Zaczynam nową przygodę :)
Nad "Alpine" siedzę już od paru miesięcy, do tej pory jednak było to głównie zbieranie materiałów i praca nad fabułą. Najwięcej czasu zajmuje mi zwykle konstruowanie postaci - nie ich ogólny szkic, a te wszystkie drobiazgi (czym się zajmuje, co studiował, etc.). Nawet, jeśli nie wykorzystuję ich później w tekście, potrzebuję takiego kompleksowego obrazu, żeby móc pracować z danym bohaterem. Zanim zacznę pisać, muszę dobrze ich poznać, móc bez trudu przewidzieć, jak się zachowają. Staram się z każdym z nim umówić na kawę czy chociaż popodglądać przez jakiś czas jego życie. Chyba dlatego tak ciężko pracuje mi się nad więcej niż jednym tekstem jednocześnie - utrzymywanie z nimi ciągłego kontaktu w mojej głowie jest bardzo absorbujące.
Dziś wrzuciłam pierwszy rozdział, a już mnie palce świerzbią, by jak najszybciej udostępnić kolejny, co najmniej tych kilka początkowych, żeby zbudować świat tego opowiadania.
Wymyśliłam sobie, żeby tym razem napisać coś w "naszych" realiach, a zarazem bardziej mrocznego, być może budzącego dreszczyk niepokoju. Zależało mi również, aby uciec nieco od schematu, w którym główny bohater musi pokonać swoją drogę, by na koniec stać się tym dobrym, czarującym etc. Tyle już takich historii powstało, owszem, przyjemnie się je czyta, szczególnie, kiedy można się spodziewać szczęśliwego zakończenia, jednakże... Chciałabym, żeby moi bohaterowie (szczególnie mężczyźni) nie byli tak prości i przewidywalni w odbiorze. Nie wiem jeszcze, czy mi się to uda, bo ambicja to jedno, a faktyczne umiejętności to coś zupełnie innego, zamierzam jednak unikać postaci czarno-białych, poruszając się za to w skali szarości.
Historię poznawać będziemy z perspektywy głównej bohaterki, jej oczami, a ponieważ ona z pewnością wszystkiego nie wie i długo jeszcze nie pozna całej prawdy... Wiele może się jeszcze zmienić.
Ograniczenia związane z poruszaniem się w świecie fanfiction (wymuszony paring, skojarzenia, jakie budzą poszczególne imiona) zaczynają mnie drażnić, utrudniając szykowanie niespodzianek ("utrudniają", na szczęście jednak nie "uniemożliwiają"), dlatego zdecydowałam się, by równolegle pisać wersję autorską - z zupełnie innymi imionami... Mam nadzieję, że mi się obie wersje nie poplątają w którymś momencie ;)
Nie zdecydowałam się jeszcze na muzykę, którą mogłabym określić mianem motywu przewodniego do tego opowiadania. Przy pisaniu zazwyczaj towarzyszą mi różne kawałki Two Steps From Hell czy niezawodny Clint Mansell z "Lux aeterna". Ale nie tylko...
Mało oryginalnie, wiem.
Tak sobie pomyślałam, że do tego tematu pasowałby... Rudzielec.
Dopiero wczoraj udało mi się choć trochę przespać, pomogły dopiero tabletki i to w podwójnej dawce :/ Wciąż jeszcze czuję się rozbita, ale przynajmniej w głowie mi się już nie kręci. Za to jakieś paskudne przeziębienie się przyplątało...
Słonko ja mam nadzieję, że te łapki świerzbią Cię coraz bardziej, bo Alpine to moje nowe uzależnienie :)
OdpowiedzUsuńZauroczyły mnie te małe rudzielce na zdjęciach, są prześliczne i wyglądają tak, jakby pozowały :)