niedziela, 9 czerwca 2013

Historia o życiu...


Parę dni temu siedziałam dziś na ławce słuchając smutnej historii o życiu. Dookoła biegały rozkrzyczane, radosne dzieci, słońce wreszcie przypomniało sobie, że jest wiosna, i zalewało ziemię promiennym ciepłem.

Kiedy się nie odwraca wzroku od siedzących obok ludzi, można usłyszeć wiele historii. Znaczna ich część jest smutna.

Żal z powodu utraconych szans i kończącego się już czasu, życia, które minęło nie tak, jak powinno. Rozgoryczenie, kiedy zainwestowana w dzieci miłość nie została zwrócona. Bezsilność wobec choroby, stopniowo odbierającej wszystko. Ból, fizyczny i ten w sercu. Rezygnacja, kiedy nie można już pomóc, złość, która przeczy temu, co powinno być. Obawa o niepewny los tych najmłodszych, zmuszająca by dalej żyć, chociaż nie widać nadziei na jakąkolwiek zmianę.

Przygryzałam wargę tłumiąc cisnące się uwagi, przecież teraz już nie miało znaczenia, że niektóre sprawy można było załatwić inaczej, a jednocześnie bezskutecznie szukałam jakiegoś rozwiązania, narzędzi, jakie mogłabym podsunąć. Rozumiem, kiedy ktoś potrzebuje być wysłuchany i nieco nagina rzeczywistość, nie mogę jednak kwestionować cierpienia, skoro co dzień widzę, z jakim wysiłkiem się porusza...

Czy ta rozmowa mnie czegoś nauczyła? Nie sądzę... Na pewno jednak jutro, gdy się ukłonię tej osobie, w moim żołądku zaciąży świadomość, pamięć tego aż zbyt szczerego wyznania. Więc może jednak coś z tego wyniosłam? Po raz kolejny przekonałam się, jak niewiele wiemy o ludziach tuż obok, nie zastanawiamy się nawet, że za formalnymi, grzecznościowymi uśmiechami może kryć się kolejna smutna historia. Nic romantycznego, nie rozdzierająca serce tragedia czy poruszająca trauma, lecz szary znój, nudny, nieciekawy i tak ciężki, że u kresu drogi zupełnie już brakuje sił czy nadziei.






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...