Gdyby nie fakt, że jestem związana tajemnicą zawodową, mogłabym zmienić nazwę bloga na "1001 sposobów, jak oskubać bliźniego" :/ I co dzień miałabym o czym pisać - najróżniejszych kombinacjach, kryjących się pod pozorami legalności, czy jawnie bandyckich działaniach, przeprowadzonych tak zręcznie, że człowiek czuje się kompletnie bezradny.
Czy są jeszcze jakieś granice przyzwoitości?
Jeśli dalej tak pójdzie, "uczciwość" znaleźć będzie można wyłącznie w słowniku, a ja chyba przestanę otwierać drzwi listonoszowi, na przemiłą panią w warzywniaku patrzeć będę za to nieufnie, bo skoro regularnie odpuszcza grosiki, których nie ma jak wydać, to na pewno oszukuje mnie na czymś innym. Ach, i będę szerokim łukiem omijać te wszystkie staruszki, którym mogłabym pomóc, bo z pewnością będą chciały coś wyłudzić...
Ale chyba te "przekręty" wcale nie są aż takie dobre, skoro lądują tacy delikwenci u Ciebie?
OdpowiedzUsuńTo nie takie proste, Anetko. Zwykle mam do czynienia z poszkodowanymi, aczkolwiek - niestety - nie zawsze. Poza tym z różnych powodów miewam dostęp do specyficznych informacji zakulisowych, takich, które mogą do reszty pozbawić wiary w drugiego człowieka :/
OdpowiedzUsuń