Czytałam kiedyś, że statystycznie styczeń jest najtrudniejszym miesiącem w roku - po świąteczno-sylwestrowych szaleństwach długo trzeba czekać na kolejne wolne, miesiąc jest długi, a portfele często nadwyrężone... Przynajmniej jakoś tak szło uzasadnienie.
Mi jednak wydaje się, że od stycznia to pójdzie "z górki": dni coraz dłuższe, łatwiej odliczać do wiosny. Już uciekam myślami do bezkresnej zieleni pól, miękkich dywanów z mleczy, do tych wszystkich cieszących oko kolorów, tak świeżych i pogodnych. Jesienią posadziłam w ogródku trochę nowych cebul, liczę na ciekawe zdjęcia.
Byle jakoś ten styczeń przetrwać (może jednak spadnie śnieg i trochę rozjaśni ten bury krajobraz?), byle luty, zimny i błotnisty. A w marcu wszystko powinno ruszyć - słońce, pąki, kwiaty...
Nadzieja? To słowo wypadło z mojego słownika.
Jak pięknie i wiosennie zrobiło się u Ciebie. Spędziłam kilka dni w Borowicach , koło Karpacza, i mogłam napatrzeć się na cudowne zaśnieżone drzewa. W Sylwestra, tuż po dość obfituje kolacji, poszliśmy na spacer. Było biało, mroźno i na niebie świeciły miliony gwiazd. W mieście nigdy ich tak nie widać. Spacerowaliśmy po wsi, zaglądając ludziom w okna. A potem wróciliśmy z Aro na tańce, hulanki i swawole. A teraz zastanawiam się, czy ten sylwestrowy wypad na narty to będzie jedyny tej zimy, ponieważ na stokach cały śnieg spływa. W szkole praca aż furczy. Zbliża się koniec semestru - rady pedagogiczne, wystawianie ocen. Obiecałam moim dzieciom, że dostaną same słoneczka. To jest fajna klasa, a dzieciaki chłoną wiedzę jak gąbki.
OdpowiedzUsuńNowy rok, ciekawa jestem, co przyniesie. Zakończyliśmy ten spacer pod małym kościółkiem, padły pewne słowa ... Zmiany, duże zmiany...
Buziaki. Ropucha