Pamiętam taki ciepły czerwcowy wieczór, wiele, wiele lat temu. Wtedy czekałam, tęskniłam za Tobą, nie mogłeś być przy mnie...
Oderwałam się od nauki, by usiąść w mojej cichej kryjówce nad rzeką. W gasnącym świetle dnia jej zakola lśniły leniwie, a nisko nad horyzontem wisiało wielkie, czerwone słońce, otulone pledem gorejących chmur. Powoli ściemniało się, las obok mnie tchnął wilgocią i niepokojem. Zieleń łęgów, zaplątany kwiat, nieświadoma otaczającej ją przestrzeni, pływająca w zadumie lilia.
Kochany, tu jest tak pięknie!
Jeszcze jedno spojrzenie na rzekę, na wypełzające zza jej zakrętu mgły, nadciągający zmierzch.
Tak brakowało mi wtedy Twoich ramion Kochany, chciałam wziąć Cię za rękę, podziwiać ten wieczorny spektakl razem z Tobą. Patrzyłam na wąską ścieżkę na zachodnim brzegu rzeki, tą, która zawsze mnie kusiła swoją tajemnicą, obiecując sobie, że następnym razem przyjdę tu z Tobą.
To było tak dawno temu... Teraz co wieczór jesteś ze mną.
Tylko nie ma już tamtej rzeki.
Też często myslami wracam do chwil, kiedy wszystko bylo lub wydawalo się prostsze.
OdpowiedzUsuń