"Ysabel" G.G. Kaya już od pewnego czasu czekała na półce. Nie chciałam czytać jej w pośpiechu, ten autor zasługuje na pełne skupienie, a kiedy już mogłam sobie pozwolić na spokojną lekturę - książka pochłonęła mnie bez reszty.
Uwielbiam styl prozy Kaya, jego malownicze opisy oraz specyficzne
dialogi, pełne niedopowiedzeń. Uwielbiam to, jak opisuje swoich
bohaterów, z których każdy jest niepowtarzalny i wyrazisty. To, jak doskonale oddaje niuanse w spojrzeniach, gestach czy
innych drobnych reakcjach, dzięki którym potrafię naprawdę przeżyć opisywane
sceny.
Tym razem jednak z początku czułam się nieco zagubiona i przyznaję, zaczynałam wątpić, czy na tej książce mimo wszystko się nie zawiodę - owszem, podobała mi się atmosfera oraz subtelnie budowane relacje między bohaterami, lecz całość była odrobinę zbyt tajemnicza, gubiłam się nie potrafiąc zrozumieć, co się tam właściwie działo. Mniej więcej po jednej trzeciej książki udało mi się to ogarnąć i od tego momentu komfort czytania zdecydowanie się poprawił i już do końca mogłam zachwycać się piękną literaturą :)
Piękna Prowansja, stare historie, odrobina magii oraz miłość, w kilku różnych postaciach.
Tym razem jednak z początku czułam się nieco zagubiona i przyznaję, zaczynałam wątpić, czy na tej książce mimo wszystko się nie zawiodę - owszem, podobała mi się atmosfera oraz subtelnie budowane relacje między bohaterami, lecz całość była odrobinę zbyt tajemnicza, gubiłam się nie potrafiąc zrozumieć, co się tam właściwie działo. Mniej więcej po jednej trzeciej książki udało mi się to ogarnąć i od tego momentu komfort czytania zdecydowanie się poprawił i już do końca mogłam zachwycać się piękną literaturą :)
Piękna Prowansja, stare historie, odrobina magii oraz miłość, w kilku różnych postaciach.
Opis z okładki - jak to się często zdarza - zupełnie nie oddaje treści. Zresztą nawet nie zwróciłam na niego uwagi, kiedy kupowałam tę książkę. Są autorzy, których po prostu chcę mieć w swojej biblioteczce.
"W tej porywającej, poruszającej nowej książce Guy Gavriel Kay rzuca oślepiające światło na sposoby, w jaki historia – czy to kultury, czy to rodziny – broni się przed pogrzebaniem. Piętnastoletni Ned Marriner przyjechał na półtora miesiąca do Prowansji ze swoim ojcem, który robi zdjęcia do albumu. Stopniowo odkrywa bardzo starą historię, która się rozgrywa we współczesnym świecie iPodów, telefonów komórkowych i siedmiomiejscowych furgonetek, pędzących po drogach, przemierzanych niegdyś przez celtyckie plemiona i rzymskie legiony. Pewnej świętej, nawiedzanej przez duchy nocy pradawnego roku, kiedy zacierają się granice między żywymi i umarłymi, a na wzgórzach płoną ogniska, Ned, jego rodzina i przyjaciele zostają we wstrząsający sposób wciągnięci w tę historię; groźni, mityczni bohaterowie dawno minionych starć wdzierają się do teraźniejszości, zagarniając i zmieniając życie jej mieszkańców."
Tak sobie myślę, że można czytać "Ysabel" jako powieść z dreszczykiem, nieco dziwną, na pewno pokręconą. Przy takim jednak podejściu czytelnik nie odczuje satysfakcji - autor nie daje odpowiedzi wprost, nie wszystko wyjaśnia pozostawiając pole do refleksji. Szczególnie końcówka wydawała się niemal mistyczna i może odrobinę zbyt nierealna (o ile duchy w ogóle mogą być realne). W tej książce chodzi nie tylko o pomysł z wymieszaniem przeszłości z teraźniejszością czy wykorzystanie faktów historycznych do opowiedzenia historii kilku osób. Tropiąc zagadki można łatwo przeoczyć bogactwo tematów przeplatających się przez karty powieści.
Zdaję sobie sprawę, że sposób pisania autora nie każdemu będzie odpowiadać. Kay często korzysta z krótkich zdań, ulotnych sugestii, rzuca myśli bohaterów nie rozwijając ich i czasem ciężko jest uchwycić przesłanie. Pozostawia za to określone wrażenia, emocje, całkiem sporo emocji. Czytając mniej zastanawiałam się nad rozwiązaniem tajemnicy, a więcej bardziej uniwersalnymi pytaniami. Opisana w książce historia trojga ludzi, ich powracające przez przeszło dwa tysiące lat wcielenia, nierozerwalnie splecione losy. Nie trzeba tego czytać dosłownie - mogą być jedynie symbolami, wzorem, który powtarza się wciąż od nowa.
Akcja toczy się w malowniczej Prowansji. Przewodniki turystyczne, jeśli ktoś już bierze je do ręki i nie ogranicza się jedynie do podziwiania widoków, opowiadają o różnych wydarzeniach historycznych, o ważnych osobistościach, o bitwach. To wszystko są jednak suche fakty, zniekształcone przez upływ czasu oraz oderwanie od osobowości, jakie za nimi stały. Ktoś powie, że Rzymianie podbili tę krainę w dążeniu do poszerzenia imperium, że wcześniej Grecy zakładali kolonie handlowe dla zysku. Ktoś może podać całą listę powodów, dla których wyruszyły krucjaty. A jeśli za konkretnymi wydarzeniami stały znacznie prostsze powody, tak banalne namiętności, jak miłość? Pożądanie? Czy ludzie, jednostki, które brały udział w ważnych, przełomowych wydarzeniach, kierowali się tylko swoimi pragnieniami? Czy właśnie z takich powodów ginęły tysiące niewinnych? Czy może raczej byli oni jedynie pionkami, musieli odegrać przypisane im role nie mając żadnego wpływu na bieg historii? Jaką rolę odgrywał w tym wszystkim przypadek - ktoś kogoś spotkał, zmienił swoją trasę lub został w domu? Obcy i swój, stary i nowy porządek, rywalizacja, miłość.
G.G. Kay w cudowny sposób miesza do wszystko, zmusza do refleksji. Przypomina zdarzenia sprzed setek lat konfrontując je z hałaśliwą ignorancją dnia dzisiejszego. Czasem dobrze jest zatrzymać się nad taką myślą.
Dla mnie "Ysabel" opowiada również o rodzinie, więzach ją kształtujących, o tych wszystkich trudnych do uchwycenia drobiazgach. Również o tym, co często zostaje przemilczane. Nie lubię książek pisanych z perspektywy nastoletnich bohaterów, tym razem jednak to mi nie przeszkadzało. Choć większość scen oglądana jest oczyma Neda, nie czułam w tym żadnej sztuczności - zachowywał się jak piętnastolatek, trochę zbuntowany, trochę zagubiony, wstydzący się chwil słabości i raz po raz reagujący zakłopotaniem...
Próżno szukać w tej książce scen erotycznych. Nie nazwałabym jej nawet romansem, choć nie brak tam miłości: rodziców do dziecka i dziecka do rodziców, miłości w rodzinie oraz wśród przyjaciół. Miłości między kobietą a mężczyzną, tak szalonej i potężnej, że sięgającej poza śmierć, poza czas. Wręcz... chorej. Stary, często powracający w literaturze wątek miłości kobiety do dwóch mężczyzn, tragiczne zakończenie. A może to też tylko przenośnia? Pojawiające się w tekście rozmowy, aluzje o podtekście seksualnym są subtelne, zmysłowe, zarazem nie przekraczające granicy dobrego smaku.
Próżno szukać w tej książce scen erotycznych. Nie nazwałabym jej nawet romansem, choć nie brak tam miłości: rodziców do dziecka i dziecka do rodziców, miłości w rodzinie oraz wśród przyjaciół. Miłości między kobietą a mężczyzną, tak szalonej i potężnej, że sięgającej poza śmierć, poza czas. Wręcz... chorej. Stary, często powracający w literaturze wątek miłości kobiety do dwóch mężczyzn, tragiczne zakończenie. A może to też tylko przenośnia? Pojawiające się w tekście rozmowy, aluzje o podtekście seksualnym są subtelne, zmysłowe, zarazem nie przekraczające granicy dobrego smaku.
"Ysabel" nie jest może najlepszą z książek Kaya, lecz podobnie jak one wszystkie, pozostawiła po sobie specyficzny nastrój - przyjemność z zakończonej podróży, melancholię, odrobinę smutku. Sporo refleksji. Po takiej lekturze zwykle potrzebuję trochę odczekać, aż wezmę do ręki kolejną pozycję :)
PS. Dopiero gdzieś za połową książki zorientowałam się, iż dwoje bohaterów pojawiło się już wcześniej we "Fionavarskim gobelinie". Mały, sympatyczny detal. Tamtą trylogię czytałam wiele lat temu, nie pamiętałam szczegółów, pozostało jednak wrażenie najbardziej chyba bajkowej historii ze wszystkich napisanych przez Kaya. "Ysabel" nie jest aż tak bajkowa, to zdecydowanie poważniejsza lektura. Choć z uśmiechem powitałam znanych mi już bohaterów, nawiązania do wydarzeń przedstawionych we "Fionavarskim gobelinie" były na tyle mało znaczące, że nie powinny stanowić problemu dla kogoś, kto nie czytał tej trylogii.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz