Najpierw wkurzyłam się w pracy, ughh... i to bardzo. Potem wkurzyłam się na lekarza, na którego czekaliśmy w szpitalu ponad godzinę, nie doczekawszy się zresztą. Na wieczór jeszcze wkurzył mnie mąż, który chyba nigdy nie nauczy się sam robić zakupów.
A mimo to mam w tej chwili ogromną chęć skulić się i zapłakać.
Często czuję się tak, że nie potrafię dogonić bieżącego dnia, rzeczy i sprawy wymykają mi się z rąk w sposób niekontrolowany, a ja sobie tylko obiecuję, że się pozbieram, i obiecuję... i obiecuję... Chowam się przed smutkiem odwracając się od rzeczywistości.
Roślina ze zdjęcia poniżej to milin amerykański.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten krzak, pnącze, zdawało mi się, że jakimś cudem przeniosłam się daleko na południe. Ma w sobie coś egzotycznego. Szkoda, że w moim ogródku nie ma już miejsca na to cudo.
Szef, że denerwuje - normalka, służba zdrowia - jeszcze powszechniejsze, no ale mąż - chyba, ze sie go wyśle na zakupy :)
OdpowiedzUsuńA może odpuść sobie, niech sprawy idą swoim rytmem, nie obiecuj sobie, że nadrobisz, że ogarniesz, bo czasem się po prostu nie da.