Skończyłam wczoraj ostatnią część "Przysięgi", z ogromną ulgą, muszę przyznać. Chociaż to krótki tekst, całość nie ma nawet 100 stron, pisało mi się to wyjątkowo trudno. I to nawet nie z tego względu, że wchodziłam w rolę kolejnych postaci, lecz dlatego, że musiałam zmierzyć się z ich trudnymi emocjami.
W sumie... takie właśnie było założenie.
Ciekawość odnośnie towarzyszących zdradzie uczuć zaspokoiłam, nie wiem jednak, czy to było dobre doświadczenie. Czasem chyba lepiej nie wiedzieć... Przeczytałam w międzyczasie na różnych forach, blogach, publikowanych w prasie listach wiele wyznań osób zdradzonych i zdradzających. To bardzo szeroki temat i chyba nie można każdej takiej sytuacji wrzucać do jednego worka. Często, gdy czytałam, budziły się we mnie wręcz mordercze instynkty, złość na wulgarne i bezmyślne zachowania, ludzi pozbawionych elementarnej przyzwoitości. Ale były też takie historie, w których nie tyle powiedziałabym "to dobry wybór", bo to nigdy nie jest właściwe, jednakże potrafiłam zrozumieć...
Najtrudniejsze jest moim zdaniem, że niezależnie od tego, czy chodziło o kilkumiesięczny romans czy jednorazowy tylko wyskok w efekcie jakiegoś zamroczenia, szkody, jakie odnosi partner zdradzany, są nieodwracalne. Czasem była to jedna okropna chwila słabości, zagubienie w trudnej sytuacji czy też złość, a konsekwencje pozostawały na zawsze... Byłam głęboko poruszona trafiając na kontynuacje niektórych z tych historii, napisane po kilku latach. Wiele z tych blizn nie znika...
Taki internetowy przegląd nie ma oczywiście nic wspólnego ze statystyką, lecz... Większość par, o których czytałam, rozpadła się. Uraz u kogoś, kto raz został tak zraniony, rzutuje również na późniejsze związki. Znalazłam też jednak wyznania ze "szczęśliwym" zakończeniem, pary, którym udało się pokonać taki kryzys. Szczególnie poruszył mnie jeden blog pisany przez mężczyznę na przestrzeni paru lat, historia zmagań przede wszystkim z samym sobą - z podejrzliwością, bólem, złością, ale i ogromną miłością.
Ciężko było wejść w te wszystkie emocje, przeżyć to razem z nimi, przez co pisanie "Przysięgi" było bardzo przytłaczające. Starałam się uczciwie przedstawić punkt widzenia każdej ze stron. Ostatecznie zdecydowałam się na raczej pozytywne zakończenie (nie napiszę "szczęśliwe", bo moim zdaniem to wcale nie jest przesądzone). W komentarzach pojawiły się wątpliwości, czy taki związek ma szanse przetrwać, czy nie rzucą sobie kiedyś tej przeszłości w twarz - nie wiem, zostawiam tą kwestię otwartą. Potrzebowałam jednak dać im tą odrobinę nadziei, szansy, że błąd można naprawić...
- Nieplawda, mama!
- Prawda, myszko.
- Nieplawda! A potem ten traktolek pojechał z dżipkiem...
- Traktorek.
- ...do takiej pieczaly...
- Pieczary.
- ...a tam spotkali ciężalówkę...
- Ciężarówkę, kochanie.
- ...i razem pojechali na placyk zabaw!
- Pracyk, synku, na pracyk.
Boli mnie głowa. Przymusowy dzień wolny, dobrze się złożyło, bo Skrzacik paskudnie zaflegmiony. Za długo był już zdrowy :/ Ach, miała być chwila wolnego czasu tylko dla mnie, trudno. Skupiam się na bieżących sprawach, konkretnych sytuacjach, w których potrzebna jest moja reakcja.
Nie myśleć, nie myśleć, nie myśleć.
A jak niechcący zaczynam myśleć, uciekam w świat fantazji... Na szczęście sporo mam jeszcze opowiadań do przeczytania, zaopatrzyłam się też ostatnio w nowe książki. Tyle że myślenie zwykle włącza się w chwilach, gdy nie mam jak czytać, wówczas pozostaje mi jedynie planowanie własnych ff. Chwilowo jednak jestem nimi zmęczona - "Bandyta" ma się już ku końcowi, a przed "Alpine" chyba zrobię sobie małą przerwę...
Wszystko idzie przetrwać, jeśli jest o co walczyć i jeśli jest wola walki.
OdpowiedzUsuńPrawie się rozpłakałam ze śmiechu czytając fragment rozmowy