Zapraszam na wyprawę na południe wyspy i jej zachodnim wybrzeżem :)
Najpierw przejechaliśmy z naszego Kiotari (A) to Kattavia (B) i na przesmyk Prasonisi (C). W kolejnych postach pokażę drogę przez Appolakia do zamków w Monolithos i Kritinia... Zdjęć mam za dużo, odłowiłam tylko niektóre i mam nadzieję, że Was nie zanudzę.
Południe jest dzikie, puste, malownicze (na swój sposób - trzeba się bowiem Co mnie uderzyło w rodyjskim krajobrazie, to przeplatające się nowoczesne budynki, często tylko niedokończone budowy straszące poszarzałym szkieletem, to znów te malownicze kapliczki czy porzucone swojemu losowi ruiny. Tak, jakby ludzie mieli dość miejsca, by nie przejmować się tym, co stoi tuż obok.
Ruiny kościoła przy wjeździe do Kattavi. |
Jak patrzę na tą fotografię, nie dziwią mnie kolory greckiej flagi. |
Czego na tych zdjęciach nie widać, to żar - rozpalona niemal do czerwoności ziemia, drżące z gorąca powietrze, którego nie mógł schłodzić wiatr od morza (fotografię robiłam stojąc na przełęczy - w dole dolina otaczająca Kattavię, za "moimi plecami" przesmyk Prasonisi). A do tego niesamowity aromat ziół!!
Prasonisi to zazwyczaj półwysep na samym południowym krańcu Rodos. W tym miejscu najwyraźniej widać różnicę - po wschodniej stroni morze jest spokojne, łagodne, a tuż obok, po zachodniej, fale dziko biją o brzeg. Zazwyczaj jest to... półwysep. Mieliśmy akurat to szczęście (?), że tego dnia silny wiatr spowodował zalanie przesmyku.
Prasonisi jest znanym ośrodkiem windsurfingowym, a wśród ekip instruktorskich Polacy podobno cieszą się największym poważaniem :)
Kattavia natomiast to maleńka, niemalże zabita dechami wioska, która ożywa tylko w sezonie, gdy przyjeżdżają surfingowcy. Ludzie są za to przemili, chętni by pomóc czy wskazać drogę :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz