czwartek, 17 marca 2011

O muzycznych źródłach inspiracji...


Lubię słuchać muzyki przy pracy, tak w ogóle, jako łagodnego tła, ale dopiero od niedawna pozwalam, by ten podkład wpływał na to, co piszę. Czasem wybieram kawałki pod moje samopoczucie, czasem - pod to, co chciałabym napisać. Słucham ich w ciągu dnia, kiedy mam chwilkę, by pomysleć...

Jakiś czas temu Twistedspaz zwróciła moją uwagę na "Lux aeterna" Clinta Mansella (wciąż mam przed oczyma wyobraźni, jak jej Edward gra ten kawałek...) - ten utwór niesamowicie oddawał mój stan ducha i towarzyszył mi wiernie przez ostatnie rozdziały MSAP (nie jako jedyny, ale najczęściej - i to być może wyjaśnia trochę nastrój niektórych scen). Z kolei "Bandyta" to przede wszystkim "Big Iron", "Ballad of Alamo" (Marty Robbins) i trochę podobnych ballad. Nie wiem, czy można nazwać to country (z tym gatunkiem kojarzy mi się tylko "Cotton Eye Joe"), bluegrass czy jeszcze inaczej. Lubię te żywe melodie, lubię wsłuchiwać się w słowa - opowiadają ciekawe historie, które same w sobie mogłyby być inspiracją. "Jezebel" (Frankie Laine), "Five brothers", "They're hanging me tonight" (obie wyk. Marty Robbins - uwielbiam jego głos!), i wiele innych.

Tak właśnie było z "Bandytą". Szukałam piosenek, które mogłyby być zagrane na ognisku w Detroit Lake, nieoceniona Spaz podesłała mi kilka świetnych kawałków (które wykorzystałam!!), a szukając dalej trafiłam na "Big Iron" - po odsłuchaniu tego kilka razy poczułam, że muszę wysłać Edwarda na Dziki Zachód... I tak narodził się pomysł na "Twilight western" - jednak gdyby nie poparcie pewnej fantastycznej kobiety, nie zaczęłabym tego...

Na swojej codziennej playliście mam dość eklektyczny zbiór - trochę klasyki, trochę poezji śpiewanej, kilka ulubionych kawałków popowych, ale i te kowbojskie i nawet Hymn ZSRR w wykonaniu Chóru Armii Czerwonej (bajka!! muszę jeszcze ich "Kalinkę" sobie dorzucić). Przy każdej zmianie nastroju, w mojej głowie kotłują się inne myśli... i pojawiają się nowe pomysły...

Kiedy rozbrzmiewa "Wilcze zęby, oczy siwe..."... to kusi.. Ale nie, wysłanie ich do XVIIwiecznej Rzeczpospolitej byłoby już przegięciem ;) Sporym przegięciem.


A to inne źródło "inspiracji" - pyszny i niezawodny i bardzo mocny likier czekoladowy domowej roboty ;) Wystarczy puszka mleka skondensowanego (długo gotowana), wódka i jakiś dodatek smakowy. Zdjęcie jest już niestety nieaktualne, a butelka pusta. Ale było pycha :)

2 komentarze :

  1. Nie znam nic z tego co opisałaś, zaraz wrzucę w you tube i zobacze co cię tam muzycznie inspiruje :)

    A likierek musiał być pycha, ja też sobie zrobiłam, ale karmelowy. Teraz w lodówce nasącza sie kokos, jutro będzie a'la MAlibu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. rety, że też Wam się tak chce robic te likiery! Podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...