Do końca drugiej części "Alpine" już coraz mniej rozdziałów, ciągu dalszego zdecydowanie nie planuję, za bardzo już chciałabym się zabrać za coś nowego. Chciałabym dokończyć kilka krótszych tekstów, które od dawna już czekają, a potem...
***
Robert zaczerpnął głęboko powietrza próbując przywołać swój umysł do porządku i ustalić, czy to, co widział, miało miejsce naprawdę. Siedząca parę centymetrów od niego kobieta znieruchomiała w tak ulotnej pozie, że przypominała kruchą, porcelanową figurkę. Piórko uniosło się z jej dłoni i kpiąc sobie z praw fizyki poleciało leniwie ku górze, jakby tańczyło na niewidzialnej linie.
- Myślisz, że dzięki
nazwom można oswoić to, co wymyka się pojmowaniu? – odezwała się jedwabistym
szeptem. – Nie masz takiej władzy.
- Próbuję tylko zrozumieć.
- Sam się w ten
sposób ograniczasz.
Nagle uświadomił
sobie, że oczy kobiety zmieniły swój kolor na srebrne, jaśniały jakimś
wewnętrznym, metalicznym blaskiem.
- Jeśli nazwiesz mnie
boginią, będziesz bezwiednie czuł przede mną respekt. Jeśli uznasz, że jestem
demonem, zaczniesz się mnie bać. To jednak w żaden sposób nie zmieni tego, kim
jestem.
- A kim jesteś?
- Częścią tego
świata, tak samo jak ty.
***
Wyminęła go, po czym sięgnęła
po pokrowiec, by na powrót go zamknąć i wcisnąć w dłonie skamieniałego
Simona. Linia jego szczęki napięła się jeszcze mocniej.
- Zabierz to.
- To prezent.
- A ja go nie
przyjęłam. Teraz już wyjdź.
Marie dostrzegała
wzbierającą w oczach mężczyzny wściekłość i chociaż jej serce szamotało się w
piersi, chociaż jej instynkt krzyczał, aby się wycofała, nie zamierzała
ustąpić. Nie mogła, nie w tej sprawie.
Po ciągnących się w
nieskończoność minutach Simon wreszcie poruszył się. Nadal zaciskał kurczowo
szczękę, jakby z trudem powstrzymywał komentarz, odwrócił się rzucając sukienkę
z powrotem na łóżko i wyszedł. Marie z jękiem opadła na krzesło, przez dłuższą
chwilę gapiła się tylko w drzwi, po czym uniosła drżącą rękę, by otrzeć
spływającą po policzku łzę.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz