Zainspirowana postem z bloga DearAuthor postanowiłam sporządzić mój własny, mały ranking. Jest w tych książkach coś magicznego: okres Regencji, panie w pięknych sukniach i eleganccy panowie (oczywiście o ile pamiętamy tylko o balach, nie o tych mniej przyjemnie pachnących aspektach epoki)... Świat na tyle odległy, że dla mnie stanowi doskonały sposób na oderwanie się od codzienności.
Zastanawiając się nad listą - stwierdziłam, że łatwiej będzie mi skupić się na nazwiskach autorów niż konkretnych tytułach. Niedawno pisałam, w odniesieniu do literatury fantasy, iż męczą mnie ciągnące się na siłę serie, lecz w przypadku tych epokowych - mam w sobie zdecydowanie więcej cierpliwości do poznawania historii kolejnych członków rodziny. Choć z drugiej strony, gdy "przedawkuję" sobie tego rodzaju literaturę, dostaję czkawki na sam widok takich słów jak "hrabia" czy "markiz". Ale to tak zawsze - co za dużo, to niezdrowo i moja sympatia do powieści historycznych powraca falami.
Na najlepsze z nich trafiłam dzięki Vic, zarówno dzięki jej recenzjom, jak i bogatej kolekcji na chomiku :)
A przechodząc do rankingu... Tak poza klasyfikacją, na honorowym miejscu, wypadałoby wymienić kilka nazwisk, które niekoniecznie kojarzą się z "romansami" jako takimi: chociażby Guy Gavriel Kay, Lew Tołstoj, Fiodor Dostojewski, Isabel Allende czy paru innych, którzy niekoniecznie powinni znaleźć się w jednej linijce. Och, właśnie. Proza iberoamerykańska też ma tą magię, ale nie o niej chciałam pisać...
Rozstrzygnięcie odnośnie dwóch pierwszych miejsc w tej małej zabawie okazało się trudne - uznałam, że obie autorki zasłużyły na nie ex aequo, natomiast pozostałe pozycje nie budzą już takich emocji, więc kolejność będzie raczej przypadkowa :)
Rozstrzygnięcie odnośnie dwóch pierwszych miejsc w tej małej zabawie okazało się trudne - uznałam, że obie autorki zasłużyły na nie ex aequo, natomiast pozostałe pozycje nie budzą już takich emocji, więc kolejność będzie raczej przypadkowa :)
1. Judith McNaught
Przeczytałam co prawda tylko kilka powieści tej autorki, za to zrobiły one na mnie spore wrażenie. Zaintrygowały mnie wyraziste postacie oraz rozbudowana fabuła - dość długa, pozwalająca się wciągnąć. Oczywiście, mogłabym się przyczepić: bo wszyscy oni byli tacy śliczni, na swój sposób idealni, bo każdy miał tam jakąś traumę za sobą, etc. Jednakże na tle innych romansów epokowych - te plasują się w ścisłej czołówce :)
Przede wszystkim - "Na zawsze" ("Once and Always"). Do tej historii chyba najczęściej powracam :) Victoria jest ma w sobie tyle uroku, tyle energii... Typ bohaterki, którą bardzo lubię :) Pozwolę sobie przytoczyć jeden z moich ulubionych fragmentów.
"- Wprawiła w ruch wszystkie języki w mieście. Czy naprawdę powiedziała Roddy’emu Carstairsowi, że pobije go w strzelaniu z jego własnego pistoletu?
- Nie - odparł sucho Jason. - Powiedziała mu, że jeżeli jeszcze raz będzie się do niej zalecał w nieprzystojny sposób, to go zastrzeli, a jeżeli zdarzy jej się chybić, poszczuje na niego Wilka. A jeśli Wilk z nim nie skończy, to żywi głębokie przekonanie, że zrobię to ja. - Roześmiał się i potrząsnął głową. - Po raz pierwszy się zdarza, by nominowano mnie do roli bohatera. Poczułem się jednak nieco zmartwiony, że zająłem dopiero drugie miejsce po psie."
Historie Judith McNaught są dość długie, można powiedzieć, że podążają podobnych schematem (jak zresztą wiele romansów - od nieufności/niechęci, przez pożądanie, dopiero potem zauroczenie, jakiś baaaarrdzo dramatyczny kryzys, po radosny finał), lecz dzięki swojej długości - kolejne etapy nie wydają się naciągane - czytelnik ma czas, by przyzwyczaić się do emocji bohaterów, stają się one dość wiarygodne.
Podobały mi się "Coś wspaniałego" i "Jak w raju", lecz w odniesieniu do "Whitney, moja miłość" mam bardzo mieszane uczucia :) To prawdziwa epopeja, obejmująca dłuższy okres czasu. I tak, jak polubiłam główną bohaterkę, z przyjemnością obserwowałam, jak z naiwnej panienki przekształca się w świadomą siebie kobietę, tak Clayton - och, on przede wszystkim mnie denerwował. Nawet na sam koniec nie potrafiłam poczuć do niego sympatii. Hmm... Ale jeśli bohaterowie wzbudzają emocje, to chyba należy uznać to za plus?
1. Mary Balogh
Na czołowe miejsce w rankingu Mary Balogh zasłużyła sobie tym, że chyba żadna z jej książek mnie nie zawiodła, a przeczytałam ich sporo :) Lekkie pióro, ciekawe charaktery, starannie zbudowana fabuła i powiązania, które pozwalają poznać bliżej kolejne postaci.
Nawet nie wiem, którą z książek wymienić jako pierwszą... Może "Pieśń bez słów"? Mnie ta historia po prostu urzekła :) Zauroczyli mnie bohaterowie cyklu "Bedwynowie", wyjątkowo barwna rodzina (i nie tylko rodzina), więc z przyjemnością śledziłam ich losy.
Parę jeszcze powieści tej autorki zostało mi do przeczytania, tak na czarną godzinę :)
Suzanne Enoch - "Niesforne serce"
Podobała mi się cała seria o rodzinie Griffinów, lecz pierwsza część była zdecydowanie najlepsza :) Autorka stworzyła zachwycającą parę - Eleanor oraz Valentine bawią, wzruszają, a do tego - na szczęście! - raz po raz pojawiają się w kolejnych tomach. Warto przeczytać chociażby dla samych zabawnych utarczek między rodzeństwem oraz ciętych komentarzy markiza :)
Julia Quinn - cykl Rodzina Bridgerton
To kolejna autorka potrafiąca kreować barwne postaci i lekko, ze swadą opisywać perypetie sympatycznej rodziny.
Podobała mi się cała seria o rodzinie Griffinów, lecz pierwsza część była zdecydowanie najlepsza :) Autorka stworzyła zachwycającą parę - Eleanor oraz Valentine bawią, wzruszają, a do tego - na szczęście! - raz po raz pojawiają się w kolejnych tomach. Warto przeczytać chociażby dla samych zabawnych utarczek między rodzeństwem oraz ciętych komentarzy markiza :)
Julia Quinn - cykl Rodzina Bridgerton
To kolejna autorka potrafiąca kreować barwne postaci i lekko, ze swadą opisywać perypetie sympatycznej rodziny.
Johanna Lindsey - "Kocha się tylko raz"
... ale polecić mogę cały cykl o rodzinie Malory'ch i drugi, o rodzinie Reid :)
... ale polecić mogę cały cykl o rodzinie Malory'ch i drugi, o rodzinie Reid :)
Liz Carlyle
Wszystkie spośród kilkunastu książek tej autorki są jakoś ze sobą powiązane. Imiona mogą się mylić, losy bohaterów przeplatać, ale... Miło jest raz po raz do niej wracać.
Kolejne pozycje to te, które na tyle zapadły mi w pamięć, bym potrafiła na szybko wyłowić je z długiej listy przeczytanych powieści :) Szczegóły się już rozmywają, nie pamiętam, o czym dokładnie były - pozostały ogólne wrażenia, krótkie "mentalne notki" przy nazwiskach autorek, czy warto sięgać po kolejne pozycje.
Loretta Chase - Tha Mad Earl's Bride
Shirlee Busbee - Uległa i posuszna
Patricia Cabot - Markiz
Patricia Cabot - Markiz
Mortimer Carole - Książę i Jane
Nicole Cornick - Podwójne życie Lady Merryn
Anna Ashley - Zbuntowana markiza
Kiedy tak patrzę na wymienione wyżej tytuły i przypominam sobie bohaterów, mam ogromną skasować tą listę. Bo książki mi się podobały, choć - kiedy się nad tym zastanawiam - nie powinny. I nie mam tu na myśli, że stanowią literaturę nienajwyższych może lotów... ale o sposób, w jaki przedstawiono w nich relacje między kobietami a mężczyznami.
O tym jednak innym razem :/
O tym jednak innym razem :/
Wynotowałam, zainstalowałam i będę czytać:) dziękuję za propozycje :)
OdpowiedzUsuń