Planując zwiedzanie wyspy od razu wiedziałam, że chcę zajrzeć do jej stolicy - o wyjątkowo oryginalnej nazwie - Rodos. Nie przepadam za miejskim gwarem, hałasem czy tłumami, więc wędrówka uliczkami starego miasta była nieco nużąca... Miało to jednak niezwykły klimat, magię, która sprawiała, że przestawałam zwracać uwagę na niewygody.
Nie chciałabym tu przytaczać informacji, które znaleźć można w każdym przewodniku, ale tak tylko gwoli wyjaśnienia musiałabym wspomnieć parę słów o historii. Tą wyspa ma bardzo długą i barwną. Pierwsze ślady osadnictwa na Rodos pochodzą z okresu ok. 6.000 lat p.n.e. To szmat czasu, a biorąc pod uwagę stosunkowo niewielką powierzchnię (1.400 km kw. - najmniejsze z naszych województw, opolskie, ma 9.400 km kw.), nie powinno dziwić, że co rusz trafia się na jakieś "zabytki". Obok siebie stoją bizantyjskie monastyry, starożytne ruiny, joannickie zamki czy meczety. W mieście Rodos są nawet pozostałości egipskiej świątyni...
Wyspa przechodziła z rąk do rąk, pod władanie coraz to kolejnych panów - Achajowie, Dorowie, Persowie, Grecy, Rzymianie, Bizancjum, Arabowie, krzyżowcy, joannici, Turcy, Włosi i na koniec znów Grecy. Można powiedzieć, iż rdzenni mieszkańcy siedzieli i czekali, kto będzie następny. Można powiedzieć, że to joannici - ze swoimi zamkami oraz przebudową stolicy - odcisnęli najwyraźniejsze piętno, lecz kiedy się uważniej przyjrzeć, widać również inne ślady. Samo Rodos - a przynajmniej stare miasto - jest taką cudowną mozaiką.
Tak na marginesie - moim pierwszym skojarzeniem, gdy weszłam na Ippoton i później, gdy stanęłam przez pałacem Wielkich Mistrzów, była trylogia Petera Berlinga "Dzieci Graala". Chociaż akcja powieści rozgrywa się w wielu miejscach, to te nagrzane słońcem kamienie, duchy rycerzy unoszące się gdzieś w zaułkach... Tak właśnie to sobie wyobrażałam.
Dojazd do Rodos z naszego hotelu zajął nam niecałą godzinę, przejazd przez miasto okazał się całkiem prosty (pomimo iż Grecy nie bardzo się przejmują oznakowaniem ulic), ale sam ruch drogowy... Zamykałam oczy ufając mężowi, że jest bardziej opanowany niż ja - chaos na skrzyżowaniach, wymuszanie, wciskanie się bocznymi pasami, wszechobecne skutery, których najwyraźniej nie obowiązują te same zasady ruchu drogowego (do tego co drugi kierowca tych pojazdów trzymał telefon przy uchu)...
Ale ok.
Zaparkowaliśmy przy porcie Mandraki - czynnym od czasów starożytnych do dziś... Zdjęcie poniżej jest bardzo średnie, ale chciałam pokazać miejsce, gdzie podobno stał kiedyś kolos rodyjski. Obecnie na filarach znalazły się rzeźby danieli.
Stare miasto, ta jego ścisła część, otoczona murami, przylega do morza. Widok jest niesamowity - monumentalne mury, jasne, skąpane w świetle i oszałamiający lazur wody.
Doskonale zachowane mury otaczające starówkę mają do 12 metrów grubości i do 21 wysokości. To robi wrażenie, można się przy nich poczuć malutkim. Do środka prowadzi kilkanaście imponujących bram - i nagle wchodzi się do innego świata - wąskich uliczek, kolorowych kramów, niskich, starych budynków. Układ starego miasta zachował się niezmieniony od czasów średniowiecza.
Brama Morska |
Stare miasto podzielone jest na dwie wyraźne części. Ta skupiona wokół ulicy Rycerskiej - Ippoton, jest zdecydowanie bardziej cicha, surowa, monumentalna. Miałam wrażenie, że gdybym przymknęła powieki, usłyszałabym chrzęst zbroi. Kamienne ściany poważnych budynków, które przez wieki nic się nie zmieniły... To tu stacjonowali joannici, swoje cele mieli żołnierze (podzieleni na sześć regionów) - ślady po tym zostały w nazwach budynków - oberża języka owernijskiego, oberża języka prowansalskiego, etc. ("oberże" mniej miały wspólnego z karczmami, więcej - z kwaterami).
Większość bram na tej ulicy była zamknięta, do jednej tylko udało mi się zerknąć - tam również czas stanął w miejscu. |
Pałac Wielkich Mistrzów - monumentalny, wręcz przytłaczający... We mnie wywołał skojarzenia z ogromnym piecem - taka ilość nagrzanego kamienia... A przednim ogromny plac wyłożony chochlakami.
Brama d'Amboise'a |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz