Nigdy nie uważałam się za terrorystkę językową, w szkole polski nie był moim ulubionym przedmiotem i na pewno zdarzają mi się większe czy mniejsze potknięcia... Jestem jednak bardzo wyczulona na punkcie ortografii i jej jawnego lekceważenia.
Błędy zdarzają się każdemu. Sporadyczne - rzecz ludzka, doskonale rozumiem. Ale jeśli u kogoś są one nagminne...
Czasem mam wrażenie, że dzisiaj ortografia ma coraz mniejsze znaczenie, nieważne są reguły poprawnej pisowni, byle mniej więcej oddać brzmienie słów. Błędy są coraz powszechniejsze i to tak rażące, że zapisane w ten sposób informacje są niezrozumiałe. Nie potrafię tego zaakceptować, patrzeć, jak kaleczony jest nasz piękny język. Tak samo zresztą nie podoba mi się nagminne wtrącanie sformułowań w językach obcych, ale to już inny temat :/
Przyznaję, iż odpuściłam sobie czytanie wielu ciekawie zapowiadających się opowiadań, gdyż ich autorzy popełniali zbyt wiele błędów. Raz napisałam dyskretną wiadomość, że przydałaby się chyba korekta, lecz z pełnej oburzenia odpowiedzi dowiedziałam się tylko, iż autorka maturę zdawała już dawno temu i nie czuje się zobowiązana, by pisać poprawnie... Przykre :/ Więcej tam nie zajrzałam i bynajmniej nie dlatego, że postanowiłam się dąsać. Umysł oswaja się z często oglądanymi błędami, łatwo w ten sposób samemu nabrać złych nawyków.
Przez ostatnie miesiące prowadziłam dość ożywioną "korespondencję" z wychowawczynią mojego syna. Szczerze szanuję pracę tej pani, jej serdeczne zaangażowanie, wysiłek, lecz kiedy czytałam jej uwagi w naszym wspólnym zeszycie, ręce mi opadały - ma piękny charakter pisma i spory problem z poprawnym zapisywaniem niektórych słów. Nie chcę być złośliwa, panie w przedszkolu na szczęście nie uczą dzieci pisać, ale... Gdzie podziały się standardy?
Dziś dostałam płytę DVD z uroczystości zakończenia przedszkola, elegancko oprawioną. I już na samym wstępie wita mnie napis: "Absolwęci naszego przedszkola"... Śmiać się czy płakać?
To tylko parę przykładów... Powiecie, że się czepiam?
Niedawno słyszałam od znajomej, że ona woli chodzić na filmy "do słuchania" (=z dubbingiem), bo z tych "do czytania" (=z napisami) to nigdy nic nie rozumie, nie nadąża czytać.
Rozumiem, iż pewnych zmian nie da się zatrzymać. Jeśli większość społeczeństwa woli karmić się plastikową, wielobarwną papką, która nie obciąża umysłów i sprzyja wtórnemu analfabetyzmowi, trudno. Mam jednak nadzieję, iż dbanie o pewien poziom (zachowania, języka, etc.) będzie nadal wyznacznikiem klasy - tej, której nie da się kupić, lecz trzeba sobie samemu wypracować. Nawet, jeśli tą klasę jedynie nieliczni będą potrafili dostrzec i docenić...
"Absolwęci naszego przedszkola" ??? Zdecydowanie płakać Słonko. Podobnie jak Ty uważam, że każdemu zdarzają się błędy (czasem nawet te większe), ktoś może mieć dysleksję tudzież dysortografię, staram się być wyrozumiała i zwykle jestem. Ale to… w głowie mi się nie mieści. Jak ich nie wstyd? Już nie tylko samej pani, ale i całemu przedszkolu? To instytucja, która od pierwszych lat kształci dzieci i nieważne, że nie uczą pisać. Dziwi mnie tylko, że takie pamiątki nie przechodzą przez jakąś weryfikację. Zwłaszcza, że jest to coś, co ludzie z sentymentem przechowują latami. (Każda wydana przeze mnie opinia przechodzi przez ręce dyrekcji i jest dokładnie sprawdzana pod względem ortografii i interpunkcji - Pani Dyrektor ma na tym punkcie niemal obsesję :D). Tym bardziej jestem „pod wrażeniem” czegoś takiego, w dobie już nie tylko klasycznych słowników ale komputera… przecież wystarczy wpisać słowo do worda. Miłego dnia Słonko :)
OdpowiedzUsuń