czwartek, 21 lipca 2011

Kobieta kobiecie...


Trafiłam niedawno na ciekawy artykuł - o kobiecej rywalizacji. Dotyczy on przede wszystkim młodych matek, ale końcówka jest moim zdaniem dość uniwersalna.

Jeden cytat, który dość trafnie podsumowuje ten tekst: "(...) Społeczeństwo stawia nam nierealne do spełnienia wymagania. Mamy być wykształconymi matkami, które doskonale dbają o dom, tworzą zgraną parę z mężem, wymyślają ciekawe zajęcia dla dzieci i mają czas na aerobik, chiński i organizowanie spotkań rodzinnych. Do tego jeszcze świetnie gotują (...)".

Pisałam już w jednym z wcześniejszych postów o tym, jak bardzo zmieniło się życie dzisiejszych kobiet. Chcemy dorównać mężczyznom, nie rezygnując przy tym z kobiecości. Rywalizacja dotyczy nie tylko matek - która z ręką na sercu przyzna, że ubierając się myśli tylko i wyłącznie o tym, by podobać się samej sobie (tudzież mężczyznom) i wcale, ale to wcale nie porównuje się z innymi kobietami? Taka maleńka dawka próżności jest chyba w każdym. Pokazanie się przed koleżankami z chłopakiem czy pochwalenie się nową fryzurą; już w przedszkolu trwają dyskusje, która ma więcej ubranek dla lalki.

To nie tak, że tylko kobiety współzawodniczą ze sobą. Wydaje mi się jednak, że u mężczyzn jest to bardziej naturalne. Sport, samochody, pozycja zawodowa - to wszystko odmiany tańca godowego. Każdy samiec (brutalna prawda) potrzebuje się dobrze zaprezentować, by zdobyć przychylność potencjalnej partnerki (czy aktualnej również?). W przyrodzie zazwyczaj to ten najlepszy zgarnia całą pulę. Samice nie muszą współzawodniczyć, tylko człowiek wprowadził taki zwyczaj.

A może i kobiety mają to w genach? Nie wszystko chyba trzeba sprowadzać do ewolucji i popędu? :)

Autorka artykułu twierdzi, iż kobiety rywalizują skrycie, najczęściej same ponosząc związane z tym koszty emocjonalne. "(...) Takie dobra jak sukces zawodowy, udany partner i dobrze wychowane dzieci są ograniczone i trzeba o nie mocno konkurować. (...)"

Czy jednak zawsze da się odróżnić współzawodnictwo od własnych, zakorzenionych głęboko w sercu marzeń? Czy ukłucie w sercu na widok sąsiadki pchającej wózek musi oznaczać, iż startuję w wyścigu? Bo to moda? Przecież marzyłam o dziecku, zanim ją zobaczyłam. Czy to, że czuję narastające napięcie, kiedy koleżanki w pracy wymieniają wiadomości o budowie swoich domów, oznacza, że koniecznie chciałabym być od nich na tym polu lepsza?

Wydaje mi się, że człowiek jest zbyt złożoną istotą, by jego reakcje można było określić tylko jednym, prostym pojęciem.



W artykule poruszono również kwestię "kończenia" znajomości w momencie, gdy przegrywa się rywalizację. Szkolne przyjaciółki, z których jedna zrywa znajomość, kiedy ta druga zaczyna spotykać się z chłopakiem. Znajomi, którzy przestają odwiedzać parę spodziewającą się dziecka. "(...) Nie zniosła tego, więc się odwróciła ode mnie i ucięła znajomość. (...)"

To może uogólnienie, ale bardzo prawdziwe. Spotkałam się z tym na własnej skórze, kiedy ktoś bardzo mi bliski, przyjaciółka bliska niczym siostra, z dnia na dzień przestała się do mnie odzywać. Kolejne parę miesięcy, kiedy musiałyśmy jeszcze dzielić pokój w akademiku, były piekłem, szczególnie, że nastawiła przeciw mnie resztę lokatorek. Nie doczekałam się słowa wyjaśnienia. Dopiero po długim, długim czasie uspokoiłam się na tyle, by zrozumieć, co mogło nią kierować. Nauczyłam się wtedy dbać przede wszystkim o siebie. Znam zresztą więcej sytuacji, kiedy część znajomych zaczyna się oddalać - praca, małżeństwo, dziecko... Ktoś przestawał odpowiadać na moje maile i telefony, czasem to ja się odsuwałam.

We wspomnianym artykule przedstawiono to tylko z jednej strony - z punktu widzenia osoby, od której ktoś się odciął, rozluźnił kontakty. A co kierowało tą drugą stroną? Poczuła się gorsza i zmieniła towarzystwo na takie, w którym nadal mogła rywalizować, na tle którego lepiej się prezentowała? A może dlatego, że chciała chronić samą siebie przed czymś, z czym nie potrafiła sobie już poradzić?

To pięknie brzmi, podnosić głowę wysoko, pomimo mniejszych czy większych życiowych niepowodzeń, uśmiechać się nawet, kiedy nie udało się zrealizować planów czy marzeń. Nie zazdrościć, nie stronić od tych, którym się udało. Jaka jest jednak cena tego?

Homo sum, humani nihil...

Poznałam również ten aspekt. I wiem, że nie zawsze można być wystarczająco silnym, by robić dobrą minę do złej gry. Czasem... to za dużo. Poczucie niespełnienia, rozżalenie z powodu uciekających marzeń są moim zdaniem silniejszymi emocjami niż zazdrość. Mają większy wpływ na życie i różne reakcje, bo tkwią w sercu, a nie są kierowane przeciw komuś.


I jeszcze jedno. Najtrudniejsze, moim zdaniem, jest to, by słuchając drugiego człowieka, spróbować wczuć się w jego sytuację. Nie oceniać go własną miarą, według swoich doświadczeń. Nie narzucać za wszelką cenę własnych rozwiązań.

Każdy z nas jest inny i inaczej będzie odbierać różne sytuacje.

Można znać kogoś wiele lat, często rozmawiać, a jednak niewiele o nim wiedzieć. Rzadko mamy na to wystarczająco czasu, by wszystko zrozumieć. Jeżeli to w ogóle jest możliwe... Nawet, gdy wysłuchamy całej historii dzieciństwa, nie zawsze będziemy w stanie pojąć, jaki to miało wpływ na daną osobę. Bagaż życiowych doświadczeń jest bardzo złożony, składa się z tych dużych, ważnych zdarzeń oraz z tych drobnych, nie zawsze nawet uświadomionych.

Warto o tym pamiętać, zanim się kogoś oceni... 



Krzew z tych zdjęć to budleja, tzw. motyli krzew. Bardzo ułatwia robienie zdjęć tym owadom, gdyż w jego pobliżu zachowują się jak ogłupiałe, nie zwracając na nic uwagi...


Tak już zupełnie na marginesie, dla odprężenia się... Zdarzyło się Wam nazwać kogoś "heterą"? Ja osobiście preferuję "zołza", ale i "heterę" znam. Ostatnio zupełnie przypadkiem trafiłam na to pojęcie w Wikipedii:

"Hetera (gr. hetaíra - dosł. towarzyszka; r.ż. od hetaíros - towarzysz kompan) - w starożytnej Grecji grupa zawodowych kurtyzan. Różniły się od zwykłych prostytutek niezależnością i dość wysoką pozycją towarzyską. Inna nazwa to córa Koryntu."
Chyba jednak nie tak to rozumiałam.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...