Nie planowałam wspominać o aferze wokół Wojciecha Fibaka, ale czytając i słuchając kolejnych głosów w tej sprawie, trudno mi się powstrzymać. Bo można co prawda kwestionować metody "Wprost" (aczkolwiek moim zdaniem krytycy są wyjątkowo obłudni), można podnosić, że w końcu te dziewczyny były dorosłe i same się zgłaszały, ale to tylko przesuwa ciężar dyskusji na mniej istotne aspekty.
Stręczycielstwo w Polsce jest karalne. Gdzie przebiega granica pomiędzy ułatwianiem kontaktów chętnym znajomym, swataniem a stręczycielstwem, sutenerstwem czy kuplerstwem (dla każdego z tych trzech ostatnich kodeks karny przewiduje odpowiednie sankcje)? To nie portal randkowy, nikt nie zaprzecza, o co w tym wszystkim chodziło. I nawet nie ma tu mowy o niesłusznym oskarżeniu, nikt się nie wypiera, iż tak to działało.
Nie zawsze musi chodzić o zapłatę gotówką. Ja ci załatwię panienkę, ty mi pomożesz w innej sprawie. W końcu tak ten świat funkcjonuje. Oczywiście jestem świadoma, że to nic nowego, tak było od wieków - bogatsi i silniejsi wykorzystywali biedniejszych i słabszych. Tym z wyższych sfer (jakkolwiek by je zdefiniować) uchodziło zdecydowanie więcej niż tym z niższych (odzywa się moja lewicowa natura). Ale jak ma się cokolwiek zmienić, jeśli nie będziemy piętnować takich zachowań?
Organizowanie "chętnym panienkom" kontaktów z zainteresowanymi (starszymi) panami? To brzmi jak agencja towarzyska, handel kobiecym ciałem. Nieważne, że wszystko dzieje się za zgodą kobiety - i tak to jej ciało jest towarem... Do prostytucji czy sponsoringu pewno tu jeszcze wrócę, bo to długi temat. Kiedy kobieta zaczyna być traktowana jak towar (a temu służy cała współczesna popkultura - "masz być piękna, zadbana, zgrabna, a najlepiej wiecznie młoda") - granica między korzystaniem, wykorzystywaniem oraz przemocą łatwo może się rozmywać. Kupuję - to i żądam. Według raportów WHO jedna trzecia kobiet na świecie doświadcza przemocy - to się nie zmieni, jeśli nie zmieni się generalne podejście mężczyzn do kobiet. Zresztą to ma znaczenie nawet w "cywilizowanych", codziennych relacjach: jak mamy być traktowane na poważnie, chociażby w pracy, jeśli jesteśmy potencjalnym towarem? (ok, odrobinę wyolbrzymiam, chcę jednak pokazać kierunek).
Parę miesięcy temu trafiłam na publikację dotyczącą światka polskiego (i nie tylko) modelingu. Nigdy się tym tematem nie interesowałam, stąd być może moje naiwne przekonanie, że w tej branży liczy się talent i wygląd. Z materiałów (a poświęciłam chwilę, by dotrzeć do ich większej liczby) wynikało jednak, że dziewczyny, które chcą mieć choćby szansę się przebić, muszą zaoferować znacznie więcej.
Powiedzieć, że jestem "zniesmaczona", nie oddaje skali tego, jak się czuję. Nie zgadzam się na stwierdzenie, iż "tak to działa", nie akceptuję takich wyjaśnień. Dlatego uważam, że powinniśmy głośno o tym mówić - kobiety i mężczyźni, którzy potrafią to dostrzec.
Ludzie zawsze będą mieli słabości, nie da się zupełnie wyeliminować wypaczeń czy przemocy, lecz im śmielej, bardziej zdecydowanie będziemy przeciw temu protestować, tym większa szansa na zbudowanie świata, w którym wszystkim nam będzie się lepiej żyło.
Pozwolę sobie jeszcze przytoczyć fragment felietonu Anny Dryjańskiej (tutaj - "Skowyt patriarchatu"):
"To znaczące, że dziennikarze, którzy teraz tak gorąco sprzeciwiają się
nagrywaniu jako metodzie śledztwa dziennikarskiego (brawa dla Romana
Kurkiewicza za przypomnienie w TOK FM metod stosowanych w aferze
Rywina), nie mieli podobnych zastrzeżeń, gdy kilka dni temu media
ujawniły nagrania z seksafery z opolskiej komendy policji. Albo gdy
kilka miesięcy temu o "filantropii" towarzyskiej pani B. wobec bogatych i
ustosunkowanych mężczyzn pisał "Newsweek".
Podobnie osobliwą niekonsekwencję zaprezentowali w 2009 r. członkowie rządu Platformy Obywatelskiej, gdy opowiedzieli się za kastracją pedofilów, a równolegle wsparli moralnie Romana Polańskiego aresztowanego za gwałt na dziewczynce w USA. Co wolno wojewodzie, to nie tobie, narodzie. Naucz się wreszcie, że są równi i równiejsi, a nagrywanie czyni z gazety tabloid tylko wtedy, jeśli się w niej nie pracuje.
Skowyczący arbitrzy elegancji zdają się nie wiedzieć, że "filantropia kobietami" nie jest niewinnym hobby, a w sytuacji, gdy w grę wchodzą pieniądze, jest przestępstwem. Często ma to związek z przemocą. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy "filantrop" poszukuje kobiet na własną rękę i może wmanewrować je w sytuacje, z których nie będzie już wyjścia. Pod koniec lat 90. przekonały się o tym dziesiątki kobiet oferowanych bogatym mężczyznom we Francji. Notabene w tamtej sprawie, wszelkimi siłami zamiatanej pod dywan przez francuskie władze, również przewija się nazwisko "filantropa" Fibaka.
Jeszcze kilkadziesiąt, a może nawet kilkanaście lat temu nie byłoby żadnej z tych spraw. Generał dalej dumnie pełniłby swoją funkcję, a na bruku wylądowałaby podwładna. Tenisista otoczony nimbem chwały nadal uprawiałby spokojnie "filantropię", która dziwnym trafem robiłaby z mężczyzn podziwianych playboyów, a z kobiet pogardzane dziwki. Ofiary przemocy seksualnej milczałyby, żyjąc z piętnem szmaty, która sprowokowała tego porządnego gościa i po prostu jej się należało."
Podobnie osobliwą niekonsekwencję zaprezentowali w 2009 r. członkowie rządu Platformy Obywatelskiej, gdy opowiedzieli się za kastracją pedofilów, a równolegle wsparli moralnie Romana Polańskiego aresztowanego za gwałt na dziewczynce w USA. Co wolno wojewodzie, to nie tobie, narodzie. Naucz się wreszcie, że są równi i równiejsi, a nagrywanie czyni z gazety tabloid tylko wtedy, jeśli się w niej nie pracuje.
Skowyczący arbitrzy elegancji zdają się nie wiedzieć, że "filantropia kobietami" nie jest niewinnym hobby, a w sytuacji, gdy w grę wchodzą pieniądze, jest przestępstwem. Często ma to związek z przemocą. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy "filantrop" poszukuje kobiet na własną rękę i może wmanewrować je w sytuacje, z których nie będzie już wyjścia. Pod koniec lat 90. przekonały się o tym dziesiątki kobiet oferowanych bogatym mężczyznom we Francji. Notabene w tamtej sprawie, wszelkimi siłami zamiatanej pod dywan przez francuskie władze, również przewija się nazwisko "filantropa" Fibaka.
Jeszcze kilkadziesiąt, a może nawet kilkanaście lat temu nie byłoby żadnej z tych spraw. Generał dalej dumnie pełniłby swoją funkcję, a na bruku wylądowałaby podwładna. Tenisista otoczony nimbem chwały nadal uprawiałby spokojnie "filantropię", która dziwnym trafem robiłaby z mężczyzn podziwianych playboyów, a z kobiet pogardzane dziwki. Ofiary przemocy seksualnej milczałyby, żyjąc z piętnem szmaty, która sprowokowała tego porządnego gościa i po prostu jej się należało."
I jeszcze jeden fragment, archiwalny, wyciągnięty przez internautów, dość dobrze ilustrujący problem:
"Six people are charged with the running of an international prostitution
ring, whose call-girls entertained the actor Robert de Niro, the former
tennis player, Wojtek Fibak, two senior (but unnamed) French
politicians and several Gulf princes. The agency specialised in
tricking, or trapping, star-struck teenage girls into selling their
bodies with the promise of careers as models or actresses."
[THE INDEPENDENT: The sex scandal that wouldn't lie down, Sunday 15 November 1998.]
[THE INDEPENDENT: The sex scandal that wouldn't lie down, Sunday 15 November 1998.]
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz