sobota, 29 czerwca 2013

Marudzenie nad książkami..

Od dłuższego już czasu nie mogę znaleźć lektury, w którą wgryzłabym się z przyjemnością (poza Nalini Singh, lecz o niej wspominałam już zbyt często). Być może powinnam pożegnać półki z tą "literaturą kobiecą"? Ale na te naprawdę ambitne wciąż brakuje mi czasu, skupienia, kryminałów czy obyczajowych nie lubię. Zostają mi wszelkiego rodzaju powieści historyczne, przygodowe, fantasy czy paranormalne, coś, z czym na co dzień bym się nie spotkała, co pomoże się oderwać myślami... Tylko że tak trudno trafić na coś oryginalnego. Buuu...


Co to ostatnio miałam?

Próbowałam sięgnąć po popularną, przynajmniej po drugiej stronie Atlantyku, Sherrilyn Kenyon i "Władcy Avalonu", ale... Kiedyś lubiłam legendy arturiańskie, nie przeszkadzało mi czytanie ich w coraz to nowej odsłonie, tą książkę rzuciłam nawet nie w połowie. Postać Kerrigana miała potencjał, ale został on moim zdaniem zmarnowany... Chyba jestem już za stara na ten typ książek. 

Przy kolejnym prasowaniu :) pochłonęłam nową powieść Loretty Chase - "The Mad Earl's Bride". Nawet, nawet (jeśli nie czepiać się szczegółów), lubię oryginalne bohaterki, choć ta akurat historia była zdecydowanie za krótka - na niecałych 100 stronach trudno się zżyć z bohaterami. Przynajmniej mój sen nie był zagrożony.

Tydzień temu "otwarła" mi się "Żelazna Róża" Marshy Canham. Chyba jestem zbyt wybredna :) Akcja jest aż zbyt przewidywalna, bohaterowie - choć w innych kostiumach - wydają się znajomi. Nawet egzotyczne krajobrazy nie przyciągają uwagi. Utknęłam (aż, dopiero) gdzieś w połowie, bo na szczęście Juliet wykazała się ciekawym charakterem: mało która bohaterka potrafi dokopać swojemu mężczyźnie tak jak ona. Być może nawet uda mi się skończyć tą pozycję, by sprawdzić, czy do końca pozostała twarda...

Będę szukać dalej. W końcu musi przecież znaleźć się coś w interesującej mnie kategorii :)






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...