Szukając informacji, które pomogłyby mi opisać dwór w Alpine, znów ugrzęzłam na meandrach historii architektury i zamiast skupić się na opowiadaniu, zaczęłam błądzić po tych mniej i bardziej znanych wnętrzach, sycąc oczy ich klasyczną urodą. Od dawna już obiecuję sobie kupić porządny podręcznik, który w przystępny sposób omawiałby style, architektoniczne detale... Przyjemność sprawia mi przede wszystkim patrzenie na wspaniałe budynki i wnętrza, lubię też jednak wiedzieć, na co patrzę.
Tak na marginesie... Nie mogę się doczekać reakcji na "Alpine", teorii związanych z pierwszymi rozdziałami. To jest właśnie największa radość związana z pisaniem - żywy kontakt z czytelnikami, śledzenie na bieżąco ich reakcji oraz domysłów. Mój skrypt z tym ff ma na razie 44 strony, do końca roku mam nadzieję mieć gotowych 4-5 rozdziałów i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to może w połowie stycznia ruszę z tą historią.
Na razie wciąż aktualny jest plan, by przeczytać choć część opowiadań autorskich z listy polecanych S.
I właśnie mi przyszło do głowy... Chyba powoli dojrzewam do tego, aby odejść od fanfiction na rzecz zupełnie innych postaci. Ale to się jeszcze zobaczy.
Tak na marginesie... Nie mogę się doczekać reakcji na "Alpine", teorii związanych z pierwszymi rozdziałami. To jest właśnie największa radość związana z pisaniem - żywy kontakt z czytelnikami, śledzenie na bieżąco ich reakcji oraz domysłów. Mój skrypt z tym ff ma na razie 44 strony, do końca roku mam nadzieję mieć gotowych 4-5 rozdziałów i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to może w połowie stycznia ruszę z tą historią.
Na razie wciąż aktualny jest plan, by przeczytać choć część opowiadań autorskich z listy polecanych S.
I właśnie mi przyszło do głowy... Chyba powoli dojrzewam do tego, aby odejść od fanfiction na rzecz zupełnie innych postaci. Ale to się jeszcze zobaczy.
Upps... Mój drink był chyba jednak zbyt mocny, bo dotarcie do zmywarki zajęło mi podejrzanie dużo czasu.
***
Skrzat przyniósł mi ostatnio książeczkę z rodzaju "jak to działa", każąc sobie opowiedzieć o elektrowni. Taaaak... Schemat był prościutki, wesołe zwierzątka raźno uwijały się przy kotle, ale z chwilą gdy pokazałam palcem na turbinę Skrzat autorytatywnie stwierdził, iż w samochodach też są turbiny, po czym radośnie pobiegł po jedną z gazetek motoryzacyjnych. Cały tata...
Słyszałam już kilkakrotnie uwagi innych dzieci w przedszkolu o tym, że mój Skrzacik je bije. Oczywiście podejrzany zawsze gorączkowo zaprzecza, podając zupełnie inną wersję zdarzeń, a znając go mogę jedynie starać się zachować zdrowy rozsądek i cierpliwe tłumaczyć zasadę - "sam nie bij, ale jak ktoś cię uderzy, to oddaj". Kiedy jednak jedna z babć rzuciła znaczącą uwagę, skonfrontowałam swoje obserwacje z wychowawczynią Skrzata. Sposób, w jaki szybko odwróciła wzrok, był znaczący.
Trudno jest znaleźć ten złoty środek. A to przecież dopiero początek misji pt. "Wychowanie".
Uległam pokusie i wypróbowałam swój prezent. Nie, żeby był dla mnie tajemnicą, w końcu sama go wskazałam mężowi i poszłam z nim do sklepu, pokazując palcem konkretny model. I pewno sama będę musiała go sobie zapakować... Nie miałam 100 % pewności, że to właśnie to, jednakże już pierwsze próby wprawiły mnie w zachwyt. Zdjęcia z zewnętrzną lampą błyskową są... wow. Różnica w stosunku do wbudowanej lampy jest ogromna, a przecież to dopiero moje początki z tym sprzętem.
Już się cieszę na myśl o tygodniu po Świętach, kiedy to Skrzat zostanie z dziadkami. Mam niecny plan poprosić ślubnego o sesję zdjęciową "w pościeli" (choć w tym akurat wypadku sesja może trwać długo, a zdjęć pewno uda się zrobić niewiele...). Póki co przy rozpakowywaniu prezentów wypadałoby udawać zaskoczenie.
Uświadomiłam sobie, że w tym roku wszystkie prezenty zamawiałam przez internet. Owszem, chodziłam też po sklepach "w realu", na nic się jednak tam nie zdecydowałam. Czasy się zmieniają...
Będąc daleko łatwo jest wyprzeć to poza obręb świadomości. To jednak nie znika, spokój jest pozorny, a ilekroć wracam myślami, znów czuję ten ucisk w żołądku. Boję się nadchodzących świąt, to może być bardzo trudne i smutne...
No to czekamy z niecierpliwoscia na piekne fotki z nowym sprzętem!
OdpowiedzUsuńMy w tym roku też praktycznie wszystko zamawialismy przez neta. Kto ma czas i siły biegac po sklepach i szukać? A w domku, klimatycznie, z herbatką w jednej ręce inaczej zakupy się robi. I też moj prezent zaskoczeniem nie jest, sama go wybrałam, wskazałam aukcję a mąż tylko klikał "Kup teraz"... Ale skubany nie chciał mi go pokazać jak doszedł ;)
PS. Skąd te piekne zdjęcia? Zoo nasze czy Wrocławskie?
Nowe opowiadanie i nowe zdjęcia! Już się cieszę.
OdpowiedzUsuńPrezenty wolę kupować w realu. Mimo, że nie cierpię shoppingu, to jednak jestem z gatunku macaczy. Musze dotknąć, poczuć fakturę, powąchać. Szczególnie lubię wąchać książki. Aro pęka ze śmiechu, gdy przyłapie mnie z nosem między stronnicami.
Buziaczki. Ropucha
Ja przy każdej okazji marudzę, w którą to stronę nasz świat zmierza, ale z udogodnień takich jak internet zamierzam nadal korzystać.
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze jest się przejść.. Dziś na przykład wyrwałam się na samotny spacer, zajrzałam do pasmanterii po trochę drobiazgów do szycia.
Alu, nasze zoo, a kaczuchy to jeszcze bliżej domu.
Aguś, zagubić się w księgarni jest bardzo przyjemnie, szczególnie, kiedy się nie spieszysz. Ale w przedświątecznym szaleństwie zdecydowanie wygrywa internet.