Przeczytałam niedawno felieton Hanny Samson ("WO", 29.06.2013) "Porządna i seksualna", i się zastanawiam. Dostępność tego tekstu jest ograniczona, więc pozwolę sobie przytoczyć fragment:
"Kobiety muszą dbać, by mieścić się w kategorii "porządnych i przyzwoitych", bo inaczej spotka je kara. Takie myślenie o kobiecej seksualności pochodzi z czasów wiktoriańskich, o czym pisze Naomi Wolf w książce "Wagina: nowa biografia" (...). To właśnie z tamtych czasów pochodzi głęboko zakorzenione w nas przekonanie, że jesteśmy "porządne" albo nie. Porządne kobiety społeczeństwo i państwo biorą w obronę, nieporządne są karane i stają się ofiarami przemocy. W słynnym traktacie "Funkcje i zaburzenia organów rozrodczych" z 1857 roku ginekolog William Acton pisał, że "większość kobiet (na szczęście dla społeczeństwa) nie jest niepokojona przez żadne doznania o charakterze erotycznym." I dalej: "Skromna kobieta z rzadka potrzebuje zmysłowego zaspokojenia. Poddaje się pieszczotom męża, ale przede wszystkim dla jego przyjemności." (...) Dziś wiele się zmieniło, ale nasze lęki pozostały. Na Marszu Szmat jeden z transparentów głosił: "Nie mów córce, w co ma się ubrać, powiedz synowi, żeby nie gwałcił." To przekaz rewolucyjny w naszej kulturze, zwanej nie bez powodu kulturą gwałtu."
Nad czym się zastanawiam? Abstrahując od tego, że felieton jest przynajmniej w części prowokacyjny, że ja sama wcale nie akceptuję tych "nieporządnych" i "nieprzyzwoitych" zachowań, budzą one we mnie niesmak zarówno w kobiecym, jak i w męskim wydaniu...
Wątpliwości we mnie zaczęło jednak budzić to, co moim zdaniem "kobieta powinna"? Jaka część z moich własnych zachowań - gdy rano się maluję, wybieram szpilki czy przeglądam się w lustrze - jest efektem wyuczonego schematu, modelu ("kobieta powinna" atrakcyjnie wyglądać, starannie ubierać się, etc.), a na ile to jestem ja sama, moje upodobania i mój styl.
Zresztą w ogóle można mówić o takiej niezależności od kulturowej tradycji? Bronimy się regułami dobrego wychowania, a przecież to wszystko jest naszą kulturową spuścizną. Być może kiedyś te reguły narzucali mężczyźni (mniej lub bardziej świadomie utrwalając swoją dominację), lecz z biegiem wieków tak mocno wrosły w nasze przyzwyczajenia, iż teraz nie sposób już je ot tak wyrwać. Dlaczego to partnerki/żony częściej czują się zobowiązane, by nadal dobrze wyglądać, utrzymać uwagę drugiej strony, podczas gdy rzeczona druga strona... Hmm... Ok, chwalebne wyjątki się zdarzają. Kto z ręką na sercu może powiedzieć, że nigdy nie wyrwał mu się niepochlebny komentarz (choćby tylko w myślach) o np. zbyt kuso ubranej dziewczynie? Albo wyjątkowo niechlujnej, zaniedbanej? Skąd w ogóle wzięły się uwagi typu: "zbyt śmiało się ubrała"? Dlaczego surowsze oceny padają pod adresem kobiet, podczas gdy mężczyznom na więcej się pozwala?
Skoro już musimy mówić o zasadach - co wypada, co się powinno - przykładajmy tą miarę równo to obu płci.
Zresztą w ogóle można mówić o takiej niezależności od kulturowej tradycji? Bronimy się regułami dobrego wychowania, a przecież to wszystko jest naszą kulturową spuścizną. Być może kiedyś te reguły narzucali mężczyźni (mniej lub bardziej świadomie utrwalając swoją dominację), lecz z biegiem wieków tak mocno wrosły w nasze przyzwyczajenia, iż teraz nie sposób już je ot tak wyrwać. Dlaczego to partnerki/żony częściej czują się zobowiązane, by nadal dobrze wyglądać, utrzymać uwagę drugiej strony, podczas gdy rzeczona druga strona... Hmm... Ok, chwalebne wyjątki się zdarzają. Kto z ręką na sercu może powiedzieć, że nigdy nie wyrwał mu się niepochlebny komentarz (choćby tylko w myślach) o np. zbyt kuso ubranej dziewczynie? Albo wyjątkowo niechlujnej, zaniedbanej? Skąd w ogóle wzięły się uwagi typu: "zbyt śmiało się ubrała"? Dlaczego surowsze oceny padają pod adresem kobiet, podczas gdy mężczyznom na więcej się pozwala?
Skoro już musimy mówić o zasadach - co wypada, co się powinno - przykładajmy tą miarę równo to obu płci.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz