Nie wszyscy je muszę lubić, jasne. Mi nie przeszkadzają, o ile trzymają się z daleka od mojej twarzy. Przestrzegając starych przesądów pozwalam im żyć w spokoju, a że w tym roku chętniej niż dotychczas odwiedzały mój balkon - musiałam bliżej się im przyjrzeć :)
Ten post jest dla Kasi - one nie są aż tak włochate :)
Mam już jakieś takie szczęście do nich, iż zwykle mogę je oglądać od spodu, "od brzucha". Aby zrobić zdjęcie poniżej - musiałam usiąść na balustradzie i mocno się wychylać. Hmm... Dodatkowe ćwiczenie na mięśnie brzucha. Osobnik na sieci na powitanie machał do mnie łapkami. A może to był raczej ostrzegawczy gest?
Przykro mi Aniu, ale szybko przewinęłam te zdjecia :)
OdpowiedzUsuńTak, to nie są moje ulubione stworzenia :) I z przykrością (a może i nie) muszę przyznać, że tempię je na każdym kroku
OdpowiedzUsuńNo, bardzo dziękuję!!!!!!!!!!!!!! Są włochate i straszne. STRASZNE. I teraz nie będę mogła spać:)Ale jeśli zrobiłaś je dla mnie, są super(zdjęcia, oczywiście). Mnie nie udaje się zrobić tak maleńkich stworzeń. Może to i lepiej.
OdpowiedzUsuńdaj znać, jakie nakładki kupiłaś na obiektyw, bo przy moim podwójnym makro, nijak nie wychodzą tak ostre.
No, oczywiście nie podpisałam komentarza, a to wszystko przez te straszydła. Pozdrawiam, Kasia:)
OdpowiedzUsuń