Widziałam dziś zabawną naklejkę - "Nie parkuj jak łoś". Zdjęcia nie zrobiłam, a nie mogę odnaleźć podobnego zdjęcia w sieci (tylko w wersji hard - "Nie parkuj jak..." i tu następuje nazwa pewnego męskiego narządu). Na naklejce było też wyjaśnienie "źle parkujesz, naklejkę zdrapujesz" lub coś w tym duchu.
I tak się właśnie zastanawiam...
Z prawnego punktu widzenia z pewnością jest to nielegalne, można to podciągnąć pod zniszczenie mienia, a od ścigania nieprawidłowo parkujących kierowców są specjalne służby (skuteczność ich działań to już inna sprawa).
Czasem to człowieka aż skręca - gdy jakiś pozbawiony wyobraźni kierowca zablokuje inne pojazdy na parkingu czy choćby ustawi się w poprzek chodnika uniemożliwiając bądź znacznie ograniczając przejście. Pół metra "prześwitu" większości pieszych może wystarczy, o ile nie jest to zbyt zatłoczony chodnik, ale przejechać tamtędy wózkiem dziecięcym bądź inwalidzkim... Jasne, zawsze można sobie ominąć takiego @$%^&#$ po jezdni, prawda? Jakoś się wcisnąć z wózkiem między rozpędzone samochody.
Takich przykładów jest wiele...
Bezmyślność niektórych użytkowników dróg w połączeniu z niewystarczającymi reakcjami służb mundurowych wywołuje frustrację i raz po raz słyszy się o różnego rodzaju inicjatywach obywatelskich, od spisywania numerów, przez zostawianie za wycieraczką listów z pogróżkami po robienie zdjęć i wysyłanie ich później policji.
Czy parkowanie "jak łoś" uzasadnia reakcję w postaci "karnej" nalepki?
Z moralnego punktu widzenia i abstrahując od problemu oceny, czy w danej sytuacji parkowanie było bardzo złe czy tylko złe...
Niby da się taką nalepkę usunąć, przy odrobinie cierpliwości można nawet uniknąć porysowania lakieru... Zawsze to mniej drastyczne rozwiązanie niż właśnie rysa wzdłuż boku czy spuszczenie powietrza z kół (och, czasem to tak kusi...). I choć ciśnie mi się na usta, że taki delikwent sam sobie zasłużył, że nigdy się nie nauczy, jeśli trochę nie pocierpi, to jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest to wandalizm. A może nie tyle wandalizm co przesadna reakcja. Nie powinniśmy się cofać do epoki "oko za oko" (jakkolwiek czasem ta zasada wydaje mi się bardzo atrakcyjna) ani wymierzać sprawiedliwości na własną rękę.
Osobiście preferuję telefon do straży miejskiej, a jeśli nie ma na to czasu... pozostaje zgrzytanie zębami i pospieszne rzucenie jakiegoś paskudnego czaru.
Czy na katar na pewno się nie umiera? Mam co do tego poważne wątpliwości :/
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz