sobota, 8 września 2012

Polecieć z Falkorem


Oglądaliśmy ostatnio "Neverending Story". Moje chłopaki nie znały wcześniej tego filmu, młodszy sporą część filmu spędził ukryty pod poduszką, starszy, rozczarowany tandetnymi efektami specjalnymi, zawyrokował, iż w filmie wszystko wyolbrzymiono. 

Dla mnie... to jedna z najpiękniejszych bajek dzieciństwa. Z prostym, dość uniwersalnym przesłaniem.

I tak sobie pomyślałam, że dzisiaj owszem, filmy są bardziej kolorowe, a komputery sprawiają, że cuda wyglądają niezwykle prawdziwie, a jednak... Mam wrażenie, że to w tych współczesnych obrazach wszystkiego jest za dużo. Dzieci od małego atakowane są obrazami - kolorowymi, szybko się zmieniającymi, w których jedna niespodzianka goni drugą. I nie chodzi nawet o to, że na bohaterów spadają brutalne ciosy, po których oni podnoszą się, by dalej biec (w końcu pewien wilk też zdrowo obrywał w pogoni za swoim zającem), lecz o ilość bajek. 

Kultura masowa oferuje teraz tak wiele, że łatwo się w tym zagubić. Prosta i szybko tocząca się akcja wciąga, przykuwa uwagę, uczy tego, by żądać więcej, szybciej, intensywniej. Tylko to zaczyna się liczyć - ilość, nie jakość. Dzisiaj już nawet "Król lew", z swoją w miarę spokojną akcją i częstymi piosenkami, wydaje się być archaiczny.

Tak często słyszy się narzekania na tempo życia w naszych czasach. Ale ono się nie zmieni, jeśli niczego nie zrobimy. Może warto zacząć od samego początku? Od bajek, jakie puszczamy dzieciom?



Czym jest konsternacja?

Obserwowałam kilka dni temu uroczą scenę: młody kocurek skradał się tak, jak tylko młode koty potrafią, do stada gołębi spacerujących do spokojnej, osiedlowej ulicy. W pewnym momencie podbiegł, a przynajmniej próbował, piesek - nieduży, biały kanapowiec. Taki typu "szczotka", któremu wrzuca się piłeczkę pod szafę, by wchodząc wytarł kurze. Piesek wyciągając szyję podchodził do kocurka, aż ten zjeżył się i posłał mu zirytowane parsknięcie, by na powrót skupić się na ptakach. Pies po chwili wahania zrobił kolejny krok, na co kot wygiął grzbiet, wciągnął flagę na ogon, a parsknięcie poparł machnięciem łapy. Kanapowiec rozsądnie trochę się cofnął, lecz kiedy tylko jego adwersarz się odwrócił, ciekawość zwyciężyła. Oba tańczyły w ten sposób przez dłuższą chwilę, kotu udało się nawet podejść bliżej gołębi, kiedy przejeżdżający samochód spłoszył gołębie.

Nie byłam pewna, które z nich miało zabawniejszy wyraz pyska - kot czy pies.




1 komentarz :

  1. To była też moja ulubiona bajka dzieciństwa, melodię śpiewałam codziennie.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...