Kap, kap, kap... Nawet lubię ten rytm. Działa bardzo kojąco.
Tylko wolałabym słuchać go... siedząc pod namiotem? Albo w jakimś małym, klimatycznym domku w górach... Póki co jednak muszę siedzieć w mieście, wolałabym więc, żeby to był ciepły deszcz (skoro już musi padać). Nie obraziłabym się też, gdyby na weekend odrobinę się rozpogodziło.
Likieru jeszcze nie skończyłam, ale czas wrócić do życia. Z moich serdecznych postanowień udaje mi się realizować jedno - trening wzmacniający przed wyjazdem w góry (a co!). Za dużo pewno nie pochodzimy, każdy pretekst jest jednak dobry. Tylko - auć, wszystko mnie boli...
I jeszcze jedno... Nie wiedziałam ani się nie spodziewałam... DZIĘKUJĘ :)
Pieknie!! Gratuluję :) Alka
OdpowiedzUsuńJa tam wolę zimny deszcz w gorące dni...
OdpowiedzUsuńA wyróżnienie z pewnością ci się należy!
Pozdrawiam.