poniedziałek, 10 września 2012

Cienka granica


Lato powoli już się kończy, wkrótce przyjdzie czas na swetry i grubsze kurtki...

Ciepłe dni zachęcają do wybierania śmielszych strojów, te upalne - nawet do bardzo śmiałych. I w końcu to jest jeden z uroków lata, przecież smukłe dziewczyny w króciutkich szortach czy dopasowanej sukience to widok przyjemny dla oka, piszę to jako kobieta ;) Na przedstawicielki naszej płci zdecydowanie przyjemniej jest patrzeć, tzw. (męskie) "ciacha" są mimo wszystko rzadkością. 

Mam pełną świadomość tego, co napisałam wyżej - "smukłe dziewczyny". Nie bardzo odpowiada mi kreowany przez media ideał kobiecej urody (nie dla wszystkich osiągalny, a czasem prowadzący do niezdrowych zachowań), ale sama często przyłapuję się na tym, że również stosuję te kryteria estetyczne...

Nie o tym jednak chciałam.

Sama lubię dopasowane ciuchy (przynajmniej na ile mogę sobie pozwolić, nie ujawniając własnej wagi), a chociaż natura nie poskąpiła mi wzrostu - uwielbiam wysokie obcasy (korzystam z tego, że mam wysokiego męża). Często jednak, gdy widzę przydrożne billboardy czy reklamy w prasie oraz telewizji, podnosi mi się ciśnienie. Bo satysfakcja, jaką daje poczucie, że dobrze się wygląda, czy też podłapane męskie spojrzenia, wyrażające aprobatę, to jedno. Prezentowanie kobiecego ciała jako wabika, to coś zupełnie innego. Kiedy biuściasta "pani" zachęca do wizyty w markecie budowlanym czy przydrożnym barze, czuję się nie tyle zniesmaczona, co niemal upokorzona.

Zastanawiam się, gdzie jest granica i czy czasem my same nie robimy sobie krzywdy. Reklamy, w których śmiało wykorzystywana jest nagość nikogo już nie szokują, zaczynamy odbierać ciało kobiety jako towar, coś, co ma dobrze wyglądać, coś, co można wykorzystać, sprzedać.  

 Na szafce w naszej łazience leży stosik gazetek motoryzacyjnych. W każdej z nich jest co najmniej kilka zdjęć plastikowych panienek. Mniej plastikowe, ale niewiele więcej ubrane znajduję również w innych, nie aż tak bardzo męskich, czasopismach. Tego właśnie oczekują mężczyźni, płacą, żeby móc popatrzyć. 

Czy ja, zakładając szpilki lub wybierając mini, nieświadomie również dostosowuję się do tego rodzaju oczekiwań? Lubię wierzyć, że robię to dla siebie samej. Z drugiej strony dziś rano na przykład nie miałam wątpliwości, dlaczego kierowca wielkiej ciężarówki zaczął hamować, zanim jeszcze zbliżyłam się do przejścia dla pieszych. Nikogo poza mną tam nie było. Bardziej mnie to rozbawiło niż połechtało moje ego, w końcu szpilki i dość formalna sukienka do kolan to nic wyzywającego.

A jednocześnie... Jakaś część mnie poczuła się odrobinę niekomfortowo.

Wkurzają mnie podsumowania, że brutalnie wykorzystana dziewczyna "sama sobie była winna", że "nie powinna tak się ubierać". Tak jakby widok odsłoniętego kawałka ciała lub zbyt obcisły stój miał być uzasadnieniem dla niecywilizowanych zachowań ze strony mężczyzn. 

A jednocześnie... Gdzie jest ta granica? Ubieramy się tak, jak lubimy. I lubimy, kiedy mężczyźni nas podziwiają. I być może lubimy ich troszkę prowokować... Czy w ten sposób nie układamy się same na talerzu podsycając zachowania seksistowskie?

Burka to druga skrajność.  

Lubię patrzeć na kobiety, wyłącznie dla podziwiania piękna, tak samo jak lubię oglądać akty, w malarstwie i fotografii. Wiem, że spora część mężczyzn znajduje w tym innego rodzaju przyjemność. I chcę wierzyć, iż można zachować równowagę.








2 komentarze :

  1. Oj trudny temat...ja nie mam tego problemu bo szpilek nie noszę, po prostu nie umiem w nich chodzić, ale bardzo mi się podobają, zawsze byłam zakompleksiona, więc więcej ukrywałam niz pokazywałam. Zgadzam się, mi też podoba się kobieta, która z gracją w szpilkach przechodzi ulicą, czasami sama się odwrócę by podziwiać. Z tą granicą to chyba bardziej mężczyźni mają problem..

    OdpowiedzUsuń
  2. Aj Słonko, jak zawsze masz rację :) Hmm... formalna sukienka i szpilki... to jednem z moich ulubionych strojów. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że to działa na (inteligentnych) mężczyzn dużo bardziej niż otwarta nagość. Osobiście wyznaję zasadę, że trzeba pozostawić coś dla wyobraźni. Nie ukrywam jednak, że przechodząc z parkingu do pracy, czuję się więcej niż niekomfortowo, słysząc komentarze i pomruki aprobaty, ze strony robotników ocieplających budynek. Z drugiej strony jeśli ktoś szuka tanich podniet, to jego sprawa, obym tylko ja nie musiała być ich obiektem.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...