"Bandyta" zakończony!
(tak na marginesie, ten bandyta przy moim karmniku na zdjęciu powyżej, nie jest mój, tylko "okoliczny")
Trudno mi w to uwierzyć, a jednak, udało się, w ostatni piątek wystukałam magiczne słowo "koniec" ;) Bardzo, ale to bardzo nie chciało mi się już tego pisać i to chyba widać po epilogu, nie jest taki, jaki być powinien. Raz, że czułam już przesyt tą historią, dwa - tak się złożyło, iż zupełnie nie miałam nastroju na pisanie...
To opowiadanie zajęło mi dużo czasu, więcej niż się spodziewałam. Z założenia miało być lekką, krótką (sic! myślałam o max. 300-400 stronach, z pewnością nie ponad 700) historią, pełną przygód i skupiającą się wokół dylematu głównej bohaterki - czy lepszy ekscytujący i niebezpieczny bandyta czy też stabilne bezpieczeństwo u boku szeryfa...
Tak, żeby nie dublować informacji z pierwszego postu o "Bandycie"...
Sam pomysł narodził się przeszło rok temu, w listopadzie 2010 r., podczas poszukiwań muzyki do ogniska w MSAP. Dopytywałam się Twistedspaz o takie nastrojowe, "południowe" kawałki, nie potrafiąc jednak dokładnie sprecyzować, o co mi chodziło. Ale że Spaz zawsze była sprytna, szybko podsunęła mi "My Riffle, My Pony and Me" oraz "The Ghots Riders In The Sky". Przypadkiem trafiłam na dodatkowe informacje o tej ostatniej piosence, na legendę, o której ona opowiada, klikając w coraz to kolejne linki trafiłam na świat cowboy songs, w tym - na "Big Iron" w wykonaniu Marty'ego Robbinsa. Spodobała mi się żywa melodia, a kiedy wsłuchałam się w słowa, nie mogłam się oprzeć pokusie, żeby nie puścić wodzy fantazji. Twilight western? Początkowo brzmiało to dla mnie jak kompletnie abstrakcyjny dowcip, z upływem kolejnych dni nie tylko nabierało sensu, konkretnych kształtów, ale też narastała we mnie pilna potrzeba, aby to opisać. Coś lekkiego, z szybką akcją i częstymi, niespodziewanymi jej zwrotami.
Słysząc "handsome ranger" od razu widziałam Jaspera na koniu, niewiele mówiącego, a jedynie przesuwającego czujnym spojrzeniem po zaciekawionych twarzach mieszkańców. W pierwszej chwili Edward miał być takim samotnym rewolwerowcem, który dołączy do szeryfa, Twistedspaz zwróciła jednak moją uwagę, iż przecież bandyta z piosenki był "vicious" i "killer" i w ogóle "a youth of twenty four", poza tym ksywa Texas Red też jak najbardziej pasowałaby do miedzianowłosego Edwarda. Pomysł przeciwstawienia sobie tych dwóch (moich ulubionych) mężczyzn wydał mi się bardzo intrygujacy...
Powoli dochodziły nowe wątki. Niektóre sceny pojawiały się w mojej głowie same z siebie i później męczyłam się próbując wymyślić jakieś logiczne ich uzasadnienie (np. skąd Bella wracała sama tamtego dnia? jedną z koncepcji było to, że w męskich ciuchach zatrudniła się do budowy kolei transkontynentalnej). Nie planowałam aż takiego nagmatwania, ale szkicowanie sieci powiązań między nimi, studiowanie historii USA z tego okresu, wyszukiwanie informacji o kulturze, ciekawostek, etc. wciągnęło mnie do tego stopnia, że brakowało mi czasu na kończenie MSAP. Czytałam książki o tematyce zbliżonej do westernów, obejrzałam sporo filmów, spędziłam dłuuuuugie wieczory na google i wikipedii. Dla mnie było to zdecydowanie przygodą, nawet, jeśli w opowiadaniu wykorzystałam tylko niewielki ułamek tych informacji.
Role Jaspera, Edwarda i Belli zostały dość szybko obsadzone, przy Rose wahałam się jeszcze między właścicielką saloonu a tego drugiego przybytku uciech. Najwięcej problemów sprawił mi Emmett - miał być pijaczkiem, wiecznie zamroczonym alkoholem, przesiadującym gdzieś na ulicy, to znów grabarzem, obdarzonym filozoficznym podejściem do życia albo jednym z bandziorów, terroryzujących okolicę. W miarę jednak jak dokładałam grzechów na kark Edwarda, zaczęłam szukać jakiejś równowagi - osoby duchownej oraz kogoś mającego władzę - w ten sposób powołałam do życia pastora oraz Aleca.
Co do głównego wątku - wiedziałam, jak go przeprowadzę jeszcze zanim zaczęłam pisać. Wiele innych spraw narosło w trakcie powstawania kolejnych rozdziałów. Z początku ciągle nosiłam przy sobie plik kartek, z rozrysowaną "mapką" postaci, datami i miejscami, skąd się wywodzili... To wcale nie było tak proste do ogarnięcia! Dwa miesiące szukałam i kombinowałam, zanim w styczniu 2011 zdecydowałam się zacząć pisać, kolejne dwa - zanim gotowa byłam wrzucić na chomika prolog opowiadania.
Lubię pisać, ujmowanie obrazów, które pojawiają się w mojej głowie, w słowa, sprawia mi ogromną przyjemność. Jednakże poza scenami, do jakich aż palą mi się palce, jest duuuuuuża ilość tekstu do napisania. I zazwyczaj jest to żmudną pracą, wytrwałym trwaniem przed monitorem, rozmyślaniem, w jaki sposób połączyć poszczególne kawałki ze sobą. Przy "Bandycie" miałam sporo roboty i zarwałam nad rozdziałami niejedną noc...
Nie żałuję tego czasu :)
Raz jeszcze dziękuję serdecznie wszystkim, którzy towarzyszyli mi przy tworzeniu tej historii!!
Czytałam z uwagą każdy komentarz, czekałam na Wasze reakcje, oceny oraz domysły. Te słowa sprawiały mi równie wielką, jeśli nawet nie większą, frajdę, co samo pisanie. Często zresztą wracam do starych komentarzy, szczególnie, kiedy brak mi weny czy sił na pisanie dalej.
"Bandyta" jest już zakończony, teraz czeka w kolejce nowe opowiadanie, o zupełnie innym klimacie. Mam nadzieję, że i ono będzie się Wam podobało :)
Przywiązałam się do Bandyty i szkoda mi się z nim rozstawać. Tylko zapowiedź kolejnego opowiadania powstrzymuje mnie przed depresją. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z chomikiem sporo tu było opowiadań i tłumaczeń ff-ów. Teraz zostali nieliczni wytrwali. I to chyba różni amatora od pisarza. Pisarz doprowadza swoje dzieło do końca. Nie mam do nikogo pretensji, ostatecznie każdy ma swoje życie i chomikiem zajmuje się tylko w wolnym czasie. Dlatego też uważam, że osoby, które kontynuują swoje dzieło, zasługują na podziw i wdzięczność. Och Anuś, ja Ci strasznie dziękuję za to Twoje pisanie.
OdpowiedzUsuńI za zdjęcia. Te sikorki i, chyba, mazurki z poprzedniego wpisu są cudowne. Czy to na nie zasadza się kocisko?
Ja jeszcze żyję Świętami, tym bardziej, że było tak jak trzeba. Rodzice Aro wylecieli do jego siostry, do Anglii. I nie musieliśmy się nigdzie szwędać. Było dużo zamieszania, śmiechu, śpiewania. Szkoda tylko, że na Pasterkę szliśmy w deszczu a nie w śniegu. Ale nie ma co narzekać.
Anuś chciałabym jeszcze złożyć Ci życzenia noworoczne, ponieważ od jutra nie będę miała dostępu do netu. Jak najmniej czarnych myśli, zdrowia dla rodzinki, słońca w życiu i ( tu wyłazi ze mnie samolub) weny i chęci do pisania. I samych wspaniałych zdjęć.
Bardzo dziękuję za Bandytę. Buziaki. Ropucha
Piękne, cudowne, cieple, romantyczne, zniewalające, pełne miłości, poświęcenia, zrozumienia, zaskakujące i .......... Mogłabym tak w nieskończoność, ale brak mi słów. Będę wracała do tego tekstu jeszcze wiele razy, za każdym razem z taką samą przyjemnością. Dziękuję Ci za słowa, przelane na papier, za chęć podzielenia się z nami tak piękną historią. Dziękuję za "Bandytę". Pozdrawiam cieplutko!!!!!
OdpowiedzUsuńKasia. kaan.
Witaj, zajrzałam na chomika po bardzo długim czasie i na mojej tablicy zobaczyłam odnośnik do Ciebie, i tak oto znalazłam się na blogu :) Nie wiem czy komentowałam "Bandytę" na chomiku-mam nadzieję, że tak, bo staram się chociaż w ten sposób podziekowac za ogrom pracy i czasu jaki wkładasz w pisanie, ale rozumiem pasję, mam swoją, która zabiera mi mnostwo czasu, ale daje jeszcze wiecej satysfakcji i szcęścia :) Wracajac do "Bandyty" ja czytałam go kilka lat temu - 2-3-nie wydaje sie to realne wrecz, że tak dawno ! I jest to jedno opowiadanie z nielicznych, które pamietam, wspominam z entmentem i na pewno do niego wrócę, bo warto. Dodam, że czytałam je już w całości, po zakończeniu pisania, zabrałam się do niego "z braku laku" nie miałam nic innego do czytania-a dodam ze czytam bardzo dużo- western, to nie bły moje klimaty, nic mnie w tym opowiadniu nie pociagało nie zachęcało do czytania, ale kiedy już zaczęłam...zostałam pochlonieta bez reszty w swiat, który mnie wogole nie pociaga(pamietacie Bellę I Edwarda na lekcji biologii, gdzie Bella mówi, że nie lubi deszczu wilgoci i zimna, ja miałam tak samo żeby przełamć się do brudu, piachu, robaków, stodoły i spotkań pod chmurką, które toczyły się w "Bandycie"), i co w efekcie, pokochałam dziki zachód, wspniała postać Emetta, i Jasper ... Rozalie, Bella i Edward, kto jeszcze nie czytał, niech nadrobi zaległości, bo to nie opowiadanie, to powieść, która wciąga i powoduje, że pozostałam z niedosytem, że to już, koniec... zapada w pamieć i serce na bardzo długo. Dziekuję Ci :)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za ciepłe słowa :)
OdpowiedzUsuń