Niedaleko miejsca, gdzie mieszkam, jest skwer, właściwie mały lasek pełen wiewiórek. Dawno go nie odwiedzałam, jakoś zabrakło czasu, lecz w końcu dotarłam tam pewnego pochmurnego, grudniowego przedpołudnia. Z początku wydawało mi się, że rudzielce wyniosły się - w lasku panowała cisza. Ale wystarczyło przykucnąć pod jednym z drzew, poczekać, aż przejdą spacerowicze z psami, postukać trochę orzechami... Zaczekać cierpliwie... I już wkrótce na korze zaszeleściły pazurki...
Trzy, pięć, sześć... Chyba nawet siedem ich tam było. W polu widzenia :) Ostrożniejsze niż kiedyś, nie podchodziły aż tak blisko, do tego brakowało słońca, więc zdjęcia nie są najlepsze :/
Ale chociaż nogi mi ścierpły, czas spędziłam przyjemnie :)
Ale Ty masz oko :) i cierpliwość :)
OdpowiedzUsuń