have fought, consequences he could’ve never changed.”
“He’s built to protect, to shield, and they made him a killer.”
*
“Will you make sure she’s safe after I’m gone?” Her heart would break; his loyal, beautiful Ivy who’d mourn for him. Aden, his hair dusty from the sandstorm and his uniform the same, shot Vasic a look that was an answer in itself. The question didn’t need to be asked.
“I won’t forgive you,” his partner said into the quiet. “Don’t ask it.”
Vasic accepted that. In volunteering for the gauntlet, he’d broken the trust formed between them when they’d been two scared boys who had no one else to turn to, a trust of brotherhood that said they’d fight together to the end. “I was weak,” he said. “I’ll be strong now.”
Aden didn’t look at him. “If you were weak, you’d have killed yourself years ago. It’s your strength that doomed you —and your loyalty.” Aden clenched his jaw so tight, the bone pushed white against his skin. “Take your chance at happiness, Vasic. Be with Ivy. It’s little enough recompense for the lives you’ve saved.”
“And the lives I’ve taken?”
“You gave yourself a death sentence.”
Bohaterem kolejnego tomu ma być właśnie Aden - i już nie mogę się tego doczekać. Subtelne podpowiedzi autorki pozwalają tylko zgadywać, z czym będzie musiał się zmierzyć - jak bez Protokołu Ciszy zapewnić bezpieczeństwo Psi, których moce są zbyt potężne, by można było sobie pozwolić na utratę kontroli nad nimi. Ciekawa jestem, czy w tym przedmiocie będzie współpracować z Walkerem i Devrajem Santosem. I choć sugerowano, że Aden jest kimś więcej, dopiero teraz autorka zaczyna zdradzać, jak silna jest jego telepatia. To intrygujący wstęp, proszę o więcej!
“Thank you,” he said, taking the drink Ivy had prepared. Arrows never ate or drank anything from an unfamiliar source, but taking his cue from Vasic, Aden took a sip of the drink. Why is it hot?
Ivy doesn’t want us to feel the cold. From which, Aden deduced that Vasic hadn’t told her about the weatherproof properties of the combat uniforms. He immediately understood why. It was strange to be cared for in this fashion, and the strangeness was so unlike everything else in the life of an Arrow that he could find no motivation to clarify the situation for Ivy, either.
Wprowadzając nas w świat Strzał, w to, jak funkcjonuje Szwadron, Nalini Singh zręcznie pokazuje, skąd bierze się ich absolutna lojalność. To sporo wyjaśnia, zarówno ich posłuszeństwo wobec Minga, jak i późniejszą zmianę. Ciekawie przedstawiono również to, jak Strzały postrzegają Judda. To, jak Judd bez wahania ręczy za to, iż najgroźniejsi żołnierze/zabójcy w Sieci oraz Kaleb nie będą stanowić zagrożenia dla sfor.
Riley stretched his arm along the back of Mercy’s chair. “Why do you sound so certain?” he asked, cutting to the heart of the matter as always.
“DarkRiver considers SnowDancer family, and Sahara considers DarkRiver family.”
(...)
“Kaleb is no different from any of the men in this room,” Judd said. “Hurting the packs would hurt his mate, and he’d never consciously do anything to distress her. DarkRiver and SnowDancer are safe. I’d go so far as to say that, in all probability, he’d actively stand with us against an enemy should we ever make the request.”
Ujmujące było to, jak Strzały bez wahania broniły obozu empatów - z narażeniem życia, do upadłego można powiedzieć. To, co wydawało się nieprawdopodobne na początku serii, nie tylko nastąpiło gładko, lecz stało się wręcz oczywiste pod jej koniec.
Muszę powiedzieć, że bardzo, bardzo cieszyła mnie możliwość ponownego spotkania z tymi bohaterami, którym towarzyszyłam od samego początku. Być może kolejna pełna opowieść o samych sforach byłaby nużąca, lecz te małe wizyty przywoływały uśmiech.
Lucas locked eyes with Hawke, alpha to alpha, dominant to dominant, his voice holding the edge of a growl. Hawke folded his arms as Sascha put down her hot chocolate and patted her mate’s chest to get his attention, his dark green T-shirt soft under her palm. Left alone in this kind of an aggressive mood, two changeling alphas would stare at one another until it ended in violence. “No fighting,” she said to Lucas when he turned to scowl at her. “You know how cranky Hawke gets when his mate is out to lunch with a certain future leopard alpha.”
Lucas’s grin was very feline as he relaxed.
“Yeah,” Mercy murmured, shoulders shaking, “be kind to the poor wolfie.” She squeaked as her own wolf mate did something to her the rest of them couldn’t see.
Growling low in his throat, Hawke bared his teeth.
Bardzo sympatyczną "postacią" w książce jest Rabbit - mały piesek Ivy, który pomógł swojej pani pozbierać się po brutalnym ponownym warunkowaniu. Jego obecność pomaga rozluźnić zbyt napiętą atmosferę, wprowadza nieoczekiwany humor.
Scanning the area around Ivy’s cabin in the muted morning light, he crossed over to the rucked-up snow beside it. Her small pet spotted him first, barking out a sharp warning from where he stood on guard in the back doorway. Ivy appeared a second later, a broom in hand and her curls held back by a purple and white scarf. “I knew it was you,” she said with a slight smile. “You’ve now been downgraded from ‘deadly threat’ to ‘irritation that won’t go away’ in Rabbit’s bark vocabulary.”
He thought perhaps there was a correct way to reply to that statement, to the wary softness of her, but he didn’t have that knowledge.
Co mi się podobało, to że w tym tomie odmalowano Psi z większą sympatią. Przez całą serię to zmiennokształtni przedstawiani byli jako chodzące ideały (z jednym czy dwoma najwyżej wyjątkami), oddani obronie słabszych oraz dozgonnie wierni swoim partnerom, Psi natomiast... Poza kilkoma - wydawali się albo nijacy, pozbawieni własnej woli, albo wprost źli, bezduszni, zimni. W "Shield of Winter" równowaga została po części przywrócona - pojawia się tu wielu "prostych" Psi, jak rodzice Ivy czy wielu przypadkowych przechodniów, pokazanych w całkiem pozytywnym świetle.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nowe wątki, nowe postaci, złożoność tego świata oraz niesamowitą fabułę, budowaną przez autorkę skrupulatnie od samego początku, nawet rozczarowanie, o którym wspomniałam, nie mogło mnie zniechęcić. Książka bardzo mi się podobała, może nie zachwycałam się nią aż tak jak "Heart of Obsidian", lecz na pewno jeszcze do niej wrócę.
Moja ocena, pomimo całej sympatii dla autorki: 7/10.
A teraz znów trzeba będzie czekać cały długi rok na kolejny tom... Ha, wcześniej, jesienią, pojawi się "Archangel's Shadows" ;)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz