Wreszcie się udało.
Już od dawna chciałam wrócić na rancho w Mojave, zobaczyć, co słychać u moich ulubieńców, lecz ciągle brakowało czasu, by spokojnie z nimi usiąść. W końcu, po ponurym i deszczowym Alpine potrzebowałam rozgrzać się trochę w słońcu, a skoro u mnie za oknem plucha - powędrowałam do upalnej Kalifornii.
I tak dwa lata po skończeniu "Bandyty" zapraszam na wizytę - nie w Mojave, ale w Sacramento :)
To nie jest może samodzielne opowiadanie, powiedziałabym raczej - nowela (o ile przymkniemy oko na dokładną definicję gatunku). Opowiedzieć o tym, co się w międzyczasie zdarzyło u naszych bohaterów, było prosto, więcej czasu zajęło mi zebranie materiałów do zbudowania tła: starych zdjęć i map, wiadomości o ludziach z tamtego okresu oraz ich problemach, czy choćby o rasach koni!
Sacramento, stolica Kalifornii, w połowie XIX wieku nie było cichym miastem. Raczej - barwnym, pełnym niespokojnych duchów. W trakcie szukania wiadomości przypomniało mi się, że to właśnie w tym okresie (choć nieco innym miejscu) rozgrywa się akcja "Córki fortuny" Isabel Allende (polecam!). Większość informacji, jakie zamieściłam w tekście, odpowiada faktom. Istniała zarówno frakcja demokratów Free Soil, jak i radykalna Chivalry, a podatki nakładane na chińskich "coolies" sięgały informacji, o których rozmawiali nasi bohaterowie. Ruch Know Nothing nie stronił od przemocy, choć akurat w Kalifornii był mało aktywny. Tylko niektóre okoliczności odrobinę ponaciągałam - np. w tamtych latach Bigler nie był liderem opozycji, lecz właśni gubernatorem (niezbyt miłym, więc nie mam wyrzutów sumienia). Trochę trudności sprawiły mi tłumaczenia (nazw partii, zwyczajowych określeń), gdyż opierałam się głównie na materiałach angielskojęzycznych. Ale ta praca to przyjemność - lubię dowiadywać się czegoś nowego, poszukiwania dają mi ogromną satysfakcję i świadomość, że w tej mojej pisaninie będzie choć ziarenko rzeczywistości :)
Starałam się, by nowela miała zamkniętą fabułę - w końcu to nowa przygoda - lecz przede wszystkim traktowałam ją jako okazję, by dowiedzieć się, co słychać u moich ulubionych bohaterów. Dlatego choć akcja toczy się w stolicy, pojawiają się również wieści z Mojave. Nie jestem pewna, czy polubiłam Katharinę, przy brunetce trudno się wykazać. Ale co zrobić - taką właśnie ją poznałam. Długo też zastanawiałam się, czy na koniec powinni sobie wszystko wyjaśnić. Być może rozwiązanie, jakie przyjęłam, nie każdemu się spodoba. Trudno. Przywilej autora, to decydować ;)
Starałam się, by nowela miała zamkniętą fabułę - w końcu to nowa przygoda - lecz przede wszystkim traktowałam ją jako okazję, by dowiedzieć się, co słychać u moich ulubionych bohaterów. Dlatego choć akcja toczy się w stolicy, pojawiają się również wieści z Mojave. Nie jestem pewna, czy polubiłam Katharinę, przy brunetce trudno się wykazać. Ale co zrobić - taką właśnie ją poznałam. Długo też zastanawiałam się, czy na koniec powinni sobie wszystko wyjaśnić. Być może rozwiązanie, jakie przyjęłam, nie każdemu się spodoba. Trudno. Przywilej autora, to decydować ;)
Zapraszam do Sacramento, na kolację do gubernatora, na przejażdżkę do chińskiej dzielnicy i spotkanie z... Och, czytelnicy "Bandyty" wiedzą z kim :) Poniżej mały fragment na zachętę :)
PS. Hah, wiecie, jak ciężko jest znaleźć dziś brukselską koronkę? To oryginalny, XVII-wieczny wzór ;)
***
- Napisze pan do Samuela Davenporta, że chciałbym się z nim spotkać i omówić sugestie, jakie zawarł…
Elijah urwał w pół słowa wyczuwając trudną do uchwycenia zmianę w powietrzu. Omiótł przestrzeń spojrzeniem i wstał w samą porę, by złapać rozpędzone dziecko, które właśnie wpadło przez uchylone drzwi. Uniósłszy piszczącego z uciechy chłopca wysoko do góry zakręcił się z nim dookoła nie zwracając uwagi na wytrzeszczone w szoku oczy sekretarza.
- Elijah! Elijah! – skandował cienkim głosikiem malec.
Mężczyzna zaśmiał się i w końcu postawił dziecko na ziemi. W jego piersi coś się zacisnęło, dziwna gula ugrzęzła w gardle. Syn Lizzy, już taki duży.
Dziecko…
Być może już wkrótce on i Katharina również doczekają się swojego. Jęknął w duchu starając się zapanować nad napływającymi przed jego oczy obrazami, tęsknocie za pełną rodziną, potrzebą, jaka obudziła się w nim jeszcze w Waszyngtonie. Wtedy jednak patrzył na inną kobietę. Przełknął ślinę starając się stłumić niezręczną falę emocji.
- Jak to się stało, że skończył pan jako niania, majorze? – rzucił w stronę starszego mężczyzny, który oparł się o futrynę i ukradkiem ocierał pot z czoła.
- Panie są tak pochłonięte rozmową – wymamrotał Will – nie chciałem im przeszkadzać.
- A o czym tak rozprawiają?
- Słyszałem coś o turniejach czy konfiturach… i zabrałem Tony’ego.
Wzruszył ramionami zupełnie nie wyglądając na zmartwionego, jego wzrok nie odrywał się od krążącego po pokoju wnuka.
- Pańscy zięciowie?
- Zdaje się, że wspomniał im pan o nowym koniu – mruknął gość.
- To brzmi na zdecydowanie męską rozrywkę – ocenił gubernator.
Starszy wojskowy wymamrotał coś pod nosem, a Elijah miał dziwne wrażenie, że padło imię córki majora, nie był jednak tego pewien. Szybko, zanim sekretarz mógłby mu w tym przeszkodzić przypominając o niedokończonym liście złapał Anthony’ego, który zdążył już wdrapać się na jego fotel i właśnie sięgał po kałamarz, po czym ruszył w stronę drzwi.
- Pan pozwoli, Will? Zobaczmy, jak sobie radzą prawdziwi mężczyźni.
W oczach Thomsona na moment zapaliło się coś, co zdaniem polityka podejrzanie przypominało rozbawienie. Zdecydował się nie zadawać na razie dalszych pytań.
Dopiero na korytarzu z zaskoczeniem zorientował się, że dziecko w jakiś sposób zdołało pochwycić jeden z leżących na biurku listów, więc ostrożnie wyjął mu go z dłoni i przekazał drepczącemu z tyłu Martinezowi. Na twarzy chłopca na moment pojawił się grymas rozczarowania, jego rączki szybko jednak znalazły nowe zajęcie. Gubernator zadecydował, że nie zależało mu na perfekcyjnie zawiązanym krawacie. Nie spiesząc się poprowadził majora do tylnego wyjścia, a następnie przez ogrody ku stajniom.
W pobliżu jednego z wybiegów zebrała się rozmawiająca z ożywieniem grupa. Kiedy zbliżali się do ogrodzenia, Elijah z zaskoczeniem spostrzegł, iż to wcale nie Jackson szykował się do wskoczenia na nerwowo szarpiącego się wierzchowca. Miedzianowłosy stał w szerokim rozkroku trzymając oburącz linę, na której szarpał się ogier o rzadkiej, kremowej maści. Pod wywiniętymi wysoko rękawami koszuli mężczyzny odznaczały się napięte mięśnie, dowód zmagań między człowiekiem a zwierzęciem.
- Jezu… – wyrwało się politykowi.
Will tylko prychnął i wyjął z jego ramion dziecko, które zaczęło się niespokojnie wiercić.
- Piękne umaszczenie, panie Graham – mruknął pod nosem major. – Teraz rozumiem, dlaczego nie mógł się pan oprzeć pokusie nabycia tego konia.
Zwierzę nie zamierzało się łatwo podporządkować. Jego drżące chrapy unosiły się odsłaniając zęby, wykręcał głowę, by zerknąć do tyłu i przebierał nerwowo smukłymi nogami bezskutecznie usiłując odsunąć się od ludzi. Niespokojny palomino miał wyjątkowo jasną sierść, lśniącą w słońcu niczym złoto, ogon i grzywa wydawały się niemal białe. Uwaga obserwatorów nie skupiała się jednak na wyglądzie ogiera.
- Ekscelencjo! To przecież… – John Martinez zachłysnął się powietrzem. – Pani Jackson może stać się krzywda!
W tym samym momencie szczupła postać w męskim stroju przysunęła się bliżej konia i w błyskawicznym, zwinnym ruchu wskoczyła na jego siodło. Lucas poluzował linę pozwalając żonie zatańczyć na grzbiecie rozdrażnionego wierzchowca. Obserwujący widowisko mężczyźni wstrzymali oddech, jedynie major odwrócił się pokazując wnukowi zwierzęta kręcące się niespokojnie w sąsiedniej zagrodzie.
- Można przyzwyczaić się do jej pomysłów? – spytał na bezdechu Elijah.
- Najlepiej trzymać się z daleka i w ogóle nie być ich świadkiem – mruknął Nathan z pozorną nonszalancją opierający się łokciami o ogrodzenie. Zawahał się, by po chwili dodać: – Choć nie, Lizzy i tak znajdzie sposób, by człowieka zaskoczyć.
Blondyn uśmiechał się jakby pod przymusem, jego wzrok nieprzerwanie śledził szalone akrobacje brunetki, w nieprawdopodobny sposób wczepionej w grzbiet oraz grzywę zwierzęcia. Dziewczyna wydawała się być przyklejona do siodła, lecz nagle koń wykonał gwałtowny zwrot, kobieta krzyknęła i zakreśliła w powietrzu łuk Na ułamek sekundy wszystko zamarło. Zanim gubernator zdążył choćby mrugnąć czy zrozumieć, co się stało, Nathan był po drugiej stronie płotu biegnąc w stronę brunetki, miedzianowłosy natomiast zapierając się całym ciałem odciągał spokojniejsze już zwierzę do czekających nieco dalej stajennych.
- Żyję! – krzyknęła Lizzy unosząc dłoń.
Blondyn nachylił się nad nią próbując ją powstrzymać, lecz kobieta, z bolesnym grymasem na twarzy, już się podnosiła. Obydwoje wymienili szeptem jakieś uwagi, po czym Nathan westchnął z rezygnacją i pomógł szwagierce wstać. Ledwo znalazła się na nogach, szeryf przekazał ją w ręce Lucasa, który właśnie podbiegł.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz