Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku, dzień zwykły dzień, który liczy się od zmroku, śpiewały Czerwone Gitary. Ten dzień zawsze ma w sobie jakąś ulotną magię, nawet, jeśli za oknem wcale nie jest biało, a od rana w domu panuje rwetes i zamęt.
U moich rodziców w domu od rana w Wigilię trwa zamieszanie. Mama i babcia spierają się o najlepszą technikę zaparzania ciasta na pierogi, niemal wyrywają sobie z ręki przyprawy do barszczu, nie mogąc nigdy dojść do porozumienia, czy powinien być raczej łagodny czy też jednak pikantny. Tata jak zwykle korzysta z pierwszego pretekstu, aby wymknąć się z domu ("Może trzeba Wam coś kupić?"), zawsze to bezpieczniej z daleka od kuchennych ścierek. Pozostali mężczyźni zresztą uznają to za chwalebną, warto kultywowania tradycję. Mi pozostaje wcisnąć się w jeden z kątów i skupić na tym, by właściwie kroić warzywa na sałatkę, nie narażając się na oskarżenie, że są za grubo czy za drobno posiekane. Z drugiej strony to właśnie w kuchni łatwiej przetrwać całodzienny post, przecież obie strażniczki muszą w końcu odwrócić się od misek z farszem, a wtedy lepiej być bliżej niż dalej. Smak kapusty z grzybami, pomieszanej z migdałowymi ciasteczkami, które tata lojalnie przemyca mi pod stołem, to jeden z tych smaków kojarzących się ze Świętami.
A gdzie pozostałe przygotowania? Bigos, pasztet, domowe chlebki, ciasta...
Nie ma we mnie ani kropli ambicji, by w końcu urządzić Wigilię u siebie. Chociaż we własnym mieszkaniu od lat już jestem sobie panią i gospodynią, w sprawach wielkiej wagi, tj. m.in. Świąt, wolę oddać pole mamie i babci. Obawiam się, że brakłoby mi samozaparcia, aby wiernie pielęgnować tradycję.
Sute świąteczne śniadanie, gdy oczy łakomie przeskakują od jednej wyśmienitej przystawki do drugiej, a żołądek odmawia już posłuszeństwa, łagodne kołysanie kolęd, zaszywanie się w kącie z wygrzebaną spod choinki książką czy wspólne rodzinne wspominanie minionych lat, łzy wzruszenia przy starych slajdach... Te dwa dni zawsze mijają szybciej nawet niż zwykły weekend.
Wielkie świętowanie, na które czeka się cały rok...
Sute świąteczne śniadanie, gdy oczy łakomie przeskakują od jednej wyśmienitej przystawki do drugiej, a żołądek odmawia już posłuszeństwa, łagodne kołysanie kolęd, zaszywanie się w kącie z wygrzebaną spod choinki książką czy wspólne rodzinne wspominanie minionych lat, łzy wzruszenia przy starych slajdach... Te dwa dni zawsze mijają szybciej nawet niż zwykły weekend.
Wielkie świętowanie, na które czeka się cały rok...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz